Nie ulegnę mu

Rankiem udaje mi się wcześnie wstać, choć wczoraj zasnęłam bardzo późno. Dziś Arnar nie towarzyszy mi na treningu. I bardzo dobrze. Jeszcze muszę z nim spędzić cały dzień...

Po powrocie do pokoju mam czas się wykąpać, bo trening był ciężki i strasznie się wykończyłam. Tym razem z komnat królewskich ukradłam białą gąbkę i kostkę mydła, która pachnie kokosem.

Ubieram sukienkę, która – jak wszystkie – jest sprana, a jej różowy kolor zmienił się w pudrowy róż. Sięga mi za kolana, jest szeroka u dołu, a góra zamyka się na zamek. Szerokie ramiączka opadają z ramion na – już wyrzeźbione – bicepsy. Wygląda pięknie, nawet nie widać tego, że jest stara.

Kiedy spotykam Arnara jest równo dziesiąta. Nie wiem jak on to robi, ale nawet udając chłopa ze wsi wygląda jak książę. Ma na sobie białą lnianą koszulę z dekoltem w literę „V" niezasznurowaną górą, więc sznurki wiszą na jego piersi. Spodnie ma czarne, ale nawet w tak prostym ubiorze wygląda bogato.

– Ładnie wyglądasz – komentuje.

– Ty też – odpowiadam cicho.

Uśmiecha się zadowolony.

Przewracam oczami.

– Idziemy? – pyta, pokazując przed siebie dłonią.

– Tak.

Wychodzimy tylnym przejściem. Na szczęście strażnikiem okazuje się znajomy Arnara i nas przepuszcza. Wchodząc do miasta mam wrażenie, że mam więcej energii. Arnar uśmiecha się, kiedy widzi jak bardzo szczęśliwa jestem w mieście. To jest moje miejsce. Znam je jak własną kieszeń, więc czuję się swobodnie.

– Chyba dobrze znasz to miejsce – mówi, kiedy wchodzimy w cienką uliczkę.

– A ty wyglądasz jakbyś zobaczył ducha – oznajmiam śmiejąc się pod nosem. – Spokojnie, wiem gdzie idę.

Arnar tylko wzrusza ramionami jakby go to nic nie obchodziło. Arnar może i jest dobrym myśliwym, umie walczyć i tak dalej, ale orientację w „moim" mieście ma marną i na pewno czuje się nieswojo, kiedy za rączkę prowadzi go dziewczyna.

Uliczka, którą idziemy, jest tak cienka, że musimy iść gęsiego. Arnar za mną, bo tylko ja wiem, w którą stronę skręcać. Po przejściu tą uliczką połowy miasta bez tłumów ludzi i hałasu docieramy na rynek.

Jest popołudnie i ludzi jest naprawdę sporo. Musimy się przeciskać przez tłumy i mam wrażenie, że Arnar za chwilę się zgubi. Biorę go za rękę. Przechodzi mnie przyjemne uczucie i serce mocniej mi bije, ale staram się na to nie zwracać uwagi.

Zastanawiam się dlaczego jest tu tyle ludzi. I nagle sobie przypominam, który jest dzisiaj dzień.

– Wybraliśmy zły dzień – krzyczę przez hałas do Arnara. – Dzisiaj jest festyn. Kompletnie o tym zapomniałam.

Straganiarzy nie ma, stoły są odsunięte. Cały rynek zapełniony jest ludźmi. Sklepy z maskami pękają od tłumów imprezowiczów. Każdy tu zgromadzony ma maskę na twarzy. Nie są to jednak weneckie maski zrobione z gipsu. Te są zrobione z materiału i tektury, ale z odpowiednimi zdobieniami wyglądają prześlicznie.

– Dzisiaj nic nie kupimy – mówię, odwracając się do Arnara.

– Ale... możemy zostać i się zabawić – odpowiada z uśmiechem.

– Nie sądzę...

– Nigdy nie byłem na włoskim festynie – mówi, robiąc rozżaloną minę.

Wzdycham.

– Niech będzie.

– Poczekaj tutaj. Za chwilę wracam – mówi szybko i znika w tłumie.

– Ale...

Zostaję sama.

Ludzie dookoła mnie przemieszczają się w różnych kierunkach, przepychają się i popychają mnie to w prawo to w lewo. Staram się nikomu nie przeszkadzać stojąc tak w miejscu.

Ktoś łapie mnie za ramię. Już mam się odwrócić i przywalić temu komuś myśląc, że chce mnie porwać czy zrobić coś równie niedorzecznego. Na szczęście w porę się hamuję, bo przede mną stoi Arnar w prostej, aksamitnej, czarnej masce.

Teraz, to on wygląda nawet bardziej jak książę, ale się nie wtrącam.

– Mam coś dla ciebie – oznajmia, pokazując mi drugą maskę.

Jest biała i zrobiona z metalu. Jest naprawdę piękna, bardzo delikatna, a malutkie łączenia pomiędzy pojedynczymi kawałkami metalu są cieniutkie i wyglądają jakby miały się rozpaść.

– Nie mogę jej przyjąć – mówię. – Na pewno dużo kosztowała.

– Chciałbym zwrócić uwagę na to, że jestem księciem. – Unosi brew. – A ty jesteś księżniczką i należy ci się coś pięknego. Poza tym, nie przyjmuję zwrotów.

Zakłada mi ją delikatnie na oczy i zawiązuje z tyłu wstążkę. Potem mi się przygląda.

– Teraz wyglądasz jak księżniczka.

Uśmiecham się mimo woli. Karcę się i staram przyjąć obojętną minę.

– Przestań mi tak kadzić. Chodźmy już na ten festyn.

***

Jest gorąco. Słońce mocno świeci, a do tego ciepło ciał innych ludzi przenika przez moje ubranie i czuję jak się pocę.

Po przejściu na drugą stronę rynku przystajemy w dróżce pomiędzy dwoma budynkami. Tutaj przynajmniej jest przeciąg i wiatr przyjemnie nas chłodzi. Niedaleko nas rozłożył się pewien artysta, a dookoła niego stoi mała publiczność. Mężczyzna żongluje kolorowymi piłeczkami. Z uśmiechem patrzę jak precyzyjnie chwyta je i podrzuca. Kiedy kończy otrzymuje małe brawa i kilka drobniaków. Ja też klaszczę. Mężczyzna kłania mi się lekko, unosząc przy tym w górę czarny kapelusz. Dygam ze śmiechem.

Bella principessa! – wykrzykuje.

Uśmiecham się życzliwie.

Meravigliosa giocoliere! – odkrzykuję.

Znów kłaniamy się sobie nawzajem na pożegnanie.

Arnar się nie odzywa, bo nic nie rozumie z tego co przed chwilą powiedziałam. Arnar nie rozumie nic po włosku; między sobą porozumiewamy się po francusku, czyli w języku międzynarodowym. Ale jakoś nie chce mi się jemu tłumaczyć o czym przed chwilą rozmawiałam, więc tylko się uśmiecham.

Idziemy dalej.

Na murach domów zawieszone są ozdoby ze świeżych kwiatów – dominuje w nich kolor różowy, biały i zielony. W co poniektórych miejscach wisi herb naszego królestwa – żółty smok na czerwonym tle. Kolorowe wstążki zwisają z kinkietów przy dachach, a do tego wielkie bukiety kwiatów umieszczone są w dekoracyjnych, białych klatkach. W tych samych klatkach stoją również różnej wielkości świece. Wieczorem będzie tu pięknie.

W sumie to słońce już powoli chyli się ku zachodowi.

Ludzie świetnie się bawią. Akrobaci robią przeróżne sztuczki, które reszcie wydają się niewiarygodnie skomplikowane. Jest też facet ziejący ogniem i mim. Wszyscy artyści stoją po bokach, by nie przeszkadzać tym co przyszli tu potańczyć.

O! Właśnie orkiestra się szykuje.

W jej składzie jest kilka skrzypiec, wiolonczela i bębny. Potem dołącza do nich trębacz, puzonista i flecistka. Za chwilę zabrzmią ludowe pieśni i rozpoczną się przez wszystkich znane tańce.

Nawet ja się ich uczyłam, kiedy byłam mała i naprawdę jestem niezła, ale żadna tam ze mnie tancerka. Te kroki znam na pamięć i milion razy widziałam jak inne kobiety tańczyły z mężczyznami, więc ja je tylko naśladuję. Nie znam żadnego innego tańca oprócz tych ludowych.

Ludzie robią miejsce dla chętnych do tańca. Tworzy się obszerne koło, a my z Arnarem stoimy w pierwszej linii. Wszyscy są bardzo podekscytowani.

Rozbrzmiewają pierwsze nuty bardzo znanej pieśni, do której taniec jest bardzo prosty i nie wymaga żadnych umiejętności. Mężczyźni proszą kobiety do tańca, ludzie gromadzą się na środku.

Arnar nawet nie śmie mnie poprosić o taniec – nie dziwię mu się; on nigdy w życiu nie widział tego tańca ani go nie tańczył. Tak więc do tańca prosi mnie nie kto inny jak żongler, którego spotkałam wcześniej.

Benvenuto! Vuoi ballare con me? – pyta po włosku.

Ovviamente! – odpowiadam uprzejmie, więc mężczyzna ciągnie mnie za rękę na sam środek parkietu.

Arnar marszczy brwi niezadowolony.

Czyżby był zazdrosny?

***

Po szybkim tańcu jestem zmęczona. Dołączam do Arnara, żeby trochęodpocząć. Ten stoi z założonymi ramionami jakby się na mnie obraził.

– Co jest? Zazdrosny? – pytam ze złośliwym uśmieszkiem.

– Ja? O niego? – Wskazuje na żonglera, który akurat mi się kłania po drugiej stronie koła. – Nie. Potrafię zatańczyć o wiele lepiej od niego.

– Ah tak? – Unoszę brew.

– Tak.

– No dobra. – Wzruszam ramionami.

– Poza tym, ja nie znam takiej muzyki – tłumaczy się zawzięcie, gdyż wyglądam na nieprzekonaną. – Mogę zatańczyć wszystko... oprócz tego.

– Uwierzę jak zobaczę.

Ale z niego chwalipięta, myślę przewracając oczami w duchu.

– Jak zaproszę cię na bal, to przekonasz się na własnej skórze – oznajmia.

Marszczę brwi rozbawiona.

– Raczej nie.

– Czemu nie? Księciu nie odmówisz.

– Ależ oczywiście, że odmówię. Jeszcze się nie nauczyłeś, że ja tak łatwo nie ulegam?

– Ulegasz – mówi podchodząc do mnie bliżej. – Tylko zajmuje ci to więcej czasu.

– A skąd ty to możesz wiedzieć? – pytam zdziwiona.

– Przejrzałem cię – odpowiada z półuśmiechem na ustach. – Dawno temu.

– Tak? – pytam, odsuwając się kiedy on zbliża się o krok.

– Tak – szepcze, chwytając mnie za talię.

Dopiero teraz zauważam, że jesteśmy prawie na środku parkietu. Zbliża do mnie twarz, a ja odchylam głowę. Nie mogę się mu wyrwać, bo jego ręce splatają się za moim krzyżem.

Muzyka się zmienia. Teraz jest wolniejsza.

Arnar zaczyna się poruszać w przód i w tył. Nie mam wyboru, muszę spleść dłonie na jego karku.

Czuję się nieswojo, kiedy on tak na mnie patrzy. Kiedy nasze twarze dzielą centymetry. Kiedy jesteśmy tak blisko siebie. Kiedy wszyscy na nas patrzą.

Staram się poruszaćzgodnie z Arnarem, ale niezbyt dobrze mi to wychodzi. Jak już mówiłam, kiepskaze mnie tancerka. Depczę go i jestem zestresowana, kiedy nie umiem za nim nadążyć.

Wieczór już nastał. Świece w klatkach zostają zapalone.

– I co teraz powiesz? Pójdziesz ze mną na bal? – pyta.

Rozchylam usta, by powiedzieć nie, ale nie potrafię.

Serce bije mi szybciej, oddycham nierówno.

Arnar zerka na mnie spode łba.

– Nie mogę – mówię w końcu.

– To rozkaz.

– Jestem pokojówką. Nie mogę iść na bal.

– Nieprawda – mówi delikatnie. – Jesteś królową – przypomina mi. – To twój obowiązek.

– Ale nikt inny o tym nie wie. Wybuchłyby kontrowersje...

– Przestań myśleć i po prostu powiedz tak. – Patrzy na mnie intensywnie. – Powiedz tak – szepcze.

– Nie mogę...

– Czy naprawdę muszę cię błagać o tak banalną rzecz? – pyta zrezygnowany. Ale od razu odzyskuje nową energię. – Znam sztuczki, które zmuszą cię do powiedzenia tak.

Przekrzywiam głowę.

– Jakoś ci nie wierzę.

– To patrz i się ucz.

Nachyla się nade mną. On jest tak blisko.

Pocałowałby mnie, gdyby nie przerażający krzyk, który nagle rozlega się na rynku.

Krzyk wszystko nam przerywa.

Ale jeszcze wtedy nie wiedziałam, jakie piekło się szykuje. 

**********************

Dziękuję wszystkim za 4 tysiące odsłon! Jestem wam bardzo wdzięczna. 😍😘

Jak myślicie, co będzie się działo dalej?

Chcielibyście, żeby Jasmin i Arnar się pocałowali? Tym razem nie wyszło, ale... 😊

Zostawcie komentarz, co o tym wszystkim na razie myślicie 😉

Aha, prawie bym zapomniała. Chcecie zmieny okładki czy taka może zostać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top