Wędrówka
Jest dokładnie 00:29 kiedy piszę to zdanie 😂 O tej właśnie godzinie skończyłam pisać dla Was rozdział 😅 Jakoś tak wenę miałam o tej porze, w sumie to przez cały wieczór i jak już usiadłam to nie chciałam przestać 😂 Ale w sumie wakacje są, mogę to odespać 😁
Długi rozdział, dawno takiego nie było ❤️
Miłego czytanka 😘
PS. Mam nadzieję, że nie ma błędów, ale pisałam na tablecie, więc kilka może gdzieś się tam wkraść, ale chyba nie jest tak źle 😅😅😅
******
Staję na brzegu morza otulona ciepłym kocem. Jest wcześnie rano. Słońce dopiero wstaje. Jego pierwsze promienie wyłaniają się zza tafli wody, barwiąc jasnoniebieskie niebo na pomarańczowo i żółto. Chłodny wiatr rozwiewa mi włosy, a poranna bryza osadza się na moich policzkach. Fale delikatnie rozbijają się o brzeg, zalewając moje bose stopy lodowatą wodą. Piasek niesiony przez fale ociera się o moją skórę.
Oddycham głęboko, starając się nacieszyć chwilą.
Wypatruję statku, wytężając wzrok. Czekam na Arnara. Ciągle to robię. Ciągle go wypatruję.
Od naszej ostatniej rozmowy minęło kilka tygodni. Martwię się...
Zastanawiam się, gdzie teraz jest. Co robi. Czy przypadkiem nic mu się nie stało. Zastanawiam się, kiedy będziemy na tyle blisko, by znów ze sobą porozmawiać. Zastanawiam się, ile czasu jeszcze minie zanim się spotkamy.
Te tygodnie były dla mnie ciężkie. Nie dość, że codziennie wypatrywałam i próbowałam się skontaktować z Arnarem – nie odpowiadał, więc martwiłam się całymi dniami aż w końcu zasypiałam z myślą, że na pewno... musi żyć – to jeszcze sprawa z Hassunem i to, że po tym wszystkim próbował ze mną rozmawiać jakby nigdy nic sprawiała, że byłam wykończona psychicznie. Chyba nadal jestem.
Nie mam się komu wyżalić. Potrzebuję Arnara, bo jest jedyną osobą, której mogę wszystko wyznać. Nancy mnie okłamywała, a Hassun... to trzeba przemilczeć. Więc nie mam z kim o tym wszystkim porozmawiać. Kumuluję w sobie wszystko i powoli nie wytrzymuję. Pragę wykrzyczeć moje myśli i to, co co wieczór nie pozwala mi spać.
– Musimy ruszać – informuje mnie członek załogi. – Im szybciej wyruszymy, tym szybciej dojdziemy na miejsce.
Kiwam głową i odwracam wzrok od morza.
– Moglibyśmy wędrować blisko morza? – pytam, marszcząc brwi przed promieniami słońca.
– Samym brzegiem nie. Ktoś mógłby nas zauważyć... To byłoby niebezpieczne. Ale możemy iść lasem niedaleko brzegu. Będzie widać morze – dodaje jakby wiedział o co mi chodzi.
– Dziękuję.
Kiwa głową.
– Ale po kilku dniach będziemy musieli wejść w głąb lądu.
– W porządku.
***
Las nie jest zbyt gesty, ale wystarczający byśmy nie zwracali zbytnio na siebie uwagi. Statki cumujące przy małym porcie nie są tak duże jak nasz – mniej więcej o połowę mniejsze. Rozglądam się, ale nie widzę nigdzie pirackiego statku. Wśród wysiadających z przeróżnych okrętów i łodzi nie widzę Arnara.
Wszyscy zauważają moje roztargnienie i to, że jestem w swoim świecie, w którym ciągle szukam chłopaka. Idę sama, nikt mnie nie zagaduje – wiedzą, że nie mam ochoty na pogaduszki.
Uparłam się, żeby nieść lniany, wypchany moimi ubraniami plecak. Na początku wydawało mi się, że dam radę, gdyż nie wydawał się ciężki. Po kilku godzinach marszu bez ani chwili przerwy zmieniam zdanie. Jednak nie oddaję plecaka, choć jestem zalana potem i dyszę jak koń po długim galopie.
Odgarniam włosy z czoła. Upinam je wysoko i czuję ogromną ulgę, kiedy chłodny wietrzyk ociera się o moją gorącą skórę.
– Wszystko w porządku?
Uśmiecham się lekko do Mel, choć jest on trochę wymuszony.
– Jest w porządku.
Mel przypatruje mi się badawczo i poprawia swój tobołek na plecach, czym przypomina mi o ciężarze na własnych plecach i o tym jak bardzo już jestem zmęczona.
– Nie wyglądasz tak. Zbladłaś. Schudłaś. Wyglądasz mizernie.
– Nic mi nie będzie.
– Nie jestem tego taka pewna. Za chwilę nam tu zemdlejesz.
– Nie możemy się zatrzymać. Szybciej dotrzemy...
– Bzdury! Potrzebujesz odpoczynku, zresztą jak my wszyscy. Poproszę o odpoczynek.
Od razu przyspiesza kroku, by dojść na sam początek grupy.
Po kilku minutach znajdujemy miejsce w cieniu drzew, gdzie możemy coś zjeść i wypić hektolitry wody. Nie sądziłam, że będzie aż tak ciepło. Mimo tego, że wieje wiatr i poruszamy się pod osłoną drzew to słońce i tak mocno świeci. Jest też okropnie duszno i zawisiście. Jakby zbierało się na burze.
Siedzę jak najdalej od grupy. Obserwuję ich z daleka. Nie potrafię teraz do nich dołączyć. Do ich śmiechu, beztroskich rozmów o niczym i przyjaznej atmosfery. Gdybym tylko do nich dołączyła na pewno wszystko bym zepsuła. Mój smętny nastój, nie daj Boże, jeszcze by im się udzielił.
Lepiej jak zostanę pod swoim drzewem.
Zamykam oczy, żeby trochę się zrelaksować i przez chwilę się niczym nie martwić. Jest to trudne, ale przynajmniej przez te kilka minut nie wypatruję Arnara, co robię teraz nałogowo.
– Nie siedź sama. Dołącz do nas.
Kręcę głową, otwierając oczy.
– Tylko zepsuję wam nastrój – mówię i wzruszam ramionami.
Mel siada obok mnie.
– W takim razie ja tutaj z tobą posiedzę.
Uśmiecham się wdzięczna za tak cudowną przyjaciółkę.
– Martwisz się o Arnara? – pyta, zerkając na mnie.
– Tak, ale nie tylko to siedzi mi w głowie.
– Właśnie widzę. Chodzisz zamyślona jak jakiś filozof.
Śmieję się krótko.
– Do filozofa to mi daleko.
Zapada cisza. Mel patrzy na mój wypchany po brzegi bagaż.
– Możesz mi dać parę rzeczy. Mam jeszcze miejsce.
– Nie – zaprzeczam od razu. – Dam radę.
Dziewczyna kręci głową.
– Wykończysz się zanim zasiądziesz na tronie – zauważa.
– Pewnie wiele osób tak myśli – mówię, zamykając oczy. – Może to prawda. – Przerywam. – Ale nie będę wykorzystywać poddanych tylko dlatego, że mam taką pozycję, a nie inną. Poza tym mam ręce, nie jestem niepełnosprawna, mogę czasami sama coś zrobić.
Mel kręci głową z uśmiechem.
– Oj Jasmin. Przecież my tylko oferujemy ci pomoc jak każdemu innemu, równemu sobie człowiekowi. Martwimy się o ciebie jako o zwykłego człowieka.
– Mimo wszystko odczuwam to tak jakbym was wszystkich wykorzystywała.
– Wcale nas nie wykorzystujesz. Patrząc na inne rodziny królewskie i to co robią swojej służbie to ty jesteś jak jeden wielki, biały anioł, który spadł nam wszystkim z nieba. Praktycznie w ogóle nie korzystasz z naszych... usług. – Uśmiecha się. – I dlatego wszyscy cię tak kochamy. Jesteś równa nam, co wśród monarchii w ogóle się nie zdarza. Mamy szczęście, że to właśnie ty zasiądziesz na tronie. – Dotyka mojej dłoni. – Dlatego pozwól nam sobie pomóc, nawet w tych małych rzeczach.
Po tych słowach wstaje z miejsca i przekłada z mojego plecaka do swojego kilka rzeczy.
Nic nie mówię. Nie protestuję, gdyż tak naprawdę jestem ogromnie wdzięczna, że to zrobiła. Jakoś muszę przełknąć to, że teraz jej będzie ciężko.
– A teraz chodź do nas – mówiąc to wyciąga do mnie dłoń. – Wszyscy widzą, że się oddalasz, a nie chcemy cię stracić.
Z trudem podnoszę się z ziemi. Moje nogi nie są przyzwyczajone do tak długich wędrówek, a teraz po krótkim odpoczynku odczuwam ból w łydkach. Łapię dłoń Mel i niepewnie podchodzę do większego skupiska osób. Od razu robią dla mnie miejsce i oferują swoje jedzenie.
– Powinnaś zjeść. Nikniesz nam w oczach – mówi Mel, podając mi prowiant jednego członka załogi.
Waham się. I to już bynajmniej nie z powodu tego, że zjem czyjeś zapasy. Po prostu nie mogę nic przełknąć. Od jakiegoś czasu jem tyle co wróbelek. Nakładam sobie zawsze małą porcję, a i tak jej całej nie potrafię zjeść.
– Jak Arnar cię taką zobaczy to pomyśli, że głodowałaś przez całą podróż – zauważa Mel, skutecznie zaczynając mnie przekonywać. – Nie sprawiaj mu więcej zmartwień.
Zerkam mimowolnie na Hassuna, który tylko zaciska szczęki, słysząc imię chłopaka.
Od razu zabieram się za jedzenie.
***
Do późnego wieczora maszerowaliśmy niedaleko brzegu. Kiedy słońce zaszło, postanowiliśmy rozbić obóz. Rozpaliliśmy ognisko i rozłożyliśmy nasze koce na ziemi. Teraz, już dawno po kolacji, wszyscy położyli się spać. Kilka osób trzyma wartę, żeby nikt nas nie okradł lub nie napadł w czasie snu.
Pod głowę podkładam sobie plecak i otulam się szczelnie kocem. Wpatruję się w ogień, podczas gdy wszyscy już śpią i głośno chrapią.
Próbuję zasnąć. Nawet wyobrażam sobie, że Arnar leży niedaleko mnie i kiedy zauważa, że nie mogę zasnąć bez żadnych pytań kładzie się obok mnie. Przytula mnie do siebie, dłonią obejmując w talii. Nawet wyobrażam sobie jego dotyk – ciepły, wywołujący przyjemne dreszcze.
Jednak potem zdaję sobie sprawę, że rzeczywistość jest inna. Arnara tak naprawdę nie ma przy mnie. Nikt mnie nie przytula.
Robi mi się tak smutno, że łzy same spływają po moich policzkach. Szybko wciągam powietrze, by nie rozbeczeć się na całego. Jeszcze ktoś by usłyszał.
Wstaję z ziemi i ruszam w stronę morza. Nie jest daleko. Obozu nie rozbiliśmy w głębi lądu tylko bliżej brzegu. Szybko moje stopy zanurzają się w zimnym piasku. Docieram nad samą wodę. Czubki palców obmywa jeszcze bardziej lodowata woda niż rano. Siadam na suchym piasku i pozwalam, by moje stopy obmywało morze. Dzięki zimnie trzeźwieję. Łzy wolniej lecą mi z oczu. Uspokajam się, ponownie wpatrując się w horyzont i robiąc to, co zwykle.
Księżyc świeci bardzo mocno przez co tafla wody błyszczy się, odbijając białe światło.
Wyciągam z kieszeni sztylet z głową tygrysa. Obracam nim w dłoni i żłobię małą dziurę w piasku. Pociągam szybko nosem i wycieram rękawem łzy.
Odezwij się, proszę. Próbuję ponownie nawiązać kontakt z chłopakiem.
Cisza.
Brakuje mi ciebie. Nie sądziłam, że tak będzie. Kiedy cię zostawiałam we Włoszech myślałam, że sobie poradzę. Wiesz, trochę poboli i serce samo się uleczy. Dopiero gdy się oddaliłam i nie było cię przy mnie zrozumiałam jak bardzo mi ciebie brakuje. Twojego towarzystwa... rozmów, obecności... Zawsze wiesz, co zrobić, żeby mnie pocieszyć. Nawet nie wiesz jak bardzo ciebie potrzebuję... Gdyby okoliczności były inne, może nie byłabym aż tak niecierpliwa... a może i byłabym... Tak długo się nie widzieliśmy, a ja naprawdę zaczęłam wariować. Może nawet niektórzy uważają mnie za szaloną, bo ciągle wypatruję cię na horyzoncie i czekam aż się pojawisz. Od kiedy ostatnio rozmawialiśmy minęło 70 dni... teraz to już w sumie 71, patrząc na to, że jest już dawno po północy... Śmieję się w duchu. Widzisz, chyba naprawdę zwariowałam. Odliczam każdy dzień i każdą godzinę. A wiesz co najbardziej mnie denerwuje? To, że tak naprawdę nie wiem ile to jeszcze potrwa. Nie wiem, czy mam limit ustanowić do 100 dni, 120 czy może 200. Frustrującym jest to, że liczę, ale tak naprawdę nie wiem, która liczba jest końcem. Gdybym dokładnie wiedziała, którego dnia się pojawisz, może byłoby mi łatwiej... to wszystko ogarnąć... Ogarnąć siebie, wziąć sie do kupy. Wzdycham. Teraz pewnie byś mnie nawet nie poznał. Sama nie widziałam się w lustrze od jakiegoś czasu, ale widzę jak inni na mnie patrzą. Jak na biedną, wymęczoną sierotę, która jedzenia ma tyle, co kot napłakał. Przerywam. To ciągle zamartwianie się mnie wykańcza... Więc, proszę, wróć jak najszybciej. Kocham cię.
Ocieram nowe łzy i znów pociagam nosem. Wstaję z piasku, otrzepuję ubranie i się odwracam. Niemal dostaję zawału, kiedy widzę ciemną postać. Od razu wyciągam przed siebie sztylet.
– Spokojnie. To tylko ja.
Chłopak wychodzi z cienia. Poznaję marynarza, który pełni teraz wartę.
– Wystraszyłeś mnie – mówię, chwytając się za serce.
– Nie było to moim zamiarem – odpowiada. – Trochę ciężko pilnować obozu, kiedy ktoś się oddala.
Uśmiecham się przepraszająco.
– Nie musiałeś za mną iść. Nie zgubię się i raczej nikt mnie nie zamorduje po drodze.
– Ale jeśli by się tak stało, cała odpowiedzialność spadłaby na mnie.
– Przepraszam. – Chowam nóż za pas. – Po prostu musiałam pomyśleć.
– Rozumiem. – Uśmiecha się. – Ale jak będziesz tak dużo myśleć to mózg ci się w końcu przegrzeje.
Śmieję się.
– Może – odpowiadam, wzruszając ramionami.
– Ale wiesz, lepiej by było, gdyby w tym całym myśleniu, nie było czasu na łzy.
Patrzę na niego. Pewnie zauważył moje czerwone oczy oraz napuchniętych nos i policzki.
– Czasami trzeba popłakać.
– Czasami. – Przerywa. – Jeśli chcesz, mogę być prywatnym przytulaczem Królowej.
Wybucham śmiechem, ale kiedy widzę, że wyciąga ramiona, pozwalam mu się objąć.
Chyba tego właśnie potrzebowałam.
– I jak się sprawdzam w mojej nowej roli? – pyta, wciąż mocno mnie obejmując.
– Całkiem niezłe. Może załatwię ci to stanowisko. Mam całkiem bliskie kontakty z Królową.
*****************
Dziękuję za 26 tysięcy wyświetleń, 4,5 tysiąca gwiazdek i tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem 😘😘😘
Dzisiaj dużo przemyśleń, opisów i kilka dialogów, czego chyba ostatnio jest dość mało, ale jakoś mam taką wenę na opisywanie 😅
I co myślicie o rozdziale?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top