Capítulo 16
Siedzenie w holu nie należało do moich ulubionych chwil. Szczerze o wiele bardziej wolałam spędzać czas z porywaczami, jakkolwiek cholernie okropnie to brzmiało. Sęk w tym, że tu nic się nie działo. Rio i Tokio pilnowali nas, zakazując jakichkolwiek rozmów.
Znowu zauważyłam, że niektórych twarzy mi brakuje. Wiedziałam już, że wielu pomaga w drukarni przy produkcji pieniędzy. Brakowało mi jednak tych, którzy niekoniecznie się na tym znali.
– Jesteś lekarką, prawda? – wyszeptała młoda nauczycielka, którą widziałam już pierwszego dnia. To ona opowiadała swoim uczniom o ciekawostkach dotyczących mennicy.
– Tak, jestem.
– Nazywam się Mercedes. Jestem opiekunką klasy. Moja uczennica od wielu godzin ma problemy z... – urwała, kierując wzrok na ukrytą w torebce foliowej dziewczynę o rudych włosach. – Denerwuje się i ciągle wymiotuje. Zakazali jej chodzić do toalety.
– Ej! Ej! – wrzasnęła Tokio. – Żadnych rozmów.
– Ja tylko... ona cały czas wymiotuje – powiedziała głośniej nauczycielka, wskazując na chorą. – Ona jest lekarzem, może mogłaby...
Tokio spojrzała na mnie podejrzliwie. Nie przepadałam za nią, prawdopodobnie tak samo, jak ona za mną.
– Tylko sprawdzę, co z nią jest – wyjaśniłam.
– Zrobisz to, co wczoraj, to ja się tobą zajmę – zagroziła. Ktoś w tłumie jęknął panicznie. Ja również byłam zaskoczona. Trzecia osoba – zaraz za Berlinem i Dakarem – trafiła do mojego worka ludzi niepełnosprawnych emocjonalnie.
Powoli podeszłam do dziewczyny w rudych włosach.
– Hej, jak się czujesz? Twoja nauczycielka mówi, że strasznie się denerwujesz.
Przytaknęła. Zauważyłam po jej twarzy, że jest wyczerpana. Blada cera i podkrążone oczy zdobiły jej buzię. Śmierdziała wymiotami, ale do tego już dawno zdążyłam się przyzwyczaić podczas praktyk w szpitalu.
Sprawdziłam jej puls. Był podwyższony. Dyszała głośno i cały czas odbijało jej się. Poprosiłam Rio o szklankę wody, dodałam, aby dał mi dwie tabletki na uspokojenie – wiedziałam już, że takimi dysponują.
– Weź jedną teraz. Najprawdopodobniej zaśniesz po niej, bo jesteś zmęczona. Kiedy się obudzisz, twoja nauczycielka poda ci drugą, dobrze? – Od razu łyknęła jedną pigułkę. – Pij dużo wody. Bardzo dużo, jasne? Jakby coś było nie tak, od razu mnie wołajcie.
Ostatnie zdanie wypowiedziałam, tak by usłyszała je Mercedes.
– Dziękuję ci. – Kobieta chwyciła mnie za dłonie.
– Nie ma za co. Musimy razem to przetrwać. – Uśmiechnęłam się do niej i wróciłam na swoje miejsce po tym, jak Tokio na nie wskazała.
Niespełna godzinę później na salę weszła grupa mężczyzn. W ich towarzystwie szedł Arturo. Wszyscy byli spoceni i wyczerpani. Od razu dostali butelkę wody i jedzenie. Dyrektor, dostrzegłszy mnie, usiadł obok.
– Budują tunel – wymruczał, czujnie wpatrując się, w zajętą rozdawaniem posiłku, Tokio. – Szczury przekopują się pod mennicą. Pomagamy im kopać. Pracowałem całą noc.
Przetarł dłonią ubrudzoną twarz.
– Jeżeli uda ci się wyjść bramą, powiedz policji o tym.
– Nie.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Już nie będę próbowała otwierać tej bramy.
– Dlaczego?
– Nie powiedziałeś mi o tym, że kod wpisać można tylko kilka razy. Poza tym jestem pewna, że kod, który wpisywałam, był bezbłędny.
– Ty włączyłaś w nocy alarm?
– Nie, krasnoludki. – O mało co nie wpadłam w szał. – Nie wspomniałeś mi o pieprzonym alarmie.
– Zrobili ci coś?
– O mało nie straciłam słuchu przez jednego skurczybyka, który strzelał mi koło głowy. Nie mam zamiaru już ryzykować. Szukaj innego, który zdecyduje się na twój plan, albo po prostu sam go zrealizuj.
– Nie wiedziałem – wysyczał.
– Czego? Że alarm się włączy po kilku złych kodach, czy zapomniałeś podać mi dobrego kodu?
– Kod jest na pewno dobry. Musiałaś pomylić się przy wpisywaniu!
– Jestem pewna, że wpisywałam go dobrze.
– Wpisałaś 7956801?
– 79568 plus zero i zero. Tak mi mówiłeś – burknęłam, coraz bardziej wkurzona.
– Nie. Zero, zero był w zeszłym roku. Na pewno podawałem ci zero i jedne.
– Nie. Dałeś mi kod z dwoma zerami na końcu! – krzyknęłam szeptem. – Nie licz na mnie więcej, Arturo. Nie chce już się narażać. Wystarczająco zrobiłam. Szukaj innego naiwniaka do czarnej roboty.
– Dobrze! – Też był już poddenerwowany. – Kolejnym razem pójdę sam.
– No i bardzo dobrze. Pamiętaj tylko, że kod ma jedynkę na końcu, a nie zero. – Założyłam ręce na piersi.
– Winisz mnie za to? – odfuknął.
– Czekaj, powiedz jeszcze raz, bo kurwa cię nie słyszę, bo wczorajsze wystrzały koło mojego ucha sprawiły, że ogłuchłam! To są psychopaci, Arturo. Musimy to przeczekać cierpliwie i się nie wychylać, jeżeli chcemy wyjść stąd żywi.
– Nie! Jako dyrektor nie wolno mi siedzieć bezczynnie!
– To ryzykuj, ale mnie w to nie mieszaj. Mam dosyć po jednej nocy.
Moje wkurzenie minęło, dopiero kiedy Nairobi wbiegła do pomieszczenia. Wymieniła się zdaniami z Rio i Tokio, a następnie zaczęła szukać kogoś w tłumie. Byłam tak daleko, że dopiero po chwili jej wzrok utkwił na mnie.
– Sava? Pomożesz? Mamy problem natury zdrowotnej.
Podniosłam się od razu, jednak dłoń Arturto zatrzymała mnie, chwytając za nogawkę.
– Będziesz pomagać oponentom?
– Będę pomagała każdemu, kto tego potrzebuje. Jestem lekarzem – wytłumaczyłam.
Poszłam za Nairobi. Szliśmy korytarzem w znanym mi już kierunku. Kiedy dotarliśmy do stołówki była w niej większość grupy porywaczy. Nawet mój brat.
– Co się stało? – spytałam.
– Miał atak paniki – wyjaśnił Berlin.
– Mógł mieć zawał – wrzasnął na niego Denver, prędko uspokojony przez Nairobi.
Żwawo podbiegłam do leżącego na sofie Moskwy. Czym prędzej sprawdziłam wszystko ewentualne objawy ataku serca. Nic jednak na to nie wskazywało.
– I co z nim? – Denver rzucił się koło mnie na kolana. Był strasznie zdenerwowany, o wiele bardziej niż wtedy, gdy postrzelił Monicę. Czemu się aż tak przejmował Moskwą?
– Spokojnie. Nie miał zawału.
– Tato, jak się czujesz? – złapał mężczyznę za rękę. I wszystko jasne, ojciec i syn. Zrobiło mi się smutno. – Trzęsie się.
– Przynieście szybko koc! – wrzasnęła Nairobi. – Helsi woda! Szybko!
Tokio wleciała do stołówki, jak poparzona.
– Czemu kazałeś mu to zrobić?!
– Spokojnie, publiczność jest po naszej stronie. Znikniemy stąd, zanim ktoś dowie się, że kogoś brakuje. – Berlin wyglądał na spokojnego.
Zadrżałam. Byłam jedyną osobą, która wiedziała, że Monica żyje – oprócz Denvera. Znaczyło to, że i mnie będą musieli się wreszcie pozbyć. Denver zauważył mój chwilowy strach. Poczułam, jak gładzi mnie porozumiewawczo po kolanie.
– Powiedziałeś już Profesorowi? Co? Powiedziałeś? – Tokio znowu się wydzierała. – Wie już, że złamałeś zasadę? Co?
– I kto to mówi? Ty? O mało co nie zabiłaś gliniarza.
– Coś byś potrzebował? – zapytałam troskliwie Moskwę, podczas gdy reszta się kłóciła. Nie chciałam ich słuchać, nie chciałam wiedzieć zbyt dużo.
– Duszno mi – wydyszał Moskwa. Z jego oczu wyleciało kilka kropel łez.
Jego atak paniki spowodowany był wiadomością o śmierci Monici. Dowiedział się, że jego syn zabił kobietę, tylko że to nie była prawda, ale on o tym nie wiedział.
– Otwórzcie okno – poprosiłam.
– Nie – odpowiedział Berlin głośniej. Spojrzałam na niego spode łba. – Nie otworzymy okna.
– Potrzebuję powietrza – powtórzył zrozpaczony Moskwa.
– Nie otworzymy żadnego okna.
– To włącz pierdolony klimatyzator albo bierz gazetę w łapę i wachluj! – krzyknęłam. Nairobi zerknęła na mnie z uśmiechem. Na twarzy Tokio również zauważyłam coś na kształt podziwu.
– Dzisiaj zorganizujemy Moskwie spacer – zaproponowała Nairobi.
– Tak, przydałoby mu się świeże powietrze – przyznałam.
Berlin uniósł głowę, żeby znowu nad nami dominować.
– Mieliście tylko jedno zadanie. Być profesjonalnymi. A tymczasem zachowujecie się jak nastolatki w czasie okresu. – Teraz jego głos brzmiał groźnie.
– To nie wygląda profesjonalnie? – zapytała Nairobi, pokazując mu przed oczyma świeżo wydrukowany banknot. – Co?
– Jest piękny – powiedział bez entuzjazmu Berlin.
– Nie. Nie jest piękny. Jest perfekcyjny. Jest lepszy niż z banku. Nie można ich wyśledzić. To wręcz dzieło sztuki. Wiesz dlaczego?
– Oświeć mnie, Nairobi.
– Ponieważ jestem profesjonalistką, w tym co robię. Ale nie wiem co robić, gdy w trakcie roboty, panikuje ojciec. Jego panika równie dobrze mogła być zawałem, ale nie wiedzielibyśmy tego, gdyby nie Sava. Gdyby nie ona, która pomimo krzywych spojrzeń reszty zakładników robi dobrze swoją robotę. My wszyscy tutaj jesteśmy profesjonalni w tym, co robimy, ale nadal jesteśmy tylko ludźmi. – urwała na moment. – Może to łatwe dla takiego dupka jak ty.
Moskwa zasnął niedługo później. Tokio i Nairobi wyszły wraz z moim bratem. Został tylko Denver, ja i Berlin. Siedząc skulona w fotelu, wpatrywałam się, jak najmłodszy z mężczyzn gładzi ojca po czole. Było mi przykro. Zdawało mi się, że rozumiem jego ból. Dowiedział się, że najbliższa osoba w jego życiu posunęła się do czegoś tak okrutnego. Poczułam, jak łzy zbierają się w moich oczach, kiedy w mojej głowie pojawił się Elian. Tylko że zabójstwo Monici było chwilowym koszmarem, o którym Moskwa kiedyś zapomni, gdy jego syn wyzna mu prawdę. A mój zły sen nie był chwilowy.
Starłam pospiesznie łzy, kiedy Berlin rzucił na mnie swój wzrok.
– Damy mu odpocząć, co? – odezwał się, na co Denver spojrzał na niego krzywo. Wstałam powolnie z fotela, kiedy Berlin chwycił mnie za ramię. – Chodź, pójdziesz ze mną.
Przełknęłam głośno ślinę, nie wiedząc czego się spodziewać. Denver rzucił mi krótkie spojrzenie, gdy wychodziłam ciągnięta za Berlinem.
___________________________________
Jutro kolejny rozdział? :)
Następny z pewnością bardziej Wam się spodoba :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top