suprise, noona

genre: angst, thriller, yandere au, psychological topics

word count: 1,5 k

warnings: mentions of blood and death, obsessive and sadistic behavior, making out (?), the characters' age was changed for the needs of the story

"Kochać to niszczyć, a być kochanym, to zostać zniszczonym"

"Ludzie zastanawiają się, dlaczego to złe charaktery są zawsze najbardziej podziwiane  przez odbiorców - co mają takiego w sobie te czarne owce, że każdy patrzy na nie, jak na właściwych superbohaterów.

Aż tak trudno to zauważyć? Oni pokazują nam, że nie jesteśmy jedynymi błędnymi kawałkami układanki."


Chaeyeon zamrugała leniwie zmęczonymi oczami, czując czyiś dotyk na plecach, który powolnym ruchem zsuwał się coraz niżej, zahaczając o jej biodra i zatrzymując się na udzie. Zignorowała jednak to uczucie, będąc pewną, że to tylko wyczerpany umysł płatał jej figle i przerywał sen o gadającym popcornie. Próbowała ponownie wkroczyć do Fistaszkolandii i spytać orzeszka Hipolita, gdzie kupił te sztruksowe spodenki, ale mimo klejących się powiek, nie była w stanie ponownie zasnąć. Przekręciła się na drugi bok i ze zdumieniem stwierdziła, że to wcale nie jest jej perfekcyjnie zagracony pokój, a jakieś kompletnie nieznane jej pomieszczenie pełne męskich ciuchów porozrzucanych po podłodze.

Nagle wspomnienia minionej nocy spłynęły na nią ze zdwojoną siłą, tak że Chaeyeon musiała chwycić za piekące skronie, czując, jakby czaszka miała jej za chwilę wybuchnąć od tego nadmiaru obrazów, do których prawdziwości aż wstyd było się przyznać. Nie do końca ufając swojej pamięci, w przerażeniu zerknęła pod kołdrę, ale wszystkie ciuchy, które wczoraj miała na sobie, leżały na swoim miejscu i ku jej uldze, nie świadczyły o tym, że poprzedniej nocy doszło do czegoś więcej.

Chaeyeon przykryła się mocniej kołdrą z zamiarem dłuższego poleniuchowania, ale na nogi postawił ją gardłowy krzyk, który przeszył całe mieszkanie. Bała się sprawdzić, co było źródłem tego dźwięku, od razu zakładając najgorsze i wyobrażając sobie nieprzyjemne scenariusze, które miały ją zaskoczyć po opuszczeniu sypialni. Usłyszawszy jednak kolejny wrzask, który sprawił, że jej ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść, zebrała w sobie wszystkie siły, jakie mogła wykrzesać i otworzyła drzwi na korytarz. Rozejrzała się dookoła, ale wszystkie meble były nienaruszone i w żadnym przypadku nie świadczyły o tym, że Jeongin przypadkiem zahaczył o kant komody i z krzykiem upadł na podłogę. Powoli ruszyła w stronę salonu, mając dziwne przeczucie, że to tam znajdzie chłopaka. Prosiła Boga, aby całe to zamieszanie okazało się jedynie wytworem jej zaspanej wyobraźni, a nie kolejnym dowodem, że na podstawie jej życia można by było napisać scenariusz do jakiegoś thrillera z marną obsadą i niszową gażą, której do tej pory jej nie wypłacono.

Nagle w całym mieszkaniu zapadła cisza przerywana jedynie płytkimi oddechami Chaeyeon, której ciało nie potrafiło nadążyć za bijącym w furii sercem. Wciąż gdzieś tam liczyła, że to wszystko tylko jej się śni, a ona lada moment zbudzi się wtulona w tors całego i zdrowego Jeongina. Bez przerwy szczypała mocno już zaczerwienione ramię, ale ku jej przerażeniu, ból był jak najbardziej wyraźny i realistyczny, aby miał okazać się jedynie imaginacją.
Wiedziała, że idąc tam, popełnia jedną z gorszych decyzji w swoim życiu, ale nie mogła tak po prostu zignorować krzyku Jeongina, który w desperacji błagał o pomoc. Bała się – głowa pulsowała w stresie, a nogi trzęsły się przy każdym postawionym kroku, który coraz bardziej zmniejszał jej odległość od pogrążonego w ciszy salonu. Ale jeszcze mocniej bała się utraty tej jednej osoby.

Z łomoczącym o żebra sercem stanęła w progu pokoju, szybko uświadomiwszy sobie, że wcześniejszy strach był jedynie marną ułudą w porównaniu z tym, co spłynęło na nią, gdy zobaczyła nieprzytomnego Jeongina z wbitym w klatkę piersiową nożem kuchennym. Dziewczynę uderzył metaliczny zapach krwi wydobywającej się nie tylko z tej rany, ale i kilku innych rozmieszczonych na całym ciele, w tym na wciąż opuchniętej od snu twarzy. Chaeyeon upadła na kolana, kompletnie utraciwszy władzę nad spiętymi w przerażeniu mięśniami i ostatkiem sił doczołgała się do zakrwawionej sylwetki chłopaka, do której szybko przylgnęła.

- Proszę, niech ten koszmar się już skończy – szepnęła, próbując jakoś powstrzymać krwawienie materiałem swojej bluzki, ale i ta szybko nabiegła czerwoną cieczą, stopniowo uświadamiając jej, że sama niewiele może zdziałać. W końcu poczuła jak cała zdobyta przez nią wiedza, którą tak skrupulatnie pochłaniała przez lata, była bezużyteczna w konfrontacji z prawdziwym zagrożeniem. – Jeongi, nie bój się, jestem przy tobie.

Dziewczyna ostrożnie otarła jego pociętą twarz, czując, jak jej własna puchnie od łez bezwstydnie moczących jej policzki. Była przekonana, że w końcu znalazła swoje szczęście w osobie Jeongina, z którym miała nadzieję przeżyć zarówno wiele cudownych chwil, jak i bolesnych upadków. Chciała tego wszystkiego – chciała czuć jego miłość, podejmować z nim niewłaściwe decyzje, wiedzieć, że nie musi się bać, bo on jest obok. Sądziła, że to wszystko jest jak na wyciągnięcie ręki – w końcu Jeongin nigdzie się nie wybierał. Ba, był gotów na nią poczekać. Jak więc miała się zachować, wiedząc, że nagle zbudziła się z tego pięknego snu, z którego brutalnie ją wyrwano?

- Cha... - usłyszała, jak z jego zachrypniętego gardła wydobywają się trudne do uchwycenia dźwięki, mimo wszystko przywracające jej nadzieję na odzyskanie chłopaka. Zdawała sobie sprawę, że czas nieubłagalnie ucieka i z każdą sekundą bezpowrotnie Jeongina, którego stan aż wstyd było nazwać jedynie ciężkim. Złapała za jego lekko drżącą dłoń i mocno ją ścisnęła, aby wiedział, że cały czas przy nim jest i ani na chwilę go nie opuści.

Sięgnęła trzęsącą się ręką po leżący na stoliku telefon, wciąż łudząc się, że karetka pogotowia zdoła wrócić go do żywych, ale powstrzymały ją czyjeś ramiona, które objęły ją w pasie i odsunęły na drugi koniec pokoju. Chaeyeon spojrzała zapłakanymi oczami na ledwo oddychającego Jeongina, który konał w ciszy, aby chwilę później przenieść wzrok na uśmiechniętego Hyunjina, czule głaskającego jej poplamiony cudzą krwią policzek.

- Noona – szepnął, z niepokojem stwierdzając, że Chaeyeon wcale nie cieszy się na jego widok, tak jak sobie to wyobrażał przez te kilka tygodni spędzonej w zatęchłej izolatce. – Noona... To ja, Hyunjin... Twój ulubiony pacjent, pamiętasz?

Dziewczyna wstrzymała oddech, czując na nadgarstkach jego zacieśniający się uchwyt i widząc to niewysłowione szaleństwo tlące się w jego oczach. Hyunjin był cały umazany krwią Jeongina skapującą mu nawet z pozlepianych kosmyków włosów – wszystko tonęło w tej ohydnej czerwieni będącej najlepszym dowodem na to, że Hyunjin bardzo nie lubi, kiedy ktoś stara się zająć jego miejsce. I z przyjemnością takie jednostki usuwa.

- N-noona, z-zrobiłem to dla n-nas. Żebyśmy mogli być razem – wyjąkał przez ściśnięte gardło i jeszcze mocniej wbił paznokcie w jej skórę. Oczy Chaeyeon były otwarte, ale nic nie widziała. Nie była w stanie mrugnąć, czy zamknąć oczu, żeby w końcu powrócić do rzeczywistości, której tak bardzo nie chciała. Ból zalewał jej ciało. Miała wrażenie, że skóra jej się topi i nieśpiesznie spływa z mięśni i kości. Chciała krzyknąć, ale czuła jakby sama straciła wszelką kontrolę nad swoim ciałem – ręce, nogi, tors trzęsły się mimo wszystkich wysiłków, by powstrzymać ten dygot. Uszy były pełne syku i jęków Jeongina, który gdyby tylko miał na to siły, wrzasnąłby na cały głos, informując wszystkich o swoim bólu. Chłopak oscylował na granicy śmierci i dobrze wiedział, że w końcu osunie się w otchłań, która pragnęła go pochłonąć. – Zrobiłem to, b-bo cię k-kocham. N-Noona, powiedz, że mnie kochasz.

- Nie mogę – wydusiła z siebie, ponownie wlepiając rozbiegany wzrok w jego twarz, na której prędko dostrzegła formułującą się furię, wyczuwalną także w silnym uścisku wokół jej bioder. – Hyujin, n-nie kocham cię. Jesteś tylko moim p-pacjentem.

Jego oczy w momencie spowiła ciemna powłoka, a gniew przeszył bijące apoplektycznie serce niczym sztylet, który uwolnił w Hyunjinie tak długo ukrywaną ciemniejszą stronę jego duszy. Chłopak pchnął ją na ścianę i zsunął jedną rękę na jej udo, czując jak całe jej ciało spina się po jego palącym dotykiem. Nachylił się nad nią i mimo sprzeciwów z jej strony, pocałował jej rozedrgane usta, których smak sprawił, że ostatecznie odszedł od zmysłów. Łapczywie napawał się ich jedwabistą strukturą, tryumfując w środku, że odtąd ta rozkosz będzie dostępna tylko i wyłącznie jemu. Poczuł jak czysty sadyzm wypełnił jego ciało i zmieszał się z krwią, która szumiała mu w uszach z podniecenia i powoli rozsadzała pulsujące boleśnie skronie. Rozchylił językiem jej usta i z przyjemnością odebrał Chaeyeon ostatnie resztki powietrza, przeniósłszy zakrwawione dłonie na jej szyję i bezwzględnie je zaciskając. Na skórze tworzyły się sine ślady, a w psychice krwawe rany, których bólu nie zdołałaby uśmierzyć żadna dawka morfiny.

- Jesteś tylko moja, noona – uśmiechnął się szeroko, nadal nie przestając jej dusić. Z satysfakcją przypatrywał się, jak walczy o życie i próbuje zaczerpnąć powietrza, którego w dalszym ciągu jej odmawiał. W końcu puścił jej szyję, by zaraz potem schować twarz w jej zagłębienie, narkotycznie zaciągając się odurzającym zapachem jej strachu i przerażenia. – Od teraz zawsze będziemy razem. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.

2020 | Blooming Lychee 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top