Epilog
Stanąłem przed lustrem zapinając suwak bluzy i przeczesując dłonią swoje ciemne włosy. Wychyliłem się zza drzwi, dostrzegając krzątającą się po kuchni matkę. Uśmiechnąłem się lekko na jej widok, od kilku dni jej humor stawał się coraz lepszy, co bardzo mnie cieszyło. Włożyłem dłonie do kieszeni spodni i powoli do niej podszedłem. Blondynka popatrzyła na mnie z lekkim uśmiechem i przejechała dłonią po moim policzku.
-Jestem z ciebie dumna -szepnęła, nie odrywając ode mnie wzroku. -Jesteś taki silny i z wszystkim sobie radzisz, nie poddajesz się -uśmiechnęła się smutno, a ja spuściłem głowę.
-Nie mógłbym się poddać, kiedy mam jeszcze ciebie -odparłem łagodnie, a blondynka zamknęła mnie w silnym uścisku. Przymknąłem chwilowo oczy, po czym się od niej odsunąłem.
-Idź już, spacer dobrze ci zrobi -szturchnęła mnie figlarnie w ramię, jeszcze przez chwilę mi się przyglądając. -oczywiście nie chcę cię wyganiać! -dodała ze śmiechem, na co także się zaśmiałem. Machnąłem jej na pożegnanie i po ubraniu butów opuściłem mieszkanie. Przez te niecałe dwa miesiące rzadko kiedy opuszczałem dom. Nie byłem w stanie, jedyne co udało mi się zrobić przez ten okres, to w końcu zaliczyć ważny test, dzięki któremu w końcu mogę znaleźć sobie porządną robotę. Dzięki Ashtonowi czeka na mnie miejsce w jego biurze. Razem z Calumem założyli całkiem nieźle prosperującą firmę i obiecywali mnie w niej zatrudnić, jednak dopiero wtedy kiedy będę całkowicie na siłach wrócić do pracy. Byłem imbardzo wdzięczny, jednak sam muszę się zmusić, aby w końcu zrezygnować z tego życia które teraz prowadzę. Nie mam z niego prawie nic, tylko siedzę zamknięty w czterech ścianach i niepotrzebnie się dołuję. Czuję się taki samotny, chociaż mam rodzinę, a tak na prawdę tylko dwie kobiety które mi zostały. Mój ojciec zachował się jak skończony dupek. Zostawił nas, nawet nie przyjechał na pogrzeb Bena, kompletnie to zignorował. Już nawet nie potrafię nazywać go ojcem, jest dla mnie nikim. Swojego żalu także nie ukrywam do jeszcze jednej osoby, chociaż staram się ją zrozumieć. Osoba która zmieniła mnie, stałą się moją obsesją, a później tak po prostu znikła z mojego życia, dzwoniąc do mnie tylko raz. Powiedział wtedy tylko parę słów. "Michael, nie dam rady.." I od tego czasu, ani razu nie było dane mi już go słyszeć. Nawet nie odbierał ode mnie telefonów. Luke się poddał, a ja nie potrafiłem nic na to zaradzić. Nie wiedziałem gdzie teraz jest, co robi. Nie wiedziałem nic. Nie potrafiłem pojąć jak mógł mnie zostawić, ale w tej chwili odzywała się moja egoistyczna strona. Luke był przy mnie prawie zawsze, a możliwe że kiedy on najbardziej mnie potrzebował, ja byłem gdzieś z dala od niego, nawet się nie domyślając. Nie mogłem twierdzić, że przeżywam jako jedyny najgorsze chwile w swoim życiu. On także, zbyt dużo osób stracił. I chociaż powiedział mi że nie da rady, to w głębi duszy miałem nadzieję, że pewnego dnia zdobędzie w sobie siły i wszystko znowu będzie jak dawniej.
Popatrzyłem w szybę samochodu, widząc jak wiatr rozwiewa moje czarne włosy. Liliowy kolor mnie przytłaczał, nosił za sobą wiele wspomnień, a ja miałem ochotę o wszystkich zapomnieć, co nie było zbyt dobre.
Popchnąłem srebrną bramę i wszedłem do środka. Stawiałem małe kroki, aż w końcu doszedłem do tego jednego miejsca.
-Hej bracie -mruknąłem z lekkim uśmiechem siadając na wilgotnej trawie. Przejechałem dłonią po marmurze, odgarniając z niego parę liści i wbiłem wzrok w wyrytą na nagrobku datę. Jedynym powodem dla którego najczęściej wychodziłem z domu był Ben. Chociaż nie było go już tutaj z nami, to nadal było coś co mógłbym dla niego robić. Czułem się lepiej, kiedy tutaj byłem.
Zamrugałem kilkukrotnie, kiedy zagapiłem się w marmur. Wsadziłem jedną rękę do kieszeni, po czym wyciągnąłem z niej parę rzeczy. Kolorowy, święcący mieczyk i rysunek. Dwie rzeczy które były dla mnie dość ważne i sentymentalne. Może to dość dziwne, jak ważna może dla mnie być jakaś zwykła zabawka, jednak miała ze sobą dobre wspomnienia, i chociaż przefarbowałem włosy, bo chciałem się ich pozbyć, to tutaj chciałem je zostawić. Jeśli chodzi o rysunek, było to coś niezwykłego. Pierwszy raz zobaczyłem go dawno temu, kiedy spadł z lodówki. Byłem na nim ja, Ben i Ashley. Ponownie znalazłem go kilka dni temu. Był inny, zamiast Ashley, na kartce widniał Luke. Zawsze się powstrzymywałem, jednak wtedy dałem upust swoim emocją i się rozpłakałem przyciskając rysunek do piersi. Teraz, ciągle jest przy mnie w kieszeni mojej kurtki. Jeśli chodzi o Ashley, to nasze kontakty się odnowiły, jednak jesteśmy teraz przyjaciółmi. Czymś czym powinniśmy być od początku, zamiast bawić się w jakieś związki, co tylko spowodowało naszą kłótnię.
Spuściłem głowę wbijając wzrok w wypłowiałą trawę. Nagle rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu, który od ostatniego czasu był na prawdę rzadki. Sięgnąłem po mój telefon i poczułem jak moje serce chwilowo się zatrzymało, a później zaczęło bić ze zdwojoną siłą.
Od jednorożcowy telefon wsparcia: Odwróć się
Tak też zrobiłem, czując w środku tyle emocji, aż mnie to rozsadzało. Zadrżałem, ale powoli zacząłem się odwracać i wtedy go ujrzałem. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem, który zakrywał jego jasne włosy i połowę twarzy. Powoli zaczął do mnie podchodzić, a ja przełknąłem głośno ślinę, czując zdenerwowanie. Po chwili Luke usiadł obok mnie, a nasze kolana otarły się o siebie, powodując przechodzący po moim ciele dreszcz. Nie potrafiłem na niego spojrzeć, a także się odezwać.
-Przepraszam -do moim uszy doszedł jego chrypliwy głos i chociaż nie brzmiał tak jak zawsze, to cieszyłem się że znowu mogłem go usłyszeć. -Przepraszam że cię zostawiłem, zachowałem się jak skończony dupek. Nie chciałem ci tego zrobić, ale przez to co się wydarzyło, nie potrafiłem tak po prostu udawać że wszystko jest w porządku. Znowu poczułem się jak parę lat temu, kiedy wszystko mi się zawaliło, a jedynym wyjściem była dla mnie ucieczka. Ale wiesz co? To wcale nie było wyjście, tylko najgorsza decyzja jaką mogłem podjąć. Dopiero kiedy spędzałem każdy dzień w samotności, uświadomiłem sobie że na prawdę cię potrzebuję, a ty mnie. Rozstanie się w takiej chwili było nie na miejscu. Nie powinno do tego dojść... -powiedział na jednym wdechu, a jego ciało niebezpiecznie zadrżało. Przysunąłem się jeszcze bliżej niego, pozwalając aby schował się w moich objęciach. Wtulił się w mój tors, jak za dawnych czasów, a ja pogładziłem jego miękkie włosy.
-Nie przepraszaj, cieszę się że wróciłeś -szepnąłem, tuląc policzek do jego głowy. Na prawdę się cieszyłem że w końcu wrócił, a najbardziej rozwścieczało mnie to, ze to nie ja zrobiłem tego pierwszego kroku. Zawsze stałem na uboczu, czekając aż coś się wydarzy, ale nigdy nie odważyłem się zrobić czegoś jako pierwszy.
Luke wyswobodził się z moich objęć i zatopił wzrok w mojej twarzy. Wyglądał bardzo niezdrowo. Miał bladą skórę i wychudzoną twarz. Pod oczami widniały zasinienia, jednak same oczy błyszczały i miały tą swoją intensywną, błękitną barwę którą tak uwielbiałem. Przymknąłem oczy, kiedy poczułem ciepłe usta Luke'a na swoich. Chociaż mieliśmy już kilka naszych pocałunków, to ten był najcudowniejszy ze wszystkich. Tęskniłem za jego dotykiem, bliskością, wszystkim co z nim związane. Na prawdę go potrzebowałem. I w tej chwili nawet nie obchodził mnie fakt iż całowaliśmy się na cmentarzu.
-Kocham cię -szepnął opierając czoło na moim i gładząc dłonią mój policzek. Kolejne czego pragnąłem, to usłyszeć od niego te dwa słowa. Nie ukrywam, myślałem że jego uczucie do mnie już dawno wygasło, ale dobrze wiedzieć że się myliłem.
-J-ja cię też -wyjąkałem, powodując tym jego szeroki uśmiech. Luke splótł nasze dłonie i popatrzył na nagrobek mojego brata. Jego twarz od razu przybrała smutnego wyrazu, co łamało mi serce.
-O-ostatnio zmarła Darcy, niewidoma dziewczynka która dobrze dogadywała się z Benem -popatrzyłem zszokowanym wzrokiem w jego stronę. Miałem już dość smutnych informacji. -Nie przeżyła operacji -dodał smutno, a ja pokręciłem niedowierzająco głową -Ale trzeba być dobrej myśli, może teraz są gdzieś tam oboje, szczęśliwi i nie musza już cierpieć -ścisnął moją dłoń, gładząc ją kciukiem, a ja uśmiechnąłem się lekko na jego słowa. Tkwiliśmy chwilę w przyjemnej ciszy, napajając się swoją obecnością. Luke sięgnął do kieszeni i po chwili wyciągnął z niej świecącą zabawkę.
-Mistrzu Jedi -Powiedział z udawaną powagą machając mi świecącą zabawką przed twarzą, a ja wyciągnąłem swoją i złączyłem ją z jego, szeroko się uśmiechając. -Nadal nie wiem jak można robić takie cudowne rzeczy -zagapił się na świecący mieczyk, a ja nie potrafiłem się nie zaśmiać. I to był właśnie stary Luke, do którego miałem wielką słabość.
-Co teraz? -zapytałem smutniejąc i patrząc jak nadal się wygłupia. Luke spoważniał i posłał mi pocieszający uśmiech.
-Nic, musimy żyć dalej -wzruszył ramionami, jak by to było oczywiste. -W końcu mamy siebie -otoczył mnie swoim ramieniem , pozwalając, abym się w niego wtulił.
I tak oto skończył się pewien rozdział w moim życiu, aby mógł zacząć się kolejny. W ciągu paru miesięcy wydarzyły się dobre jak i te gorsze rzeczy. A większość tych dobrych, mogę zawdzięczać "najbardziej pechowemu dniu w moim życiu". To wtedy pierwszy raz go dostrzegłem, straciłem pracę aby zyskać nowych przyjaciół, rozstałem się z dziewczyną, aby związać się z kimś odpowiednim. Dzięki temu, teraz stoję z Luke'em, wspierając się wzajemnie.
Więc... Może czasami warto się spóźnić?
KONIEC
-----
To chyba będzie najbardziej chaotyczna norka w moim życiu, ale właśnie skończyłam najdłuższe ff w moim życiu.
Po pierwsze to najdłuższe, a po drugie to takie które osiągnęło dość duży sukces w mojej "wattpadowej karierze"
Ponad 4k wyświetleń to może nie jest jakoś baaaaaaaaaardzo dużo, ale uwierzcie, dla mnie to wiele. Nigdy jeszcze tyle nie dobiłam. No i Time Difference piszę jakoś od grudnia, więc to na prawdę trochę miesięcy i bardzo się przywiązałam do tego ff ;-;
Chcę podziękować każdemu, kto dał przynajmniej jedną gwiazdkę, komentarz. To dzięki wam ukończyłam tą historię. I przepraszam jeśli zaskoczyłam kogoś negatywnie tym epilogiem. Planowałam jeszcze jeden rozdział, ale coś mi nie wyszło i napisałam od razu epilog. Oczywiście nie mam zamiaru kończyć z pisaniem. Na moim profilu ciągle czeka kolejne ff z Mukiem czyli "Artist". Nie jest to nic nowego, pisałam już kiedyś o nim, jednak wtedy to ff nosiło nazwę "Passion"
OCZYWISCIE NIE BYŁABYM SOBĄ, GDYBYM NIE WYMYŚLIŁA CZEGOŚ JESZCZE
I tak tez pisze KOLEJNE ff, oczywiscie z Mukiem bo jak by inaczej, Muke to życie.
Fanfiction dzieję się na Coachelli, więc ma taki fajny festiwalowy klimacik. Jego tytuł to "handcuffed" i mam nadzieję że przypadnie wam do gustu. Teraz pytanko, chcecie abym dodała już pierwszy rozdział? Bo ogólnie to mam ich już jakoś z 13. Nie będą one bardzo długie, będzie to coś luźniejszego.
Dobrze, bo za chwilę ta notka będzie dłuższa od rozdziału, jeszcze raz dziękuję wam za wszystko!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top