21.

Wiatr lekko unosił moje włosy, a następnie opuszczał przez co nieznośnie lądowały na mojej twarzy. Kilka razy, już nieco zirytowany, poprawiłem wpadające mi do oczu liliowe kosmyki włosów, po czym starałem się odszukać wzrokiem Luke'a. Zauważając go po drugiej stronie, machnąłem do niego ręką, przykuwając tym jego uwagę i sprawiając iż przechodził już na drugą stronę, aby do mnie podejść. W związku z tym iż byłem już bezrobotny, mogłem pozwolić sobie, aby wcześniej pojawić się u Bena. Oczywiście poszukiwałem już nowej pracy, przecież nie mogłem ciągle żerować na rodzicach, a raczej na matce, w tej chwili. Ojciec nadal się nie odzywa, i jeśli chodzi o to, jest to dla mnie dość drażliwy temat. Zawiódł mnie, i to bardzo, nic nie odnowi mojego zaufania do niego.

-Halo, jednorożcu -Luke pstryknął przed moją twarzą palcami, powodując iż się otrząsnąłem z zamyślenia. Kiedy lekko podskoczyłem, blondyn wybuchnął śmiechem. Wywróciłem tradycyjnie wzrokiem, ale też lekko się uśmiechnąłem. Dziwnie czułem się w jego obecności, po tym co się ostatnio po między nami wydarzyło. Dziwnie, ale też bardzo dobrze. Luke zachowywał się tak jak zawsze, zastanawiałem się czy czasem nie starał się o tym zapomnieć, może nic to dla niego nie znaczyło? Sam już nie wiem...

-Chodź, za chwilę przyjedzie metro -Luke zwrócił się do mnie, a ja wolno pokiwałem głową.

-Czekaj, powinniśmy jechać dopiero za piętnaście minut -zmarszczyłem brwi, spoglądając na zegarek, a potem na blondyna.

-Pojedziemy wcześniejszym -wzruszył ramionami, po czym przeszedł na drugą stronę. Niechętnie się zgodziłem, chociaż wolałem jechać o naszej godzinie. Byłem jakoś bardziej przyzwyczajony.

Dogoniłem chłopaka, dotrzymując mu kroku i już za chwilę wchodziliśmy do metra. W środku było niewiele osób, dzięki czemu z łatwością odnaleźliśmy wolne miejsca. Luke opadł na siedzenie obok mnie i rozłożył nogi tak, że jego kolano stykało się z moim. Postanowiłem na to nie reagować, chociaż jego dotyk sprawiał iż czułem się znowu dziwnie ale za razem dobrze. Czasami nie potrafiłem zrozumieć samego siebie. Wbiłem wzrok w zaparowaną szybę i odchyliłem głowę do tyłu opierając ją na oparciu. Mój wzrok spoczął na jego palcach, którymi ciągle w nerwowy sposób się bawił. Miał przygryzioną wargę i rozbiegany wzrok. Wyglądał jak by czymś się denerwował.

-Wszystko w porządku? -zapytałem, a Luke odciągnął wzrok od swoich palców i spojrzał na mnie.

-Umm... Tak -odpowiedział wysilając się na lekki uśmiech. -Masz może słuchawki? -zapytał zmieniając szybko temat, a ja od razu włożyłem dłoń do kieszeni kurtki, usiłując odleźć kabelkową plątaninę. W końcu je odnajdując, podałem je blondynowi i wielkimi oczami oglądałem, jak sprawnie rozplątał całe słuchawki, następnie podłączając je do telefonu i wręczając mi jedną. Włożyłem ją do ucha, a Luke załączył przypadkową piosenkę. Na pierwsze dźwięki The End Of All Things od Panic! At The Disco miałem ochotę krzyknąć jak nastolatka i zacząć paplać jak bardzo kocham ten zespół i piosenkę. Zamiast to szeroko się uśmiechnąłem i przymknąłem oczy rozkoszując się delikatnymi dźwiękami. Chociaż miałem tylko jedną słuchawkę to czułem się jak by muzyka wypełniała mnie z każdej strony. uchyliłem jedno oko widząc jak szczupłe palce Luke'a wystukują rytm na jego kolanie. Miałem wrażenie że były coraz bliżej mojego kolana oraz dłoni która na nim spoczywała. Przełknąłem ślinę, udając iż nadal mam przymknięte oczy i czekałem aż w końcu dotknie mojej dłoni, ale to się nie stało. W pewnym momencie metro się zatrzymało, a ja zdębiałem.

-Gdzie my do cholery jesteśmy? -podszedłem do szyby, kładąc na niej dłonie i przypatrując się całkowicie obcemu miejscu. -To nie jest nasz peron! -uniosłem nieco ton, patrząc na Luke'a, który nadal niewzruszony siedział spokojnie na swoim miejscu. Kiedy posłałem mu kolejne rozwścieczone spojrzenie, w końcu raczył schować słuchawki i do mnie podejść.

-Musieliśmy przegapić nasz -wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia z metra.

-Co ty robisz? 

-Wychodzę? Następny przystanek tutaj będzie mieć dopiero za godzinę -zrobił obojętną minę i zostawił mnie samego. W nie najlepszym humorze, wyszedłem od razu za nim. Peron był całkowicie pusty. Na ziemi walało się pełno śmieci. Był w okropnym stanie i odrobinę przyprawiał mnie o dreszcze swym ponurym wyglądem. Chłodny wiatr mocno zawiał, powodując iż wszystkie śmieci wraz z liśćmi zaszeleściły. Byłem zły, powinienem teraz siedzieć u brata, a aktualnie byłem w kompletnie obcym mi miejscu i pragnąłem jak najszybciej się stąd wydostać.

-Gdybyś nie wymyślił tego wcześniejszego metra, nie było by nas tu- burknąłem pod nosem, a Luke popatrzył na mnie z poważnym wyrazem twarzy.

-Uważasz że to przez różnicę czasu, a nie przez przeoczenie naszego peronu? Jesteś śmieszny -prychnął, a ja poczułem rosnącą złość. Nie chciałem się kłócić o takie głupoty, ale te miejsce potęgowało moją irytację i nie potrafiłem powstrzymać wylatujących ze mnie słów.

-Być może masz rację, gdybyś nie wepchnął mi tych słuchawek do uszu, to byśmy tutaj nie byli -prychnąłem, a Luke miał taką minę, jakiej jeszcze nigdy u niego nie widziałem.

-Jesteś dziecinny -rzucił w moją stronę, po czym odwrócił się do mnie plecami i wolnym krokiem ode mnie odszedł, pozostawiając mnie kolejny raz samego. 

-Obraź się i tak przyjdziesz pierwszy -prychnąłem i podszedłem do najbliższej ławki, po czym na niej usiadłem. Odgarnąłem nogą walającą się, starą puszkę po jakimś napoju i oparłem się o drewniane belki. Założyłem dłonie na piersiach i wbiłem wzrok przez widok przede mną. Co prawda były to tylko mało interesujące mnie drzewa, ale lepsze to niż nic. Nie wiem co to był za cholerny peron, ale nawet zasięgu tutaj nie miałem! Chowając ze złością telefon do kieszeni, chciałem wyciągnąć słuchawki, jednak zapomniałem iż nadal znajdują się u Luke'a.

Wiem, zachowałem się dziecinnie, pokłóciliśmy się o nic, ale czasami miewałem dni, kiedy potrafiła rozzłościć mnie najmniejsza drobnostka.C Odwróciłem głowę do tyłu zauważając siedzącego na ziemi Luke'a. Miał owinięte kolana ramionami i wbity wzrok w ziemię. Znowu wyglądał jak by się czymś przejmował, a ja miałem coraz to większe wyrzuty sumienia.Na pewno było coś na rzeczy, a ja nawet nie drążyłem dalej tego tematu tylko zwaliłem na niego całą winę. 

Niestety, miałem już taką naturę, ze nie potrafiłem żyć z kimś w niezgodzie, nawet jeśli coś nie było moją winą. Podniosłem się z chłodnej ławki, otrzepując przy tym czarne spodnie i chwiejnym krokiem podszedłem do Luke'a. Bez słowa usiadłem obok niego i wbiłem wzrok w ten sam punkt co on. Luke nadal milczał i nawet nie obdarzył mnie wzrokiem.

-J-ja, przepraszam... Jestem kretynem... -powiedział, a Luke pokiwał twierdząco głowa. Szturchnąłem go lekko w bok i obydwoje wydaliśmy z siebie cichutki śmiech co nieco rozluźniło napiętą atmosferę. -Jesteś zły? -spytałem po chwili, chcąc się upewnić i mieć stuprocentową pewność.

-Nie -uśmiechnął się krzywo. -A ty będziesz zły, jeśli powiem ci że wcale nie jesteśmy tu przez przypadek? -zapytał z małym uśmieszkiem na ustach, a ja poczułem się zdezorientowany.

-Co? Luke! -Kolejny raz go szturchnąłem, a blondyn głośno się zaśmiał.

-Ale miałem powód -powiedział po chwili i znowu spoważniał.

-Jaki?

-To długa historia -odparł, a ja głośno westchnąłem. Chciałem poznać tą "długą historię".

- Mamy czas, metro i tak będzie dopiero za godzinę -oparłem się o murek, który znajdował się za mną i znowu popatrzyłem na Luke'a. Ten z chwilę zastanawiał się czy to na pewno dobry pomysł, ale w końcu podjął decyzję która jak najbardziej mi się spodobała. Chciałem w końcu coś usłyszeć, nie od Ashtona, od niego. Chociaż jeszcze nie wiedziałem czego mógłbym się spodziewać, to czułem małe zdenerwowanie, ale starałem się to ukryć przybierając sztuczny uśmiech.

-Kiedy byłem zakręconym piętnastolatkiem, prawie codziennie podróżowałem ze szkoły metrem. Zawsze słuchałem muzyki, wyłączając się kompletnie na świat, a czasami nawet zdarzało mi się przysnąć. I właśnie tak było tego jednego dnia. Kompletnie wycieńczony opadłem na siedzenie w metrze i zasnąłem, kiedy się obudziłem ujrzałem kompletnie nieznany mi peron. Z ciekawości wyszedłem ze środka i dokładnie się mu przyjrzałem. Wtedy tak samo nie było żadnej osoby oprócz mnie. Poczułem wtedy ze w końcu odnalazłem swoje miejsce.

-Ale miałeś piętnaście lat, czyli to było jeszcze przed wypadkiem rodziców, tak? -zapytałem ostrożnie, a Luke pokiwał twierdząco głową.

-Teraz zrobiłbym wszystko aby przywrócić ich życie, ale wtedy... nie potrafiłem spędzać z nimi każdego dnia. Czułem się przy nich coraz gorzej z myślą że ciągle ich zawodzę, przynoszę tylko wstyd i nie ma ze mnie żadnego pożytku. Nie raz słyszałem od ojca, że przecież mógł mieć dobrze uczącego się syna, myślącym o przyszłości, a w zamian to, ma mnie. Nawet nie wiesz jak mnie to raniło... Wszystko co bym nie zrobił, było złe, nic im się nie podobało, dlatego uciekałem. Tam czułem się wreszcie wolny, nawet szczęśliwy -w oczach Luke'a pojawiły się małe iskierki, a na ustach zawitał mały uśmiech. Podparłem głowę na łokciu wsłuchując się uważnie dalej w to co miał do powiedzenia.

-Pewnego razu, kiedy znowu się tu pojawiłem, okazało się że nie byłem sam -przygryzł wargę w której znajdował się błyszczący kolczyk i znowu spoważniał. -Siedząc jak zawsze w samotności ze słuchawkami w uszach... nagle dostrzegłem jego, wyglądał na mój rocznik. Nigdy wcześniej go tu nie widziałem, a jednak okazało się że bywał tutaj częściej niż ja, jednak zawsze się mijaliśmy. Miał na imię James i... -Luke wziął głębszy oddech i na mnie spojrzał. Miał znowu takie smutne oczy, brak blasku, intensywnej barwy. -Był moją pierwszą miłością -powiedział po czym spuścił głowę, a ja poczułem małe ukłucie w sercu, ale chciałem aby mówił dalej i dowiedzieć się jeszcze więcej. -Rozumiał mnie jak nikt inny. Spędzaliśmy tutaj prawie każdy dzień. Rozmawialiśmy i po prostu się poznawaliśmy. James był moim najlepszym przyjacielem, ale nigdy nie pomyślałbym że zajdzie to trochę dalej... Poczułem do niego coś więcej niż tylko przyjaźń i on tak samo. I to był właśnie kolejny powód mojej kłótni z rodzicami -Luke podrapał się po karku, po czym kopnął przypadkowy kamień. -Kiedy tylko dowiedzieli się że jestem gejem, nie potrafili tego zaakceptować, zwłaszcza ojciec. Czułem wtedy ze kolejny raz ich zawiodłem, ale nie mogłem za to że byłem homoseksualny. Kochałem Jamesa i nie miałem zamiaru go zostawiać tylko dlatego bo moi rodzice tego chcieli. Ale przecież oni nie byli jedynym co mogło by to wszystko zniszczyć... -blondyn zadrżał, a ja położyłem swoją dłoń na jego plecach, lekko gładząc nią po materiale jego koszulki, aby dodać mu otuchy. -James zaczął pojawiać się tutaj coraz rzadziej, jednak kiedy wypytywałem się go czy wszystko w porządku to szybko mnie zbywał. Nie chciał mi nic powiedzieć, ale ja i tak wiedziałem że coś ukrywa. Po jakimś czasie, nasze kontakty znowu były częste. Widywaliśmy się ponownie prawie codziennie, ale ja wiedziałem że nadal było coś nie tak. James wyglądał bardzo niezdrowo, nie raz byłem świadkiem jak o mało co wylądowałby z hukiem na ziemi. Jego milczenie doprowadzało mnie już do szału. Zapytałbym się kogokolwiek z jego rodziny, ale nikogo nie znałem. Nie chcieliśmy poznawać się z naszymi rodzinami, ponieważ obydwie nie tolerowały naszego związku. Za parę tygodni znowu przestał się tutaj pojawiać i byłem pewien że będzie to samo co wcześniej, że wróci i będzie tak co chwilę, ale... -Luke ukrył twarz w dłoniach powstrzymując się od wypuszczenia szlochu. -Ale on już nie wrócił, zostawił mi cholerny list. Napisał mi tam wszystko, dlaczego tak często znikał. James był chory i dowiedziałem się o tym kiedy było już za późno na cokolwiek. Byłem taki wściekły, ale nie na niego, na siebie że nic nie zrobiłem, chociaż nie wiem co niby mógłbym zrobić,  to poczucie winy zostanie ze mną do samego końca -patrzyłem z podziwem na Luke'a, kiedy ten powstrzymywał łzy. Kolejny raz usłyszałem coś po czym nie potrafiłem wydusić ani słowa. Nienawidziłem tego. 

Luke po chwili wstał i także kazał zrobić to samo mi. Następnie zaprowadził mnie pod jeden gruby słup. Był cały w napisach i graffiti. 

-Tutaj zostawił wtedy list, był przytrzaśnięty kamieniem, dokładnie nawet nie wiedziałem jak długo żyłem ze świadomością że już go nie ma ze mną, ale po kartce mogłem wywnioskować że jeden dzień. Była kompletnie sucha i nawet nie pogięta, w idealnym stanie, a wcześniej prawie ciągle były opady deszczu -blondyn znowu zrobił chwilę przerwy, ciężko przy tym oddychając, przez co zacząłem się o niego martwić. -Napisał coś jeszcze... Coś co rozbiło mnie doszczętnie, nigdy nie myślałem że usłyszę albo przeczytam to właśnie od niego. Napisał że mnie kocha i wie że ja także, ale nie powinienem żyć z ciągłą miłością do niego, kiedy nie będzie mógł już być przy mnie. Chciał abym obdarzył kogoś tą samą miłością co jego, abym tylko był szczęśliwy -czułem pewien niepokój z każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Kompletnie się pogubiłem i nie wiedziałem do czego zmierza. -Kiedy to przeczytałem, żałośnie się śmiałem, a następnie rozpłakałem. Nie dochodziła do mnie wtedy ta myśl że mógłbym się znowu zakochać, zapomnieć o nim. I wiesz co? Nie zapomniałem, nie mógłbym, ale... -spuściłem głowę wbijając wzrok w popękane już i schodzone trampki. Nagle poczułem na swojej dłoni dotyk Luke'a, co spowodowało że wytrzeszczonymi oczyma spojrzałem na jego twarz. W błękitnych oczach, które stały się moją obsesją, znowu pojawiły się iskierki. Były tak bardzo błyszczące, jak bym widział w nich tysiące migoczących gwiazd. -Nie wiem jak na to zareagujesz, może znamy się tylko ponad dwa miesiące, ale dla mnie to dużo. Każdy dzień albo najkrótsza chwila spędzona z tobą jest niesamowita. Po mimo twojej sarkastyczności i gwałtownej zmiany humoru, nie potrafię przestać o tobie myśleć. Wszystko co razem przeżyliśmy, nawet ten głupi wypad na Star Wars, ciągle siedzi w mojej głowie. Ty w niej ciągle siedzisz i doprowadza mnie to już do szaleństwa, ale nie potrafię tak po prostu z ciebie zrezygnować, tak samo z Bena. Obydwoje jesteście dla mnie ważni i nie chcę was stracić -przerwał na chwilę patrząc na mnie niepewnie, ale ja stałem tylko z uchylonymi ustami będąc w za wielkim szoku by zrobić jakikolwiek ruch lub coś powiedzieć. -Michael -szepnął i splótł nasze palce co było tak niesamowitym uczuciem. -Czy możesz być tym jednorożcem który pozwoli mi cię kochać i także to odwzajemni? -jego warga zadrżała, a moja to chyba była już jakąś motorówką. Czułem ciepło i zimno na zmianę. Motylki, mrówki, koniki polne i cały ul pszczół w żołądku i ogromne ciepło w sercu. Powoli pokiwałem głową, czując się takim bezsilnym. Byłem szczęśliwy, ale nadal w zbyt wielkim szoku. Zawsze do wszystkiego podchodziłem normalnie, a teraz? Zachowywałem się jak laska której chłopak się oświadczył, chociaż w sumie... była to podobna sytuacja.

-T-tak -powiedziałem łamiącym głosem za co od razu w myślach się skarciłem. Na usta Luke'a wpełzną ten piękny uśmiech który mógłbym oglądać godzinami. Popatrzył na mnie łagodnie, wzrokiem jak by zobaczył małego kotka, a nie dziwnego fioletowowłosego chłopaka z uśmiechniętym taco na koszulce...

-Teraz powinien być pocałunek? -zapytał, a ja wywróciłem wzrokiem.

-Ty potrafisz zepsuć każdą chwilę -wybuchłem śmiechem, ale nadal brzmiał on jak histeryczny. Mój głos jeszcze nie wrócił do normy i nadal był roztrzęsiony. Luke pochylił się na de mną i złożył na moich ustach delikatny pocałunek, chociaż nie do końca tak delikatny, kiedy w dolnej wardze chłopaka tkwił chłodny metal, ale to sprawiało iż pocałunek był jeszcze cudowniejszy. Rozchyliłem z rozkoszy usta, pozwalając tym językowi Luke'a na wejście do środka. Drażnił nim moje podniebienie, a ja już dawno nie czułem się tak cudownie. Zatopiłem swoją dłoń w jego miękkich włosach, ciągnąc delikatnie za ich końcówki. Kiedy zabrakło nam tchu, odsunęliśmy się od siebie, a Luke uroczo cmoknął mój nos, powodując tym rumieńce na mojej twarzy. Blondyn sięgnął po coś co leżało pod słupem, po czym ponownie splótł nasze palce i wręczył mi "to coś" do dłoni. Była to kreda, przez którą miałem już całą białą dłoń. 

-W liście kazał mi także coś zrobić -zaczął mówić, a potem kiwnął palcem na białe bazgroły widniejące na ciemnym betonie. Koślawym pismem została zapisana data oddzielona kropeczkami. Na końcu widniało imię Luke'a i Jamesa połączone plusikiem. Pod tym były znowu trzy kropki i plusik. Wyglądało jak miejsce na kolejną datę.

-To data kiedy wyznaliśmy sobie miłość -powiedział smutno, a ja znowu poczułem się źle. -To on zostawił to miejsce i chciałem je na początku zamalować. Uważałem że niepotrzebnie je zrobił, aż do czasu kiedy poznałem ciebie -uśmiechnął się w moją stronę i musnął ustami moje czoło. -Czyń honory jednorożcu -zaśmiał się wesoło i wypchnął mnie do przodu. Przyciskając kredę do twardego betonu ostrożnie napisałem datę. Pyłek z kredy osypał się na moje buty, przez co nie były już takie czarne, ale to nie było teraz ważne. Przycisnąłem kredę jeszcze kilka razy, po czym z podziwem zerknąłem na nasze imiona połączone plusikiem. Luke objął mnie od tyłu ramionami, a ja zaciągnąłem się jego charakterystycznym zapachem. Jeszcze chwilę temu pokłóciliśmy się prawie o nic, a teraz? Staliśmy wtuleni w siebie,a le to nie byle jak, czułem się jak byśmy już nigdy nie mieli się od siebie odepchnąć. To było szalone. Luke był szalony. My byliśmy szaleni, ale to było w tym najcudowniejsze.

----

Nie wierzę że w końcu udało mi się to napisac O.O

Rozdział który już tak długo siedział w mojej głowie i aż nie potrafiłam się doczekac kiedy w koncu go napiszę. Mam nadzieję ze nie zwaliłam go aż tak, chociaż nie jest taki jaki chcialam... ;-;

norma

Kurde, koniec coraz bliżej ;-; ale nastepny rozdzial bedzie fajny, luźniejszy, bez żadnych tajemnic

no chyba ze w trakcie pisania wpadnie mi do glowy cos chorego i wszystko pokomplikuje

norma x2

No więc, czekam na wsze opinie i do następnego!!!!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top