Uczucie-iluzja

No i następny rozdział :* Mam nadzieję, że się spodoba :*

**********************

Amelia

Moja droga!

                      Spotkajmy się na Via da Vinci dziś w nocy.

                     Będę ciebie wypatrywać.

Tęsknię,

Vittorio

Przebiegam bezwiednie placami po kartce.

Uśmiecham się, a serce bije mi szybciej.

I nagle cała ekscytacja ze mnie upływa.

Wiem, że to co robię jest złe. Sądziłam, że dam radę się powstrzymać. I nie iść na kolejne spotkanie, ale... nie mogę. Nie mogę go wystawić. On coś do mnie czuje... Nie mogę go odtrącić. On jest dla mnie dobry. Miły. Nigdy coś podobnego mi się nie przytrafiło.

Ale on jest zły. W środku, głęboko jest zły...

Zakochałam się w nieodpowiednim człowieku...

***

Znam go od dwóch miesięcy.

Na początku podrywał mnie na ulicy. Stał wsparty o mur i mówił mi różne miłe rzeczy – takie jakie dziewczyna chciałaby usłyszeć od przystojnego chłopaka. Ja jedynie się uśmiechałam, nie odpowiadałam. Starałam się tego nie zauważać. Po co? Żeby zobaczyć jak bardzo mu na mnie zależy.

Na moją zgubę, zależało mu bardziej niż myślałam.

Dawał mi pojedynce róże, uśmiechał czarująco. Wypytywał, interesował się moją osobą.

A ja, jak ta ostatnia głupia dziewucha, z chęcią mu o wszystkim opowiedziałam. O tym skąd jestem, kim są moi rodzice, gdzie pracuję.

Zaczął się interesować pałacem.

Na początku były to niewinne pytania, zadawane gdzieś w połowie zdania. Odpowiadałam, trochę szczątkowo, bo na nie wszystkie znałam odpowiedź i wiedziałam, że niektóre rzeczy muszą pozostać w murach pałacu.

Kiedy skończyły mu się pytania o rodzinę królewską, zaczął mnie wypytywać o moją przyjaciółkę – Jasmin. Trochę się dziwiłam – po co mu takie informacje? Nie dużo o niej mówiłam. Uznałam, że jej prywatność to nie moja sprawa. A jego tym bardziej.

Pytał o jej przyjaciół, rodzinę. O księcia.

Wiem, że ostatnio kręciła się wokół księcia Arnara... albo to on kręcił się wokół niej... Nieważne, nie interesuje mnie to. Jak się zakochała, a on kocha ją z wzajemnością to życzę im z całego serca szczęścia i radości. Poza tym Jasmin dużo mi o nim nie opowiadała.

Vittorio jest tajemniczy. Mało o sobie mówi.

Coś ukrywa.

Nie wiem, kim tak naprawdę jest.

W co ja się wpakowałam?    

***

Jest już ciemno.

Noc jest chłodna i wietrzna, co tu się rzadko zdarza. Zwykle jest parno i duszno. Ta noc jest jednak inna.

Nadal zastawiam się, czy to, co robię jest właściwe. Zastanawiam się także, czego Vittorio będzie ode mnie chciał. O czymś będę musiała mu opowiedzieć. Pewnie znów będzie mnie wypytywać o Jasmin. Robi to już od tygodnia.

Trochę mnie to martwi.

Czemu on chce tyle wiedzieć? Kiedy próbuję zadać mu to pytanie, zbywa mnie, mówiąc jakieś czułe słówka. A ja oczywiście przyjmuję je z uśmiechem.

Boże, jaka ja jestem głupia...

***

Vittorio czeka na mnie w tym samym miejscu co zwykle. Pod rozłożystym dębem, na skraju miasta.

Kiedyś uważałam to miejsce za romantyczne, a teraz jest ono przeklęte.

Kiedyś to tu Vittorio szeptał mi do ucha czułe słówka, teraz jedynie mnie wypytuje.

Kiedyś to tu mnie delikatnie całował, teraz rzadko mnie dotyka.

Mimo wszystko, uśmiecham się szczęśliwa widząc go w tym jego ciemnym ubiorze. On jest taki tajemniczy..., rozmarzam się.

Od razu karcę samą siebie.

Dzisiaj zakończysz tę znajomość, przypominam sobie z pełną determinacją.

Pochodzę do niego, jak zwykle mnie przytula i oddala się na kilka kroków.

– Masz jakieś informacje? – zaczyna prosto z mostu.

– Nie – odpowiadam obojętnie.

– Jak to nie? – pyta oburzony. – Przecież trafił do was taki chudy chłopak, wyglądający trochę jak żebrak.

Mrużę oczy.

Skąd on wie o Ernesto? Jasmin opowiadała mi niedawno, co się stało... Ale jakim cudem... Przecież nikt mu nie mógł powiedzieć...

– A skąd ty to wiesz?

Wygląda na zbitego z tropu.

– No jak to skąd? Przecież każdy o tym mówi.

– Byłam w mieście zaledwie wczoraj i nikt, nawet przekupki na targu, o tym nie mówił. Temat jest już zamknięty, procesu publicznego nie było. Nikt nie wie, dokąd tak naprawdę zabrano chłopaka. – Przerywam. – Więc skąd wiesz, że trafił do pałacowego lochu? To nigdy nie było do końca sprecyzowane.

– Czy to ważne? – pyta lekko wkurzony i zirytowany. – To trafił do was, czy nie?

– Nie twój interes.

– Amelia, co cię nagle ugryzło?

– Nic mnie nie ugryzło, po prostu zdałam sobie z czegoś sprawę – oznajmiam.

– Co ty bredzisz?

– Nie lekceważ mnie – grożę. – Wiem, że mną manipulujesz.

Unosi jedną brew.

– Uderzyłaś się w głowę? Coś ci się poprzestawiało – odpowiada, śmiejąc się.

– Vittorio, to koniec – oznajmiam rzeczowym tonem.

– Co?

Jest kompletnie zdezorientowany.

Nie tego się spodziewałeś, co cwaniaczku?

– Naszą znajomość uznaję za zakończoną – powtarzam.

– Ależ kochanie...

– Nie waż się mnie tak nazywać! – wykrzykuję. – Manipulujesz mną od dawna i wreszcie jestem w stanie ci powiedzieć "nie"!

Nagle wyraz twarzy Vittoria się zmienia. Z zdezorientowanego na pełen nienawiści. Zaczynam się go bać.

Chwyta mnie mocno za nadgarstek i przyciąga do siebie. Patrzy mi w oczy.

– Nie powinnaś tego robić – mówi, zaciskając mocniej mój nadgarstek.

– Przestań! – krzyczę. – To boli!

Nie wiem, co ze sobą począć. Nie wiem czy płakać, czy jest już na to za późno. Nie wiem czy warto się wyrywać.

– Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej – syczy mi do ucha.

– Czego ode mnie chcesz? – pytam płaczliwym głosem.

– Posłuszności – oznajmia.

– Znajdź sobie kogoś innego – odpowiadam twardo. Jeszcze nie straciłam determinacji, oj nie.

– Nie potrzebuję nikogo innego, skoro mam ciebie. – Przerywa. – A teraz opowiedz mi o wszystkim, co się teraz dzieje w pałacu.

– Nigdy już ci nic nie powiem!

Uśmiecha się delikatnie.

On jest chory, psychiczny.

– Zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję pamiętaj, że wiem o tobie wszystko. Wiem, gdzie jest twój rodzinny dom, kim są twoi rodzice, przyjaciół też znajdę. A kiedy już ich wszystkich namierzę to wiedz, że nie będzie miłego rodzinnego spotkania. Przemyśl to.

– Czy ty mi grozisz? – pytam niedowierzając.

– Tak, moja droga – odpowiada. Tak po prostu.

***   

Kiedy już wszystko mu wyśpiewałam, wydaje się być bardzo zadowolony.

– No widzisz – mówi z uśmiechem na twarzy. – A trzeba było się tak wykłócać?

Nie odpowiadam. Spuszczam wzrok.

Wstydzę się tego co przed chwilą zrobiłam. Ale przecież nie mogłam narażać rodziny...

Vittorio dotyka mojego policzka. Odsuwam się z odrazą.

– Oj Amelio – wzdycha. – Myślałem, że mnie kochasz.

Podnoszę na niego wzrok pełen nienawiści.

– Chyba coś ci się przyśniło.

– Zaprzeczasz sama sobie.

– Wiesz czym była nasza znajomość? Cholerną pomyłką!

Vittorio się śmieje.

A ja czując, że za chwilę wybuchnę wstaję z miejsca i wymierzam mu mocny policzek w tą jego rozchichotaną gębę.

– Nigdy więcej! – krzyczę mu w twarz.

Mam ochotę odejść, ale przytrzymuje mnie.

– Pamiętaj, że teraz nie możesz się wycofać. Twoja rodzina cię potrzebuje – mówi, przekrzywiając głowę. Z ust wyrywa mi się szloch. – Witaj w Stowarzyszeniu Kobry.

Z płaczem biegnę w ciemną noc.    

************************************

Dziękuję za 14 tysięcy odsłon, wiele komentarzy i gwiazdeczek :*

Dzięki Wam ta powieść tak szybko idzie do przodu :*

Co myślicie o tym rozdziale? Spodziewaliście się takiego rozwoju akcji?

Jak myślicie co zrobi Mel? Myślicie, że Jasmin się o tym dowie, czy wręcz przeciwnie – będzie żyła w niewiedzy?

Dzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top