1.

Zmrużyłem powieki na rażące światło które napadło mnie zaraz po otwarciu oczu. Skrzywiłem się gdy poczułem nie mały ciężar na swoich nogach. Zauważyłem przed sobą mojego siedmioletniego brata Bena który patrzył na mnie z kwaśną miną.

-Coś nie tak? -spytałem zachrypniętym głosem. Wow Miczel masz seksowny głos z rana.

-Nie powinieneś zaprowadzać mnie już do szkoły? -zapytał wlepiając we mnie te swoje wielkie błękitne gały i marszcząc przy tym brwi. Uśmiechnąłem się na jego widok, jednak spoważniałem kiedy dotarły do mnie jego słowa. Skierowałem swój wzrok w stronę srebrnego budzika na którym migały czerwone cyferki pokazujące w pół do dziewiątej.

-Cholera! -krzyknąłem zrzucając z siebie kołdrę razem z bratem. Ups.

-Michael, ośle, uważałbyś! -zajęczał rozdrażnionym głosem podnosząc się z ziemi i otrzepując swoje niebieskie spodnie z pidżamki.

Biegiem udałem się do łazienki, w ciągu niecałych dziesięciu minut zdążyłem umyć zęby, ogarnąć moje włosy i przebrać się w codziennie ubrania.

-Głąbie gdzie są moje ogrodniczki? -usłyszałem po raz kolejny jego nieznośny głos na co zmrużyłem oczy. Poszedłem do jego pokoju w którym się znajdował, wszystkie jego ubrania były wyrzucone z szafy i porozrzucane po całym pokoju.

-Są w praniu. -odpowiedziałem krótko wzruszając ramionami na co zostałem zbesztany wzrokiem, groźnym wzrokiem. Czy to normalne żeby dwudziestolatek bał się swojego małego brata?

-Jak mogłeś je wyprać i ich nie wywiesić?! W czym ja niby teraz pójdę? -zaciskał pięści patrząc na mnie wrogo jak by chciał mnie zadźgać mieczem z klocków lego.

-Młody uspokój się -schyliłem się do jego poziomu klepiąc go po ramieniu. -I tak nie były ładne -w tym momencie zostałem kopnięty w kolano. Spokojnie, przywykłem.

-Może mam chodzić w takich jak ty? -Uniósł brwi zakładając ręce na piersiach.

-Bingo! -Krzyknąłem podchodząc do jego szafy i wyciągając z ostatniej pułki biały, w idealnym stanie, kartonik. Tak jak wręczyłem mu ten prezent na zeszłoroczne urodziny to tak nadal spoczywa nieruszony w szafie, aż do dziś. Wyciągnąłem ze środka malutkie czarne rurki oraz równie małą jeansową katanę i koszulkę z zespołem.

-No chyba sobie kpisz. -Czułem się jak by zamiast normalnego wzroku miał palące lasery w oczach.

-Nie mój drogi, teraz będziesz jak twój braciszek -powiedziałem dumnie. -Normalnie każda laska twoja z takim stylem.

-Mam dopiero siedem lat, żyję w dziecięcym świecie wyobraźni, śpię z misiem i nie wiem co to masturbacja a ty mówisz mi o dziewczynach? -Wymachnął rękami w powietrzu unosząc na mnie swój ton.

-Na pewno nie wiesz co to masturbacja? -uniosłem brwi na co on przewrócił oczyma.

-Michael...

-No co, potem mama będzie miała do mnie pretensje że źle cię wychowuje podczas jej nieobecności. A teraz ubieraj się -machnąłem dłonią na ubrania które mu dałem na co oczywiście zareagował głośnych westchnięciem. Spojrzałem znowu na zegarek czując jeszcze większe zdenerwowanie kiedy Ben miał coraz więcej minut spóźnienia a ja coraz mniej czasu na dojechanie na uczelnię. Dzisiaj czeka mnie na prawdę trudny dzień ale los oczywiście mnie nie kocha i musiał sprawić abym nie usłyszał budzika. Dzięki losie.

Po pięciu minutach później kiedy Benowi z moją pomocą na reszcie udało się wciągnąć na nogi rurki byliśmy gotowi do wyjścia. Spoglądałem na niego z zadowoleniem pokazując mu kciuki do góry kiedy on mordował mnie spojrzeniem i jak by kłócił się sam ze sobą żeby nie pokazać mi środkowego palca.

Poszedłem do przedpokoju ubierając swoje trampki i spoglądając jak Ben wyciąga z szafeczki swoje czerwone crocsy, boże.

-Nie, nie, nie -powiedziałem machając w jego stronę palcem i odbierając mu parę obuwia, w zamian wręczyłem mu podobne trampki do moich które również dostał o de mnie w prezencie, który zakopał głęboko w szafie...

Mały ponownie dzisiejszego dnia zrobił naburmuszoną minę jednak po chwili już wiązał sznurówki butów. Dobre dziecko.

-Dobra, chodź bo już mamy przewalone a niestety nie mam czasu aby przekonywać swoim urokiem twoją wychowawczynię żeby nie wpisywała ci nieobecności -pociągnąłem go za rękę wychodząc z mieszkania. Na dworze poczułem silny wiatr, spojrzałem na małego widząc jak szczęka zębami i pociera odsłonięte przez dziurawe spodnie, kolana.

-Przyzwyczaisz się -mruknąłem mierzwiąc mu włosy i podążając na dworzec.

-Michael gdzie jest mój plecak? -zapytał patrząc na mnie dużymi oczami.

Popatrzałem raz na niego raz na jego puste plecy i ponownie na niego. Cholera.

----

Po szalonym poranku i wyprawieniu Bena do szkoły nareszcie byłem na dworcu czekając na metro. Miałem już dziesięć minut spóźnienia co potęgowało moją złość i zdenerwowanie, jak profesor pozwoli mi wejść na salę aby napisać ten test to będzie na prawdę cud, a jeśli nie... to po mnie. Przeczesałem włosy ręką jeszcze bardziej się denerwując. W końcu ujrzałem przed sobą metro, od razu kiedy drzwi się otworzyły wszedłem do środka. Nigdy jeszcze nie jechałem o tej godzinie. Spokojnie mogłem znaleźć wolne miejsce ponieważ całe metro było opustoszałe jedynie na samym końcu dostrzegłem pewną osobę jednak miała naciągnięty na głowę kaptur przez co nie widziałem jej twarzy. Oparłem się o siedzenie głośno wzdychając. Z każdą mijającą minutą moje zdenerwowanie rosło jeszcze bardziej. Obracałem w dłoniach nerwowo telefon aż ten upadł na ziemie. Zakląłem pod nosem podnosząc urządzenie na którym widniało pęknięcie, świetnie. Resztę czasu spędziłem wpatrując się bezsensownie w szybę znajdującą się na przeciwko mnie i wsłuchując się w denną melodyjkę która towarzyszyła w podróży. Po krótkim czasie usłyszałem oznajmienie iż dotarłem już do mojej stacji na której powinienem wysiąść. Poprawiłem na ramieniu opadający ciągle pasek z torby i wyszedłem na zewnątrz. Duży zegar pokazywał... hmmm godzinę? W tym momencie czułem się jakby wszystkie cyferki zniknęły a zastąpił je napis "Masz przesrane." Od razu rzuciłem się do biegu zmierzając w stronę swojej uczelni. Przykuwałem spojrzenia wielu przechodniów, niektórych nawet potrącałem przez co uzbierałem wiele przezwisk...

Spoglądając ciągle na zegarek w telefonie miałem ochotę wymienić wszystkie istniejące przekleństwa na tym świecie, nawet w różnych językach. Czułem jak brakuje mi tchu a słaba kondycja daje się we znaki, jednak teraz nie mogło mnie nic zatrzymać, nic, nawet pewien przechodzień który był coraz bliżej aż...

-Cholera! -Upadłem na ziemię, przynajmniej tak mi się wydawało kiedy nie poczułem czegoś mięciutkiego pod sobą. Uśmiechnąłem się pod nosem aż nie zobaczyłem pod sobą zdezorientowanego chłopaka.

-C-czy mógłbyś ze mnie zejść? Bo coś mi miażdżysz i wcale nie jest to mój nowy iphone 6s... -powiedział robiąc krzywą minę.

Jak poparzony zeskoczyłem z niego pomagając mu wstać, zauważyłem jego elegancki strój jakim była marynarka, i biała koszula, spodnie za to były podobne do moich, brakowało by żeby miał eleganckie spodnie w kancik... Wyprasowałem dłońmi jego pogniecioną koszulę do czego sam się przyczyniłem. On jedynie obrzucił mnie zdezorientowanym wzrokiem. Chciał coś powiedzieć jednak uniemożliwiłem mu to przez moją szybką ucieczkę z miejsca. Miałem coraz mniej czasu, a tak naprawdę byłem już udupiony, jednak jakaś szansa zawsze istnieje.

---

Biegłem wąskim korytarzem prawie wpadając na woźnego jednak zgrabnym, baletowym krokiem go wyminąłem, zawsze twierdziłem iż marnuję się i powinienem zostać baletnicą jednak nie zamierzałem nosić rajstop i tak moja kariera przepadła.

Dobiegłem do drzwi za którymi odbywał się test, pociągnąłem szybko za klamkę aby otworzyć drzwi jednak po paru szarpnięciach one nadal pozostawały zamknięte. Szarpałem za klamkę jak by to miało jakimś magicznym sposobem pomóc dostać mi się do środka. Spojrzałem za małą szybkę dostrzegając profesora Stinga którego najbardziej się obawiałem, na jego twarzy formował się wredny uśmieszek który powodował rosnącą we mnie agresję. Zrobiłem błagającą minę kładąc dłoń na szybie i licząc na to że być może zmięknie mu serce jednak moja wiara w to odleciała w najdalsze kiedy mężczyzna sięgnął po jeden z plakatów po czym odwinął go i zasłonił nim szybę pozbawiając mnie widoku a także szansy na napisanie testu.

Złapałem się za kosmyki jasnych włosów mocno za nie ciągnąc. Kapnąłem w stojący na przeciwko mnie kosz na śmieci który szybko się przewrócił za nim dokładnie trafiłem w niego nogą w rezultacie czego kopnąłem w ścianę.

-No kur... -jęknąłem trzymając się za obolałą stopę i skacząc na drugiej nodze. Oparłem się o ścianę zjeżdżając po niej zrezygnowany. Był to test dla którego poświęciłem cały tydzień na naukę, nie miałem nawet czasu dla Bena który był tym wyraźnie zasmucony. Teraz muszę czekać kolejny miesiąc jak i nie dwa aby go napisać o ile dożyję tego dnia bo po dzisiejszych paru godzinach mam dość i nie wiem czy w ogóle trafię w całości do domu. Siedziałem na ziemi uderzając tyłem głowy o ścianę aż nie usłyszałem dźwięku przychodzącego esemesa. Wyciągnąłem z kieszeni telefon szybko odczytując wiadomość od mojej przyjaciółki Tiffany.

"Szanowny Cliffordzie, jako twoja dobra przyjaciółka radzę ci się szybko zjawić w robocie bo inaczej będziesz musiał zorganizować mi pogrzeb i wygrawerować na nagrobku że zostałam zabita przez tłum chorych ludzi spragnionych cholernej kawy!"

Przekląłem pod nosem zapominając kompletnie o pracy przez ten nieszczęśliwy test. Podniosłem się na proste nogi odpisując szybko Tiffany na esemesa. Opuściłem budynek uczelni czując się nijak. Czy coś jeszcze mnie dzisiaj czeka?

---

Mamy pierwszy rozdział! Liczę na wasze głosy oraz komentarze! :D

I mam nadzieję że spodoba wam się trochę luźniejsza forma tego opowiadania, przynajmniej do pewnego czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top