On się o mnie... troszczy
– Jesteś dzisiaj jakoś dziwnie cicha – oznajmia Arnar, kiedy ścielę mu łóżko.
Może dlatego, że mam o czym myśleć.
– Nie wpadłeś na pomysł, że może nie chcę z tobą gadać?
– Ze mną każdy chce rozmawiać – mówi, uśmiechając się pod nosem.
– Akurat.
Arnar siedzi przy biurku i przegląda jakieś papiery. Przekłada je z jednej kupki na drugą, część ląduje w koszu.
Po pościeleniu łóżka zbieram rozrzucone przez Arnar części garderoby. Koszule i spodnie leżą dosłownie wszędzie. Zbierając ubrania czuję jak pot wyskakuje mi na czoło.
Czuję jak jedna z niezagojonych ran z przedwczoraj się otwiera. Tłumię syk w gardle.
Staram się tym nie przejmować. Muszę dokończyć pracę, potem opatrzę rany.
Wysprzątanie całego pokoju sprawia, że jestem cała spocona. Ale nie ze zmęczenia. Tylko z bólu.
Większość moich ran się otworzyła.
Widzę, że krew przebija się przez sukienkę w jednym miejscu. Na brzuchu, tam gdzie obrażenie jest najgłębsze i największe.
– Skończyłam – oznajmiam. – Coś jeszcze byś chciał?
– Przypominam ci, że nie możesz zwracać się do mnie na „ty" – mówi, pisząc coś na kartce.
Prycham.
– Zmuś mnie.
Arnar odrywa wzrok od kartki i patrzy na mnie.
– Nie wyglądasz dobrze – oznajmia... prawie z troską.
– Dzięki. Podczas gdy ty się lenisz, ja wykonuję ciężką robotę – przypominam mu.
– Zabawne. Tak się składa, że właśnie pracuję.
– Co ty nie powiesz? – mamroczę.
Arnar uśmiecha się na moją pyskówkę.
– To już chyba wszystko – oznajmia dobrodusznie.
Ruszam przed siebie dociskając lekko dłoń do rany na brzuchu, by zatamować krwawienie. Kiedy przechodzę obok Arnara, wciąga powietrze w płuca i zatrzymuje mnie chwytając za nadgarstek.
– Czuję krew – mówi.
– Co ty, wampir? – pytam w żartach nagle nerwowa.
Unosi brew.
– Nie. Tak się składa, że przez kilka lat miałem do czynienia z krwią. Nie tylko moją. Teraz zawsze wiem, kiedy ktoś jest ranny.
Wyrywam rękę z jego uścisku.
– Gratuluję zmysłu węchu.
– Nie mówisz mi o czymś – mówi, patrząc mi w oczy. Mocniej zaciskam dłoń na brzuchu.
– Nie jesteś moją koleżanką, żebym ci się zwierzała – odpyskuję.
– Mam dobry zmysł obserwacji, tak jak ty – mówiąc to wstaje z miejsca i podchodzi do mnie bliżej. – Spociłaś się przy tak prostej pracy. Wiem, że masz dobrą kondycję, więc taki wysiłek jak sprzątanie jest dla ciebie pestką. – Jego wzrok przeszywa mnie na wylot. – Pokaż mi swoją dłoń. – Pokazuję mu tą wolną. – Nie, tą drugą.
– Nie – sprzeciwiam się.
Jeszcze tego brakowało, żeby Arnar się dowiedział. I co miałabym mu powiedzieć?
– Nie utrudniaj tego.
– Co cię to obchodzi?
– Pokaż.
Nie czeka na moją odpowiedź, bo odrywa moją dłoń od rany. Jego oczom ukazuje się okrągła plama krwi.
Nie panikuje. Jest zadziwiająco spokojny.
– Trzeba to opatrzeć.
– Sama sobie poradzę – mówię wściekła, że się dowiedział.
– Nie sądzę.
– Już to wcześniej robiłam.
W tej chwili zdaję sobie sprawę, że za dużo powiedziałam.
– To znaczy...
Jak to odkręcić?
– Lepiej, żebym ja to zrobił – mówi, nie zwracając uwagi na moją wpadkę.
– Nie chcę twojej pomocy – ciągle trwam przy swoim.
– Nie wypuszczę cię stąd – oznajmia.
– Dlaczego tak bardzo ci zależy? – pytam zdenerwowana.
– A dlaczego nie chcesz pomocy? – odpowiada pytaniem na pytanie.
Patrzę na niego zła.
– Chyba nie dojdziemy do porozumienia – mówię, siadając na krześle.
Przedwczoraj upuszczono ze mnie sporo krwi. Dzisiaj też trochę straciłam.
Czuję się słabsza. Wiem, że zbladłam.
– Daj mi zrobić co trzeba – mówi niemal błagalnym tonem.
Chyba opuściły mnie siły, bo już się nie sprzeciwiam. Kiwam powoli głową.
Arnar wyciąga z szafy spodnie i koszulę. Potem ze skórzanej torby wyciąga bandaże. Podaje mi swoje ubrania, mówiąc:
– Przebierz się w łazience. Sukienkę i tak trzeba wyprać.
Pomaga mi wstać, bo nogi mam jak z waty. Zaprowadza mnie do łazienki, a wychodząc zamyka za sobą drzwi. Zdejmuję sukienkę przez głowę. Plamy są większe.
Zerkam na siebie w lustrze i przerażam się kiedy widzę krew rozmazaną na całym moim brzuchu i nogach. Stoję tak w bieliźnie przez co najmniej minutę.
Zakładam jego lnianą koszulę, starając jej nie ubrudzić. Na szczęście jest na tyle duża, że nie dotyka rany. Rezygnuję z zakładania spodni, bo rana na udzie też nie wygląda za dobrze. Ją też trzeba opatrzyć.
Wychodzę w samej koszuli, choć wiem, że to bardzo zły pomysł.
Arnar
Słyszę jak drzwi łazienki się otwierają i pojawia się w nich Jasmin.
Nie założyła spodni, ale wiem dlaczego. Drugą ciętą ranę ma na udzie.
Mój wzrok mimo usilnych starań przesuwa się po jej ciele. Od dołu do góry. Dziewczyna to zauważa i zaczyna się wściekać.
– Wzrok tutaj – mówi, pokazując na swoje oczy.
Otrząsam się i patrzę na jej twarz.
Od wczoraj bardzo zbladła. Jej skóra nie ma oliwkowego odcienia, raczej szarawy. Może to z powodu utraty krwi...
– Usiądź – mówię, wskazując jej krzesło.
Kiedy przechodzi obok staram się nie patrzeć na jej szczupłe nogi. Siada. Podchodzę do niej i klękam przed nią.
– Najpierw zajmiemy się tą na udzie.
Kiwa głową.
Jasmin
Najpierw zmywa rozmazaną krew. Wilgotna szmatka delikatnie przesuwa się wokół rany.
Chłopak wyciąga małą buteleczkę, dezynfekuje mi ranę. Potem ją ogląda.
– Nie trzeba szyć – stwierdza.
Robi opatrunek, a ja staram się nie wzdrygać za każdym razem kiedy jego chłodne palce dotykają mojej skóry.
Kiedy już kończy, mówię:
– Teraz założę spodnie.
Jeszcze mi nie odbiło by paradować przed nim w samych majtkach.
Po założeniu dresowych spodni lekko podciągam koszulkę do góry. Arnar tylko kiwa głową. Ta rana jest gorsza.
W milczeniu robi to samo co poprzednio.
– Nie jesteś ciekawy skąd je mam? – pytam.
– Jestem, ale to niczego nie zmienia. I tak mi nie powiesz.
– Racja.
Arnar
Jedyną rzeczą jaka mnie przeraża jest to, że poznaję tą krew.
Ten sam zapach czułem w nocy, w lesie. A jej skóra pachnie jak... mięta i lawenda.
Pierwsze pytanie jakie mi się nasuwa na myśl brzmi: „Co ona robiła o tej godzinie w lesie?" Drugie brzmi: „Sama sobie zadała te obrażenia, czy ktoś jej to zrobił?" A ostatnie pytanie brzmi: „Kim ona, do cholery, jest?"
Wyczuwam u niej zapach tygrysa. Jest bardzo silny. Ale przyjemny.
Zszywając jej brzuch, myślę o tylko o tym, że to wszystko jest niemożliwe.
Niemożliwe jest to, że służąca stała się tygrysem. Tylko rodziny królewskie mają ten... powiedzmy, dar.
Nie jest żadną z znanych mi księżniczek.
Więc... dlaczego?
Jasmin
– Nad czym pracujesz? – pytam, by odciągnąć myśli od igły wbijającej mi się w skórę.
– Powtarzam ci już drugi raz, że nie powinnaś się do mnie zwracać na „ty" – mówi w skupieniu marszcząc brwi.
– A ja wtedy tylko przewracam oczami i robię dalej co chcę – odpowiadam.
Uśmiecha się lekko rozbawiony.
– Właśnie.
– To co z tą pracą? – ponawiam pytanie.
– Ojciec przysłał mi... można powiedzieć lekcje. Uznał, że jak siedzę już w jednym miejscu to chociaż mogę się pouczyć. – Przerywa. – Właśnie pisałem do niego list, żeby się odwalił.
Uśmiecham się mimowolnie.
– Nie chcesz być królem? – pytam.
Dowiedziałam się niedawno, że jest następcą tronu. Jego brat jest młodszy o rok, więc to Arnar ma zostać królem. Jednak nie wyobrażam go sobie jako kogoś rządzącego krajem.
– Jak widać bardziej sprawdziłbym się w roli ratownika niż króla – mówi, obwiązując mnie szczelnie bandażem.
Wstaję z miejsca.
– Teraz wyglądam jak mumia – komentuję z uśmiechem.
– Ale jaka ładna mumia.
Staram się nie zaczerwienić na ten marny komplement.
Zabieram swoją sukienkę z łazienki i szykuję się do wyjścia.
– Koszulę oddam ci wypraną jutro rano – informuję go.
Kiwa głową. Widzę, że zbiera myśli, by coś jeszcze powiedzieć.
– Wciąż trenujesz? – pyta znienacka.
Przekrzywiam głowę.
– Tak – odpowiadam niepewnie.
– Miałabyś coś przeciwko, gdybym się do ciebie jutro przyłączył?
To pytanie lekko zbija mnie z tropu.
Ale przynajmniej zapytał. Nie zmusza mnie do niczego. Mogę mu odmówić.
Ale...
– Raczej nie. – Przerywam. – Tylko nie wiem czy... nasz księżulek da radę wstać tak wcześnie.
Przewraca oczami na przezwisko „księżulek".
– Jak wcześnie?
– Piąta rano.
– Nie masz się czym martwić. Wstanę.
– A myślałam, że nie...
Uśmiecham się złośliwie i wychodzę z jego pokoju... w jego ubraniach.
**************************
Jako, że rok szkolny się zaczął mam małą wiadomość ;)
Niestety następne rozdziały będę dodawać raz lub dwa razy w tygodniu :(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top