08| that's hilarious
genre: angst, thriller, romance, comedy, obvious yandere au, toxic relationships
word count: 3,5k
warnings: yandere behaviour, mentions of blood and suffering, killing, jealousy (isn't it obvious?), mentions of widespread depression and negative thoughts, broken hearts, broken souls
Cała piwnica śmierdziała wszelakiego rodzaju chemikaliami - Hyunjin zużył z piętnaście butelek lisolu i mniej więcej trzydzieści litrów wybielacza, by wybawić z kamiennej posadzki pozostałości krwi i fetoru rozkładającego się ciała. Jedna zapałka, a cała chałupa poszłaby z dymem - więcej alkoholu można chyba spotkać jedynie w alejce monopolowej w hipermarkecie. Odkąd doprowadził do rozstania Bang Chana i Chaeyeon, Hwang popadł w jeszcze większe szaleństwo - jeżeli wcześniejsza obsesja była niezdrowa, teraz stała się nowotworem. Ku jego uciesze, wszystko szło zgodnie z planem - tylko kilka dni dzieliło go od uczynienia z dziewczyny swojej własności.
Oślepiony zdradliwym wpływem Sama uważał, że wszystko co robi jest jak najbardziej normalne. Stworzył w piwnicy coś na miarę drugiego mieszkania Chaeyeon, tyle że śmierdzącego rozkładającym się truchłem i szczurzymi odchodami. Ponoć lisol miał załatwić sprawę.
Chłopak wyciągnął z kieszeni zmięte zdjęcie swojej przyszłej ofiary i wtulił się w nie, jakby było żywą istotą.
- Nie martw się, Yeonnie. Jeszcze moment i będziemy już na zawsze razem - ucałował fotografię, bez problemu wyobrażając sobie, że skrada pocałunek z ust żywej Chaeyeon.
Rzeklibyście, że to zwierzę. Zaczął już nawet upodobniać się do otaczających go gryzoni, tracąc z twarzy wszelki kolor i drgając co chwilę w nerwowym tiku. Ten chłopak naprawdę potrzebował pomocy...
A zamiast niej otrzymywał wykańczającą go juz od środka obecność Sama. Gdyby nie jego wola przetrwania i czynienia większego zła, Hyunjin juz dawno by się przekręcił.
✮✯✮
To było zbyt piękne, by okazać się prawdziwe. Chris czuł jej zapach, ciepło jej ciała, słyszał jej miarowy oddech. Słońce przyjemnie łaskotało skórę ciepłymi promieniami, a dochodzący z oddali hałas ruchliwej ulicy wyjątkowo zachęcał do dalszego odpoczynku. W całej tej idylli przeszkadzał mu jedynie niewyobrażalnie silny ucisk w głowie, sprawiający wrażenie, jakby lada moment miała wybuchnąć mu czaszka i cała jej zawartość. Chan miał wrażenie, jakby w tym momencie albo przeżywał skutki wczorajszej libacji, albo dochodził do siebie po udarze. Ciało odmawiało mu posłuszeństwa, zamieniając się w glinianą masę, jeszcze nie włożoną do pieca i nie wypaloną. Oczy kleiły się niczym posmarowane gęstym woskiem i za żadne skarby nie były chętne ukazać mu otoczenia w jakim się znajdował.
- Chan! Proszę zbudź się! - usłyszał jakby przez mgłę, a jego skórę pokryły dreszcze wywołane czyimś rozgrzanym oddechem. - Halo? Minho, jesteś tam? Nie wiem co mam robić! Przyszedłem godzinę temu, a on leżał na podłodze kompletnie nieprzytomny.
Minho? Dopiero teraz doszło do niego, że ten głęboki, mimo wszystko nieco cieńszy ze zdenerwowania głos należał do Felixa. Jeszcze nigdy nie miał okazji słyszeć go tak przerażonego. Czyżby ten niedoszły truposz to on sam?
Targany nagłym przypływem funkcji życiowych, zmusił leniwe oczy do otworzenia i ogarnięcia wzrokiem chaosu panującego wokoło. Pierwsze co zauważył to fizjonomia Lee, który z niedowierzaniem przyglądał się "ożywionemu" Chanowi, prawie nie wypuszczając z rąk telefonu, z którego dolatywał skonfundowany głos Minho. Szybko jednak zreflektował się krótkim "oddzwonię później" i chwilę później Chan znalazł się w jego ramionach, czując jak Felix miażdży mu wszystkie kości.
- Jak mogłeś! - łkał w jego włosy, czując jak dopiero teraz cały stres związany ze straceniem bliskiej osoby wyparowuje w jego naczyń krwionośnych. Znali się dopiero od niedawna, od pamiętnej imprezy halloweenowej, ale codzienne wizyty piegusa u Chana i jedzenie niesprzedanych ciastek prędko stało się ich rutyną. Tak mocną, że Felix nie wybaczyłby sobie, gdyby akurat dzisiaj z braku chęci nie zaszedł do mieszkania Chrisa i nie odnalazłby go w tym stanie.
Dopiero teraz dotarły do Bang Chana wszystkie wspomnienia sprzed kilku godzin, a serce znowu skurczyło się w bolesnym uścisku. Miało już dosyć wymuszonego ciągnięcia życiowych odruchów, dobrze wiedząc, że chwila nieświadomości lepiej mu zrobi. Najpiękniejsze są te poranki, gdy wciąż przezywając wydarzenia sennej ułudy, nie mamy pojęcia gdzie się znajdujemy, jaki jest dzień tygodnia i co nas dręczyło, gdy kładliśmy się do łóżka.
- Przepraszam, Lix... Chyba nadgodziny mi nie służą - wydusił, czując jak gardło piecze go z pragnienia, a gorzkie słowa kłamstwa wcale w tym nie pomagają. Nie miał odwagi (i ludzkiej siły) wyznać Felixowi, czemu ni z tego ni z owego w środku dnia jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa i wcisnęło przycisk "zakończ", a on sam zaliczył bliskie spotkanie z podłogą (cudem nie złamawszy nosa).
- Wiem, co się stało, Chan. Minho mi powiedział - Lee odsunął się od chłopaka i spojrzał mu w oczy, które ten od razu spuścił, nie mając odwagi pokazywać, jak jego policzki pokrywa najgłębsza purpura, a z ciała powoli ulatuje wola do ciągnięcia dalej tej nędznej doli. Zanim pojawiła się Chaeyeon, nie miał powodu, by wstawać rano z łóżka. Gdy zniknęła, nie było nawet sensu się budzić.
- No tak, encyklopedia plotkarstwa nie umiała się powstrzymać - zaśmiał się sztucznie, próbując pokazać, że wszystko gra, ale nawet głuchy wyczułby w tych słowach fałsz. Chciał być silny, chociażby dla Felixa, aby ten piegusek nie martwił się, że jeśli wyjdzie do pracy, to po południu znajdzie martwego Chrisa z podciętym gardłem. A było blisko.
-Hyung... Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć - zmartwił się Lee, wciąż ściskając w dłoniach pudełko z zwietrzałymi już nieco brownie. - Wiem, że nie znamy się długo ale... Pomogę ci znowu nawiązać z nią kontakt, to musiała być jakaś pom...
- W porządku, Felix. - przerwał mu i położył wciąż odrętwiałą dłoń na ramieniu, czując jak krew spływa mu ponownie do wszystkich członków. Powróciły czynności życiowe a wraz z nimi ten bolesny widok pary całującej się na fotelu w salonie tatuażu. Ta scena wyświetlała się mu w głowie niczym natrętna reklama, która zawsze znajdzie sposób by uprzykrzyć ci dzień swoją wkurzającą melodią. Tu jednak zamiast irytującej piosenki, uszy raniły łamiące serce odgłosy odrywających się od siebie ust i dłoni niecierpliwie wędrujących po ciele. - Chaeyeon to przeszłość.
✮✯✮
To była czysta rozkosz patrzeć jak Chan powoli umiera wewnętrznie, widząc jak Hyunjin otacza Chayeon ramionami i skrada pocałunek z jej ust. Uwielbiał to robić - doprowadzać byłego przyjaciela do białej gorączki i wydzierać mu z serca ostatnie resztki godności; nawet jeśli podobne okazje nie zdarzały się tak często jakby sobie tego życzył. Bang wolał katować się masochistycznymi myślami w samotności własnego mieszkania, jak ognia unikając sytuacji, kiedy to mógł narazić się na widok "zakochanej pary". Porzucił pracę w studio, które w przeciągu jednego dnia stało się miejscem najgorszych wspomnień, zarabiając na swój niezdrowy nałóg topienia smutków w alkoholu poprzez nocne dostarczanie jedzenia. Ale i wtedy modlił się, aby czasem nie ujrzeć Chayeon - a tym bardziej tej Chayeon, której usta pożerane są przez ów osobnika, który niegdyś śmiał mianować się jego przyjacielem.
Dziewczyna czuła na sobie pytający wzrok Minho za każdym razem, gdy pojawiając się u progu jego mieszkania, bez słowa przywitania była zaciągana do pokoju Hyunjina. Chłopak nikogo do niej nie dopuszczał, więc Lee nie miał nawet okazji spytać jej się, co jej odbiło, że związała się z tym, kogo wcześniej, oczywiście pod nieomylnym wpływem Minho, uważała za dziwaka trzymającego pod łóżkiem słoje z naftaliną. Najwyraźniej nie przeszkadzało jej to w wymienianiu z nim płynów ustrojowych...
Minho nigdy inteligencją nie grzeszył, ale nawet on czuł jak gęstnieje powietrze, gdy w przypływie pecha znajdował się w tym samym pomieszczeniu z Chayeon i Hyunem. Chłopak cały siniał ze złości, zaciskając pięści aż do pobielenia knykci, a jego wzrok istotnie przeszywał Bogu ducha winnego współlokatora, który nie mogąc wytrzymać rosnącej presji, prędko zabierał koty i przez resztę dnia nie wychodził z pokoju, żywiąc się jedynie saszetką keczupu znalezioną w plecaku.
Zdawał sobie sprawę, że Hwang był zaborczy, ale to zachowanie niemal podchodziło pod paragraf.
- Mówię wam. On jest chyba dzieckiem szatana. Raz widziałem jak mu oczy w ciemności świeciły - wyrzucił podekscytowany Minho, pociągając kolejny łyk piwa. Wraz z Felixem i Chanem siedzieli w mieszkaniu tego ostatniego, które, skromnie mówiąc, pozostawiało wiele do życzenia w kwestii porządku.
Ale przyjaciele starali się ignorować uderzającą w nozdrza woń trzydniowych skarpet leżących w przedpokoju, czy piętrzących się w zlewie brudnych naczyń z resztkami zeszłotygodniowej lasagne. Widzieli jaki cień człowieka się z niego zrobił - zawsze był blady, ale teraz przez tę mlecznobiałą skórę wręcz prześwitywały naczynia krwionośne, utożsamiając go z zombie nieśpiącym od tygodnia.
- Minho, dwa słowa: Zamknij. Się. - zganił go Felix, już dawno utraciwszy wiarę, że z tego osobnika można uczynić normalnego członka społeczeństwa. Korciło go, aby sprowadzić Lee na ziemię z krainy Minholandii szybkim ciosem otwartą ręką w potylicę, ale ostatecznie zrezygnował z tego naglącego pragnienia, skupiając się na Chanie, który, o ile to fizycznie możliwe, jeszcze bardziej posmutniał na wspomnienie o Hyunjinie. - Hyung, może przyniosę z cukierni pączki? Zawsze lubiłeś maczać je w mleku i...
Przerwał mu głuchy łoskot. Bang uderzył czołem o blat stołu, a nieprzyjemne echo rozeszło się po całym mieszkaniu, prawie zrzuciwszy Minho z krzesła. Felix już chciał położyć rękę na ramieniu Chana, delikatnie mu uświadomić, że nie jest sam i zawsze może na niego liczyć ( Pan Lee zapewne i tak wolałby liczyć muchy w publicznym szalecie i łapać własne bąki do słoika), ale nie zdążył nawet unieść dłoni, kiedy to Chris zerwał się na nogi i roześmiał się na cały głos.
- Nienawidzę jej - wypowiedział gorzko przez zaciśnięte w wyszczerzu zęby. - Najpierw mówiła, że mnie potrzebuje, a teraz krzyczy jego imię, kiedy on... On... - nie był w stanie dokończyć, jakby te słowa uparcie stawały mu w gardle i wwiercały w tchawicę. Zaraz potem zaskoczył obojga gromkim śmiechem, który brzmiał jak z starego horroru na zdartej kasecie. - ISTNA KOMEDIA, NIEPRAWDAŻ? Mam wrażenie, że gram rolę w jakimś dennym serialu, za którą mi za mało płacą i uśmiercają moją postać w pierwszym sezonie, mając dosyć oglądania takiej ofermy. WAL SIĘ CHAEYEON! NIECH ON MA TERAZ WYSYPKĘ NA PLECACH OD TWOICH TANICH FARB!
Męczeńska tyrada zakończyła się bliskim spotkaniem chłopaka z ścianą, na której zostawił niewielkie wgniecenie (że ten dom jeszcze się nie zawalił). Chan schował twarz w dłoniach, czując na ich powierzchni mokrą strukturę łez. Nie mógł już sobie poradzić, nie był nawet pewien czy chciał. Jedyną, wątpliwie dobrą stroną tej sytuacji był to, że chociaż te wspomnienia umożliwiały mu ujrzenie jej po raz kolejny.
Jakim masochistą stawał się człowiek, gdy chodziło o kogoś, kogo się kocha.
✮✯✮
- Hyunnie - wyszeptała Chaeyeon, wpatrując się w chłopaka, na którego pozbawionej wszelkich emocji twarzy wciąż widoczne były ślady pękającej niczym krakelury na obrazie farby, której nie dało się nigdy do końca zmyć, nawet przy użyciu acetonu (może używanie farb olejnych do twarzy nie było do końca dobrym pomysłem...). - Słyszałam jak Lee mówił Minho o jakimś wypadzie do klubu. Może... Tak hipotetycznie... Poszlibyśmy z nimi? Tak dawno się z nikim nie spotkaliśmy...
Chłopak uśmiechnął się pod nosem, co nadało jego fizjonomii jeszcze bardziej demonicznego wyglądu. Miał nadzieję, że miesięczna rozłąka z tymi półgłówkami skutecznie zniechęci ją do asymilowania się z tak niskim poziomem, który czas spędzał na zawodach we wstrzymywaniu oddechu. Jeśli była taka chętna... sam mógł, i to z największą przyjemnością, pozbawić ją tlenu.
- Chyba się przesłyszałem - zaśmiał się, łapiąc Chaeyeon za gardło i przystawiając ją do ściany. - Twierdzisz, że ja ci nie wystarczam?
Dziewczyna bezskutecznie próbowała się wyrwać z jego uścisku, ale ręce Hyunjina tak mocno zaciskały się wokół jej szyi, że mogła wyczuć każdą obrączkę wpijającą jej się w skórę. Zobaczyła w jego oczach iskrę szaleństwa, która tliła się niczym knot na wietrze, ale starała się wyjaśnić sobie jego zachowanie marnymi i wątpliwie przekonywującymi wymówkami - presją w pracy, gdzie musiał też wykonywać zlecenia Chana, który przepadł jak sen złoty. Złą pogodą. Swoim wścibstwem i gadaniem głupot... Czuła wewnętrzną potrzebę utrzymywania w głowie dobrego wizerunku Hyunjina, co najwyraźniej wiązało się z godzeniem się na podduszanie przy każdej okazji. Ale... Jeśli nie on, to kto ją pokocha?
- Hyunjin... To nie tak... Myślała że tobie też ich brakuje... - wykrztusiła z trudem przez zaciśnięte gardło, mając już z braku tlenu mroczki przed oczami.
Jakie to tragiczne. Ludzie są gotowi na najbardziej sadystyczne tortury, podwieszanie pod sufitem i smaganie starym pasem, byleby ktoś, nawet największy ochlaptus, powiedział że ich kocha. Sekciarskie zagrywki typu "nikomu nie tobie nie zależy" potrafiły działać cuda.
W pewnym momencie twarz Hwanga rozjaśnił uśmiech szaleństwa, informujący o tym, że jego zatruty tanimi używkami i pędzonym w piwnicy winem umysł wpadł na kolejny genialny plan. Sam wręcz zawył w duchu z radości. W końcu miała zacząć się prawdziwa zabawa.
- Pójdę z tobą do tego klubu - puścił Chaeyeon, a ta ledwo przytomna upadła że stłumionym przed dywan hukiem na podłogę, łapczywie nabierając powietrza w pałace żywym ogniem płuca. - Ale pod jednym warunkiem.
Hyunjin kucnął i ujął jej twarz w dłonie. Wciąż nie mógł uwierzyć jaką delikatną ma skórę. Aż go ręce świerzbily, by przyozdobić ją jakimiś bliznami.
- Będziesz patrzyła tylko na mnie.
✮✯✮
Jak zawsze nie zadawała żadnych pytań. Odkąd to Hyunjin zastąpił miejsce Chana, nauczyła się, że dla własnego dobra i chęci uniknięcia siniaków, lepiej było całować te usta zalane w trupa i siedzieć na kolanach, grzecznie unikając wzroku innych mężczyzn. Nawet gdyby chciała zawiesić oko na jakimś przedstawicielu płci męskiej, nie miała na kim. Hwang wynajął prywatną salę, gdzie byli tylko oni i raniąca uszy głośna muzyka.
On zdawał się czerpać z tego przyjemnośc. Popijał whiskey i wpatrywał się w jej twarz, bezskutecznie próbując coś z niej wyczytać. Pożałowała swojego wcześniejszego pomysłu wypadu na miasto - miała się bawić z przyjaciółmi, a nie grzac kolana Hyunjinowi w pustej sali. Spuściła głowę i wlepiwszy wzrokw tatuaże chłopaka na jego piersi, wychodzące spod rozpietej czarnej koszuli, powróciła myślami do wspolnych wizyt w podobnych miejscach z Chrisem... Zakuło ją w sercu na jego wspomnienie. Momentalnie ujrzała przed oczami jego okraszone piegami policzki i chowające się pod wpływem szerokiego uśmiechu oczy.
Channie, gdzie jesteś?
- Umowa - usłyszała gardłowy głos Hyuna, który podniósł palcem jej podbródek, szczerząc sie od ucha do ucha, że jest mu taka posłuszna. Miał przeczucie, że trafił szóstkę w totka - na najlepszą kandydatkę do porwania. Słodka, niewinna, bezwzględnie w niego zapatrzona, o pięknej twarzy i... pięknych ciele.
- Zatańcz dla mnie.
Dziewczyna zamrugała zmęczonymi od neonów powiekami, zastanawiajac się czy czasem się nie przesłyszała. Mina chłopaka nie wskazywała jednak na to, by żartował. Odstawił nawet szklankę z roztopionym lodem i resztką alkoholu, by obie ręce położyć na biodrach Chaeyeon i mocno je ścisnąć.
- Pokaż mi to, co pokazałaś jemu - szepnął jej do ucha.
"Co to za gra" załkała w myślach, całkowicie już przepociwszy sukienkę, którą miała na sobie (ubranie jej było oczywiście wymuszone). Hwang bez zastanowienia zsunał ją z kolan i wygodnie oparł ręce o wezgłowie, nie spuszczając jej z oczu (nie miała nawet pewności,czy w ogóle mruga).
Głośna muzyka zaczęła jeszcze mocniej dudnić jej w uszach, a panująca wokół ciemność irytowała zmysły strachem przed wszelkim złem kryjącym się w cieniu. Miała ochotę się rozpłakać i pobiec do Chana, aby wtulić się w jego ramiona, ale otępiały od papierosowego smrodu umysł wciąż bezpardonowo uświadamiał ją, że Bang nie jest już jej...
Czuła się źle, stojąc przed najwyraźniej rozbawionym chłopakiem, który spod półprzymknietych powiek skanował jej sylwetkę. Nawet nie chciała wiedzieć co mu siedzi w głowie. Przerażało ją jakie fantazje krył ten umysł - miała poczucie, że połowa z nich nie była nawet legalna, a druga połowa uznawana była za socjopatyczne fetysze. Każda wizyta w jego pokoju kończyła się nową traumą, czy pogryzioną skórą.
Nie mając innego wyjścia (i tak cwaniak zamknął drzwi na klucz, który schował w kieszeni), zacisnęła zęby i zaczęła tańczyć, jak ognia unikając jego palącego wzroku. Była jednak zbyt spięta, aby cały ten pożal się Boże występ był dla kogokolwiek atrakcyjny. Ręce nieudolnie kręciły się wokół tułowia, a nogi co chwila potykały o wystający kawałek wykładziny. Nawet panujące wokół ciemności nie potrafiły ukryć tego beztalencia.
- Podejdź tu - zażądał chłopak, kiwając na nią palcem. Dziewczyna spłonęła rumieńcem na myśl jak żałośnie musiała wyglądać, usiłując naśladować ruchy, które jeszcze za dzieciaka ujrzała w MTV. Myślała, że niezadowolony Hyunjin zgani ją mocniejszym szarpnięciem ręki, lub ciosem z otwartej dłoni w twarz, ale ten podał jej jedynie szklankę z pomarańczową zawartością. Posłała mu pytające spojrzenie, ale ten bez słowa wcisnął jej napój i kiwnął głową na znak, by piła. - To ci powinno pomóc.
Chaeyeon niechętnie wzięła łyka nieznanego alkoholu, który jednak przyjemnie łaskotal podniebienie, więc nie minęły nawet 3 sekundy, jak cała szklanka była opróżniona. Hwang uśmiechnął się pod nosem i od razu podał jej kolejnego drinka, po raz kolejny tego dnia nie wierząc w swoje szczęście. To było wręcz niemożliwe, jak ta dziewczyna była mu uległa.
Trzy szklanki później, dziewczyna poczuła, jak napięcie schodzi z jej ciała, a jego miejsce zajmuje chęć rozruszania zastałych mięśni w rytm dudniacej muzyki. Nie pamiętała już wcześniejszych słów Hyunjina, sama ruszyła na parkiet i zamknąwszy oczy oddała się dźwiękom wychodzącym z głośników. Głowa zaczęła lekko pulsować, a całe ciało informować o przegrzaniu, więc Chaeyeon cudem wyswobodziła się z kurtki jaką miała na sobie, pozostawiając jedynie kusą spódniczkę.
Hyunjin uniósł się, odrywając plecy i ramiona od oparcia, nie mogąc oderwać wzroku od czegoś takiego. Ta dziewczyna istotnie wyzwalała w nim ciemna stronę. Sam był w stanie zabić, byleby posiąść to ciało.
Pozamykane okna, duszna letnia noc i zaduch spoconych ciał dobiegający z pokoju obok, sprawił, że dziewczyna miała ochotę wręcz wyjść z własnej skóry, mając wrażenie jakby ta zajęła się ogniem. W końcu zsunęła z siebie także i sukienkę, pozostając jedynie w bieliźnie. Chwilowa ulga, została jednak szybko przerwana rozpalonym ciałem Hyuna, które przyległo do niej, praktycznie ją przygniatając.
- Nieładnie - szepnął, a jego oddech przyjemnie ochłodził rozgrzaną skórę Chaeyeon, która aż zadrgała pod wpływem temperaturowych zmian. Gdyby Hyunjin wsypał jej większą dawkę do drinka, pewnie już dawno straciłaby kontakt z Bożym światem. Przy życiu trzymał ją chyba tylko mocny ucisk Hyuna.
Chłopak znowu chwycił ją przeraźliwie mocno w biodrach, nieomal przebijając jej skórę paznokciami i przysunął bliżej siebie (o ile było to fizycznie możliwe - żebra wręcz zachodziły o siebie, niczym w harmonijce).
-Teraz muszę cię ukarać.
✮✯✮
Chaeyeon poczuła jak chłodne powietrze uderza w jej twarz z prawej strony. Po jej plecach przeszły dreszcze, a ręce mimowolnie chciały zasłonić już prawdopodobnie siny z zimna policzek, ale coś im w tym przeszkodziło. Nieprzyjemnie gryzące uczucie wokół nadgarstków, które wywoływało istny szał dla jej nadwrażliwych zmysłów. Otworzyła wciąż dziwnie klejące się oczy, ale wokół panował tak gęsty mrok, że nie była w stanie dostrzec czubków swoich butów. Mogła polegać jedynie na nadzwyczaj wyczulonym teraz słuchu i węchu, który alarmował ją że znajduje się w jakimś zatęchłym miejscu, które z wielkim prawdopodobieństwem nigdy nie było wietrzone. Niewyobrażalny smród rozkładającego się mięsa utrudniał skupienie się na czymkolwiek innym, ale dziewczyna mimo wszystko zmusiła się do wytężenia słuchu.
Spośród agonalnego piszczenia szczurów, udało jej się wyłapać cichy szmer, jakby ocierającego się o siebie jeansu. Zaalarmowana, spięła się, choć związane ręce i tak wykluczały jakąkolwiek formę obrony. Starała się przypomnieć sobie co robiła w ostatnim czasie, zanim znalazła się w tym spleśniałym lochu, ale zamiast wspomnień, jej głowę wypełniał ból, który katował ją z każdą próbą przywołania dowolnego wspomnienia.
A jednak, spośród oparów migreny, wyłoniła się sylwetka Hwang Hyunjina podającego jej dziwnie jaskrawy napój w zatłoczonym klubie nocnym.
Szelest powoli się zbliżał, więc dziewczyna skuliła się jak najciaśniej, wierząc że to ochroni ją przed potencjalnym zagrożeniem.
- Cii, spokojnie - usłyszała dziwnie znajomy głos zaraz przy twarzy. Gdyby nie miała zaklejonych ust, z pewnością cała piwnica wypełniłaby się jej krzykiem. - Nie wierć się tak, kwiatuszku, bo obedrzesz sobie nadgarstki.
Kilka odgłosów ciężkich butów na posadzce i chwilę później całe pomieszczenie zalała jasność emanującą z żarówki niepewnie wiszącej pod sufitem. Chaeyeon zmrużyła zmęczone oczy, a gdy te się przyzwyczaiły do stłumionego kurzem światła, zauważyła go. Nikogo innego, jak tego kto podał jej dziwnie smakujący Aperol spritz.
Podszedł do niej, a jego twarzy wciąż nie opuszczał dziwnie spokojny uśmiech. Nagle uderzyło w nią z kim miała do czynienia. Przed oczami przeleciały jej wszystkie te chwile, które wręcz krzyczały ostrzegawczo, żeby czasem mu nie zaufała. Te wszystkie zazdrosne spojrzenia, kiedy w pobliżu był Chan. To jak bez żadnego zająknięcia się przekonał ją, że Bang jej nie kocha. Prośby Minho, aby mu nie wierzyła...
Poczuła jak jej żołądek się ścisnął, a ręce pokryły pierwsza warstwą potu. Nie miała przed sobą Hwang Hyunjina.
To było wcielenie zła zwane Samem.
- Oj, Chaeyeon, przestraszyłem cię? - spytał i przyłożył szorstką dłoń do jej policzka. Dziewczyna mimowolnie się odsunęła, czując wewnątrz odrazę. Nawet nie do niego. Do siebie, że była tak naiwna i gdy inni ją przestrzegali, ona chciała dostrzec dobre strony w chłopaku zwanym Hyunjinem. Zmusiła się do odwrócenia do niego plecami, ale to wymagało jeszcze mocniejszego napięcia liny, która tak boleśnie wbiła jej się w skórę, że prawie przegryzła własny język.
- MÓWIŁEM ŻEBYŚ PRZESTAŁA SIĘ WIERCIĆ! - wrzasnął, a jego krzyk odbił się od zemszałych murów i uderzył w nią niczym głośne basy na koncercie odbijają się od klatki piersiowej. Hyunjin ścisnął jej twarz i przysunął się do niej tak blisko, że po prawdzie dopiero teraz mogła go w pełni rozpoznać. Twarz brudna od białej farby, gdzieniegdzie przełamana czarną sadzą i czerwonawą minią przy ustach. Rozczochrane włosy jakie to zdobiły głowy opętanych na średniowiecznych miniaturach. I te oczy - tak czarne, a jednocześnie tak przesiąknięte amokiem i chęcią spuszczenia krwi z kilku osób tej nocy.
Musiał chyba jednak poczuć jakieś ukłucie winy w sercu, gdy zobaczył jakie przerażenie maluje się na jej twarzy, bo w końcu puścił jej już zmiażdżone policzki i bez słowa wtulił w jej ciało.
Chaeyeon ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że on płacze... Trząsł się w jej ramionach niczym dziecko, które zgubiło się w sklepie.
- Yeon, uratuj mnie przed nim.
a/n mały prezent ode mnie z okazji moich urodzin. enjoy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top