15.


 Rozszerzonymi oczyma, ciągle wpatrywałem się w moją matkę, której mina była bardzo podobna do mojej. Spojrzałem w stronę Luke'a, błagając go wzrokiem aby coś zrobił.

-Emm... To może ja zrobię herbatki? -rzucił wesoło i w błyskawicznym tempie pobiegł do kuchni, a ja pragnąłem wydłubać mu w tej chwili oczy. Zrobił to celowo, aby pozostawić mnie samego z problemem. Ponownie popatrzyłem na rodzicielkę posyłając jej niezręczny uśmiech i siadając na kanapie, za to ona zajęła miejsce na przeciwnym fotelu.

-Jak mnie tu znalazłaś? -zapytałem zaciekawiony i nadal nieco nerwowy. Była to dla mnie bardzo niezręczna sytuacja, w dodatku nadal miałem na sobie tylko ręcznik...

-Przyleciałam praktycznie w nocy, kiedy nie zastałam cię w domu, zadzwoniłam do babci która powiadomiła mnie iż powinieneś być w pracy. Podała mi dokładny adres, jednak kiedy znalazłam się w kawiarni, tam także cie nie było, jedynie twój bardzo miły kolega powiedział mi gdzie cię znajdę, no i jestem -klasnęła w dłonie, rozluźniając tym dość dziwną atmosferę. Ashton musi wszystko wygadać...

Przez chwilę znowu nastała niezręczna cisza, przynajmniej dla mnie. Moja matka za to rozglądała się z zachwytem po całym pomieszczeniu. W końcu skierowała swoje zielone, duże oczy w moją stronę, a ja się spiąłem.

-J-ja ci to wytłumaczę -powiedziałem cicho, spuszczając z niej zawstydzony wzrok, jednak kobieta tylko cichutko się zaśmiała.

-Nic nie musisz mi tłumaczyć -wzruszyła ramionami z delikatnym uśmiechem przyozdabiającym jej twarz.

-Nie gniewasz się?

-Dlaczego bym miała, Mikey. Nie powiem, zaskoczyło mnie to, ale nie jestem zła -mocno mi ulżyło, słysząc jej słowa. W sumie, to że braliśmy prysznic (w dodatku w bieliźnie) o niczym nie świadczyło. Bardziej wyluzowany, oparłem się o oparcie kanapy. Do głowy przyszło mi pewne pytanie, którego nie mogłem pominąć.

-Mamo? -zapytałem niepewnie, zwracając na siebie uwagę blondynki. -Gdzie tata? -popatrzyłem na nią poważnie, mając nadzieję iż nie usłyszę tego czego najbardziej się obawiałem.

-Przyleciałam sama -odparła z żalem w głosie. -Pokłóciliśmy się, nie wykazywał żadnej chęci aby was odwiedzić, więc postanowiłam wziąć sprawę we własne ręce i dłużej się go już nie słuchać -słuchałem jej czując w sercu pewien ból. Czułem się zawiedziony jego postawą. Nigdy bym nie przysiąg iż tak się kiedyś zachowa. To nie był ten sam człowiek.

-Uwaga bo rozleję! -obydwoje odwróciliśmy się w stronę z której doszedł nad głos Luke'a. Zgrabnie, na paluszkach przeskakiwał wszystkie przeszkody, niosąc dwa pełne kubki herbaty. Było by idealnie, gdyby przy stawianiu ich nie wylał połowy zawartości z jednego z nich prosto na biały obrus. Z politowaniem popatrzyłem na blondyna, o dziwo już ubranego, nie to co ja. Moja mama posłała mu ciepły uśmiech i mruknęła aby się nie przejmował, a Luke aż rozpromieniał.

-Michael, ubrałbyś się. Onieśmielasz tak piękną kobietę -powiedział na co moja mam się zarumieniła, a ja miałem ochotę zwymiotować. Romeo się znalazł. Wywróciłem wzrokiem, podnosząc się z miejsca. -W moim pokoju naszykowałem ci ubrania -kiwnąłem głową i poszedłem się przebrać. Podniosłem z łóżka szarą koszulkę i trochę ciemniejsze dresy. Raczej w jego rurki bym się nie zmieścił, patrząc na to jak bardzo miał patykowate nogi. Przejrzałem się szybko w lustrze i wróciłem do salonu. Za niecałą godzinę zaczynała się moja praca. Gdy tylko o tym pomyślałem, miałem ochotę zaszyć się w łóżku i nigdzie nie wychodzić. Chociaż i tak nie miałem tam nic do roboty, musiałem tylko chodzić do samego końca, bo inaczej z wypłaty nici.

-Michael, będę się już zbierać -blondynka podniosłą się z fotela, chwytając w dłoń swoją czarną torebkę. Promienie uśmiechnęła się do Luke'a, a następnie podeszła do mnie, obejmując mnie.

-Powodzenia -mruknęła cichutko w moje ucho, a ja zdążyłem posłać jej tylko zdezorientowane spojrzenie, kiedy szybko się ode mnie oddaliła i rzucając ostatnie pożegnanie, opuściła mieszkanie. Nie wiedziałem o co mogło by jej chodzić. Czasami jej nie rozumiałem.

-Cholera, nie wypiła całej herbatki -odwróciłem się w stronę blondyna który ze smutną miną, kurczowo trzymał porcelanowy kubek. Wywróciłem z rozbawieniem wzrokiem i poklepałem go po ramieniu, wyrywając z dłoni kubek i opróżniając całą jego zawartość.


******

-Stary, gdybym tylko wiedział że przyjdzie wam ochota na jakieś igraszki, to nie podałbym jej tego adresu -Ashton oberwał ode mnie mokrą ścierką, kiedy tylko słowa opuściły jego usta. Wypuszczając z siebie nieznośny chichot patrzył na mnie z ciągłym rozbawieniem.

-Już ci mówiłem że do niczego po między nami nie doszło -odburknąłem, zrzucając dłonią z blatu parę ziarenek kawy. -Jesteśmy tylko przyjaciółmi -do niedawna go nie lubiłem, a teraz awansowaliśmy na przyjaciół, wow...

-No wiesz, wspólny prysznic, przytulanie się całą noc, nawet byłeś jego księżniczką, a on twoim księciem.

-Skąd wiesz?! Powiedział ci? -zareagowałem ostro, na co Ash znowu wybuchł salwą śmiechu. Na prawdę kiedyś dopadnę tego blond pajaca. Może i przez to co zdarzyło się w jego życiu, zacząłem patrzeć na niego nie co inaczej, ale to nie znaczy że już nigdy mnie nie zirytuje. Zażenowany starałem udać iż jestem zajęty odgarnianiem blatu, który tak na prawdę był już dawno czysty. Zignorowałem blondyna, który bawił się w najlepsze z nabijania ze mnie. Zawiesiłem wzrok w ścianie i szybko go odwróciłem kiedy usłyszałem dźwięk dzwoneczków oznaczających nowego klienta, co w ostatnich dniach było bardzo rzadkie. Zeskoczyłem ze stołka i pobiegłem prosto do nowego klienta.

-Dzień dobry, co podać? -zapytałem w miarę przyjaźnie o wiele wyższego ode mnie chłopaka. Miał oliwkową skórę, kruczoczarne włosy i intensywnie brązowe oczy, którymi dokładnie mnie skanował.

-Umm... Poproszę orzechowe latte -powiedział, patrząc na tablicę zawieszoną nad ladą. Miałem wrażenie że wybrał pierwszą lepszą rzecz, ponieważ była to jedna z gorszych kaw jakie serwowaliśmy.

-Jest pan pewny? -zapytałem, co musiało brzmieć trochę nie miło, ale on tylko się delikatnie uśmiechną i pokiwał twierdząco głową.

-Jeśli mogę zapytać -w lokalu ponownie rozbrzmiał jego głos, a ja uniosłem na niego swoje spojrzenie, stawiając przed nim papierowy kubek z parująca kofeiną. -Czy jeszcze ktoś tutaj pracuje?

-Tak, jeszcze dwie osoby, jednak dzisiaj jest tylko jedna z nich -odpowiedziałem, drapiąc się po karku. Na jego ustach zawitał ponownie delikatny uśmieszek. Następnie wziął mały łyk napoju po czym się skrzywił. Chciałem go ostrzec że te latte jest okropne, no ale jego wybór.

-Zastanę może Ashtona? -obdarzył mnie kolejnym pytaniem, a moje oczy z dziwnych przyczyn zaświeciły.

-Tak, jest na zapleczu -nie wiedziałem czy to dobry pomysł po niego iść. Co jak przyjaźnie wyglądający chłopak, wcale nie ma wobec niego dobrych zamiarów? 

-Możesz go zawołać? Spokojnie nic mu nie zrobię -wytłumaczył się szybko, widząc moją niepewną minę. 

Kiwnąłem w jego stronę głową i miałem zamiar podążyć na zaplecze, jednak Ashton stał już w progu drzwi.

-O, jesteś! Ktoś do ciebie przyszedł i... -nie skończyłem mówić, kiedy blondyn ponownie skrył się na zapleczu. -Ashton! -pobiegłem za nim, ciągnąc go za nadgarstek i wyciągając z pomieszczenia.

-Michael, nie, błagam -zajęczał żałośnie, a ja wywróciłem tylko oczyma.

-Daj spokój, dlaczego nie możesz z nim porozmawiać, i kim on w ogóle jest?

-Kolegą, i nie, nie mogę -zrobił obrażoną minę i odwrócił ode mnie wzrok.

-Skończ odwalać teatrzyk, zachowuj się jak dojrzały mężczyzna i tam idź -Wypchnąłem go za drzwi, szybko je przymykając. Przez ich okrągłą szybkę mogłem tylko dostrzec wkurzoną twarz Ashtona i jego środkowy palec.

Uchyliłem delikatnie drzwiczki, aby pod słyszeć trochę ich rozmowy. Może i było to wścibskie, ale nie potrafiłem ukryć swojej ciekawości.

-Co ty tu robisz? -blondyn stłumił głos, rozglądając się na boki.

-Chciałem cię zobaczyć, czy to takie dziwne? -brązowooki wzruszył ramionami, oczywiście się uśmiechając i ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.

-Tak, ponieważ nie chcę cię widzieć, przynajmniej nie tutaj -ostatnie słowa dodał znacznie ciszej, chociaż ja i tak zdołałem je usłyszeć. Czy dobrze rozumiem, Ashton potajemnie umawia się z tym chłopakiem?

-I jak tam chłopcy? Mam nadzieję że doszliście do porozumienia -opuściłem swoją kryjówkę, sztucznie się do nich uśmiechając, jednak raczej tylko Ashton mógł to wyczuć.

-Umm.. Tak, ale kolega się śpieszy i niestety musi już iść, nie prawdaż? -popatrzył na niego z udawanym uśmiechem. Ten tylko się zmieszał i na prawdę chciał opuścić kawiarnię, jednak zdołałem go zatrzymać, co nie obyło się bez obdarowania mnie morderczym wzrokiem przez Ashtona.

-Zaczekaj! -Chłopak przystanął w miejscu, wyczekująco mi się przyglądając. Dźgnąłem łokciem Ashtona, który posłał mu kolejny naciągany uśmiech a (naiwny) brązowooki go odwzajemnił.

-W takim razie... -brązowooki spuścił wzrok na ziemię i szybko wyciągnął z kurtki długopis, następnie zabrał z lady jedną serwetkę i zapisał na niej ciąg liczb. Posunął ją w stronę blondyna, i z lekkimi rumieńcami na twarzy pożegnał go, opuszczając lokal.

-Pa nieznajomy! -Krzyknąłem za nim, energicznie machając dłonią.

-Calum -rzucił w moją stronę, delikatnie się uśmiechając.

-Pa Calum! -poprawiłem się i odprowadziłem go wzrokiem.

-Od kiedy jesteś taki wesoły? -ze złością wymalowaną na twarzy, Ashton rzucił mi pytanie, a ja wzruszyłem tylko ramionami.

-Och, już nie bądź taki zły, jeszcze mi podziękujesz -zmierzwiłem jego włosy i wróciłem z powrotem na zaplecze. Nie ukrywałem swojej ciekawości w związku z tą całą sprawą, ale postanowiłem nie zarzucać go pytaniami, już i tak był zły.


--------------

No i mamy Cashtona xd

Musiałam

Sory


Wg ten rozdział jest tak na szybko napisany, masakryczny, jeden z gorszych ugh



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top