Zachowaj ostatni pocałunek
Wreszcie się udało ^^ Wiem, że długo czekaliście na rozdział, ale po drodze pojawiła się wycieczka i nie miałam kiedy pisać :/ Już wracam do stałego dodawania rozdziałów i mam nadzieję, że po drodze już nic niespodziewanego nie wyskoczy :*
Miłego czytania :****
**********************
Nancy rozkłada ramiona, bym mogła w nie wpaść i mocno ją przytulić.
- No już dobrze - pociesza mnie.
Szlocham jeszcze mocniej, podczas gdy wszyscy patrzą się na mnie z żalem. Wzbiera we mnie chwilowa złość. Nie potrzebuję ich współczucia! Tych ich smutnych oczek! Słów: "Przykro mi. Wiem co czujesz.". Skąd możesz wiedzieć co czuję? Skąd możesz wiedzieć jak bardzo zostałam zdradzona? Jak bardzo zagrano na moim zaufaniu? Jak bardzo je wykorzystano?
Nic nie wiecie!
Po tym chwilowym wzburzeniu znów zamykam się w swoim smutku.
Ramiona Nancy jeszcze mocniej mnie obejmują.
- Twoje serce z czasem się zagoi. W końcu stworzysz w nim miejsce dla kogoś innego - mówiąc to zerka na tłum jakby kogoś w nim szukając.
Na jakiś czas jej słowa odciągają moją uwagę od rozpaczy. Cóż mogłaby mieć na myśli? Czy ją także trapi nieszczęśliwa miłość?
- W odpowiednim czasie pokażesz swoją siłę, a teraz płacz aż wszystkie łzy wyschną. Wtedy będziesz gotowa zapomnieć - oznajmia, a ja znów mam wrażenie, że nie mówi tutaj o mnie.
Unoszę na nią moje zapłakane oczy. Wciąż wpatruje się w dał, a gdy zauważa, że na nią patrzę uśmiecha się do mnie i całuje w czoło jak dawniej.
- Czas wypływać, Królowo - mówi, wypuszczając mnie z ramion.
Ocieram oczy, starając się ogarnąć i wziąć do kupy. Biorę wdech i ze spokojem wypuszczam powietrze z płuc.
Kapitan statku zerka na mnie niepewnie, zastanawiając się czy jeszcze potrzebuję chwili dla siebie.
- Wypływajmy, kapitanie. Przed nami długa droga.
- Tak jest - mówiąc to kłania się nisko.
Nancy oddala się do swojej kajuty, dając mi przestrzeń i dla własnych myśli.
Staję przy balustradzie, kładę na niej dłonie i patrzę na machający tłum. Przebiegam wzrokiem po szczęśliwych twarzach, jednak nie mam siły uśmiechnąć się z wdzięcznością. Staram się nie wypatrywać Arnara, ale w końcu się poddaję i patrzę w stronę platformy. Chwilę szukam jego postaci.
Nasze oczy się spotykają. Zaciskam zęby i staram się nie odwracać wzroku... Możliwe, że po raz ostatni w nie patrzę. Czuję głęboko w sobie, że muszę je zapamiętać.
Oczy, które poznałam na wylot. Oczy, w które mogłam się wpatrywać godzinami. Oczy pełne miłości i zaufania. Oczy wpatrujące się we mnie z uwielbieniem i oddaniem.
Nie zmieniły się prawie wcale.
Nadal mogę w nie patrzeć bez wytchnienia. Nadal wyrażają dozgonną miłość. Nadal wpatrują się we mnie z podziwem i tą pasją, żarem, namiętnością.
Teraz są tylko delikatnie przyćmione smutkiem. Jednak miłość walczy z nim zaciekle, ujawniając malutkie iskierki.
Chłopak zbliża się kilka kroków. Nadal dzieli nas tłum ludzi, ale widzę, że pragnie się przez niego przedrzeć. Rozepchnąć wszystkich na boki, by jeszcze raz zobaczyć mnie z bliska. Dotknąć dłonią mojej dłoni.
Dziwię się kiedy na prawdę to robi.
Przeskakuje balustradę platformy. Przeciska się między ludźmi, którzy kiedy zauważają co pragnie zrobić, od razu ustępują mu z drogi. W mgnieniu oka znajduje się na pomoście.
Załoga nadal nie uwinęła się jeszcze z żaglami i nie odcumowała statku. Dopiero teraz następuje komenda:
- Podnieść kotwicę!
Widzę w oczach Arnara strach, że nie zdąży mnie jeszcze raz pożegnać.
Podchodzi blisko, za blisko wody. Mam wrażenie, że gdy statek odpłynie on do niej wpadnie, gdyż opiera delikatnie dłonie na prawej burcie.
Patrzę w dół, na niego. Wyciąga dłoń i dotyka opuszkami palców mojej dłoni.
Moje serce po raz kolejny przyspiesza. Mój oddech także.
Znajdę cię. Odszukam cię nawet na końcu świata. I będę błagać o twoje wybaczenie na kolanach aż do śmierci.
Chłopak staje na palcach, by móc dotknąć dłonią mojego policzka. Zbliża się jakby chciał mnie pocałować. Zagryzam wargę, hamując samą siebie by tego nie zrobić.
Zachowaj ostatni pocałunek dla mnie. Dla nikogo innego. Tylko dla mnie.
W tym momencie odbijamy od brzegu. Dłoń Arnara powoli zsuwa się z mojego policzka, pozostawiając tylko ciepły ślad.
Patrzę za nim, stojąc w miejscu. Nie jestem gotowa, by wyskoczyć i wciągnąć go na pokład. Nie jestem gotowa pocałować go po raz ostatni. Nie jestem gotowa, by jeszcze raz go dotknąć.
Pamiętaj, ostatni pocałunek...
***
Arnar
Wciąż i wciąż przypominam sobie moment jej odpływu. Jej wyraz twarzy, wyrażający smutek i niezdecydowanie. Tak na prawdę nie wiedziała, czy chce mnie na zawsze odrzucić. Czy chce stworzyć sobie nowe życie z innym mężczyzną. Czy nadal mnie pragnie, mimo wszystkich moich błędów.
Jednak tym niezdecydowaniem dała mi nadzieję. Czuję, że jeszcze mogę naprawić nasze relacje. Że ponownie mogę zapracować na jej zaufanie.
Nie ważne ile czasu mi to zajmie pragnę, by mi wybaczyła. Jeśli się uprę będę godzinami przed nią klęczał, korzył się i błagał.
Kocham ją nad życie i nie pozwolę tego zaprzepaścić.
Wiele osób mówi, że "jeśli on cię naprawdę kocha, pozwoli ci odejść".
Nie!
Jeśli naprawdę kocha, będzie walczył do końca.
***
Arnar
– Jack, zbieraj manatki. Wyjeżdżamy.
– Moment. Co? – pyta chłopak zdezorientowany, przerywając w połowie zbieranie naczyń.
– Nie zgrywaj przygłuchego. Mam ci to przeliterować? – pytam wściekły, bo wiem, że Jack pragnie wyciągnąć ode mnie słowa "miałeś rację". A tego nie zamierzam mówić.
Jack unosi dłonie w górę, nie chcąc mnie jeszcze bardziej zdenerwować. Zerka na mnie kilka razy, kiedy w pośpiechu wrzucam rzeczy do tobołka.
– No co?!
– Nic, nic – mówiąc to chłopak od razu odwraca wzrok. – Tylko tak się zastanawiam jak zamierzasz tam dotrzeć.
– Tak samo jak tu dotarliśmy. – Przerywam, zamykając worek. – Piraci.
– Czy na pewno to dobry pomysł? Nie lepiej wyjechać jak Jasmin?
– Nie. Lepiej wyruszyć w tajemnicy.
– AHA! – wykrzykuje. – Nie chcesz wyjść na mięczaka, którego słabością jest jakaś tam baba.
Unoszę brew i patrzę na niego z politowaniem.
– O czym ty w ogóle mówisz? – pytam. – Zacznijmy od tego, że Jasmin nie jest "jakąś tam babą". Po drugie to, że kogoś kocham nie oznacza, że jestem mięczakiem. Po trzecie mógłbym tu i teraz wykrzyczeć, że jadę odzyskać Jasmin. Nie wstydzę się tego. Jednak rozsądniej by było wyruszyć od razu na statku, który już jest przygotowany do drogi niż zbierać załogę, prowiant i bawić się w te całe pożegnania. Tak szybciej dopłyniemy do celu.
Jack wzrusza ramionami.
– Ale przyznaj, że miałem rację – mówi z półuśmiechem.
Prycham, odwzajemniając uśmiech.
– Nigdy.
***
Jasmin
Nocna bryza rozwiewa moje włosy, plącząc je w powietrzu. Nade mną mieni się morze gwiazd, a okrągły księżyc sprawia wrażenie większego niż zwykle. Morze jest spokojne i ciemne. Patrząc na niemal czarną taflę, mam wrażenie jakbym stała nad przepaścią i że tylko jeden krok dzieli mnie od śmierci.
Wdycham wilgotne, chłodne powietrze, które od jakiegoś czasu zaczyna mnie lekko przytłaczać, gdyż jest cięższe niż od normalnego, lądowego. Jednak jego chłód mnie orzeźwia.
– Nad czym tak myślisz? – pytanie to wyrywa mnie z rozmyślań.
Odwracam wzrok od morza i zerkam w stronę głosu. Śledzę Nancy wzrokiem, gdy podchodzi do mnie i staje obok, spoglądając na niewidoczny horyzont, który zlewa się w ciemną masę z niebem i morzem.
– Nad niczym. Tak tylko patrzę...
– Mówisz, że ten tęskny wzrok nic nie znaczy... – mówiąc to patrzy na mnie, przekrzywiając głowę.
– Jaki tęskny wzrok? – pytam udając, że nie wiem o co chodzi.
Kobieta uśmiecha się szeroko.
– Mnie nie oszukasz – mówi, patrząc na mnie przenikliwie. – Widzę wszystko.
Przewracam oczami.
– Ale co?
– Nadal nie rozumiem, dlaczego go opuściłaś skoro widzę, że nadal jest coś na rzeczy.
Marszczę brwi, ale moje policzki mnie zdradzają, rumieniąc się jak dwie różyczki.
– Przyznaję, wciąż go kocham. Ale to nie zmienia faktu, że nie mogę mu zaufać. – Patrzę w przestrzeń. – Uczucie to jedna sprawa, ale muszę też słuchać rozsądku.
– Pamiętaj, żebyś potem nie żałowała swojej decyzji.
Zerkam na nią.
– Mam wrażenie, że dokładnie wiesz o czym mówię i że już coś podobnego przeżyłaś – zagajam, starając się odciągnąć rozmowę od mojej osoby.
Nancy uśmiecha się delikatnie.
– Byłam młoda i łatwowierna. A on był niewłaściwym mężczyzną. Nie trzeba więcej tłumaczyć. Po prostu pech.
Czuję, że nie mówi mi wszystkiego... To nie mogło być wszystko. Coś przede mną ukrywa. Może nie powinnam się wtrącać w jej życie miłosne... Ale chciałabym wiedzieć...
– Nie patrz w moją przyszłość, gdyż nie jest kolorowa. Za to twoja kreuje się na pełną jasnych barw.
– Też chciałabym w to wierzyć... – odpowiadam ze smutkiem. – Wiesz... Mam wrażenie, że bez niego przy moim boku sobie nie poradzę. Wiem, że nie powinnam tak mówić i być silną, niezależną kobietą... Ale jednak mam poczucie, że czegoś mi brakuje...
***********************************
Dziękuję za 21 tysięcy wyświetleń, 3 tysiące gwiazdeczek i ogromna ilośc komentarzy pod ostatnim rozdziałem, który był dla mnie bardzo ważny i wywarł na Was takie uczucia jakie planowałam :****
Już wiadomo, że Arnar rusza za Jasmin :D Ale czy ona go przyjmie z otwartymi ramionami?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top