'airmate'

➤ genre: angst, thriller, psychological topics, yandere au, suggestive content

➤ word count: 3 k

➤ warnings: mentions of  death, obsessive and sadistic behavior, making out scenes, mature and suggestive content

if you are underage, you read on your own responsibility

"Wreszcie zrozumiałem, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszać ani ręką, ani nogą ani nawet przekręcić głowy na poduszce."

Daeun z natury była niezwykle łatwowierną osobą – wrodzona dobroduszność i dziecięca naiwność sprawiały, że wielu nie wahało się przed wykorzystaniem jej do własnych celów. Daeun kupowała nikomu niepotrzebne zestawy orientalnych solniczek z telewizyjnych ofert, przychodziła na spotkania podejrzanych sekt obiecujących odnalezienie źródła wiecznego szczęścia i chodziła na randki z chłopcami, którzy za pięknymi słowami ukrywali niemoralne propozycje. Rodzina ostrzegała ją przed takim postępowaniem, ale dziewczyna nic nie mogła poradzić na to, że w każdym człowieku dostrzegała wyłącznie jego dobre strony – a nawet gdy takowych nie było, potrafiła równie dobrze przypisać mu parę wyssanych z palca zalet.
Hyunjina poznała w szkole. Chłopak dystansował się od innych, a za jedynego przyjaciela uznawał książkę Victora Hugo „Człowiek śmiechu". Nie przeszkadzało mu, że znał ją praktycznie całą na pamięć i był w stanie nawet w środku nocy wyrecytować, na której stronie zaczyna się dany rozdział. Wyświechtana książka, nawet gdy nie czytana, stanowiła świetny rekwizyt, zza którego świetnie obserwowało się całą stołówkę, do cna wypełnioną rozwrzeszczanymi uczniami.

Zaintrygował ją — chciała dowiedzieć się, co się kryje pod tą wiecznie przydługawą czupryną, która nawet w największą niepogodę wyglądała jak wzięta z reklamy szamponu. Jako jedyna odważyła się do niego podejść i potraktować go jak równego sobie – spytać jakie płatki śniadaniowe lubi, na co ma uczulenie, jakiej odżywki do włosów używa. Bardzo spodobało mu się to, że w końcu nie jadał sam drugiego śniadania – miło było słyszeć czyiś głos skierowany w twoją stronę, poczuć ciepło dłoni drugiej osoby, wyobrazić sobie, że jednak nie jesteś trędowaty i nie zarażasz cholerą od samego patrzenia na kogoś.

Pokochał ją. Więcej – uzależnił się od niej.

Daeun szybko została jego dziewczyną. Cieszyła się, że może go tak bezinteresownie obdarzać miłością, a co więcej samej doznawać fascynacji z jego strony. Pomimo ostrzeżeń rodziców, którzy wiecznie doszukiwali się w nim jakiś podejrzanych zachowań (to dziwnie na nią patrzy, to wciąż tacha ze sobą tę rozpadającą się książkę), ona trwała w tym związku, ślepa na powoli zmieniające się podejście Hyunjina.

Po jakimś czasie wszedł w fazę wiecznego osaczania i nieustającej inwigilacji, przekonany, że Daeun poniekąd stała się jego własnością. Musiał wiedzieć o niej wszystko – gdzie jest, co robi, kto jej towarzyszy. Był typem człowieka, który potrzebował mieć całkowitą kontrolę, nie tylko nad swoim życiem, ale także nad życiem innych – dopiero wówczas miał poczucie, że wszystko jest takie, jakie ma być.

Wierzyła, że robi to tylko i wyłącznie z miłości. Schlebiało jej wręcz, gdy widziała, jak się o nią troszczy i chce mieć ją zawsze przy sobie. Całkowicie nowa w temacie związków, nie miała pojęcia, że za słowem „kocham" wcale nie powinno kryć się sprawdzanie czyiś esemesów i wyznaczanie z kim można się spotkać. Ufała Hyunjinowi, który ślepo w niej zakochany, chciał mieć ją tylko dla siebie. Uważał, że tylko on może na nią patrzeć, mówić do niej, tym bardziej dotykać.

Daeun musiała zerwać wszelkie kontakty z rodziną, bo jak twierdził Hyunjin „ich negatywne nastawienie źle wpływa na ich związek". Rodzice dzwonili do niej, próbowali jakkolwiek przekonać, że ten chłopak wciąż nią manipuluje, chcieli namówić ją do powrotu do domu. Ale ona wciąż miała nadzieję, że Hwang trochę odpuści i w końcu zacznie traktować ją jak swoją dziewczynę, a nie drogocenną lalkę, której nawet nie wyjmuje się z pudełka.

Długo oszukiwała się zapewnieniami, że pewnie każdy związek tak wygląda – chłopak musi być trochę nadopiekuńczy, bo wtedy wiadomo, że mu zależy. Tylko że z czasem powoli zaczynała nabierać przekonania, że Hyunjin wcale nie powinien bić jej za kilkuminutowe spóźnienie, czy zamykać w pustym pokoju, żeby sobie „wszystko przemyślała". Zachodziła w głowę, czy ten chłopak ją w ogóle kochał, czy może raczej próbował zdobyć jej zaufanie, żeby później móc ulżyć swoim psychopatycznym żądzom. Daeun wiedziała, że jego nic nie zmieni – Hyunjin żył w innej rzeczywistości, gdzie policzkowanie kogoś było wyrazem troski, a każdy człowiek stanowił domniemane zagrożenie, które miało odebrać mu dziewczynę. Cały ten czas starał się uchronić ją przed czyhającym wszędzie niebezpieczeństwem, kompletnie nieświadomy, że Daeun osobiście postanowi pozbawić go samej siebie i zawiśnie bez życia na kuchennej lampie.

✮✯✮

Sądziła, że szybko znajdzie to, czego szuka i jak gdyby nigdy nic powróci do swoich zredukowanych obowiązków. Odsunęli ją od Hyunjina po tym ostatnim ataku, twierdząc, że obojgu im to wyjdzie na dobrze. Nie miała pojęcia, co się z nim dzieje, ale słysząc jego nieustające wrzaski, wnioskowała, że drastyczna terapia, jakiej go poddano, wcale nie przynosiła pożądanych efektów... Ahyeon wspominała jej raz czy dwa, że chłopak prawie odebrał sobie życie. Miał już dosyć niekończących się sesji, na których zamiast być tulonym przez Chaeyeon, na przemian mdlał i odzyskiwał przytomność od serii elektrowstrząsów, które bezlitośnie przeszywały jego ciało. Za każdym razem, gdy gasły światła, a wokół unosił się smród palonej skóry i włosów, starał się przywołać w myślach jej obraz i cieszyć się jej widokiem, dopóki ciało kompletnie nie odmawiało mu posłuszeństwa. Byłoby jednak zbyt prosto, gdyby cały ten proces spędził w słodkim odrętwieniu, nie czując nawet, jak powoli zamienia się w pieczonego kurczaka – Hyunjin budził się z krzykiem, który stłumiony opuszczał jego zakneblowane usta, znowu stwierdzając, że wciąż siedzi w kałuży własnego potu i ekskrementów, a jego głowa pulsuje w pytaniu, czy przyśpieszony oddech to efekt porażenia, czy tylko strachu przed następnym.

Te nadzwyczajne środki działania oczywiście pozostawały ściśle chronioną tajemnicą, której Chaeyeon nie śmiała sobie nawet wyobrazić. Żyjąc w słodkiej nieświadomości, była święcie przekonana, że opiekę nad Hyunjinem po prostu przejął jakiś inny psychiatra, do którego chłopakowi najwidoczniej trudno było się przyzwyczaić. Nieraz nachodziła ją myśl, żeby go odwiedzić, ale zdążyła się już przekonać, że tak naprawdę nie może mu pomóc, bo sama jest jednym z powodów jego odstępującego od normy zachowania. Tak bardzo pragnęła cofnąć czas – uniknąć tych sytuacji, które nie miały prawa zajść między lekarzem i pacjentem, nie dopuścić do tego pocałunku...

Chaeyeon usiadła przy biurku z pokaźną liczbą teczek, wśród których miała nadzieję znaleźć jakieś nieoficjalne informacje na temat swojego byłego pacjenta. Wciąż nękała ją ta sprawa, a szpitalne archiwum wydawało się jedynym miejscem, gdzie mogłaby jeszcze doszukać się wzmianek o Hwang Hyunjinie – wertowała uważnie każdą kartę pacjenta, przy czym wszystkie zaskakiwały ją swoją objętością i szczególną obfitością w trudne do uwierzenia fakty z życia podopiecznych (kto by się spodziewał, że Felix był początkującym kucharzem na stażu w restauracji z gwiazdką Michelina...). Trudno było nie żałować tych chłopców, którzy przez to, że trochę pogubili się w życiu, praktycznie bezpowrotnie utracili nad nim kontrolę, całkowicie zdani na łaskę personelu.

W końcu przed jej oczami pojawiło się nazwisko Hyunjina. Chłopak przyglądał się jej z czarno-białej fotografii, ku jej zdziwieniu dodatkowo ozdobionej czerwoną pieczęcią z napisem „niebezpieczny" i jakąś wzmianką, że stanowi zagrożenie dla życia. Z teczki wysypało się kilka luźnych kartek, której zawartość była jej już dobrze znana – przyjmowane leki, ogólny stan zdrowia, dotychczas stosowane terapie – nikomu niepotrzebne formalności. Zbierając je z podłogi, dostrzegła jednak coś jeszcze – coś, czego absolutnie nie spodziewała się zobaczyć, tym bardziej w tym miejscu. Nie w dokumentach Hwanga... Powoli uniosła zdjęcie uśmiechniętej Daeun obejmowanej przez Hyunjina, który wpatrywał się w nią tak, jakby był gotów oddać za nią życie.

To było niemożliwe... Hwanh Hyunjin był tym, przez którego jej siostra odebrała sobie życie?

-D-Daeunnie... - załkała i mocno wtuliła się w fotografię, łudząc się, że choć przez chwilę odczuje obecność dziewczyny, której mimo upływu pięciu lat wciąż było jej brak. Nie mogła sobie wybaczyć, że będąc całkowicie pochłoniętą studiami, nie zauważyła, z czym zmaga się jej młodsza siostra. Sądziła, że to tylko nastoletnie przewrażliwienie i problemy typowe dla nastoletniej miłości, której aż nie wypada brać na poważnie. Oddalona od domu o kilkaset kilometrów, nie wiedziała nawet, kto jest obiektem tych nieustannych reprymend ze strony rodziców, zakładając, że to kolejna sierota boża przyprowadzona do domu przez jej dobroduszną siostrzyczkę. Chaeyeon nigdy nie miała z nią dobrych relacji – ich kontakty ograniczały się do porannych kłótni, kto zjadł ostatni jogurt i nieustannych pretensji Chaeyeon o to, że Daeun znowu grzebała w jej szafie. Tym bardziej więc żałowała, że dopuściła do tego, że jej malutka Daeun tak szybko pożegnała się z tym światem.

- Chaeyeon? – dziewczyna prędko otarła rękawem kitla załzawione oczy i rozmazaną maskarę, próbując jakoś zachować ostatnie pozory normalności. Jeongin ukucnął przy niej i podał jej chusteczkę, którą ta bez słowa przyjęła. Objął ją czule ramieniem, pozwalając, aby wtuliła się swobodnie w jego ramię i dała upust duszącym ją emocjom. Tak dobrze było mieć ją przy sobie... - Co się stało, Yeonnie?

Dziewczyna pociągnęła nosem, wciąż pozostając w jego objęciach i chwyciła go mocno za rękę. Poczuła, jak jego smukłe palce przyjemnie głaszczą jej skórę, przy okazji powodując na niej ledwo wyczuwalne dreszcze, które mrowiły po plecach. Nie mogła uwierzyć, jak dobrze czuła się w towarzystwie Yanga, który za każdym razem potrafił stworzyć wokół siebie niewytłumaczalną aurę ciepła i poczucia bezpieczeństwa, tym bardziej jej potrzebną po codziennym emocjonalnym rollercoasterze związanym z Hyunjinem.

- D-Daeun była moją siostrą – trzęsącą się dłonią podała mu zmiętą już fotografię i ponownie się w niego wtuliła, czując zbliżającą się falę paniki. – T-To Hyunjin był tym chłopakiem, który tak się nad nią znęcał. A ja nic nie wiedziałam...

- To nie twoja wina. Traktowałaś go, jak każdego innego pacjenta – Jeongin objął ją szczelnie ramionami i pogłaskał czule po policzku, licząc, że ten gest jakkolwiek ją uspokoi. Zaczął kołysać się na boki, nieustannie zachodząc w głowę, jak mógłby ją pocieszyć. Nie mógł znieść widoku jej zapłakanej twarzy, która zastąpiła to cudownie uśmiechnięte oblicze i wywoływała w niej jeszcze większe poczucie winy, że nie potrafił jej uchronić przed tym cierpieniem. – Tyle dobrze, że nie dałaś się mu zmanipulować...

- Pocałowałam go...

Yang zastygł w niedowierzaniu. Jego bujna wyobraźnia momentalnie stawiła mu przed oczami krwawą wizję konsekwencji czynu Chaeyeon sprowadzającą się do jej sztywnych zwłok pozostających w objęciach zapłakanego Hyunjina. Nie chodziło nawet o zazdrość, która zakłuła go w serce na myśl, że Hwang uprzedził go w tym, o czym sam marzył od kilku tygodni. Gdzieś tam w głębi duszy, liczył, że dla niej nie miało większego znaczenia, ale przede wszystkim usilnie próbował wymyślić jakiś sposób, aby odsunąć Chaeyeon od tego pacjenta i pozwolić, aby dożyła późnej starości, a nie wąchała cmentarne kwiatki od spodu. Miał nieprzyjemne wrażenie, że czasu jest coraz mniej...

- Chaeyeon, co ty na to, abyśmy pojechali do mnie i obejrzeli parę filmów na poprawę humoru? Hm?

✮✯✮

Na ekranie pojawiły się powoli przewijające się napisy końcowe, które oświetliły śpiącą sylwetkę Chaeyeon wtuloną w coraz bardziej drętwiejącą rękę Jeongina. Chłopak spojrzał na nią ukradkiem, mimowolnie się rozczulając na widok jej wydętych lekko w dziubek ust i pojawiającej się od czasu do czasu zmarszczki między brwiami sygnalizującej, że z dużą dozą prawdopodobieństwa rozwiązywała właśnie jakąś zagadkę z wiecznie głodnym Scoobym. Emanujące z jej ciała ciepło wywoływało na skórze gęsią skórkę i w dziwny sposób go pobudzało, sprawiając, że serce pompowało krew z zawrotną prędkością. Próbował zignorować to uczucie, wlepiając wzrok w przyciemniony ekran telefonu i usuwając stare wiadomości od niezmordowanych Pakistańczyków, którzy jakiś cudem zdobyli jego numer i męczyli pytaniami o to, jaki numer buta nosi, ale i tak zawsze przyłapywał się na odruchowym głaskaniu jej tali, na której w niewytłumaczalny sposób znalazła się jego ręka. Jeongin cały płonął ze wstydu, ale też równoczesnego podekscytowania, że mógł być tak blisko niej, a ona zdawała się czuć całkowicie bezpiecznie w jego towarzystwie.

Przyjrzał się ponownie jej twarzy, od razu zwracając uwagę na wciąż widoczne ślady łez na jej policzkach i nieznikającą opuchliznę wokół oczu, które nawet w drodze do jego mieszkania po cichu wypłakiwała. Był świadom, że to niezbyt odpowiednie, ale nie potrafił wybaczyć Hwangowi, że bez oporu manipulował nią przez tych kilka miesięcy i udawał, że tylko ona może pomóc mu dojść do normalności. Nie mógł zrozumieć, czym kierował się dyrektor Kwon, przydzielając Chaeyeon do opieki nad nim. Tak mocno wierzył, że chłopakowi nagle przeszły te obsesyjne skłonności wobec swoich opiekunów?

Chaeyeon mruknęła coś przed sen i jeszcze mocniej wtuliła się w jego ramię, beztrosko zostawiając mu na koszulce ślady rozmazanego makijażu. Serce mu się ścisnęło w piersi, a dusza jeszcze mocniej zapragnęła pocałowania tych wydatnych usteczek, które aż zdawały się o to błagać.

Zanim jednak zdążył się namyśleć, przyłożył do nich swoje lekko spierzchnięte wargi i musnął je kilka razy, co w wystarczający sposób podniosło mu ciśnienie. Chaeyeon smakowała słonym popcornem i innym trudnym w zidentyfikowaniu przysmakiem, który czynił jej usta jeszcze trudniejszymi do zignorowania. Jeongin lekko pogłaskał ją po policzku, czując pod opuszkami palców drobne skazy a jej twarzy i wciąż lepkie ślady łez, a drugą rękę w dalszym ciągu trzymał mocno na jej tali, której lekko wygięty kształt doprowadzał go do ekstazy. Za każdym razem, gdy miał się od niej oderwać, oszalały rozum zachęcał go, aby jeszcze ostatni raz skosztować jej ust, czego w żaden sposób nie mógł sobie odmówić.

Zbudzona ze snu Chaeyeon początkowo z trudem analizowała co się właściwie dzieje. Pierwszą jej myślą było to, że Hyunjin postanowił ją odszukać i urządził sobie kolejną „lekcję" z jej udziałem. Wszystkie mięśnie spięły się w przerażeniu, a oddech nieprzyjemnie utknął w płucach i doprowadzał wszystkie inne organy do buntu. W końcu jednak odważyła się otworzyć zaciśnięte oczy i z ulgą stwierdziła, że to tylko Jeongin.

J-Jeongin?

Chłopak odsunął się od niej na kilka centymetrów i nieśmiało spojrzał w jej oczy, wciąż czując na pulsujących wargach jej smak. Przeklinał się w duchu, że tak dał się ponieść emocjom i uznał za rzecz oczywistą, że i ona chciała tego pocałunku. Był pewien, że mając w pamięci wspomnienie swojego ostatniego spotkania z Hyunjinem, automatycznie znienawidzi go za tak samolubny gest, a on straci szansę, której i tak najprawdopodobniej nigdy nie miał.

- Chaeyeon, ja... - zainicjował z myślą, że może jeszcze uda mu się wyjść z twarzą z tej sytuacji i pozostaną między nimi co najmniej relacje czysto koleżeńskie, ale przerwały mu usta dziewczyny, które nieśmiało przycisnęły się do jego opuchniętych warg. Chaeyeon zignorowała wyskakujące jej przed oczami obrazy pocałunku z Hwangiem i starała się jak najmocniej zachwycić tym, z jaką czułością Jeongin zaczesywał jej włosy za ucho, nie chcąc, aby w tej chwili cokolwiek mu przeszkadzało. Kierując się nagłym przypływem odwagi, ułożył ją na kanapie i pogłębił pocałunek, a ręką zjechał na jej udo, które z przyjemnością zdobił drobnymi muśnięciami opuszków palców. Temperatura ich ciał gwałtownie podskoczyła, jakby każdy dotyk, jakim się obdarzali, rozpalał ich skórę żywym ogniem, a krew doprowadzał do wrzenia. Nawzajem zaciągali się swoim zapachem, czując, jak wszystkie zmysły wyostrzały się jak u zwierząt – palce były w stanie wyczuć nawet najmniejszą skazę na skórze drugiej osoby, a uszy zatracały się w tym rozkosznym dźwięku odrywających się od siebie ust i szeleszczących ubrań zsuwających się z ciał.

Jeongin przejechał językiem po jej dolnej wardze, na co ta cicho jęknęła, tym samym dając mu dostęp do swoich otwartych ust i pozwolenie na coś więcej niż tylko niewinne muskanie swoich ust, Chaeyeon podniosła się nieco, próbując samej przejąć kontrolę, która, jak czuła powoli wymykała jej się z rąk, ale Yang bardzo upodobał sobie rolę dominującego i za nic nie zamierzał jej oddać. Wsunął rękę pod jej głowę i lekko odrętwiały od nieustannego wiszenia nad jej sylwetką, szybko zmienił pozycję i usadził ją na swoich kolanach. Dziewczyna objęła rękami jego szyję, od czasu do czasu ciągnąc za kosmyki jego włosów i otrzymując w odpowiedzi ciche pomruki zadowolenia. Nie chciała pozostać mu dłużna, więc ujęła ustami jego górną wargę, na przemian ją muskając i przygryzając – zsunąwszy jedną rękę na jego klatkę piersiową, doskonale wiedziała, jak to na niego działa. Chłopak miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie z przedawkowania tego narkotyku, którym bez wątpienia była. Ku jej niezadowoleniu, rozdzielił ich usta, które nagle stały się nadzwyczaj zimne i samotne. Jeongin nie potrafił jednak zbyt długo oddychać powietrzem, które nie należało do niej, więc znowu przylgnął do jej ciała, koniuszkiem nosa wyznaczając trasę, którą zaraz miał wypełnić szybkimi pocałunkami.
Chaeyeon zachłysnęła się powietrzem, kiedy poczuła na szyi jego miękkie wargi, które z satysfakcją tworzyły na niej czerwone plamki układające się w kształt jego ust. Przez cały ten czas starała się powstrzymać i nie krzyknąć na cały głos, ale bolesne wbijane palców w przedramię Yanga zdawało się wcale nie pomagać, wręcz jeszcze bardziej zachęcać go do jeszcze mocniejszego atakowania jej szyi. Z trudem łapała kolejne oddechy, całkowicie utraciwszy kontrolę nad własnym ciałem, które mimo sprzeciwów rozumu, rwało się, aby w pełni doświadczyć obecności Jeongina.

Chłopak przeniósł ręce z oplatających go ud na talię dziewczyny, nieśmiało zaczepiając palcami o materiał jej koszulki, ale w końcu oderwał się od niej, czując, że jeszcze chwila, a nie będzie w stanie już powstrzymać wypełniającego go pożądania. Dziewczyna spuściła nieco głowę, zawstydzona swoim wcześniejszym emocjonalnym porywem i już chciała zejść z jego kolan, ale Jeongin powstrzymał ją przed tym, chwytając ją za dłonie i znowu do siebie przyciągając. Ucałował je ostrożnie, nieustannie wpatrując się w jej rozszerzone w zaskoczeniu oczy, w których delikatnie odbijało się światło wciąż włączonego telewizora. Pragnął każdym najmniejszym gestem pokazać jej, jak bardzo cieszy się jej obecnością tutaj.

- Kocham cię – szepnął cicho, jakby z obawy, że gdy tylko wyda z siebie jakiś głośniejszy dźwięk, cała atmosfera tej cudownej chwili pryśnie niczym bańka mydlana. – Wiem, że nie znamy się długo, ale...

- Ja też cię kocham, Jeongin – odparła pomimo tego kłującego wspomnienia Hwanga, które lubiło o sobie przypominać w najmniej odpowiednich momentach. Trochę źle jej było z myślą, że tak szybko pozbierała się po ostatnim odkryciu, choć gdzieś w głębi serca czuła, że Daeun nie chciałaby, aby tak wylewała sobie łzy z jej powodu i psuła jeden z piękniejszych momentów w swoim życiu. W końcu zrozumiała, że tak jak inni ma swoje własne życie, a przy okazji prawo do bycia w nim szczęśliwym.

Cieszyła się, mając Jeongina tak blisko, oddychając jego powietrzem, czując na skórze jego ciepły dotyk. „Ta historia może mieć chyba dobre zakończenie" pomyślała i wtuliła się w klatkę piersiową chłopaka, który głaszcząc ją po plecach, jeszcze mocniej utwierdzał ją w tym przekonaniu.

a/n lubicie szczęśliwe zakończenia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top