Dowiedzmy się czegoś więcej
Idziemy w kierunku obrzeży miasta. Nie jestem pewna, dlaczego akurat w tę stronę zmierzamy. Jak dobrze się orientuję to pałac stoi od północnej strony, a nie południowej. Jednak na razie nie chcę się wtrącać.
Kobieta idzie w ciszy przede mną, a ja próbuję nadążyć za jej szybkim tempem. Nie jest łatwe z worem ubrań na plecach.
– Możemy trochę zwolnić?
Kobieta odwraca się i mnie ucisza.
– Nie możemy. I załóż kaptur. – Widząc, że sobie nie radzę, sama to za mnie robi.
– Po co mi kaptur?
– Cii – znów mnie ucisza. – Już nic nie mów.
Nie odzywam się przez całą drogę.
Kiedy w końcu opuszczamy zabudowania miasta, robi się jeszcze chłodniej. Domki są tu niskie i małe. Nie ma porównania z miastem. Jednak ta okolica bardziej mi się podoba od centrum.
Nigdy tu nie byłam, bo jest to daleko od domu. Zawsze obawiałam się, że się zgubię.
Niedlaeko przed nami stoi powóz z dwoma końmi. Kobieta podchodzi do woźnicy informując, że już jesteśmy. Woźnica kiwa głową i pokazuje na drzwiczki, zapraszając nas do środka. Kobieta otwiera przede mną drzwi, wrzucam worek do środka i sama wślizguję się na kanapę. Kobieta idzie w moje ślady i zamyka drzwi. Puka dwa razy w sufit i woźnica rusza.
– Po co ten powóz? Mogłybyśmy dojść tam na nogach – uznaję.
Kobieta się śmieje.
– Chyba nigdy nie byłaś w tamtej okolicy. To jest naprawdę daleko, w czasie jednej nocy być tam nie doszła. – Wzrusza ramionami wciąż rozbawiona. Zapada cisza, a ona zaczyna mi się przypatrywać. Stram się tego nie zauważać i uciekać wzrokiem, ale czuję się strasznie niezręcznie. – Wiesz, wyrosłaś na piękną dziewczynę.
– Pani mnie zna? – wypalam. Od razu oblewam się rumieńcem.
Kobieta znów zanosi się śmiechem.
– Tak, widziałam cię kilka razy jak byłaś jeszcze dzieckiem.
– Dlaczego pani nie pamiętam? – pytam, marszcząc brwi.
– Byłaś mała. To normalne, że mnie nie pamiętasz. A w późniejszych latach was nie odwiedzałam – odpowiada spokojnie.
Mam nadzieję, że nie wyjdę na wścibską, ale mimo wszystko pytam:
– Czemu?
Kobieta rozmyśla nad odpowiedzią.
– Powiedzmy, że nie było okazji.
– Czemu?
Kobieta wzdycha.
– Każda z nas była zajęta swoimi sprawami. Nancy wychowywała ciebie, a ja pracowałam wraz z mężem na utrzymanie rodziny. Nie mogłyśmy się już tak często spotykać. Jednak, mimo wszystko chciałam cię widywać. – Uśmiecha się.
– Czemu?
Kobieta zaczyna się śmiać.
– "Czemu? Czemu? Czemu?". Co ty, masz pięć lat? – pyta mnie w żartach.
– Jestem po prostu ciekawa – oznajmiam poważnie, bo nic z tego co powiedziała nie wyjaśnia... niczego.
Kobieta opiera się o poduszkę i mówi:
– Powiedzmy, że niektóre sprawy powinny pozostać między dorosłymi.
Marszczę brwi ze złości.
– Ja już jestem dorosła. Nie mam dziesięciu lat, by wciskać mi takie kity.
Kobieta uśmiecha się rozbawiona.
– Masz niezły charakterem. Dasz sobie radę w pałacu.
– Skąd wiesz? – pytam nadal zdenerwowana.
– Pracowałam tam. Słabe osoby nie dadzą rady – oznajmia. – Ty jesteś twarda.
Nagle mnie olśniewa.
– Moment! Mówisz, że pracowałaś w pałacu? Jak tam jest? Czego się spodziewać? Czy od razu trafię do rodziny królewskiej? Czy zostanę powieszona, czy może tylko wyrzucona?
– Hola, hola! Nie tak prędko. – Robi przerwę. – Tak, pracowałam w pałacu jak byłam w twoim wieku. Trwało to pięć lat, a potem przeprowadziłam się z mężem na wieś. I mogę cię zapewnić, że na pewno nie będziesz obsługiwać rodziny królewskiej.
– Jak to?
– Na początku będziesz miała proste zadania jak zmywanie, sprzątanie kuchni i zastępowanie nieobecnych. To łatwizna. – Wzrusza ramionami. – Jeśli wzbudzisz zaufanie kuchennej, będziesz mogła się zajmować przygotowywaniem dań. Ja osiągnęłam to po roku. Dopiero po długim czasie pracowania w kuchni mogę cię przydzielić do pracy "na górze", czyli u rodziny królewskiej. Choć na początku będziesz sprzątać korytarze czy salony, więc raczej nikogo ważnego nie spotkasz. Jeśli będziesz naprawdę dobra i wreszcie zaufają ci stuprocentowo to dopiero wtedy będziesz mogła obsługiwać rodzinę królewską. Pracowałam tam pięć lat i tego nie osiągnęłam, więc nie powiem ci nic więcej o królu czy królowej.
Przyswajam wszystko co mi powiedziała.
– Czyli istnieje możliwość, że w ogóle nie trafię... "na górę"?
– Tak. Poza tym – znów się odchyla – nie zamierzamy cię tam trzymać dłużej niż rok.
– Rok? To dość długo...
– Uwierz, czas przeleci ci przez palce – zapewnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top