7.

-Za moich czasów nie było takich pięknych rzeczy, co to teraz ludzie już nie wymyślą. Nie prawdaż Michael? Dlaczego nie załączyłeś swojego mieczyka? -popatrzyłem zmęczonym wzrokiem w stronę Luke'a który ciągle machał mi przed nosem jakąś tandetną świecącą zabawką. 

-Jak możesz się jarać takim badziewiem? Ile ty masz lat? -uniosłem brwi spoglądając na niego poważnie na co zrobił naburmuszoną minę. 

-To jest miecz mistrzów Jedi! -odparł nadal z tym samym wyrazem twarzy.

-To marna, pomniejszona podróbka która zaraz ci się wyczerpie -wywróciłem wzrokiem podnosząc się z fotela kiedy Ben w końcu wyszedł z toalety. 

-Jeśli będziesz tak chodził przez cały seans to już nie kupie ci tego picia - pogroziłem mu palcem na co ten "aniołek" wystawił mi język i pobiegł do Luke'a. Tak, wypad do kina na "Gwiezdne Wojny", pierwsza rzecz do spełnienia na liście Bena. W końcu zadeklarowałem się że spełnię każde nawet najdziwniejsze, jego życzenie. Oczywiście nie mogło zabraknąć tutaj Luke'a który ma mi w tym wszystkim pomagać. Mam wrażenie że jak na razie bawi się lepiej niż mój brat...

-Michael! -Z westchnięciem odwróciłem się w stronę z której dochodziło wołanie mojego imienia. -Seans zaraz się zacznie, no rusz dupę! -wymachiwał rozdrażniony święcącą zabawką, wysypując przy tym popcorn.

-Wyrażaj się przy dziecku -zgromiłem go wzrokiem podążając w ich stronę.

-Właśnie, rusz dupę Mikey -wytrzeszczyłem oczy kiedy delikatny głosik mojego brata powtórzył słowa tego pacana. Luke ze zwycięskim uśmiechem na twarzy, przybił Benowi żółwika i wszedł z nim na salę zostawiając mnie z rozchylonymi ustami.

-Ty ku... -nie zdążyłem dokończyć kiedy zostałem trafiony popcornem.

-Nie przeklinaj -zza ściany wychylił się nikt inny jak Luke grążąc mi palcem i zwycięsko się uśmiechając. Zacisnąłem pięści i w głowie nazwałem tego blond pacana wszystkimi określeniami na jakie tylko teraz wpadłem, następnie przykleiłem sobie najlepszy uśmiech na jaki było mnie tylko stać i wszedłem do sali.

---

-Nie mogę uwierzyć że przespałeś cały film... -mruknąłem do Bena który patrzył na mnie kompletnie niewzruszony tym że urządził sobie drzemkę na tak długo wyczekiwanym przez niego filmie. 

-Nudny był, zresztą i tak nie lubię Gwiezdnych Wojen -odpowiedział pociągając sporego łyka coca coli przez słomkę.

-Jak to?

-Wszyscy ciągle o tym mówili to pomyślałem że może być ciekawe -wzruszył ramionami. -Wolę spongeboba.

-Ma racje, te Gwiezdne Wojny to straszna lipa, spongebob lepszy -do rozmowy oczywiście znowu wcisnął się blondas, znaczy Luke (irytujący, wkurzający i doprowadzający mnie do szału Luke gcgshsbxbshvc) -Mogłeś mu tego odradzić.

-A-ale to było jego życzenie! -uniosłem ton we własnej obronie. Co on sobie myśli? Może jeszcze Ben to potwierdzi?

-Ale denne -odezwał się Ben powodując moje załamanie w postaci dobijania głową do ściany.

-On tak zawsze? -Mruknął cicho Luke do ucha Bena zasłaniając się dłonią.

-Niestety, ale już przywykłem, jednak lepiej go odciągnąć bo raz tak stracił przytomność -poczułem na sobie jego dłonie i jak odciąga mnie od ściany. -Masz -wręczył mi ten świecący badziew -Tym sobie nie zrobisz krzywdy.

-Mogę wydłubać sobie tym oczy -popatrzyłem na niego jak by to było oczywiste. W tej samej chwili wkroczył Luke wyrywając mi mieczyk z dłoni. -Och martwisz się? -zapytałem sarkastycznie.

-Nie, nie mam zamiaru potem usuwać z niego twojego białka i innych kawałków oka.

-Jesteś obrzydliwy! -oburzył się Ben. Chyba pierwszy raz zobaczyłem jak skrzywił się na jego widok. -Ale i tak jesteś super -przytulił się do niego powodując znowu szeroki uśmiech u blondasa. Zabijcie mnie, oblejcie mnie benzyną i podpalcie, proszę.

---

Leżałem z policzkiem przytulonym do chłodnego stołu wbijając wzrok w inne stoliki zajęte przez na pewno normalniejszych ludzi niż Luke. Podniosłem na nich wzrok patrząc jak się wygłupiają. Czasami Luke robił coś w moim telefonie co mnie mocno denerwowało, jednak nie miałem teraz siły się mu postawić. Znowu ten mały wewnętrzny kopniak i świadomość że Ben bawi się o wiele lepiej z obcą osobą niż z własnym bratem. A może już nie jest taki obcy? Może już nigdy nie będzie tylko zaszyje się w naszym życiu jak szczur w piwnicy którego nie da się wygonić. Nie chce aby Luke był takim szczurem!!!

Uderzyłem głową o stół, powtarzając to z kilka razy.

-Znowu? -mruknął Luke.

-Yhym... -odpowiedział Ben z westchnięciem. -Mikey, nie załamuj się, zostawiliśmy ci parę frytek -przysunął kartonik z frytkami bliżej mojej twarzy. Na sam zapach oleju zrobiło mi się niedobrze i schowałem nos w bluzę.

-Zachowujesz się jak laska w ciąży która tylko powącha i już ją mdli -stwierdził Luke opierając się o krzesło.

-Nawet jeśli ciąża była by możliwa u mężczyzn to nie miałby kto... no wiesz -po raz kolejny dzisiejszego dnia Ben sprawił że zostałem z uchylonymi ustami. -Dziewczyny już nie ma...

-Ben! -warknąłem rzucając w niego frytką. -Zamknij się.

-Miałeś dziewczynę? -blondyn popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Pokiwałem twierdząco głową biorąc jedną frytkę do ust i wolno przeżuwając. Dlaczego w końcu zdecydowałem się na zjedzenie jej?! Cholerny mózg.

-I to nie jedną, tylko po tygodniu już go zostawiały, tą teraz miał najdłużej ale... 

-Ben, powiedz mi, czy ty naprawdę chcesz abym ja kiedyś z całej siły uderzył o stół głową albo o cokolwiek innego, twardego i w ten sposób stracisz swojego cudownego braciszka? -zapytałem ze sarkazmem czując jak z nerwów skacze mi oko.

-No Mikeyyyy, Luke to nasz przyjaciel, może wiedzieć takie rzeczy.

-Niby od kiedy? -zapytałem zszokowany.

-Od dawna, i nie zabronisz mi tego -jego wzrok był rozzłoszczony a brwi zmarszczone.

-Znamy go parę dni -wywróciłem wzrokiem.

-No i co z tego -warknął. -Jesteś zazdrosny, przyznaj się.

-Tak jestem -wstałem gwałtownie od stołu. Już nie raz to przed samym sobą przyznałem. Prawda, byłem zazdrosny ale to nie powinno nikogo dziwić. Nagle zjawia się jakiś koleś i odbiera mi brata, w dodatku jest lubiany bardziej niż ja, jak mam się z tym czuć? Chciałem dodać znacznie więcej, powiedzieć wiele rzeczy na Luke'a, ale po co mi to było? To dopiero pierwsze życzenie Bena, nie powinienem już wszystkiego psuć swoim niedojrzałym zachowaniem. Usiadłem zrezygnowany na swoje miejsce porywając z pudełka kolejną frytkę i krzywiąc się przy jedzeniu jej. 

Ben także nic już nie powiedział, nawet nie wyglądał na jakoś bardzo zdołowanego. A Luke? Luke znowu był w tym stanie w którym widziałem go już parę razy. Nieobecny ze spuszczoną głową. Może i miałem mieszane humory ale starałem się jak najdłużej pozostać przy jednym, nawet jeśli miał to być ten naburmuszony, ale Luke był w tym ode mnie znacznie lepszy, tak jak gwałtownie zmieniał się jego humor to jeszcze nigdy nie spotkałem takiej osoby. Ale co mnie to obchodzi? Przez niego boli mnie głowa. Sam uderzałeś się nią o stół debilu. Cicho mózgu!

---

Trzymałem kurczowo dłoń Bena prowadząc go wzdłuż szpitalnego korytarza. Kroku dorównywał nam także nadal milczący Luke. Zaprowadziłem go przed jego salę z której prawie wychodziła jedna z pielęgniarek. Pogodnie się do nas uśmiechnęła, chwytając Bena za rączkę. 

-Rozumiem że teraz ja cię przejmuję? -uniosła brwi patrząc się na niego wyczekująco.

-Tak! -wykrzyczał radośnie na co zmierzwiła mu włosy i pozwoliła się z nami pożegnać.

-Dziękuję wam -uśmiechnął się do nas promiennie po czym przytulił nas obydwóch. Luke nagle jak by się ocknął i także objął go ramieniem, lekko się uśmiechając. -Na jutro także coś dla was naszykowałem -uśmiechnął się szatańsko i czmychnął do swojej sali. Wypuściłem z siebie powietrze przeczesując włosy.

-A teraz przyznawać się, co jadł i pił -popatrzyłem w stronę pielęgniarki która obdarzyła mnie wzrokiem w założonymi na piersiach rękami.

-Emmm...

-Hamburgery, frytki, popcorn, cola, cola i dużo coli -spojrzałem na Luke'a który dokładnie wyspowiadał się z wszystkiego co jadł mój brat. Kapuś.

-Tak myślałam -wywróciła rozbawiona wzrokiem. -Jak na razie to jeszcze może ale kiedy będą mu podawane silniejsze leki oraz w późniejszym czasie chemia to musicie uważać -pogroziła nam palcem i zniknęła za drzwiami.

Westchnąłem patrząc jak drzwi się zamykają. Przetarłem twarz dłońmi i spojrzałem na blondyna. Jego oczy znowu były takie smutne a ich niebieski kolor jak by wyblakły. 

-Wszystko w porządku? -zapytałem niepewni. On tylko lekko się uśmiechnął kiwając twierdząco głową.

-Tak -mruknął -Dziękuję że mogłem być dzisiaj z wami -powiedział ledwo słyszalnie z nadal spuszczoną głową. -A teraz już pójdę.

-Czekaj -złapałem go za ramię licząc że w końcu na mnie spojrzy ale czego ja się spodziewałem, to oczywiste że to nie nastąpiło.

-Proszę nie zatrzymuj mnie, pozwól mi iść -jego głos był na skraju załamania co całkowicie zbijało mnie z tropu. Co się z nim działo? Czy to moja wina?

Puściłem jego ramie pozwalając mu odejść. Do końca patrzyłem na jego sylwetkę aż w końcu zniknęła w ciemnościach. Przygryzłem wargę czując się mocno zdezorientowanym, ale nie powinienem zaprzątać sobie tym głowy. Wyciągnąłem z kieszeni telefon zauważając że nie jest zablokowany. Był włączony na stoperze którego na pewno sam nie uruchamiałem. Naliczone były ponad trzy godziny. Znowu wydarzyło się dość wiele ale nie wiem czy były to aż tak ważne rzeczy. Przez chwilę zastanawiałem się jeszcze kiedy Luke mógł mi go uruchomić bo nikt inny oprócz nas dwóch to nie mógł być. Przypomniałem sobie moment kiedy grzebał w moim telefonie podczas pobytu w fast foodzie. Zrezygnowany schowałem go z powrotem do kieszeni i postanowiłem opuścić szpital.

----

WRÓCIŁAM

ktoś sie cieszy?

cisza 

cisza

cisza

No ale nic, przynajmniej ja się cieszę ^^

No i jeszcze ten 1 tyś. który wybił mi parę dni temu oh boze *-*

Mam nadzieję że w przyszłości będzie jeszcze więcej tych wyświetleń

Teraz mam nadzieję (jak zawsze) że nowy rozdział chociaż trochę was tam rozheheszkował i nie macie ochoty rzucić urządzeniem o ścianę albo obijać głową o twardą powierzchnię tak jak to w zwyczaju ma Michael :p

Jeszcze mała chamska reklama:

Kto nie czytał infa to ostatnio zaczęłam nowe ff tym razem a Ashtonem ale wydaje mi się że fabuła jest dośc ciekawa.. Znajdziecie już tam prolog oraz pierwszy rozdział więc gorąco was zapraszam!

A teraz dobranoc i do następnego! :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top