05 | skin covered in paint

genre: angst, thriller, romance, comedy, obvious yandere au, toxic relationships

word count: 5 k

warnings: yandere behaviour, mentions of blood (lots of blood) and suffering, alcohol drinking, killing, dead bodies, broken noses, nudity (?), jealousy (isn't it obvious?)

👉🏻 Graphic appreciation corner 👈🏻

Dookoła rozniósł się mrożacy krew w żyłach krzyk, który głucho odbił się od ścian piwnicy i ponownie dotarł do uszu chłopaka. W ciemnym pomieszczeniu było zimno, jakby ktoś wyłączył jakiekolwiek ogrzewanie, a nawet napuścił zimnego powietrza, które wywołało na ciele jeszcze większe dreszcze. Wszystko tonęło w grzybie i wilgoci, które okalały dosłownie najmniejszy kawałek muru, powoli przyczyniając się do jego stopniowego rozkładu i dochodzącego zewsząd przeraźliwego smrodu. Zapach ten dodatkowo wzbogacał trudny do opisania swąd gnijącego mięsa - choć, o dziwo, żaden szczur nie stracił tu życia. 

W każdym kącie piwnicy leżały martwe ciała ludzi.

Zwykły śmiertelnik nie zdołałby nawet stwierdzić, czy ów zwłoki należały do kobiet, czy do mężczyzn. Rozpad był już tak daleko posunięty, że korpusy tych nieszczęśników przypominały jedynie wielkie sterty cuchnącego szlamu, a twarze jawiły się niczym przeraźliwe maski zastygłe w krzyku i skonsumowane najgorszym rodzajem gangreny.

Ofiary różniło wszystko. Wiek, miejsce zamieszkania, wykształcenie, zadowolenie z życia. Łączyło jedno. Sylwetka mordercy. Sylwetka Hwang Hyunjina.

Chłopak z niemym przerażeniem wpatrywał się w dzieło, jakiego dokonał przez kilka miesięcy, a przynajmniej przysłużył się do jego stworzenia. Tak naprawdę to okrutny i wyrachowany J był sprawcą i inicjatorem każdej najdrobniejszej zbrodni, której efektem były właśnie te zwłoki. 
To on pragnął krwi, niczym spragniony suszą pragnie wody. To on stawiał pod ścianą kompulsywnie zjadanego przez strach Hyunjina, który z pewnością już dawno targnąłby się na swoje życie, gdyby nie J, który z uporem maniaka pilnował, aby jego własna marionetka nie ucięła lin, na których wisiała. Tak więc Hyunjin budził się każdego ranka z trzeszczącym w uszach bólem krwawiącej duszy i świadomością, że jest potworem, który zabija niewinnych; który musi odbierać innym życie, bo sobie samemu, na przekór, nie może.

Przytłaczająca atmosfera zakrwawionej piwnicy zaczęła dosłownie pożerać Hwanga od środka, który mimo wszystko nie potrafił wykonać choćby najmniejszego kroku i uwolnić się od ciemności ogarniającej jego duszę. J upajał się jego strachem i z satysfakcją przyglądał, jak chłopak przechodzi jedno z gorszych załamań spowodowanych tym bolesnym widokiem.

"Przyzwyczaj oczy do tego mroku, Jinnie. Za niedługo zobaczysz w nim tę jedną osobę, której tak nie chcesz skrzywdzić, choć w głębi duszy pragniesz tego tak samo jak ja"

Chłopak stłumił rosnący w nim szloch, nie chcąc dać J tak wielkiej satysfakcji ze swojego strachu. Zdawał sobie sprawę, że uchronienie Chaeyeon przed samym sobą z każdym dniem stawało się coraz mniej prawdopodobne, ale dotychczas żywił jeszcze nadzieję, że zabijając innych społecznych wyrzutków, odwróci uwagę tego demona od dziewczyny i ten nie zapragnie uczynić sobie z niej kolejnej ofiary.

Jak bardzo się mylił. J nie tylko obrał już sobie za cel młodziutką Chaeyeon, ale planował uczynić z niej istną koronę swojej kolekcji niewinnych dziewcząt, które zamiast miłości, poznały smak krwi w swoich ustach. Miała stać się jego marionetką - najpiękniejszą laleczką, którą mógł ubierać jak chce i zmuszać do każdej zabawy, a przy okazji trzymać zamkniętą przed całym światem. Ów piwnica szybko miała stać się jej domem.

Domem zagrzybiałym, porośniętym mchem i wilgocią, brudnym niczym najbiedniejsza chata w opuszczonej wsi, ale jednocześnie pełnym nieopisywalnego zachwytu nad tą osobą, która miała tu zamieszkać. Chaeyeon miała już nigdy nie ujrzeć Śłonca. On miał ujrzeć słońce tylko w niej.

✮✯✮

Chłopak wyrwał się ze szponów koszmaru, cały zlany potem, którego kropelki lśniły w promieniach porannego słońca. Całe ciało niemiłosiernie go bolało, jakby zmiażdżone potężnym walcem, a kłykcie u dłoni nieprzyjemnie piekły, powodując na twarzy Hyunjina grymas niezadowolenia. Spojrzawszy na ręce, w końcu zrozumiał powód palącego cierpienia, którym okazały się mocno zaczerwienione obtarcia, w niektórych miejscach wciąż sączące się krwią. Paraliżujący wszystkie mięśnie ból głowy nie pozwalał mu jednak przypomnieć sobie, skąd wzięły się ów blizny, a tym bardziej, jak chłopak znalazł się w swoim pokoju.

Jedyne co pamiętał, to krew na rękach i widok dwóch martwych ciał leżących na obskurnej ulicy Seulskich przedmieści. Ku wielkiej uldze Hyunjina, jego zaborczy braciszek jeszcze nie zdążył się przebudzić z okalającego go snu, więc Hwang wciąż miał przed sobą kilka godzin normalnego funkcjonowania i patrzenia na świat bez dodatkowego krwawego filtru.

Mimo wszystko nie mógł wyzbyć się nękającego go poczucia, że poprzedniej nocy doszło do czegoś, co wcale nie powinno mieć miejsca. Hyunjin rzadko budził się we własnym łóżku, z reguły spędzając noce w swojej piwnicy, albo salonie tatuażu, w którym odpracowywał nocne zmiany, więc tym dziwniejsze było, że akurat tego poranka zbudził się, mając przed oczami widok swojego wiecznie zabałaganionego pokoju. 

Sparaliżowany strachem, pozostał przez chwilę w swoim łóżku (czy on naprawdę miał na sobie piżamę? On w ogóle miał w szafie piżamę?), zbyt przerażony, że po jego opuszczeniu, znajdzie na korytarzu zwłoki zadźganego nożem Minho (choć czy to byłby taki najgorszy scenariusz?). Zdawało mu się to jednak zbyt mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że jego wstrętne kociska nie wyły jeszcze zaalarmowane zgonem swojego pana. Z odrobinę lżejszym sercem, Hyunjin powoli zwlekł się z łóżka i jak najciszej wyszedł z pokoju, nieustannie szukając wzrokiem jakiegokolwiek dowodu, że wczorajszego wieczoru to z twarzą Minho spotkała się jego pięść. Mieszkanie było nienaturalnie czyste, a wokół nie można było dostrzec choćby jednej brudnej skarpety Lee, co w warunakch rzeczywistych, zawsze miało miejsce. Może przed pójściem spać Hyunjin wysprzątał całą kawalerkę, pozbywając się wszelkich potwierdzeń dokonanej tu zbrodni na swoim współlokatorze? Dotychczas nieuchwytny, nie mógł w końcu pozwolić na to, żeby złapano go za zabójstwo tak nędznej bakterii jaką był niewątpliwie pan Wampir.

Wampir? Skąd skojarzyło mu się, że Minho miał kiedyś na sobie strój tej postaci? Owszem, Lee lubował się w straszeniu dzieci z osiedla, ale żeby od razu kupować kostium i to w dodatku tak mało realistyczny?

Hyunjin przejechał dłonią po twarzy, wciąż czując niegasnące w nim zmęczenie, a kiedy odsunął rękę, dostrzegł na niej pojedyncze małe zabarwienia, jakby pozostałości białej farby, których nie udało się zmyć wodą i mydłem. Dziwne. Z reguły zmywał cały makijaż w piwnicy, nie chcąc aby  współlokator ujrzał jego drugą twarz, która zawsze jawiła się jego ofiarom przed szybko zadawaną im śmiercią. Dlaczego nie pamiętał nawet tej czynności?

Niepewnym krokiem wszedł do kuchni, gdzie, prawdę mówiąc z wielką ulgą, ujrzał wciąż ubranego w piżamę Minho, który czesał Dori. Usłyszawszy jego kroki, Lee przeniósł na niego swój wzrok, lecz wciąż milczał, jakby przerażony, że jeśli wypowie jakiekolwiek słowo, szybko tego pożałuje. Minho od dawna trzymał się z daleka od Hwanga, mocno przkonany, że jego współlolaktor do normalnych nie należy, a legendarne słoje z formaliną i dziwną zawartością muszą znajdować się pod jego łóżkiem. Mimo wszystko zawsze katował go swoją niekończącą się rozmową i opowieściami z życia mrówkojadów. Ale dzisiaj Lee miał wyjątkowo mało do powiedzenia.

- Na co się tak gapisz? - mruknął niezadowolony Hwang i nalał sobie szklankę wody, którą szybko opróżnił, choć pragnienie nieustannie paliło mu przełyk. Oparł się o blat kuchenny i wbił w chłopaka swoje ostre spojrzenie, obserwując jak ten nerwowo doprowadza do ładu futro swojego pupila. Przerażony kot wytrzeszczał oczy i wbijał wysunięte pazury w uda chłopaka, który zdawał się nawet tego nie odczuwać, wciąż nieprzytomnie unikając wzroku Hyunjina. - Zapomniałeś języka, czy co?

- Słuchaj, Hyunjin - westchnął i w końcu zaszczycił współlokatora swoim spojrzeniem, mimo wszystko wciąż zastygłym w niemym strachu. Spuścił Dori ze swoich nóg, a ta z wyraźną ulgą wybiegła w popłuchu z kuchni, zachęcając do tego pozostałe koty. - Jestem zmęczony po wczorajszej nocy, kiedy to musiałem cię tu przytachać i przebierać w piżamę, więc jeśli pozwolisz śniadanie zjem u sie...

- Jak to "przytachać"? - zdziwił się Hwang i usiadł przy stole, zaraz przy zmieszanym Minho, który jeszcze bardziej się zakłopotał. Nie chciał rozmawiać o wydarzeniach wczorajszej nocy, a tym bardziej wspominać powodu afery, której wynikiem był jeden złamany nos, dwie obtarte pięści i mniej więcej litr wyłanych łez. Ale przeszywające go spojrzenie ciekawskiego i żądnego odpowiedzi Hyuna, wcale nie pomagało w trzymaniu buzi na kłódkę, zwłaszcza jeśli się było Lee Minho. Pomimo solennych przyrzeczeń złożonych Chaeyeon i Felixowi, nie potrafił zdzierżyć agresywnej obecności współlokatora i, co można było od razu przewidzieć, szybko puścił farbę.

- Nie pamiętasz, co się wczoraj stało na imprezie u Lixa? - spytał, na co Hwang od razu pokręcił głową, nie kojarząc nawet faktu bycia na jakiekolwiek domówce. Czyżby nagle dotknęło go delirium tremens, które zamiast spowodowane ciągiem alkoholowym, w jego przypadku wywołane zostało głupim kaprysem J? - Wdałeś się z bójkę ze swoim przyjacielem, bo ten rozmawiał z Chaeyeon. Tak mu rozkwasiłeś nos, że nie wiem, czy lekarze w ogóle zdołali go poskładać. Serio stary, nie spodziewałem się, że masz taką parę w rękach...

Chłopak wstał od stołu i zabrał się za zmywanie naczyń, które już od kilku dni psuły krew im obojgu, choć żaden nie był na tyle znudzony życiem, by się nimi zająć. W ciszy napieniał talerze, w głębi duszy, ciesząc się, że przynajmniej w ten sposób uniknie demonicznego wzroku swojego współlokatora, którego między Bogiem a prawdą, wciąż podejrzewał o czarną magię, skutecznie praktykowaną w obskurnej piwnicy, do której zabronił mu nawet zaglądać. Może i jego IQ nie było wyższe od IQ elementu zajmującego wszystkie ławki na jego osiedlu, ale chłopak nie był na tyle głupi, by pchać się do sutereny, gdzie ten demon z wielkim prawdopodobieństwem podciąłby mu gardło i wypił jego krew. 

"Otóż, nie tym razem, panie Hwang. Moja krew pozostanie w moich żyłach"

- T-To dlaczego nic nie pamiętam? - wyjąkał coraz bardziej zdenerwowany brunet i mocno ścisnął dłonie w pięści, czując jak wszystkie mięśnie zaczynają mu drżeć, a zaspany J budzi się ze swojego snu i znowu przejmuję pałeczkę. Nagle przed oczami stanął mu obraz skruszonego szkła wylatującego mu z dłoni i zgrabnie ubranego ciała, na którym zobaczył czyjeś wielkie łapska. Kiwnął głową w nerwowym tiku, a w jego pamięci wybuchła istna eksplozja wszelkich wspomnień tamtejszego wieczoru. Idiotyczny uśmieszek Chana, pijane ruchy Chaeyeon, krzyki wstawionego Minho. Jego pięść stykająca się z nosem Chrisa i tryskająca dookoła krew.

"Stary, odbiło ci? - spytał zbity z tropu i zalany czerwoną cieczą Bang, który nie widział żadnego powodu, dlaczego jego przyjaciel miał się na niego rzucić, jakby ten  właśnie zamordował mu matkę. Wciąż leżąc na podłodze kuchni, wpatrywał się z przerażeniem na dyszącego nad nim z wściekłości Hyuna, który w tamtej chwili wygłądał, jakby wstąpił w niego jakiś demon. Pokryta białą farbą skóra stała się jeszcze bledsza, czerwone usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu, a oczy wywróciły się do góry, tak że przez chwilę było widać tylko ich białka.

"Pewien Chris zabrał coś, co nie należało do niego. Szybko jednak pożałował czynu tego. Jego śliczne ciałko pokryły krwawe blizny, a zaraz potem wyżarły płaty zgnilizny. Nie bierz Channie, tego co nie twoje, bo usta którymi całujesz czyjeś dłonie, wypełnią wściekłych os roje. I nie pocałujesz już żadnych ust, kochany kolego."

Złowieszcza rymowanka odbiła się echem po całym mieszkaniu i wywołała na plecach wszystkich zimne dreszcze i dziwne przeczucie, że zwykła impreza nagle przerodzi się w tragiczny mord wszytskich tu zebranych. Ludzie stojący blisko Hwanga momentalnie się od niego odsunęli, a niektórzy posunęli się nawet do pospiesznego opuszczenia domu Felixa, który sam właśnie wpatrywał się z niedowierzaniem w postać, której groźby jeszcze niedawno był adresatem. Chłopak zsunał z siebie całkowiecie zastygłe w strachu ciało Daeum i podszedł do roztrzęsionej Chaeyeon, która już cała przesiąknęła krwią Chana.

Hyunjin zdążył się jeszcze maniakalnie roześmiać, a zaraz potem runął jak długi na podłogę, nie dając praktycznie żadnych znaków życia.

Kilku najmłodszych uczestników imprezy wpadło w panikę, a wokół rozniósł się donośny krzyk paru dziewcząt, które prędko wybiegły z mieszkania, nie chcąc mieć żadnego związku z zaszłymi tutaj wydarzeniami. Starający się zachować zimną krew Felix, powoli podszedł do nieprzytomnego Hwanga i sprawdził mu puls, który, ku swojej uldze, z łatwością wyczuł pod palcami. Złapał za ramię Minho, który bez krępacji i jakiejkolwiek świadomości, co się dzieje dookoła, biegał po wszytskich pokojach z rozłożoną peleryną, i kazał mu zamówić taksówkę i zabrać stąd nikomu nie potrzebnego gościa, którego wszyscy mogli winić za zniszczenie domówki.

W między czasie, Chaeyeon pobiegła po jakieś mokre ręczniki, które spiesznie ułożyła na karku prawie mdlejącego już Chana. 

- C-Channie, spokojnie, już zabierzemy cię na pogotowie - wymruczała, wciąż mimo wszystko upojona procentami, a ręce spoczęły  na materiale jej spodni, który z nerwów zaczeła gnieść w dłoniach. - Zaraz z-zadzwonimy po twoich znajomych i oni będą przy tob...

- Chaeyeon, ja nie chcę z nimi tam jechać. Chcę, żebyś to ty przy mnie została."

W końcu całkowicie świadom wydarzeń poprzedniego wieczoru, Hyunjin zamarł na swoim krześle, wciąż czując jak serce bije mu z furią na każde wspomnienie obmacującego Chaeyeon Chana. Żałował, ach jak bardzo żałował, że skończyło się jedynie na złamanym nosu i nadwyrężonej chrząstce, a nie kolejnej duszy opuszczającej bezwiedne ciało. Coraz częściej łapał się na tym, że jego organizm nie wytrzymywał zabójczej dawki adrenaliny i zanim chłopak zdołał zrobić o kilka kroków za dużo, mdlał w kompletnej nieświadomości i z niedokończonym dziełem. Gdyby nie jego wycieńczone serce, Chris już pewnie dawno leżałby w kostnicy, czekając na swój pogrzeb.

- G-Gdzie ona jest? - wydusił ostatnimi siłami z mocno zawężonego już gardła, w  którym bez przerwy czuł ogromną gulę strachu przemieszaną z chęcią dokonania kolejnego mordu. 

Nie na niej.

Na nim.

Chciał taplać się w jego krwi. Widzieć jego zmasakrowane członki. Mieć świadomość, że te dwie gałki oczne nie spoczną już nigdy na idealnie zaokrąglonym ciele Chaeyeon. Nie pamiętał już nawet o tym, że ów potencjalna ofiara to nie jakiś zwykły opijus, ale jego przyjaciel. Prawdopodobnie jedyny na tym Bożym świecie. Chciał wejść z buciorami w jego powoli kwitnący plan zdobycia dziewczyny? Szybko więc miał odczuć, kogo Hyunjin skrywał za maską uzdolnionego współpracownika.

- O kim ty mówisz? - Minho przerwał zmywanie naczyń i z przerażoną miną spojrzał na chłopaka, którego wygląd zewnętrzny wskazywał na to, że jest on bliski odejścia od zmysłów. Hwang wczepił się nieobciętymi paznokciami w skórę swojej głowy, naiwnie licząc, że zadany sobie samemu ból fizyczny zdoła jakkolwiek zagłuszyć wypalające go od środka cierpienie psychiczne. Spod włosów zaczęły mu ściekać pojedyncze smużki krwi, które opornie spływały po spuchnietej od snu twarzy i tworzyły idealny kontrast z jego trupio-bladą skórą.  

- Gdzie jest Chaeyeon?! - wrzasnął mu prosto w twarz, kiedy chwycił za kołnierz jego piżamy i szybkim ruchem przystawił go do lodówki. Minho ścisnął mocno oczy, a spod powiek wypłynęło mu kilka łez, które śladem krwi Hyuna, spłynęły mu po policzkach i spadły na obtarte dłonie przeciwnika. Bał się. Przedtem unikał współlokatora, mając przeczucie, że ten chłopak to nic dobrego, ale nigdy w życiu by nie pomyślał, że stanie się jednym z celów jego nieoczekiwanych ataków. A może nawet i niewinną ofiarą.

Wolał jednak zginąć z rąk tego psychola, niż wydać własną przyjaciółkę, co niewątpliwie równało się ze zwykłym wydaniem na nią kary śmierci. Widział szaleństwo w oczach Hyunjina i doskonale wiedział, że takie spojrzenie od zawsze charakteryzowało nałogowych gwałcicieli i przestępców seksualnych. Gdyby tylko w porę zdążył ostrzec Chaeyeon...

- Hyunjin, proszę, n-nie rób mi krzywdy - zdołał wycharczeć przez ściśnięte gardło, na którym wciąż spoczywała wielka dłoń Hwanga i z nieskrywaną satysfakcją odbierała Lee dostęp do tlenu. Wisząc parę centymetrów nad ziemią, Minho starał się zaczepić o coś stopami, ale jego nogi jedynie ślizgały się po gładkiej powierzchni lodówki, nie dając mu tym samym żadnego podparcia i nie ratując od notorycznego duszenia. Żałował, że poprzdniego wieczora przywiózł tu nieprzytomngeo Hyunjina i zajął się nim, jak najlepszym przyjacielem. Trzeba było zostać z Felixem, a tego demona zostawić na pastwę losu i własne siły życiowe. On ratuje mu życie, a ten mu je odbiera. Coż za ironia.

- Gdzie. Ona. Jest - rzucił napastnik przez ściśnięte zęby i jeszcze mocniej naparł ciałem na ledwie już oddychającego Minho. Rozbrzmiewający w jego głowie donośny ryk syreny, nie pozwalał mu się skupić na niczym innym niż na niecierpliwym dociekaniu o miejsce pobytu Chaeyeon. Ogarnięta amokiem intuicja podpowiadała mu, że ów dziewczyna z wielkim prawdopodobieństwem przebywała właśnie w ramionach Bang Chana, ale często zwodząca go nadzieja mimo wszystko starała się przemówić mu, że Chaeyeon nie jest taka; nie zdradziłaby go w tak okrutny sposób, a przynajmniej nie z tym godnym pożałowania osobnikiem.

Lee milczał jak zaklety, jedynie wpatrując się z przerażeniem i głebokim strachem w oczy swojego oprawcy, które już dawno zaszły mgłą dzikiego amoku. Widział go tylko raz w takim stanie - kiedy wrócił ze spotkania ze swoją ostatnią dziewczyną, a ta już nigdy nie zawitała w ich mieszkaniu; nawet do swojego nie dotarła. Hyunjin zmienił się diametralnie od dnia, kiedy Minho przyprowadził tutaj przyjaciółkę. Coraz częściej wracał dopiero nad ranem, cały oblepiony kurzem i tłustą farbą, którą mimo usilnego szorowania, nie był w stanie zmyć żadnym mydłem. Na jego twarzy, nieustannie widniał ten niepokojący uśmieszek, godny największego seryjnego mordercy, a usta niekontrolowanie, nawet w obecności zaniepokojonego Minho, szeptały imię Chaeyeon z takim ubóstwieniem, że aż można by było pomyśleć, że chodzi mu o jakieś pradawne bóstwo. 

Chłopak nie pisnął nawet słowa, ale Hyunjin wyraźnie dostrzegł kryjace się w jego spojrzeniu napięcie przed wyjawieniem tajemnicy i jednoczesnym sprowadzeniem na siebie gniewu Hwanga. Wiedział, że Minho boi się mu powiedzieć, że Chaeyeon przebywa właśnie tam, gdzie być jego zdaniem nie powinna; że robi z kimś innym to, co miała robić tylko z nim.

Współlokator upadł z hukiem na podłogę, wreszcie wolny od morderczego uścisku Hwanga i od razu zaniósł się chrypliwym kaszlem, który rozbrzmiał na całą kuchnię. Nie zauważył nawet jak brunet wybiegł z kuchni i nie zawracając sobie nawet głowy zamykaniem drzwi, opuścił mieszkanie, pozostawiając Minho samego ze swoją opuchnięta szyją i świadomoscią, że właśnie dopuścił do tego, żeby Chaeyeon wpadła w sidła tego szaleńca.

✮✯✮

- Jak się czujesz? - wyszeptała najciszej jak potrafiła, opierając się brodą o stolik kawowy zaraz przy sofie, na której leżał dopiero co przebudozny Bang Chan. chłopak zamrugał kilkakrotnie zmęczonymi powiekami, by chwilę potem przenieśc wzrok na uśmiechniętą Chaeyeon i odwzjamnić się tym samym wesołym grymasem. Nos wciąż bolał po nastawianiu przez lekarza, a wypychające go opatrunki z trudem umożliwiały oddychanie, a jednak chłopak nie mógł się przełamać i wybąknąć jakiąkolwiek skargę, kiedy przebywał w obecności dziewczyny. Przy niej mógłby mieć złamane nawet wszytskie kości.

- Znośnie - zachichotał i podniósł się na łokciach, odrętwiały od kilkugodzinnego leżenia w tej samej pozycji. Z ulgą wypił leżącą obok niego szklankę wody i rozglądnął się dookoła, szybko uświadamiając sobie, że nie jest we włąsnym mieszkaniu. Widząc jego zaskoczenie, Chaeyeon doskoczyła do jego boku i w uspokajającym geście ułożyła mu rękę na ramieniu, na co ten od razu rozluźnił się po jej ciepłym dotykiem. 

- Wybacz, ale nie wiedziałam, gdzie mieszkasz, więc uznałam, że najlepiej będzie, jak zabiorę cię do siebie i pozwolę ci trochę się przespać. Cała ta akcja zeszłego wieczoru wykończyła chyba nas wszystkich - westchnęła z wyraźnym smutkiem malującym się na twarzy i nerwowo zaczesała włosy za ucho, w głębi ducha licząc, że Chan nie wypomni jej, ze to właśnie ona była powodem tej awantury wartej złamanego nosa. Choć powinien - była winna jego krzywdy i niepotrzebnego uszczebku na zdrowiu. To ona powinna dostać ten cios i teraz cierpieć ból zrastających się kości, a nie sprowadzać go na innych. Czemu za każdym razem musiała doprowadzać do cierpienia swoich najbliższych?

- Chaeyeon - zaczął spokojnie Chan i objął ją ramieniem, dodając przy okazji odrobinę otuchy, która w momencie wypełniła jej żyły. Ten chłopak był prawdziwym aniołem. - To nie jest twoja wina. 

Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem, choć w głębi wciąż czuła się winna wczorajszemu wypadkowi, którego sprawnie mogłaby uniknąć, gdyby nie zachciało się jej stłumić własnych problemów potężną dawką alkoholu. Głowa wciąż pulsowała od wczorajszych procentów, ale nic nie mogło równać się z męczącym ją wstydem względem siędzącego obok chłopaka. 

- Cieszę się, że mam okazję spędzić z tobą odrobinę czasu, nawet jeśli kosztowało mnie to złamany nos - ścinśnął mocniej jej dłoń, a ona uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, w myślach zgadzając się ze swoim rozmówcą. Nie sądziła, że los jeszcze kiedykolwiek ich ze sobą zetknie, ale w żadnym przypadku nie miała o to pretensji. Doświadczenie z chłopakami pokroju Wooseoka sprawiło, że wątpiła, że na tej planecie są jeszcze jacyś normalni mężczyzni, którzy szukają w dziewczynie życiowej partnerki, a nie sobowtóra własnej matki.

Spojrzała na Chrisa, ale szybko wróciła wzrokiem do swoich splecionych rąk, ku ironii wciąż połączonych z powodem kwitnących ne jej policzkach wypieków. Dopiero wystarczająco trzeźwa, dostrzegła jak przystojnym chłopakiem był. Idealnie zbudowany, wiecznie uśmiechnięty, z tymi perfekcyjnie uwydatnionymi ustami, z którymi tak piekielnie chciała złączyć własne wargi.

- Chodź, zrobię ci śniadanie - prędko przerwała niemoralną gonitwę myśli i wstała z sofy, aby skierować chwiejne kroki do kuchni. Bang Chan zaśmiał się cicho na jej urokliwe zakłopotanie i bez słowa ruszył jej śladem, czując jak jego własny żołądek zaczyna zaciskać się w nieprzyjemny supeł głodu.

✮✯✮

Popołudniowe słońce wpadało przez wielkie okna jej pracowni i jeszcze bardziej uprzyjemniały chwile spędzone w obecności Chrisa, który najwyraźniej nawet nie myślał, żeby wrócić w końcu do własnego mieszkania i nakarmić złotą rybkę, która najpewniej przymierała już głodem w swoim akwarium. Niezwykle zachwycony pracami dziewczyny, z fascynacją przeglądał zbiory jej rysunków i obrazów, co chwilę przyrzekając, że właśnie ten jest jego ulubionym. Chaeyeon, już cała pokryta głębokim rumieńcem, cicho towarzyszyła chłopakowi, mimo wszystko dumna, że udało jej się wzbudzić podziw u tak rozchwytanego tatuażysty, jakim był Bang Chan. 

- Chciałbym kiedyś zobaczyć, jak malujesz taki obraz - westchnął z wyraźną nutą rozmarzenia i zaczął dokładniej analizować drobiazgowy malunek, który nawet umarłego zachwyciłby swoim realizmem i włożonym weń pietyzmem, godnym samego Leng Juna. Chłopak mógł sobie jedynie wyobrażać, ile czasu i zaangażowania kosztowało takie dzieło, a jego respekt wobec Chaeyeon rósł z minuty na minutę. 

Usłyszawszy ten krótki komentarz, przez myśl dziewczyny przebiegła nagle jedna, dość ryzykowna i odważna myśl, która od dłuższego czasu spędzała jej sen z powiek i nawiedzała przy okazji każdej wizyty w pracowni. Szczerze jednak wątpiła, że Chris zgodzi się na coś takiego - nie znali się wystarczająco dobrze, a ów idea wymagała dość bliskiego (niech skonam, bardzo bliskiego) kontaktu fizycznego i była czymś niezwykle intymnym, biorąc pod uwagę że chodziło o chłopaka, którego po raz pierwszy spotkała tydzień temu. Miała jednak dość zakurzonych zasad i niepisanych praw, które stanowczo odmawiały tego typu praktyk, upatrując się w nich znikomych śladów moralności i dobrego smaku. Chciała to zrobić. Chciała to zrobić z nim.

- Chan, proszę zdejmij koszulkę i połóż się na podłodze - poinstruowała go i szybko podeszła do regału z niezbędnymi przyborami, nie chcąc ryzykować bycia ujrzaną z tak czerwoną twarzą, której kolor mimo upływu kolejnych sekund, wcale nie blednął.

- S-Słucham? - zająknął się chłopak, wlepiając w jej odwróconą sylwetkę mocno zakłopotane spojrzenie. Nie sądził, że ta dziewczyna jest aż tak bezpośrednia, szczególnie w kontaktach z "prawie" nieznjaomymi... Szybko jednak zrozumiał swój bład, kiedy Chaeyeon obróciła się w jego stronę, a na jej twarzy dostrzegł wyraźne zakłopotanie i wątpliwość, czy jej towarzysz pozwoli jej na coś takiego. 

- Nie wiem, o czym sobie pomyślałeś - zaśmiała się nerwowo i usiadła na podłodze, gdzie też rozłożyła zestaw farb i róznego rozmiarów pędzli. - ale chodziło mi o to, żebys został moim płótnem. Zawsze chciałam z kimś to zrobić, ale tak jakoś...

Chłopak przerwał jej niespokojne wyjaśnienia i bez słowa ułożył się na miękkim dywanie, wcześniej zdejmując koszulkę, która leniwie zsunęła się z jego umięśnionego ciała. Chaeyeon prędko wbiła powściągliwe spojrzenie w materiał dywanu, nie chcąc atakować przyjaciela swoim napastliwym wzrokiem, który w głębi duszy z miłą chcęcią skierowałaby na jego nienaruszoną żadną skazą, mlecznie-białą skórę, kuszącą swoją niewątpliwą miękkością.

- Jeśli nie masz nic przeciwko, to usiądę na twoich plecach - szepnęła przez zaciśnięte z nerwów gardło  i powoli przerzuciła nogi przez jego talię, mimo wszystko wyczuwając pod palcami ułożonych mu na łopatkach rąk, jak chłopak spina się na tak bliski konakt. Zaniepokojona, szybko jednak utrciła wątpliwości, czy czasem nie był to zły pomysł, kiedy usłyszała cichy chichot chłopaka, który posłał w jej stronę wesoły uśmiech, wyglądający wręcz groteskowo w towarzystwie okalającego cały jego nos opatrunku. - Proszę, powiedz mi, jeśli tylko będzie ci się źle oddychać.

Chan kiwnął twierdząco głową, którą oparł o spelcione ręce, szukając najwygodniejszej pozycji. Upewniwszy się, że chłopak nie ma żadnych sprzeciwów co do jej dość oryginalnego pomysłu na spędzenie popołudnia, zamoczyła palec w jasnej farbie, którą zaczeła zarysowywać szkic swojego nowego dzieła. Opuszkami sunęła po jego odsłonietej, jasnej jak mleczne cukierki skórze, a on starał się nie rozpłynąć pod wpływem tego niewysłowienie przyjemnego uczucia, które nie równało się nawet z spróbowaniem najpyszniej na świecie czekolady. Ręce Chaeyeon miały tak delikatną strukturę, że z trudem powstrzymywał się od jęknięcia z zachwytu i mocniejszego przyciśnięcia jej dłoni do własnych pleców. Rozlegająca się dookoła muzyka wcale nie pomagała odwrócić uwagi od siedzącej na nim dziewczyny, niewinnie sprawiając że unosząca się wokół atmosfera stała się niebywale gęsta i aż nadto intymna.

- Cudowne uczucie - wymsknęło mu się w pewnej chwili, na co dziewczyna jedynie kiwnęła twierdząco głową i ostatni raz musnęła go po plecach, w przygotowaniu zarysu obrazu. Bez namysłu, wzięła do rąk farby, których żywe kolory rozjaśniły jego  skórę i jarzyły się w świetle zachodzącego powoli słońca. Delikatne pociągnięcia pędzli wywoływały na jego plecach przyjemną gesią skórkę i trudne w opisaniu uczucie, przypominające niemożliwy do stłumienia ukrop ciała, które pomimo chęci, nie potrafiło się schłodzić nawet najmniejszą kropelką potu. Dziewczyna w skupieniu tworzyła obraz, raz po raz nucąc pod nosem słowa piosenki, która wybrzmiewała z radia i sprawiała, że tych dwoje czuło się jeszce wygodniej w swoim niezaprzeczalnie przyjemnym towarzystwie. Chłopak miał wrażenie, że za chwilę odejdzie od zmysłów - ręce Chaeyeon tak czule obchodziły się z jego ciałem, które każdą komórką odczuwało jej bliską, badzo bliską obecność. Ach, gdyby tylko zmiejszyć te ostatnie dzielące ich ciała centymetry...

 Spod palców dziewczyny wyjrzał zapłakany kalun, którego smutna fizjonomia przyprawiłaby o dreszcze nawet zatwardziałego kryminalistę. Ciemne plamy okalały jego załzawione oczy, choć czerwone usta wciąż wykrzywiał demonicznie arogancki i złośliwy uśmieszek, który zdawał się mówić "jaki ten rodzaj ludzki jest żałosny w tym swoim wiecznym smutku". Chaeyeon zadrgała na wspomnienie maski klauna, którą niedawno miała jeszcze okazję oglądać i być świadkiem jak ów arlekin ogłasza wszem i wobec, że jej ciało i dusza należą tylko do niego. Nagle cyrkowiec przybrał rysy wściekłego Hyunjina, którego ciało samo za siebie przemawiało, że jego właściciel nie lubi, jak ktoś jest wobec niego niespołuszny i ów jednostki poddaje surowym, wręcz morderczo krwawym karom.

Czując jak do jej oczu napływają łzy, niekontrolowanie ścisnęła mocniej boki chłopaka, rozmazując znajdującą się w tamtym miejscu farbę, na co ten wydał z siebie niespodziewany jęk i poruszył biodrami, na których to właśnie siedziała Chaeyeon. Sprzed jej oczu szybko zniknęła szyderczo uśmiechnięta twarz Hyunjina, a jej widok szybko zastąpił obraz wyraźnie spiętego Chana, którego kryjące się pod jasną skórą mieśnie, wyglądały jakby zaraz miały ekspolodować. Nie był już w stanie kontrolować szalejących w nim hormonów, usilnie przejmujących kontrolę nad całym jego ciałem. 

Szybko jednak utracił ostatnie resztki opanowania, kiedy poczuł, jak twarz dziewczyny powoli przylega do jego szyi, gdzie składa chaotyczny pocałunek, skropiony paroma łzami wciąż lecącymi z jej zaczerwienionych oczu. Spokojne, delikatne, pełne pasji i uczucia pocałunki zdobiły jego niepokrytą farbą skórę, rozgrzewając go do istnej czerwoności i napełniając jego płuca parzącym wręcz powietrzem, które w krótkim sapnięciach opuszczały jego klatkę piersiową i zmuszały go do sporadycznych jęknięć. Czy ta dziewczyna zdawała sobie sprawę, co z nim robi?

Chaeyeon nie miała pojęcia, co czyni. Całkowicie rozemocjinowana wspomnieniem wczorajszej nocy, pragnęła czyjejś bliskość  i poczucia bezpieczeństwa, które udało jej się wcześniej znaleźć w ramionach Chrisa. Wiedziona więc ogromnym pragnieniem wymazania z pamięci wściekłego na nią Hyunjina, jeszcze mocniej wtuliła się w ciało chłopaka, nie bacząc nawet na niewychnieta farbę, która właśnie brudziła jej fartuch. Wciąż nienasycona upragnionym poczuciem spokoju, zsunęła się z bioder Chana, co ten zrozumiał jako chęć włączenia go w tę wzajemną celebrację drugiej osoby. Bez zastanowienia, przywarł ciepłymi wargami do jej ust, obdarzając je najsłodszymi pocałunkami, jakie kiedykolwiek miała okazję poczuć na własnej skórze. W pełnym zachwycie sunął rękami po jej ciele, w końcu rozwinąwszy okalający ją w talii fartuch, który po chwili znalazł się  na drugim końcu pokoju. Chan delikatnie chwycił za biodra Chaeyeon i jednym ruchem zamienił ich pozycjami, tak że to ona teraz zajmowała miejsce na miękkim dywanie i wpatrywała się w niego z największą admiracją.

- Jesteś najcudowniejszą istotą na tym świecie - szepnął z czułością, kiedy z pocałunkami przeniósł się na jej idealnie wyeksponowaną teraz szyję. - Taka delikatna - całus. - Taka dobra - całus. - Taka maleńka, że trzeba ją chronić przed całym złem tego świata.

Chłopak trafił ustami w czuły punkt na jej skórze, na co z jej gardła w momencie wybrzmiał głośny jęk, stanowiący istną melodię dla jego uszu. Kilka razy musnął ów kawałek skóry, nie szcędząc mu także mocno czerwonej blizny po ugryzieniu, który, mając na względzie jej ciche niezadowolenie bólu, szybko pokrył nową dawką cukrowych pocałunków, działających jak maść na skaleczone miejsce. 

- Obiecuję, że uchronie cię przed każdym cierpieniem - musnął opuszkami jej zamknięte powieki, z oczarowaniem przyglądając się jej twarzy, skąpanej w ostatnich promienoach dzisiejszego słońca. Wyglądała tak niewininnie - jak laleczka, którą bano się rozbić, bo była tak krucha i delikatna. Chłopak szybko wziął ją w ramiona i już na spokojnie zdobił jej twarz drobnymi muśnięciami warg, które ta odbierała z cichym chichotem i wyraźnym zadowoleniem.

Ulotnie doskonałe w swej prostocie chwile tych dwoje może i trwały by wiecznie, gdyby nie donośny dzwonek, który zalał swoim dźwiękiem całe mieszkanie, choć nie zdołał stłumić nerwowego dobijania się niewiadomego osobnika, który chyba za cenę honoru wyznaczył sobie wywarzenie tych drzwi wejściowych.

- Chaeyeon! Proszę! Ja wszystko wyjaśnię!

a/n czy tylko ja uwielbiam piosenkę w mediach?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top