9.

Lustrowałem wzrokiem całe wnętrze kawiarni. Ceglane ściany zdobione obrazami w brązowych ramach, gdzieniegdzie parę roślin dodających klimatu a do tego wszystkiego w powietrzu unosił się aromatyczny zapach kawy i czekolady. Zwróciłem wzrok ku Luke'owi który właśnie sięgał po swoje zamówienie jakim był wielki kubek gorącej czekolady z dużą ilością bitej śmietany. W niedługim czasie mi także podano tą samą bombę kaloryczną, oczywiście odmawiałem, ale z Luke'em się nie da wygrać. Upił wielkiego łyka słodkiego napoju, powodując że większość puszystej śmietany została na jego twarzy.

-Ty na prawdę zachowujesz się jak dzieciak -mruknąłem w jego stronę podpierając się na łokciu. Blondyn wyszczerzył się w moją stronę i sięgnął w końcu po serwetkę.

-Jestem dojrzalszy niż może ci się wydawać -powiedział robią z serwetki kulkę i celując nią prosto w moją twarz. Zrobiłem unik jak by to była kula ognia po czym zbeształem go wzrokiem, a on oczywiście wybuchnął śmiechem.

-Dlaczego wyciągnąłeś mnie o -zerknąłem na godzinę w telefonie aby być dokładnym. -Pierwszej w nocy?!

-Pisałem ci, potrzebowałem cukru -wzruszył ramionami podbierając łyżeczką moją śmietanę, jednak odpuściłem sobie jakąkolwiek reakcje.

-Ale po co ci ja?

-Nie lubię być sam, zresztą do wyboru miałem tylko twoją babcię -skrzywił się na co się zaśmiałem.

-Przecież pracujesz w aż dwóch miejscach, powinieneś mieć wielu znajomych -oparłem się o krzesło co chwilę na niego spoglądając.

-Umm... Niby tak, ale co z tego że otacza mnie dużo osób jeśli nikt nie jest godny mojego zaufania? To tak jak byś chciał pomarańcze i dostał całą ich skrzynię, jednak wszystkie były by zgniłe. Nadal byś się cieszył bo miałbyś dużo owoców? Ja nie, wolałbym przeszukać wszystkie skrzynie za poszukiwaniem dobrej pomarańczy niż wybierać pierwszą lepszą, i tak właśnie jest z tymi ludźmi.

-Czasami mnie zaskakujesz Lukasie -powiedziałem z udawaną powagą biorąc łyka już nie tak ciepłego napoju. Luke szeroko się uśmiechnął a w jego policzkach pojawiły się delikatne dołeczki. -Ale wracając, czyli im nie ufasz? -zadałem kolejne pytanie powodując jego zamyśloną minę.

-Ufam, ale staram się być ostrożnym.

-Przyczepiając się do przypadkowego gościa z dzieckiem wcale nie jesteś ostrożny -stwierdziłem kolejny raz poprawiając się na krześle. Te miejsce było na prawdę przyjemne ale jeśli chodzi o krzesła to cholera jasna, już beton byłby wygodniejszy.

-To co innego -powiedział jak by to było oczywistą rzeczą.

-Ale...

-Cii -uciszył mnie gestem ręki zabierając moją czekoladę. Zaraz co?!

-Ej! 

-Uspokój się jednorożcu. Widzisz? Cukier już ci zaszkodził. 

-Kto to mówi -wywróciłem wzrokiem. Westchnąłem kładąc policzek na stole i wsłuchując się w jakąś nie za bardzo przypadającą mi do gustu melodię. Muszę w końcu wykorzystać tą sytuację i o coś się go wypytać. Chcę cokolwiek o nim wiedzieć.

-Luke.

-Mhmm? -popatrzył na mnie wyczekująco.

Sięgnąłem po małą lampkę która znajdowała się na naszym stole i nakierowałem padające z niej światło, prosto na jego twarz.

-Czas trochę pozeznawać Lukasie.

-Jestem dziewiętnastoletnim chłopcem w ciele jednorożca, co chcesz niby jeszcze wiedzieć? -na jego usta wpełzło rozbawienie a ja miałem ochotę przybić głową w stół.

-A oprócz tego? -posłałem mu litościwe spojrzenie, nadal trzymając lampę, jednak szybko ją puściłem kiedy ta zaczęła się nagrzewać. 

-Kiedy opuszczam swoje życie jednorożca, jestem przeciętnym człowiekiem zarabiającym na życie, w wolnym czasie czytam książki i gram na gitarze.

-Koleś, to brzmiało jak byś się przedstawiał w jakimś teleturnieju -głośno się zaśmiałem, przyciągając uwagę paru osób z innych stolików. -Bardziej mi chodziło o twoją przeszłość.

-Kiedy opuszczałem swoje życie jednorożca, byłem przeciętnym dzieckiem wpychającym klocki lego do nosa.

-Czekaj, kto wkłada klocki lego do swojego nosa? -pokiwałem niedowierzająco głową.

-Kto powiedział że do mojego? -dlaczego ja spędzam z tym człowiekiem czas? -No i przerwałeś mi!

-W wolnym czasie czytałeś książki i grałeś na gitarze, taaa.... 

-Nie. W sumie, to nawet nie pamiętam co robiłem -dobra, długo się powstrzymywałem.

-Mikey dlaczego bijesz głową ten biedny stół? 

-Potrzebuję czegoś mocnego a nie jakąś badziewną czekoladkę -mruknąłem w blat który stłumił moje słowa.

-W sumie ja też -uniosłem gwałtownie głowę, wlepiając w niego zaskoczony wzrok. -Ja wiem że wyglądam ci na takiego co pije tylko to -machnął na już pusty kubek po czekoladzie -Ale czasami potrafię zachować się jak dorosły mężczyzna -wypiął dumnie pierś czekając zapewne na moją reakcje.

-A moda na sukces to piękny serial.

-Michael.

-Co? -uniosłem brwi patrząc na niego z rozbawieniem.

-Idziemy na drinka -zarządził wstając od stołu i kładąc na niego wyznaczoną sumę pieniędzy. Tylko się zaśmiałem mając to za bardzo zabawny żart.

-Dobre Lukasie, dobre.

-Ja nie żartuję -posłał mi pewny siebie uśmieszek po czym zostawił mnie w zdębieniu. Chyba poznaję kolejną twarz Luke'a. (fifti szades hemmingsa hihi)

---


-Luke, nie -złapałem się dużego metalowego słupa nie chcąc wejść do środka.

-No Mikey, daj spokój, będzie fajnie! -przekonywał mnie ciągle, ciągnąc za mój nadgarstek.

-Jak w klubie dla gejów może być fajnie?! -wyrzuciłem ręce w powietrze, cholera, puściłem się słupa. Przez to Luke mając okazję, pociągnął mnie ponownie za rękę i wprowadził do środka. Kiedy tylko zobaczyłem rażący napis klubu myślałem że to kolejny żart z jego strony, ale trzeba zapamiętać jedno, lekcja numer jeden -nigdy nie tłumacz sobie czegoś żartami w przypadku Luke'a bo najczęściej okaże się że to na poważnie. 

-Wyluzuj, to miejsce prawie w ogóle nie różni się od normalnego klubu -wzruszył ramionami po czym podszedł do baru. Tak, ma rację, za bardzo się nie różni, jedynie zamiast lasek w skąpych ciuchach są faceci, na prawdę, faceci w cekinowych bokserkach. Dlaczego nie jesteśmy tak skonstruowani abyśmy mogli wyciągać sobie oczy? No cholera dlaczego?!

-Nie wiem co chciałeś więc zamów sobie sam to co lubisz, już ci postawiłem -podszedł do mnie z zakupionym już drinkiem i wyszczerzył się do mnie po czym zniknął w tłumie obrzydliwych facetów ocierających się o siebie wzajemnie. Ja na prawdę chcę wyciągnąć te oczy...

W końcu poczłapałem do baru. Wdrapałem się na wysokie krzesło i oparłem brodę na blacie.

-Kochaniutki co dla ciebie? -zza lady wyskoczył barman o głosie tak miękkim jak by nie wiadomo co uderzyło go w jego męskość. Przyglądał mi się maślanymi oczami, energicznie wycierając ręcznikiem kieliszki. Popatrzyłem z niedowierzaniem na jego strój którym była jedynie cekinowa, jasno-niebieska kamizelka zapięta na jeden guziczek, po czym kolejny raz w ciągu tego dnia moja głowa zetknęła się z twardym blatem.

-Och rzucił cię? Spokojnie, może trafi na niego jakaś rozpędzona ciężarówka -poklepał mnie po plecach na co od razu odepchnąłem się od stołu patrząc na niego wytrzeszczonymi oczyma.

-Że co? Nikt mnie nie rzucił!

-Czyli jesteś singlem? -popatrzył na mnie poruszając brwiami i miałem wrażenie że jest skłonny podać mi już swój numer telefonu.

-Po prostu daj mi tego drinka -zignorowałem jego pytanie wyciągając przed siebie dłoń po alkohol.

-Już się robi kocik -posłał mi w powietrzu całusa i odwrócił się do mnie tyłem przygotowując drinka.

-Zrób mi od razu dwa -mruknąłem na co energicznie kiwnął głową.

Odwróciłem się od baru w poszukiwaniu Luke'a. W tym tłumie było to dość trudne, jednak szybko wyłapałem go siedzącego pod ścianą na kanapie. Usłyszałem za sobą stukot kieliszków więc się odwróciłem. Przechyliłem szklane naczynie po czym trunek w kolorze niebieskim rozlał się w moim gardle powodując niemałe pieczenie. Skrzywiony odstawiłem szkło sięgając po kolejne.

-Gdzie tu są toalety? -mruknąłem do niego odstawiając kieliszek. Ten tylko znacząco się na mnie popatrzył na co zbeształem go wzrokiem.

-Prosto i potem w lewo -opowiedział jak zwykle z uśmiechem. Mruknąłem ciche "dzięki" i zeskoczyłem z krzesła. Popchnąłem ciężkie metalowe drzwi oznaczone trójkątem co w ogóle chyba jakiś debil  zrobił, przecież to klub dla samych facetów... Po załatwieniu swoich spraw podszedłem do umywalki odkręcając kran i myjąc ręce jak to na porządnego człowieka przystało. W lustrze mogłem zauważyć że drzwi za mną się otwarły a do środka wszedł jakiś mężczyzna. Nie przejmując się tym wytarłem dłonie w spodnie bo ręcznika papierowego niestety nigdzie nie dostrzegłem..

-Fajne włosy -powiedział z zawadiackim uśmieszkiem. Dopiero teraz zauważyłem że ciągle tam stał i się na mnie gapił. Wziąłem w palce pasmo nadal jeszcze lekko różowych włosów zerkając na nie, po czym niechcianie się do niego uśmiechnąłem. Chciałem już wychodzić ale on stanął przy drzwiach całkowicie mi to uniemożliwiając.

-Emm... chciałbym wyjść, czy mógłbyś... 

-Och, tak szybko cię nie wypuszczę -uśmiechnął się w obrzydliwy sposób i w błyskawicznym tempie przycisnął mnie do ściany.

-Co kurw...

-Zamknij się -spoliczkował mnie przez co szybko odczułem na swoim prawym policzku mocne pieczenie. Próbowałem się wyszarpać z pod jego ciężaru, jednak był zbyt silny, nie miałem z nim szans.

-Zostaw mnie -wysyczałem przez zęby, ale on zaczął mnie obmacywać i jeszcze bardziej się do mnie dobierać. Zacisnąłem mocno oczy nie chcąc na niego patrzeć, z początku wyglądał jak normalny mężczyzna ale teraz był dla mnie odrażającym potworem. Próbowałem także poruszyć nogami ale nawet to mi uniemożliwiał przez co nie mogłem go kopnąć.

-Spokojnie, musisz się rozluźnić -szepnął do mojego ucha a ja mogłem poczuć jego ciepły oddech na swojej szyi i odrażającą woń alkoholu. Jego dłonie błądziły po moim ciele aż jedna z nich chwyciła za rąbek mojej koszulki. Znowu starałem się sprzeciwić, ale byłem bezsilny. Co chwile krzyczałem mając nadzieję że ktoś wbiegnie i mi pomoże, ale na co ja liczyłem... 

Była to chyba najbardziej żenująca sytuacja w jakiej kiedykolwiek mogłem się znaleźć. Mężczyzna obezwładniony przez drugiego i to jeszcze w sensie seksualnym. 

Odchyliłem głowę do tyłu ciężko dysząc i czując się wyczerpanym przez moje szarpanie. To i tak nic nie dawało, obcy facet pozwalał sobie na coraz więcej aż dobrał się do mojego paska.

-Błagam... -mruknąłem wycieńczonym głosem a w zamian moja głowa zderzyła się z twardymi kafelkami a następnie jego dłoń ponownie uderzyła w mój policzek. Ledwo przytomny zdołałem usłyszeć odgłosy otwieranych drzwi. Moja widoczność była rozmazana, jednak udało mi się ujrzeć pewną szczupłą sylwetkę zmierzającą w naszą stronę. Kiedy tylko tajemnicza osoba do nas podeszła, od razu zostałem rzucony na kafelki. Przymrużonymi oczami patrzyłem na scenę przede mną ale i tak mało mogłem zobaczyć, wszystko było jak przez mgłę. Czułem jak powoli tracę przytomność. Ostatni dźwięk jaki zdołałem usłyszeć to runięcie kogoś na ziemię i jęk jaki wydostał się z jego ust.

---

Się porobiło? :D

*diaboliczny śmiech*



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top