Operacja zemsta


Poranek z królową spędzamy w salonie. Arnar wchodzi do środka. Wita królową pocałunkiem w policzek.

– Wreszcie wyglądasz jak człowiek – komentuje jego zmieniony wygląd.

On nie wygląda jak człowiek. Teraz to on wygląda jak bóg.

Po zgoleniu brody jego skóra wydaje się gładsza. Teraz w całej okazałości można zobaczyć wysokie kości policzkowe i jasną, prawie białą cerę. Jego włosy, kiedyś długie i brudne, ścięte są na krótko, grzywkę ma zaczesaną do tyłu. Jego czarne włosy lśnią. Zupełnie nie przypomina dawnego siebie.

Pewnie większość dziewczyn do niego teraz wzdycha. Przewracam oczami na tą myśl.

Arnar mija mnie, mówiąc:

– Miło cię widzieć.

– Ciebie nie – odpowiadam, przechodząc na drugą stronę pokoju.

– Elizo, chciałbym cię o coś prosić. – Zamieram. – Chciałbym, żeby to ta dziewczyna była moją pokojówką.

Patrzę na niego spode łba.

– Cóż, to mamy problem – odpowiada królowa. – Ja nie chcę oddać Jasmin.

Uff... Jestem ci dłużna, królowo.

– Oj, na pewno możemy się podzielić – drąży dalej. – Jestem pewien, że... Jasmin sobie poradzi.

Królowa patrzy na mnie czekając na moją odpowiedź.

– Ja...

– Na pewno się zgadza – mówi z naciskiem Arnar.

Nie mogę mu pyskować przed królową. Nie mogę mu odmówić. Nie mogę się sprzeciwić. Ten drań to zaplanował!

– Pewnie – mówię ze złością, patrząc na niego.

Arnar jest wyraźnie zadowolony z siebie. Podchodzi do barku, gdzie stoję.

– Zadowolony?

– Bardzo – mówi z uśmiechem. Nalewa sobie whisky do małej szklanki.

– Pożałujesz tego.

– Na pewno.

***

Kiedy mówiłam, że tego pożałuje naprawdę miałam to na myśli.

Lepiej ze mną nie zadzierać.

Rankiem zaczynam wypytywać starsze pokojówki na co nasz szanowny książę jest uczulony. Dowiaduję się, że nie może mieć poduszki wypchanej gęsim piórem. Jakież mam szczęście, że w każdej innej sypialni poduszki są właśnie nim wypchane.

Arnar cały poranek spędza z królową, więc mam pełny dostęp do jego pokoju.

Zabawmy się.

Kradnę poduszkę z sypialni obok i podkładam ją Arnarowi. Potem sprzątam cały pokój i wychodzę.

Następnego ranka wchodzę do jego pokoju. Zastaję Arnara zasmarkanego i załzawionego w łóżku. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Wygląda tak żałośnie!

Staram się zachować spokój.

– Jak się spało? – pytam o mało co nie wybuchając śmiechem.

– Nawet się nie odzywaj!

– Ale co się stało? – pytam udając idiotkę.

– Cóż, ktoś podłożył mi poduszkę z gęsim pierzem, na który jestem uczulony. Zorientowałem się dopiero rano. – Podnosi się lekko na łokciach, przez co kołdra zsuwa się z niego i ukazuje tors. Mimo wszystko patrzę mu w oczy. – Przez ciebie przez cały dzień będę tak wyglądać.

Tym razem nie wytrzymuję i zaczynam się śmiać.

– Cieszę się, że się tak dobrze bawisz – mówi sarkastycznie. A potem się uśmiecha. – Mam nadzieję, że tak samo dobrze będziesz się bawić podczas swojej pracy, którą ci za chwilę zadam.

Staram się opanować, ale mi się to nie udaje.

– Za karę spędzisz ze mną dzień. Będziesz mi podawać leki, poprawiać poduszki i spełniać moje polecenia.

Przestaję się śmiać.

– Nie mam zamiaru tego robić.

– Już uprzedziłem królową, że spędzisz tu cały dzień – mówi z naciskiem na „cały".

Zaciskam szczęki.

– Sprawię, że ten dzień będzie dla ciebie mordęgą.

– Zobaczymy.

***

Podczas naszego pięknego dnia razem udaje mi się trzy razy wylać zawartość leku na jego twarz, tors i całą pościel. Przez „przypadek" zrzucam go z łóżka poprawiając pościel – co nie było łatwe, bo gość jest ciężki, ale działając z zaskoczenia wiele zyskałam. Przez „przypadek" uderzam go drzwiami wychodząc z łazienki oraz rozbijam jedną szklankę, której odłamek wbija się w jego stopę.

– Przez ciebie jestem chory i cały pokryty w lekarstwie, mam podbite oko i szkło w stopie – wylicza, kiedy próbuję mu usunąć szkło. – Ten dzień na pewno zalicza się do najbardziej pechowych.

– To nie moja wina, że masz takie szczęście – mówię obojętnie.

Następuje chwila ciszy.

– No dobra, wygrałaś – mówi nagle.

Podnoszę na niego wzrok.

– Co? – udaję, że nie usłyszałam.

– Wiesz co.

– Ale chciałabym to usłyszeć ponownie lub dostać na piśmie – mówię z półuśmiechem. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego dojdzie.

– Ja też nie – wzdycha.

Nie kryjąc uśmiechu nadal męczę się ze szkłem.

– Delikatniej – prosi.

– Tylko nie mów, że mi się tu rozryczysz.

– Ja nie płaczę – mówi dumnie.

– Akurat.

Udaje mi się chwycić odłamek pęsetą i szybko go wyciągam.

– Au!

– Nie bądź taką księżniczką – nabijam się z niego.

Obraża się.

Przynajmniej przez chwilę będzie cicho.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top