Wierzyłem, że mnie kochasz
Teraz wreszcie zaczęło się coś dziać :D
Miłego czytania :*
*******************
Nancy
Kobieta wzdycha przeciągle.
Przeciera palcem oko, kładzie łokcie na stole, a dłonie złącza jak do modlitwy. Opiera na nich czoło.
Jest już późno. Świeca stojąca na stole powoli się wypala.
Kolejny dzień bez Jasmin spokojnie mija.
Ma wrażenie, że to jakiś chory żart. Jak może być spokojna, kiedy ona niemal zginęła? Powinna była pobiec do niej, wejść do pałacu i być przy niej, kiedy była nieprzytomna. Siedzieć przy jej łóżku dniami i nocami.
A ona zamiast tego, robiła to co zwykle. Sprzątała, prała, robiła obiady.
Powinna była ją odwiedzić. Choć raz.
Kobieta zaciska zęby i wypuszcza powietrze przez nos. Jest na siebie zła.
Aby pozbyć się tego uczucia wstaje od stołu i zaczyna zmywać naczynia, które zostały jeszcze po obiedzie. Podczas szorowania garów cała złość z niej wyparowuje.
Kończy wycierać ręce i wiesza ręcznik przy kominku, by wysechł przez noc.
Wtedy ktoś puka do drzwi.
Serce Nancy bije mocniej. Jest już dawno po północy. Kogo niesie o tej godzinie?
Zaniepokojona cicho podchodzi do drzwi. Wzdryga się kiedy ktoś ponownie uderza w drzwi, tym razem z całej siły, więc odgłos jest donośny. Kobieta marszczy brwi, a jej serce zaczyna mocniej bić. Potem słyszy trzy ciche, nierówne uderzenia – szybkie, wolne, szybkie.
Zna ten szyfr.
O nie.
***
Przez następnych pięć minut nic się nie dzieje.
I nagle ktoś się odzywa:
– Wiem, że tam jesteś.
Nancy nie odpowiada.
– Wiem, że stoisz przy drzwiach.
Przechodzi ją dreszcz.
– Wiem, że tam jesteś. Widziałem światło.
Cofa się o krok.
– Mam wyważyć drzwi, czy mi je otworzysz?
Nancy wie, że nie może ryzykować. Wie, że gdyby wyważył drzwi zrobiłby za dużo hałasu, zbudziłby wszystkich sąsiadów i dzieci śpiące na górze.
Z ociąganiem zarzuca na siebie ciemny płaszcz i odryglowuje drzwi. Otwiera je lekko, żeby przez szparę zobaczyć czy to naprawdę on.
Czy to naprawdę Maxim? Ten, którego kochała. Ten, który był jej pierwszą i jedyną miłością.
***
– Nie oczekiwałam tutaj ciebie, Maximie – oznajmia i wychodzi szybko na zewnątrz.
Zamyka cicho drzwi, bo nie ma ochoty po raz kolejny usypiać dzieciaków.
– Cóż... muszę z tobą porozmawiać – odpowiada, zakładając ręce za siebie.
– Co jeśli ja nie chcę z tobą rozmawiać? – pyta spokojnie, choć wolałaby, żeby ten mężczyzna już nigdy się w jej życiu nie pojawił.
– Będziesz ze mną rozmawiać – mówi, przekrzywiając głowę jakby chciał mi się przyjrzeć. – Zależy ci na tamtych dzieciach? – pyta, wskazując na dom głową. Kobieta marszczy brwi. – Więc będziesz ze mną rozmawiać, jeśli chcesz, żeby nic im się nie stało.
Już ma się spytać, jak może być tak okrutny, ale nie chce poznać odpowiedzi.
– W takim razie, o czym chciałbyś rozmawiać? – pyta z westchnieniem.
– Nie bądź taka niechętna.
Kobieta unosi brew w odpowiedzi.
A mężczyzna wzrusza ramionami.
– Przejdźmy do rzeczy.
– Najwyższy czas – oznajmia zirytowana.
Maxim śmieje się krótko.
– W takim razie... Może zdradzisz mi jedną rzecz. – Nie jest to pytanie, raczej rozkaz, na który krew zaczyna buzować w jej kończynach. – Jak to jest możliwe, że nasza mała księżniczka była chroniona przez członkinie Stowarzyszenia Kobry?
Nancy prycha głośno.
– Nie jestem członkinią. Zdezerterowałam, pamiętasz? – pyta złośliwie.
– Mam dobrą pamięć. Jednak nadal nie wiem jak to jest możliwe, że... ktokolwiek ci zaufał. Przecież rodzina królewska nie mogła tak po prostu oddać córki w ręce nieodpowiedzialnej kobiety.
Nancy patrzy na niego z wyższością.
– Jeśli przyszedłeś mnie obrażać to lepiej już idź.
– Ja tylko przyszedłem uzyskać odpowiedzi.
Nancy uśmiecha się.
– W takim razie... Powiem ci coś w sekrecie. – Przerywa i zbliża się do niego o krok. – Zaufanie zdobyłam lojalnością i poświęceniem. W twoim Stowarzyszeniu nawet bym się na to nie zdobyła.
– To było też i twoje Stowarzyszenie – przypomina poddenerwowany. Naprawdę jeszcze nie pogodził się z faktem, że odeszła na zawsze.
– Właśnie, było – oznajmia ostro.
Maxim zaciska pięści.
– Zawiodłem się na tobie.
– Dokonałam dobrego wyboru.
– Nie powiedziałbym tego.
– Postępuję zgodnie z moim sumieniem. Nie żałuję żadnej decyzji.
– I to mnie boli. – Pochyla głowę... ze smutkiem. – Zdecydowałaś, że mnie opuścisz... A ja cię kochałem.
– Wiem – odpowiada szczerze. – Ja także. Jednak to, co robiłeś sprawiało, że nie mogłam na ciebie patrzeć i kochać cię tak jak na początku.
– Zawsze taki byłem... Zawsze to samo robiłem...
– Nie, nie zawsze – zaprzecza z przekonaniem.
– Starasz się mnie pocieszyć...
– Nie, to nieprawda. – Wzdycha. – Czasami widziałam w twoich oczach dobroć. I współczucie.
Podnosi na mnie wzrok.
– A mogłabyś zrozumieć, dlaczego robię to, co robię?
– Niestety, nie mogę. – Kręci głową. – Nie rozumiem tego, co robisz. Gdybyś poznał jakąkolwiek rodzinę królewską wiedziałbyś, że są to normalne osoby. To, że mają takie a nie inne zdolności nie czyni ich niebezpiecznymi.
– Jak możesz tak mówić? Wiesz ilu naszych zabili? Rozszarpali ich i czekali aż zginą w męczarniach – mówi zdenerwowany.
– Przypominam, że to wy atakowaliście ich pierwsi – oznajmia ze zmarszczonymi brwiami. – Oni się tylko bronili.
Wyraz twarzy Maxim'a się zmienia. Jest surowy i pełen nienawiści.
– Naprawdę wierzyłem, że zmienisz zdanie.
– Więc jesteś naiwny – odpowiada obojętnie.
– Nie, oj nie. Wierzyłem, że kochasz mnie na tyle, by się poświęcić.
– A dlaczego to ty się nie poświęcisz? – pyta ze złością.
– Bo ja mam powinności. Jestem przywódcą.
– Możesz znaleźć zastępcę. Zawsze jest jakieś wejście – oznajmia z zamiarem zakończenia rozmowy, ale on łapie mnie za rękę i nie pozwala odejść.
– Naprawdę jest mi przykro, że muszę to robić.
– O czym ty mów...?
Nie zdąża dokończyć zdania, bo zakapturzony mężczyzna uderza ją w tył głowy.
Maxim wolno schyla się i klęka. Odgarnia z jej czoła kosmyk włosów.
– Przykro mi, że musimy to rozwiązywać w ten sposób – mówi, dotykając jej policzka. Wstaje i rozkazuje mężczyźnie: – Zabierzmy ją.
***********************
Dziękuję za wszystkie odsłony, gwiazdki i komentarze :* Wasze komentarze bardzo mnie wspierają i pomagają przejść przez chwile bez weny :D
No i co o tym myślicie? Co się stanie z Nancy?
Następny rozdział: wtorek, punkt 20 :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top