20.
Wpatrywałem się we wszystkie pudła stojące w opustoszałej kawiarni. Właśnie dotarliśmy do dnia, zamknięcia mojej, do nie dawna "nowej" pracy. Szefowa stała w rogu lokalu ze smutnym wyrazem twarzy, lecz wcale jej się nie dziwiłem. W końcu kiedy poszukiwałem ofert prac, jej kawiarnia była jedną z kilku najpopularniejszych. A teraz? Kompletnie zbankrutowała. Było mi jej żal, ponieważ ciągle nas przepraszała że to przez nią utraciliśmy pracę, ale przecież to nie była jej wina, jednak fajnie wiedzieć że tacy ludzie istnieją, którzy nie zwalają całej winy na ciebie.
-Michael, orientuj się! -popatrzyłem w stronę Ashtona i od razu dostałem w twarz kartonem którym we mnie rzucił. -Ostrzegałem cię -wybuchnął głośnym śmiechem, na co został skarcony wzrokiem naszej szefowej, przepraszam, już byłej szefowej...
Sięgnąłem po karton którym oberwałem i włożyłem do niego resztę rzeczy które czekały na swoje spakowanie. Z obojętnym wyrazem twarzy pakowałem do pudła kubki, talerzyki i resztę, a w tym czasie dosiadł się do mnie Ashton. Pomachał zwisającymi z blatu nogami i smutno się uśmiechnął.
-Szkoda mi trochę opuszczać to miejsce -westchnął nucąc pod nosem jakąś melodyjkę, a ja tylko kiwnąłem głową. -Pamiętasz jak raz przyszła laska podobna do Kylie Jenner? -zapytał z rozmarzeniem, a ja prawie upuściłem, trzymaną filiżankę na to wspomnienie.
-Koleś, obmacywałeś się wtedy prawie z Calumem jak przyszła -odparłem, a Ash od razu zgromił mnie wzrokiem.
-Po pierwsze, to Calum sam się do mnie doczepił... i zaraz, widziałeś to?! -kiwnąłem potwierdzająco głową, a ten tylko przybił sobie z otwartej dłoni w twarz.
-Następnym razem wybierajcie dyskretniejsze miejsca, już dwie osoby was przyłapały -zeskoczyłem z blatu dźgając go palcem w kolano. -No i jeszcze ta Kylie Jenner.
-Miała wąsa -prychnął, także zeskakując z blatu.
-Calum też ma, więc nie powinno ci to przeszkadzać -och jak ja uwielbiałem się z nim tak droczyć. Ashton był takim typem człowieka, że mogłem być pewny iż ten się nie obrazi. Brał wszystko z dystansem i czasami żałowałem że ja nie potrafię zachowywać się tak samo.
Ashton po chwili zaczął wspominać inne momenty, jednak ja się wyłączyłem na jego paplaninę. Od razu wróciłem myślami do wczorajszego dnia, a dokładniej do tego jednego momentu, który zburzył tą całą barierę po między mną a Luke'em. Nie powiem, czułem się dziwnie jak o tym myślałem, ale też... jakoś zadziwiająco dobrze. Już dawno przejrzałem na oczy jak dobrym człowiekiem jest Luke. Także coraz częściej zaczęło do mnie docierać iż na prawdę go lubię. Ale jego każdy lubił, zarażał dobrą energią i to chyba najbardziej mnie w nim od początku denerwowało. Nie chciałem być taki jak inni, bo przecież mógłbym się na nim "przejechać", lecz teraz wtopiłem w to na całego. W życiu nie pomyślałbym że się z nim zaprzyjaźnię, co dopiero że dojdzie po między nami do jakiegokolwiek zbliżenia. No i jeszcze że przy tym zwichnie sobie nadgarstek spadając z ławki...
Potem musiałem go opatrywać, jednak Luke nie przejmował się kontuzją i wypijał moją porcję czekolady. Trochę wcześniej, jeśli coś takiego miało by miejsce, na pewno byłbym zirytowany, lecz nie teraz. Na prawdę dałem sobie już z tym spokój.
-Jak tam Ben? -z zamyślenia wyrwało mnie jedno zdanie wypowiedziane przez blondyna i od razu zwróciłem wzrok ku niemu.
-Na pewno zamęcza swoją pielęgniarkę opowieściami z wczorajszego dnia -zaśmiałem się cicho, znając go tak dobrze, że byłem przekonany że właśnie tak było. -Polubił cię -mruknąłem po chwili w jego stronę, a na ustach Ashtona wślizgnął się uśmieszek. Na prawdę, Ben rzadko kiedy tak szybko przywiązywał się do ludzi. Wyjątkiem był Luke i właśnie Ashton, a nawet Calum, którego również traktował z przyjaznym nastawieniem.
----
Wpatrywałem się w jasny sufit na którym widniało parę pęknięć i zacieków. Koło mnie na szpitalnym łóżku, leżał Ben i także patrzył w górę. Popatrzyłem na jego spokojnie, wyglądającą twarz i pragnąłem wiedzieć o czym myśli.
-Mikey? -odwróciłem się twarzą w jego stronę, kiedy w pomieszczeniu rozbrzmiał jego delikatny głosik. Chwyciłem za jego rękę i gładząc ją kciukiem, spojrzałem na niego wyczekująco. Ben przygryzł wargę i wyglądał jak by bał się mi coś powiedzieć. -C-czy ja umrę? -zapytał bawiąc się rąbkiem koszulki ze spongebobem, a ja zacisnąłem mocno oczy, także ściskając mocniej jego dłoń. Wypuściłem głośno powietrze, czując jak zaczynam cały drżeć. Nienawidziłem myśleć o takich rzeczach. Ciągle wmawiałem sobie że wszystko będzie dobrze, wyzdrowieje, nic mu nie będzie, ale przecież nie mogę tego przewidzieć. Prawda jest taka że powinienem być przygotowanym na najgorsze, ale ja nie potrafię. Codziennie kiedy widzę go coraz bladszego, chudszego i słabszego, pewna cząstka mnie umiera i traci nadzieje, za co potrafiłbym przyłożyć samemu sobie. Nie mogę przestać wierzyć w to że znowu będzie dobrze. Tylko to przytrzymuje mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach.
-Nie, nie umrzesz -odparłem, a moja dolna warga zadrżała. Ben nie był głupim dzieckiem. Kiedy tylko wypowiedziałem te słowa, na jego twarz od razu wpełznął grymas.
-Skąd możesz to wiedzieć, Mikey? -zapytał smutno,a ja poczułem się jeszcze gorzej.
-Ben, posłuchaj -westchnąłem cicho, podnosząc się i siadając na łóżku, nadal trzymając jego dłoń. -Co by się nie wydarzyło, będziesz szczęśliwy, obiecuję ci to -ucałowałem jego knykcie, czując napływające do oczu łzy. Jeśli przeżyje, będę robić wszystko aby kolejne lata jego życia były jak najlepsze, niezapomniane. A jeśli... w grę wejdzie druga opcja, wierzę że tam w końcu poczuł by ulgę, nie musiałby cierpieć. To może wydawać się dziwne, ale człowiek czasami potrzebuje takich pozytywnych myśli.
Spuściłem z niego wzrok i utkwiłem go w jasnej pościeli. Nie potrafiłem patrzeć w jego smutne oczy. Tak mu współczułem, miał dopiero 7 lat i dla takiego dziecka większość rzeczy jest jeszcze zagadką. Nie wie dokładnie czym jest umieranie, a być może będzie musiał się z tym zmierzyć, z czymś o czym dokładnie nie wie. Ben podniósł palcem mój podbródek i delikatnie się uśmiechnął, po czym przytulił się do mnie, a ja objąłem go ramionami.
-Będzie dobrze -powiedział, na co cicho sapnąłem. To ja powinienem to powiedzieć. -Jesteś najlepszym bratem na świecie -wyszeptał, a ja czułem coś tak cudownego, aż nie potrafiłem tego określić. Pamiętam jak do niedawna byłem zazdrosny o Luke'a i wydawało mi się iż Ben woli właśnie jego ode mnie. Ale to był tylko mój głupi wymysł.
-Mogę coś jeszcze powiedzieć? -odsunął się ode mnie i obdarzył pytającym wzrokiem, a ja kiwnąłem twierdząco głową. -A Luke naszym najlepszym przyjacielem -powiedział z wielkim uśmiechem na ustach, a ja nie potrafiłem się także nie uśmiechnąć. Ben sam dostrzegł iż nasze kontakty stają się coraz lepsze, a mnie to bardzo cieszyło.
----
fhhfhehxbshbshxuehcuie xuehxsia jakas masakra
ten rozdzial pisalam chyba z pare dni, bo wg sie nie potrafilam za niego zabrac ;-;
mial byc w sumie taki przejsciowy i wg
Nastepne będą lepsze, obiecuje ;---;
No i jeszcze takie ogłoszenia... Ostatnio zakończyłąm na swoim profilu jedno ff z mukiem "Circus"
Ma 14 rozdziałów i nie jest jakoś bardzo długie, więc gorąco was zapraszam!
Także na Passion o ktorym już kiedyś pisałam i mam zamiar z nim wystartować całkowicie po skonczeniu time difference :)
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top