Capítulo 8
Opatrzenie Rio nie było twardym orzechem do zgryzienia. Nabój ledwie go musnął tuż koło czoła, ale krwi rzeczywiście było co niemiara. Bardziej zastanawiał mnie jego dreszcz, który pojawiał się nagle, by po chwili minąć. Chłopak musiał naprawdę mocno się przestraszyć.
Kiedy prawie kończyłam, zostaliśmy sami. Wszyscy opuścili stołówkę, pozostawiając mnie z nim. Siedział na krześle, gdy ja wycierałam ostatnie plamy zakrzepłej krwi na jego skroni.
– Jesteś młodszą siostrą Dakara? – zapytał.
– Jestem.
– Masz na imię Savana.
– Mam.
– Jesteś pięć lat młodsza?
– Trochę.
Nie miałam ochoty na pogawędki, choć ten chciał mnie do niej za wszelką cenę zmusić.
– Często o tobie wspominał.
Teraz to ja poczułam się zaintrygowana. Zmarszczyłam brwi, pragnąc dopytać o szczegóły. Rio zdawał się osobą, która powie wszystko.
– Długo się znacie? – spytałam.
– Trochę. – Teraz on odpowiadał pojedynczymi słowami.
Spojrzał na mnie z dołu z zadziornym uśmieszkiem, żeby najwyraźniej dać mi do zrozumienia, że nie powie mi więcej niż ja jemu.
– Jestem cztery lata od niego młodsza. – Informacja za informację.
– My znamy się od około trzech lat.
Czyli tyle ile nie widziałam Eliana.
– Gdzie się spotkaliście? – starałam się drążyć.
– W areszcie. – Mogłam się domyślić. – Zgarnęli nas za picie na ulicy. Trochę awanturowaliśmy się z policją, więc postanowili nas zgarnąć.
– Czyli poznaliście się w pubie?
– Tam nawet nie poznałem jego imienia. Poznaliśmy się w areszcie – wyjaśnił. – Mieliśmy dobę na rozmowę.
Zabrałam ubrudzone krwią gazy do śmietnika.
– Co taki młody chłopak, jak ty robi tutaj? – spytałam, patrząc na niego.
Wzruszył ramionami.
– Chce się dorobić. Poza tym chyba nie jestem wiele młodszy niż ty.
Wstał pomału, cały czas uśmiechając się do mnie.
– Możliwe. Różnica jest jednak taka, że ja jestem tylko zakładniczką. Zastanawia mnie – urwałam, żeby znaleźć odpowiednie słowa. – co sprawiło, że uwierzyliście w tak irracjonalny plan? Albo kto to sprawił. I jak to właściwie się stało?
– Chyba nie powinienem ci tego mówić.
– Pewnie nie – przyznałam nieśmiało. – Pewnie jest to waszą tajemnicą.
Przysiadłam, opierając się pupą o stolik. On podszedł do stojącego nieopodal akwarium i przyjrzał się swojemu odbiciu w szkle. Co przez nie zobaczył, nie wiedziałam, pewnie nie za dużo. Widząc, jednak, że grzebie dłonią przy opatrunku na głowie, powiedziałam:
– Od razu się nie zagoi.
– Domyślam się.
– Raz na jakiś czas zmień gazę na nową. Szkoda by było, żeby dostały ci się tam jakieś bakterie.
– Dobrze. – Odwrócił się w moją stronę, uśmiechając się miło. – Bardzo ci dziękuję, Savana.
Na stole walało się mnóstwo rzeczy. Papiery, chusteczki, talerze i kubki. Kilka butelek po wodzie rozbudziło we mnie uczucie pragnienia. Dochodziła piętnasta, a ja od rana nie wypiłam nic, prócz szklanki wody i kawy.
– Chcesz wody? – zaproponował mi, jak gdyby czytał w moim myślach. – Pewnie nic nie piłaś.
– Właściwie nie jadłam również – uśmiechnęłam się, odbierając od niego butelkę wody.
– No ta. Przyszłaś mnie opatrzyć, kiedy trwa obiad.
Zmarszczyłam brwi. O jakim obiedzie on mówił?
– Zaraz wezwę kogoś, żeby przyniósł nam jedną porcję dla ciebie.
Posłał mi słodki uśmiech.
Zawiesiłam wzrok na wiszących na ścianach telefonach, które zostały nam zabrane przez porywaczy. Oczywiście zauważyłam je już wcześniej, gdyż były ozdobą stołówki, której nie dało się ominąć. Wisiało ich ponad czterdzieści, a w nich mój z pajączkiem na ekranie. Wyglądało to bardzo ciekawie, jak dziwna ekspozycja w muzeum sztuki nowoczesnej.
Chwilę później do pomieszczenia wszedł potężny facet, którego jeszcze nie było dane mi poznać. Na pewno nie był on tym gościem, który znalazł mnie w łazience. Tamten nie miał włosów, co zauważyłam, nawet gdy nosił maskę, ten zaś miał krótkiego irokeza na głowie.
– Rio. – Podał mu porcje czegoś zamkniętego w dwóch kartonowych pudełeczkach i coś czerwonego w niewielkim woreczku.
– Dzięki Oslo.
Facet jak szybko pojawił się, tak szybko i zniknął. Rio natomiast otwarł dwa pudełka, położył je naprzeciw siebie na stole, sięgnął po sztućce i dwie serwetki.
– Bon appetit – powiedział, szczerząc się do mnie i zapraszając mnie do stołu. Byłam strasznie głodna. Usiedliśmy więc razem i w milczeniu zajadaliśmy chłodnym już spaghetti. Nie chciałam rozmawiać. Jedząc, spoglądałam na mały pakunek z czerwonym materiałem. Rio zdał sobie sprawę, że na to patrzę, więc powiedział:
– To kombinezon. Taki jaki my nosimy. Po obiedzie będziesz musiała go założyć. Łazienka jest naprzeciwko – poinformował mnie.
Zaskoczyło mnie, że nie zdecydował się pilnować drzwi, jednak po wejściu do toalety zdałam sobie sprawę, że jest tak mała, że nie miałabym szans się w niej ukryć, czy z niej uciec. A stołówka znajdowała się tuż obok, więc Rio mógł mieć cały czas oko na drzwi łazienki.
Ściągnęłam z siebie spodnie i nałożyłam kombinezon. Był mi trochę za duży, więc podwinęłam rękawy i nogawki.
Wychodząc z toalety, usłyszałam znowu głos Berlina. Nie powiem, facet był specyficzny, ale nie to martwiło mnie najmocniej. Zatrzymałam się za uchylonymi drzwiami, nasłuchując:
– Musimy dać im trochę czasu, żeby się zorganizowali – uciął na momencik. – Dlaczego Tokio powiedziała Profesorowi, że nie jesteście ze sobą?
Wytężyłam słuch, żeby lepiej słyszeć ich rozmowę.
– Bo nie jesteśmy.
– To, czemu co noc słyszałem, jak jej łóżko łomocze aż ściany się trzęsą? – zapytał spokojnie. – Ćwiczyła sambę o piątej nad ranem?
– Nie mam kurwa pojęcia. – Rio był już poddenerwowany. – Może tańczy pieprzoną sambę, a może ma złe sny. Nie wiem!
Ukryłam się za ścianą, słysząc, jak któryś z mężczyzn łapie drugie za ciuchy. Nie chciałam być świadkiem walki między nimi, ale cholernie ciekawiło mnie, o czym rozmawiają, kiedy nie ma mnie w towarzystwie.
– Słuchaj... każdemu innemu możesz wciskać kity, ale nie mnie. – Nastała głucha cisza, po czym śmiech Berlina wypełnił pomieszczenie. – Żartuję. Spokojnie. Żartuję.
Chwilę nie odzywali się do siebie. Któryś z nich sprzątał pozostały posiłek ze stolika.
– A tak właściwie, czy ty nie miałeś kogoś pilnować? – głos zabrał ponownie Berlin.
– Tak. Savana jest w łazience.
– Sama?
– A co, miałem ją podglądać?
– Nie. Masz do tego Tokio. Ale pilnować jej drzwi to już owszem tak.
Czym prędzej wyskoczyłam z ukrycia, słysząc kroki Berlina kierujące się w stronę wyjścia ze stołówki. Chciałam udawać, że dopiero co wyszłam z toalety, nie chcąc, aby domyślili się, że podsłuchiwałam.
Kiedy wynurzyłam się zza drzwi, wpadłam wprost na Berlina.
– Ups – zaśmiał się.
– Przepraszam – wydusiłam z siebie.
– Patrzcie państwo. Nie uciekła.
– Ufałem jej i dlatego posłałem ją samą do łazienki – wytłumaczył się Rio. Minęłam Berlina, stając bliżej drugiego, młodszego chłopaka.
– Ufałeś jej? – parsknął Berlin, mierząc mnie swoim spokojnym wzrokiem. – Pamiętasz, o czym ostatnio rozmawialiśmy, Rio? O seksie, kobietach i przyszłości?
Rio zerknął na niego spode łba. Oparłam się o ścianę, słuchając, co tamten ma do powiedzenia.
– Zapomniałem wtedy wspomnieć, że jeżeli zaufasz kobiecie w jednej rzeczy, to możesz być pewien, że kolejne wykorzysta do swoich celów. – Mówiąc to, patrzył wciąż na mnie. Przymrużyłam powieki, spoglądając na niego z wyższością. – Zmanipuluje cię.
Rio nie odpowiedział, ja za to nie potrafiłam utrzymać języka za zębami. Cholernie nie podobało mi się to, co sądził o kobietach. No i to, że wszystkie wsadzał do jednego worka.
– Ale z ciebie seksista. Musiałeś mieć ciężką przeszłość, że teraz mówisz w ten sposób o kobietach – wtrąciłam.
Nie spodziewał się ataku z mojej strony, co w tej chwili dało się z niego wyczytać. Zbiłam go z tropu. Pomrugał powiekami, uniósł wyżej twarz, żeby ukazać swoją dominację.
– Wiele razy uwierzyłem w miłość. A te zawsze kończyły się tak samo.
– To współczuję ci – odpowiedziałam krótko, dodając: – Rio nie słuchaj go, bo szkoda czasu.
– Widzisz. To jest właśnie ten moment, w którym cię zmanipuluje. Rzuci kilka słodkich słówek, a ty uwierzysz, że chce dla ciebie dobrze.
Rio zerknął na mnie, badając spojrzeniem moją twarz. Zmarszczyłam brwi.
– Po co miałabym to robić. Nic od ciebie nie chcę – uspokoiłam go.
– Ile już z ciebie wyciągnęła? – zapytał Berlin. Ton jego głosu pozostawał niezmienny. Wydawało mi się, że facet wciąż żyje na tabletkach uspokajających. – Wie już, jak naprawdę masz na imię? Wie jak my wszyscy mamy? A może już zna cały nasz plan i wie, w jakich okolicznościach poznałeś jej brata?
– Podpuszcza cię – szepnęłam. – Nie daj mu się tłamsić.
– Co ty w ogóle masz w głowie? – zaczął nagle wściekle Rio. – Czemu Profesor mianował cię dowódcą?
– Bo jestem wrażliwy na ludzi.
W tym miał rację. Jego uspokajanie zestresowanego tłumu. Jego miłe słówka i miękkie zwracanie się do ludzi. Rzeczywiście miał do tego talent, ale tym samym był cholernie fałszywy.
Obydwoje obserwowaliśmy go, jak podchodzi do automatu do kawy i wdusza jeden z wielu guzików na urządzeniu.
– Zajmiesz się Owieczką. Weź ją z holu głównego i pomóż jej nagrać film dla jej rodziny. Obiecałem, że każdy z zakładników będzie mógł to zrobić. – Szybko zmierzył mnie beznamiętnym spojrzeniem. – Ty również.
Rio przytaknął. Upewniwszy się porozumiewawczym spojrzeniem, że sobie tu sama poradzę w towarzystwie pozbawionego jakichkolwiek emocji człowieka, wyszedł, zostawiając mnie z Berlinem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top