Capítulo 33
– Jesteś szalona! – wrzasnęła Nairobi i podeszła do mierzącej teraz do niej Tokio. Byłam przerażona. Widok broni w rękach Tokio paraliżował mnie od środka. Sama świadomość tego, że jednym strzałem Tokio mogła zastrzelić Nairobi ,sprawiało, że drżałam od wewnątrz. Ta dziewczyna była jakaś nierównoważona.
– Rozwiąż go – poprosił mnie Moskwa, wskazując głową na Berlina. Minęłam ostrożnie Nairobi i Tokio, które wściekle łupały na siebie wzrokiem. Jedna celowała do drugiej z broni i przez to sytuacja ta była jedną z najbardziej stresujących w moim życiu.
Berlin natomiast nie wyglądał na przejętego tym wydarzeniem. Jego nogi przywiązane były do nóg krzesła. Tors przylepiony czarną taśmą do oparcia, a dłonie zlepiona za nim. Jednak pomimo tego, z pewnością niekomfortowego skrępowania siedział wyluzowany na krześle.
– Przybiegłaś mi na ratunek – odezwał się, patrząc na mnie z uśmiechem, gdy pomagałam mu się wyswobodzić.
– Wcale, że nie. – Przewróciłam oczyma. – Miałam to zupełnie gdzieś.
Zaśmiał się. Wiedziałam, że już w to nie uwierzy. Zresztą, nawet w moich ustach te kłamstwa brzmiały jakoś tak nienormalnie. Po tym, w jaki sposób zbliżyliśmy się do siebie raptem dzień temu... Boże, nadal nie wierzyłam w to, co się wydarzyło.
– Mmm... – zamruczał cicho, gdy lekko nachyliłam się nad nim, aby ściągnąć taśmę z jego ciała. – Słyszę twoje szybkie bicie serca. Albo tak bardzo wystraszyłaś się, że może mi się coś stać, albo po prostu tak reagujesz na moją bliskość.
Spojrzałam przez ramię na innych. Pomimo że praktycznie szeptał mi to do ucha, bałam się, że ktoś jeszcze mógł to usłyszeć. Widząc, że wszyscy bardziej są zainteresowani tym, co działo się między Nairobi i Tokio, wróciłam wzrokiem do Berlina.
Chciałam coś wtrącić, lecz on kontynuował:
– Po ostatniej nocy, zgaduję, że po części jedno i po części drugie.
– Tak myślisz?
Uśmiechnął się, pokazując swoje białe zęby. Miałam ochotę go pocałować. Wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w jego usta, gdy odklejałam ostatnią warstwę taśmy z oparcia i jego torsu.
– Wiem, że masz ochotę ściągnąć ze mnie teraz ten czerwony kombinezon – stwierdził, a ja prychnęłam, kiwając głową z rozbawieniem. – Mogę szczerze przyznać, że ja również mam ochotę pozbawić cię tej części ubioru, mi amor.
– Cicho bądź – upomniałam go, na co się uśmiechnął.
Wyprostowałam się, gdy rozwiązałam go na tyle, by mógł sobie sam poradzić z resztą taśm i rzuciłam wzrok na podłogę, na której leżały stłuczone ampułki leku Berlina. Zmarszczyłam brwi, wypuszczając mocniej powietrze z płuc, które stało się nagle cięższe, niż dotychczas. Spojrzałam momentalnie na Berlina, który wyglądał teraz na lekko zbitego z tropu.
– Berlin – jęknęłam przerażona tym, że prawdopodobnie zostało mu już tylko kilka ampułek, które mógłby użyć i, które mogłyby powstrzymać postęp jego okropnej choroby.
– Nie przejmuj się – powiedział cicho, lecz w jego głosie czuć było zmartwienie. Poznałam po jego twarzy, że, nie ma tej sytuacji pod kontrolą.
– Coś wymyślimy – stwierdziłam, chcąc go uspokoić, chociaż wiedziałam, że nie jestem w stanie mu pomóc.
– To było jedno z ostatnich. – Uśmiechnął się gorzko. Wzięłam głębszy wdech, zapatrując się w rozbite szkło leżące nieopodal krzesła, do którego był przywiązany. Berlin podniósł się i poważnym wzrokiem lidera spojrzał na kłócące się wciąż towarzystwo.
– Czy możemy już zamknąć ten rozdział i skupić się na tym, co najważniejsze? – Spojrzał na Tokio, która nie chciała mu patrzeć w oczy. – Tak, jak mówiłem, musicie mi się podporządkować. Nikt inny, tylko ja, wiem krok po kroku jak ma przebiec nasz plan. Więc weźcie się w garść i przestańcie zachowywać się, jak gówniarze.
Stałam, nic nie mówiąc, koło jego boku i poczułam dziwne uczucie, jakby wszyscy zaczęli wpatrywać się we mnie z zaciekawieniem. Nie chciałam wiedzieć, czy tak naprawdę było, więc uniosłam tylko wzrok, aby spojrzeć na Berlina. W tym samym momencie on chwycił moją brodę między kciuk i palec wskazujący i przytrzymał mi ją mocno zadartą, abym nie spuszczała z niego wzroku. Zmarszczyłam brwi, czując narastający we mnie gniew, kiedy on uśmiechnął się, lustrując mój wściekły wyraz twarzy.
– Rio, zaprowadź, proszę panią doktor do mojego biura. Chyba wyjątkowo za dużo widziała dzisiejszego dnia. Jeszcze wyda komuś o tym, co tutaj zobaczyła. Wspomni o naszych słabościach i niedociągnięciach. A nie chcielibyśmy się jej przecież pozbywać. Byłoby to nieposzanowanie takiego talentu. Nie wszyscy z nas bowiem rodzą się tak mądrzy.
Zanim mnie puścił, przetarł jeszcze kciukiem moją dolną wargę. Wyrwałam się z jego uścisku, pokazując niezadowolenie z tego, jak mnie potraktował.
– Radzę ci się do niej nie zbliżać – Nairobi zabrała nagle głos. Myślałam z pierwszej chwili, że skierowany był on w stronę Rio lub Denvera, lecz prędko zrozumiałam, że powiedziała to do Berlina.
Ten rzucił na nią zdziwiony, lecz nadal rozbawiony wzrok.
– Ja nie mam się zbliżać do Savany? – roześmiał się.
– Wystarczy ci jedna zakładniczka. Nie krzywdź kolejnej biednej dziewczyny, która ze strachu, zrobi wszystko, co jej każesz. Możesz mi wierzyć, że akurat za Savaną stanę murem, więc ostrzegam cię, nie zbliżaj się do niej.
Spojrzałam z uśmiechem na Nairobi. Było mi strasznie miło, a zarazem cholernie głupio. Z jednej strony czułam, że mam w Nairobi sprzymierzeńca, że łączy nas coś dobrego, jakaś przyjaźń jajników, czy coś, ale z drugiej głupio było mi ją oszukiwać.
Poczułam, jak Berlin oplata mnie swoim ramieniem w pasie i przyciąga tak, że moje plecy dotykały jego torsu.
– Oj, Nairobi, Nairobi. Uwierz mi, że w życiu nie skrzywdziłbym naszej pani doktor. Nas połączyło coś wyjątkowego, odkąd tylko na siebie spojrzeliśmy, prawda? – Obróciłam głowę, aby na niego spojrzeć. Posłałam mu wściekły uśmiech i chęć zamordowania go. Uśmiechnął się szerzej, wiedząc, że działa mi cholernie na nerwy. – Musisz mi jednak uwierzyć na słowo, że tak jest, bo pani doktor nie wydaje się, być gotowa przyznać mi racji, prawda pani doktor?
Rio niechętnie wykonał polecenie dane mu przez Berlina. Nie do końca rozumiałam, czym pokierowany był ich wewnętrzny bunt, ale czuć było między nimi napięcie, które zdawało się być bliskie wystrzału. Zatrzymanie Tokio przed zrobieniem głupstwa nie było opanowaniem tego poważnego wewnętrznego problemu, z którym zmierzyć musieli się teraz złodzieje.
Obserwowanie ich od tej innej strony, będąc poniekąd w centrum większości ich zmagań, było dla mnie nie lada wyzwaniem. Wydawało mi się bowiem, że dotychczas wszystko szło zgodnie z ich planem. Niczym w zegarku wszystko chodziło, jak dobrze naoliwiony mechanizm. Teraz jednak mechanizm powoli zaczynał stukać, a relacje między nimi zaczynały robić się coraz bardziej napięte. Obawiałam się, a może raczej cieszyłam, że przy takich problemach łatwiej o potknięcie. O potknięcie, które może kosztować ich większą pomyłkę. A co za tym szło, może wreszcie ten koszmar mógł się zakończyć?
Tylko czy ja tego chciałam? Czy naprawdę pragnęłam, aby ten okrutny czas się kończył? To oznaczało tylko jedno rozwiązanie, o którym nie chciałam w ogóle myśleć. Kiedy to się skończy, stracę mojego brata na zawsze. Eliana zobaczę już tylko za kratami, a naszym jedynym kontaktem będzie widzenie siebie przez pleksiglas albo – co gorsza – zostaną nam rozmowy przez telefon. Od kilku lat nie miałam z nim dobrego kontaktu, ale nie znaczyło to, że było mi wszystko jedno, co się z nim stanie. Pragnęłam dla niego dobrze i było mi przykro, że wybrał tak, jak wybrał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top