i will never hurt you, noona

➤ genre: angst, thriller, psychological topics

➤ word count: 2,5 k

➤ warnings: mentions of blood and death, drugs, obsessive and sadistic behavior, the characters' age was changed for the needs of the story

Wariuje się wyłącznie z samotności. Póki jest przy tobie ktoś, kto widzi to, co ty, słyszy to, co ty, nie postradasz zmysłów.

- Jesteś pewna, że dasz sobie radę? – starszy mężczyzna posłał jej pytające spojrzenie i poprawił się na swoim skórzanym fotelu. Ciemne kręgi pod oczami były doskonałym dowodem na to, że znowu został po godzinach, narażając się na kolejną kłótnię w domu. – To wyjątkowy przypadek, który wymaga... niekonwencjonalnego traktowania. Nawet doświadczeni lekarze boją się takiej odpowiedzialności.

Dziewczyna spuściła wzrok, wbijając go w swoje splecione dłonie i przełknęła nerwowo ślinę. Doskonale zdawała sobie sprawę, o co prosi. Nie była głupia – wypytała najpierw cały personel, który wbrew jej oczekiwaniom, stanowczo odradzał jej rzucanie się na tak głęboką wodę, jaką było przejęcie opieki nad „najtrudniejszym" pacjentem. Każdy o zdrowych zmysłach wybiłby sobie z głowy ten szalony pomysł, ale Chaeyeon miała już dosyć słuchania „dobrych" rad innych, którzy odmawiali jej wyzwań wykraczających poza strefę komfortu. Chciała pokazać, choć samej sobie, że ukończenie studiów w tak młodym wieku to tylko początek.

- Oczywiście, panie Kwon, ale mnie nigdy nie zadowalały półśrodki. Jeśli mam zając się jakimkolwiek pacjentem, to tylko tym najbardziej wymagającym – zadeklarowała z uśmiechem, po cichu licząc, że ta maska stanowczości przybliży ją do postawionego sobie celu. – Zapewniam pana, że zrobię wszystko, aby Hwang Hyunjin wrócił do psychicznej stabilności.

✮✯✮

Przeglądając w domu jego historię leczenia, nie mogła uwierzyć, jak bardzo ten chłopak był zaniedbywany przez kilka ostatnich miesięcy – faszerowany randomowymi lekami (co tu w ogóle robił Adderall*?), odcięty całkowicie od świata, pozbawiony interakcji z żywą duszą. Kartoteka pękała w szwach od zapisu incydentów, gdy wręcz siła musiał być uspokajany przy użyciu haloperidolu**, którego dawka powaliłaby nawet konia. Niezliczone pobyty w izolatce, które nie przynosiły żadnych efektów, napady złości, maniakalnych odruchów. Z tego, co było tu napisane, z Hwanga nawet na sekundę nie zdejmowano kaftana bezpieczeństwa – jakby ten wtopił się w jego skórę i wręcz zmuszał do bycia niebezpiecznym dla otoczenia.

Gdyby nie to, że lobotomia od lat tkwiła na liście zabiegów zakazanych, Hyunjin już pierwszego dnia pobytu w zakładzie zamieniłby się w bezwolną roślinkę, która otrzymuje pokarm przez rurkę.

Na tym miała polegać jej praca – zamienić demonicznego chłopaka w nieszkodliwego osobnika pozbawionego chęci zamienienia całej ziemi w rzekę ludzkiej krwi. To nie mogło być zaś takie trudne... Prawda? Ten pacjent potrzebował po prostu zrozumienia – kogoś, kto potraktuje jego problemy z całą dozą powagi, a nie zapcha gębę prochami.
Z głową pełną książkowej wiedzy i braku doświadczenia, postanowiła sobie, że wyleczy Hyunjina. Choćby miało to być ostatnie, co zrobi w swoim życiu.
Och, gdyby tylko wiedziała...

✮✯✮

- Dzień dobry, Ahyeon — Chaeyeon z uśmiechem wpadła do portierni, gdzie za wysokim biurkiem siedziała kilka lat starsza od niej dziewczyna i rozwiązywała sudoku ze znudzoną miną emanującą chęcią jak najszybszego wyrwania się z tego wariatkowa. - Poproszę klucze do pokoju 247.

Pielęgniarka mimowolnie odwzajemniła uśmiech i bez słowa zaczęła szukać klucza na tonącym w rozgardiaszu biurku. Zrzuciła z niego wszystkie pootwierane pisemka dla kobiet i kubeczki po bezlaktozowym jogurcie, aż znalazła zgubę wetkniętą w przepasną książkę w roli zakładki.
- Hwang Hyunjin? No nieźle dziewczyno, za co cię tak ukarali? – zaciekawiła się Ahyeon, podając jej klucz do pomieszczenia 247.

„Czy naprawdę każdy tu uważa mnie za nienormalną, bo chcę mu pomóc?" pomyślała, odbierając klucze i chowając je do kieszeni kitla. Widząc jednak w koleżance istną kopalnię wiedzy o wszystkim, co związane z tymi murami, postanowiła wyciągnąć od niej kilka informacji, których próżno szukałaby w szpitalnych kartotekach pełnych jałowych faktów.

- Długa historia - uśmiechnęła się w jej stronę i oparła łokcie na kontuarze, szukając w głowie sposobu, aby ją podejść. Historia jego leczenia nie zawierała nawet najmniejszej wzmianki, dlaczego traktowano go z taką rezerwą i co tak naprawdę skłoniło dyrektora do przydzielenia mu nowego opiekuna. Czyżby poprzedni od tak zniknęli? - Ahyeon-a... Powiedz mi, o co tak naprawdę z nim chodzi? Dlaczego wszyscy się go tak boją?
Pielęgniarka zaśmiała się nerwowo i poprawiła włosy w pedantycznym geście. Przedtem niezwykle rozmowna, nagle zamilkła, jakby w obawie, że powie o kilka słów za dużo. Ściany miały uszy, a ona nie chciała stracić już trzeciej posady w tym miesiącu.

- Po prostu uważaj na siebie - Ahyeon chwyciła ją za rękę i ścisnęła mocno, jakby chcąc dodać jej otuchy. - Nie daj się złapać w jego pułapkę.

✮✯✮

Dziewczyna stanęła przed drzwiami  pokoju i oparła się czołem o jego powierzchnię, mając wrażenie , jakby serce miało jej lada chwila wyskoczyć z piersi. Lata studiów, praktyk, przygotowań były niczym w konfrontacji z rzeczywistością, która zmusiła ją do zajmowania się kimś, kto w powszechnej opinii uchodził za psychopatę.

Stres zjadał ją od środka, ale czuła się w obowiązku, aby pomóc temu chłopakowi i za wszelką cenę wydostać go z tej ciemności, w której nieświadomie tkwił.

W końcu zebrała się na odwagę i nacisnęła klamkę ze świadomością, że nie ma już odwrotu.

Hwang Hyunjin siedział w bezruchu na łóżku i wpatrywał się w ścianę otumaniony poranną dawką leków. Jego pokój świecił pustkami — nie znajdowało się w nim nic oprócz stelażowego łóżka i metalowej latryny w kącie pomieszczenia budzące wszelkie sanitarne wątpliwości. Dziewczyna pomyślała, że w tak skąpych warunkach każdy normalny człowiek odchodziłby od zmysłów, nie tylko ten włożony do szufladki ludzkich defektów.

Nie spuszczając wzroku ze swojego pacjenta, podeszła w jego stronę, zostawiając między nimi kilkumetrowy odstęp. Nie wiedziała, jakiej reakcji ma się po nim spodziewać. Nie widząc z jego strony żadnego zainteresowania, odetchnęła z wyraźną ulgą, że wciąż było jej dane  żyć, a wszystkie członki jej ciała tkwiły na swoim miejscu.

- Dzień dobry, Hyunjin — uśmiechnęła się do niego, na co ten jedynie zacisnął powieki, jakby odzwyczajony od słyszenia ludzkiego głosu. Spędzał w samotności 3/4 doby, więc po kilku miesiącach przywykł do głuchej ciszy, raz po raz przerywanej krzykiem nadpobudliwego Felixa, który wył przy każdej możliwej okazji, ściągając na siebie uwagę całego zakładu. Że też nikt się jeszcze nie domyślił, że robił to tylko po to, aby jego przyjaciel Changbin zdążył niezauważony wypalić papierosa za budynkiem stołówki.

Hyunjin przeniósł na nią swój zmęczony wzrok, który w momencie rozjaśnił blask kiełkującego w nim zaskoczenia. Społeczny dystans robił swoje, a Hwang był tym bardziej zdesperowany, aby się do niej zbliżyć i znowu poczuć co to oznacza byś dla kogoś kimś istotnym. Jednak otaczające go pasy kaftana i zdobiące jego kostki metalowe łańcuchy skutecznie potrafiły ostudzić jego zamiary i sprowadzić na ziemię.

- J-Jesteś moim nowym p-psychiatrą? - wyjąkał, czując, jak całe ciało zastyga mu w gorzkim poczuciu wstydu. Wydobywające się z jego gardła dźwięki przypominały charkot starego diesla, a cała jego aparycja przywodzi ka na myśl nędzną wersję starego Hwanga — istny cień człowieka wyglądający jakby zaraz miał rozpłynąć się w powietrzu.

- Zgadza się i zapewniam cię, że bez względu na wszystko pomogę ci wyjść z tej choroby. - Hyunjin poczuł jak łóżko, na którym siedział, lekko ugina się pod jej ciężarem. Dziewczyna z entuzjazmem wyciągnęła do niego dłoń i szybko ją cofnęła, uświadomiwszy sobie swoje faux-pas. Zamiast tego ułożyła rękę na jego ramieniu i powoli zaczęła je głaskać w pocieszającym geście. Całe jego ciało zalała fala gorąca, a serce w amoku wmawiało sobie, że musi jeszcze szybciej tłoczyć płynącą w nim krew. Wreszcie poczuł się dla kogoś ważny. Miał dosyć traktowania jak wadliwego towaru, który nic nie czuje i nie słyszy, kiedy pielęgniarki obgadują go za drzwiami jego celi, wyzywając od świrusów i wariatów. – Zapewniam cię, że bez względu na wszystko pomogę ci wyjść z tej choroby.

- Dziękuję – wyszeptał, spuszczając wzrok na ciężkie łańcuchy ograniczające mu swobodę. Pierwszy raz od wielu miesięcy cisza wypełniająca jego celę wydała mu się zadziwiająco przyjemna, a serce nie kurczyło się w żałosnej samotności.

Chaeyeon, ku ogromnemu niezadowoleniu Hwanga, podniosła dłoń z jego ramienia, aby tym razem umieścić ją na jego policzku i delikatnie zacząć go głaskać. Miała gdzieś ten cały savoir-vivre i wyczucie taktu, które krzywym okiem patrzyły na takie zbliżenie już przy pierwszym spotkaniu. Nie obchodziło ją to, jak zareagowałby personel, gdyby czasem zobaczył ich w takiej pozycji. Widząc oczy tego chłopaka, rozszerzone w przerażeniu i poczuciu wyobcowania, nie była w stanie go sobie wyobrazić jako morderczego psychopatę, który cieszy się na widok martwych ciał i twarzy zastygłych w niemym okrzyku. Dla niej był bezbronną istotą, zagubioną w tym całym totalitarnym systemie, jakim rządził się szpital.

Sama nawet o tym nie wiedząc, beztrosko łamała właśnie obietnicę daną Ahyeon kilka godzin wcześniej.

Pozwoliła, aby łowca dusz rozpoczął swoje polowanie...


- Hyunjin – zaczęła powoli i zaczesała mu za ucho parę kosmyków, przez które nie mogła przyjrzeć się jego twarzy. – Powiedz mi... co się stało z twoim poprzednim psychiatrą?
Hyunjin poczuł, jak mięśnie mu tężeją, a schowane w rękach kaftana dłonie zaczynają się pocić. Odsunął się od dziewczyny, z bólem serca rezygnując z jej dotyku i przeniósł wzrok na brunatną plamę w kącie pokoju, którą sprzątaczki bezskutecznie próbowały zmyć silnymi chemikaliami.

- Zabiłem go.

Chaeyeon wstrzymała oddech. Wciąż przeświadczona o nieszkodliwości tego chłopaka, nie potrafiła zrozumieć, co takiego musiało w nim tkwić, aby dopuścił się takiej zbrodni i był w stanie tak swobodnie o tym mówić. Tak jakby nagle wstąpił w niego jakiś demon i przejął kontrolę nad jego zmizerniałym ciałem.

- C-Czym to zrobiłeś? W tym pokoju nie ma nic, czym można by było odebrać życie.

Hwang wydał z siebie dziwny dźwięk w jakimś stopniu przypominający chichot, ale jego twarz szybko spowiła ta sama maska obojętności godna najlepszego pokerzysty.

- Kiedyś wisiał tu zegar – wskazał na białe odbicie w kształcie okręgu widoczne na ścianie, w którą wcześniej tak intensywnie się wpatrywał. Sądził, że jego odpowiedź choć odrobinę rozbawi jego nową lekarkę, ale ta jedynie spuściła wzrok w zakłopotaniu i jeszcze mocniej zmięła plik papierów, które ze sobą przyniosła. Widział jak nerwowo łapie płytkie oddechy i próbuje uspokoić łomoczące o żebra serce, którego rytm jeszcze bardziej zachęcał niewidzialną obręcz wokół jej głowy do mocniejszego ucisku. – Jak ma pani na imię?

Próbował jej uwagę od tamtego niefortunnego tematu i uratować ją od zawału. Nie mógł stracić kolejnego psychiatry. Nie chodziło nawet o to, żeby nie oskarżyli go o kolejne morderstwo i nie wsadzili na dwa miesiące do izolatki; on nie mógł stracić jej – jedynej osoby, która zobaczyła w nim człowieka, a nie potwora.

- Kim Chaeyeon.

Hyunjin miał nieodpartą ochotę ułożyć dłonie na odsłoniętej skórze jej szyi i po prostu się w nią wtulić.
Zachować dla siebie.
Poczuć się kochanym.
Poczuć się normalnym.
Zobaczyć, że jeszcze jest dla niego szansa.

Ale nieznikający defekt w jego psychice nie pozwalał mu kochać. To, co on nazywał miłością, widniało w encyklopedii pod nazwą obsesja.

- Nie bój się, noona. Ciebie nigdy nie skrzywdzę.

✮✯✮

Chaeyeon odsłoniła rękaw jego koszuli i westchnęła na widok świeżych ran, które szpeciły mu przedramię. Wyciągnęła wodę utlenioną i zaczęła je przemywać, nie zważając na Hyunjina, którego twarz wykrzywił grymas bólu i niezadowolenia.

- Dlaczego to robisz? Dlaczego się krzywdzisz? – spytała, nie przestając zmywać cieknącą krew, która w końcu zniknęła i odsłoniła jego bladą skórę, teraz pokrytą brunatnymi nacięciami. Poziome linie, niezidentyfikowane kształty, krzywe kreski układające się w urwane słowo „Cha..."

C-Chaeyeon?

Hyunjin wyrwał rękę z jej uścisku i ponownie zasłonił ją rękawem, nie przejmując się tym, że zaraz wszystko znowu zapaskudzi się świeżą krwią. Miała tego nie zobaczyć. Miała nigdy nie poznać, co wyrabia ze swoim ciałem, czując niegasnące pragnienie posiadania jej na własność. Już widział, jak wyzywa go w myślach od odmieńców i szuka po nocach nowej pracy, chcąc raz na zawsze się od niego uwolnić.
Nie.
Nie.
NIE.
Jego noona nigdy by tego nie zrobiła. Jej na nim zależy, martwi się o niego. W końcu jest jej... pacjentem...

- To stara rana, noona – wyrzucił z siebie i mocniej ścisnął poranioną rękę, próbując stłumić rosnący w nim gniew. Był zły, że dla niej był jedynie drobnym wychudzonym chłopaczkiem, na którego nawet by nie spojrzała na ulicy. Nienawidził tej swojej słabej strony, która czyniła z niego istny wrak człowieka i uświadamiała mu, że nie jest jej wart; że tylko wstydziłaby się z nim pokazać, obawiając się nieprzychylnych komentarzy i wytykania palcami.

Poczuł, jak palce zaczynają go świerzbić, a wzrok staje się nienaturalnie wyostrzony, zdolny dostrzec każdy najdrobniejszy ruch. Twarz nabiegła mu krwią, która pulsowała w napiętych skroniach, jeszcze bardziej uniemożliwiając mu logiczne myślenie. Szybko złapał za brzeg materaca i zanurzył w nim paznokcie, ale rosnący w nim gniew wcale nie ustał; wręcz jeszcze bardziej zawładnął jego pozbawionym samokontroli umysłem.

- Hyunjin, nie mu...

- TO JEST STARA RANA, NOONA – wybuchnął w końcu, czując jak wszystko w nim buzuje i gotuje się do kolejnego adrenalinowego skoku. Porwał się z łóżka i stanął jak najdalej od dziewczyny, mając wrażenie, że tylko sekundy dzieliły go od pozbawienia jej życia. Hwang rzucił się na podłogę i zwinął w ciasny kłębek, a zakrwawione od mocnego ucisku ręce przyłożył do uszu, które nieprzerwanie katowały go dźwiękiem czyjegoś głosu.

„Ona cię nigdy nie pokocha"

Hyunjin wybuchnął jeszcze głośniejszym płaczem, czując jak serce zamiera mu w beznadziejnej pustce i uczuciu podobnym do żalu po utracie bliskiego przyjaciela. Nagle jego ciało zamieniło się w niemożliwą do przeniknięcia próżnię pozbawioną jakiejkolwiek nadziei na to, że w końcu stanie się normalny. On był już tak zaprogramowany – coś w środku kazało mu okazywać wszelkie oznaki szaleństwa, odchodzić od zmysłów, stanowić trudne do opanowania zagrożenie.

A może wszyscy tak naprawdę jesteśmy szaleńcami? Kto wie, czy właśnie te odstępstwa od sztucznej „normy" nie są właśnie prawdziwą naturą człowieka, nieprzytłumioną żadnymi zasadami, wolną, w pełni świadomą – tą naprawdę ludzką? Może to właśnie ci podający się za normalnych są nieuleczalnymi defektami, na tyle sprytnymi, że wmówili innym, że to oni stanowią pomyłkę w systemie.

Dziewczyna podeszła do niego, odtwarzając w głowie wszelkie podręcznikowe instrukcje, jak powstrzymać atak paniki, ale starając się zachować zimną krew, sama trzęsła się w przerażeniu. Wzięła kilka głębokich oddechów, czując jak powietrze nieudolnie wpada do jej zwężonych z nadmiaru emocji płuc i po raz kolejny upomniała siebie w myślach, że to nie jej strach był tutaj najważniejszy, ale Hyunjina, którego twarz była już całkowicie mokra od płaczu.

- Cii, słoneczko. Jestem przy tobie – usiadła obok niego na podłodze i pozwoliła, aby wziął ją w swoje drgające ramiona i wtulił się w jej ciało. Powoli kołysała nim na boki, głaszcząc go delikatnie po głowie. Instynktownie robiła wszystko, co wydawało jej się słuszne w tej sytuacji, dziękując pokornie Bogu, że sama nie odeszła od zmysłów. Nie była w stanie sobie nawet wyobrazić, że ten chłopak przeżywał coś takiego po kilka razy dziennie i do tej pory nie miał nikogo, kto po prostu by go przytulił, a nie wsypał w niego kolejną garść leków i raził elektrowstrząsami. – Przy mnie nic ci nie grozi.

Hyunjin otarł oczy zakrwawionym rękawem i uśmiechnął się lekko na jej słowa, które wywołały na jego skórze przyjemne dreszcze. Wtulił się mocniej w zagłębienie jej szyi i zaciągnął zapachem delikatnych perfum, wzbudzających w nim zawsze poczucie bezpieczeństwa i beztroski kojarzące mu się z domem, którego nawet nie pamiętał.

Ani na chwilę nie przerywając z nią kontaktu fizycznego, pociągnął ją na swoje kolana i jeszcze szczelniej objął ją ramionami, tak, że prawie za nimi zniknęła. Przyłożył usta do jej ucha i z całym przekonaniem wyszeptał te kilka słów:

- Kocham cię, noona.

•••

* Adderall - lek pomocniczy w leczeniu nadpobudliwości psychoruchowej i zaburzeń uwagi (ADHD)

** Haloperidol -lek neuroleptyczny (przeciwpsychotyczny) z grupy pochodnych butyrofenonu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top