Sztorm
Rozdział wcześniej, bo nie mogliście się go doczekać i prosiliście, żeby się pospieszyć i oto jest 😁😁😅
Życzę miłego czytania 😘
************
Arnar
– Co jest z nim nie tak? Cały dzień dzisiaj śpiewa – mówi kapitan, przyglądając mi się z daleka.
– Cóż... Co tu dużo mówić, zakochał się chłopak– odpowiada mu Jack.
– Zakochał się?! On?
– No dokładnie.
– Nie wierzę.
– Ale to prawda – podkreśla.
– Która zakochałaby się w mordercy? – pyta dobitnie kapitan.
Jack zerka na niego.
– No i tutaj właśnie jest problem. Gdy się dowiedziała, zwiała mu sprzed nosa.
– I co? On teraz do niej tak płynie?
– Mówiłem przecież, że się zakochał, a ona jedyna skradła jego serce.
***
Jasmin
Czuję, że zbliża się burza. Powietrze nagle staje się ciężkie i gorące. Jest tak duszno, że z trudem się oddycha. Błękitne niebo przykrywają ciemne chmury. Płyną w naszą stronę powoli, ociężale przez nadmiar wody – pragną jak najszybciej się jej pozbyć.
Nagle zrywa się wiatr. Nadyma żagle, szamocze flagami i chorągiewkami. Mężczyźni łapią odlatujące kapelusze.
Czuję, że zaczyna się piekło.
Jednak zamiast posłuchać wszystkich dookoła i zejść pod pokład, zostaję na zewnątrz. Pragnę pomóc. Wiem, że każda para rąk się przyda.
Ocean zaczyna się wzburzać. Fale robią się większe aż sięgają swojego apogeum. Kilkunastu metrowe fale przeciwko naszemu statkowi, który w porównaniu z nimi jest malutki i raczej powinien schować głowę w piasek, a nie wychodzić naprzeciw tak silnemu żywiołowi.
Nasze żagle wydymają się w różne strony. Mężczyźni dopadają lin i próbują je utrzymać w jednym miejscu. Dołączam do jednej grupy i także ciągnę za liny.
Walka ze sztormem jest mozolna, ale nikt się nie poddaje.
Deszcz zaczyna lać z nieba. Do tego zostajemy porządnie oblani lodowatą, morską wodą za każdym razem kiedy pojawia się ogromna fala. Po kilku minutach jestem przemoczona do suchej nitki i do tego przemarznięta. Świszczący wiatr sprawia, że drżę jeszcze bardziej.
Po godzinie mam ochotę się poddać. Moje palce są skostniałe i z trudem utrzymuję linę. Marzę o gorącej kąpieli i suchym ubraniu, gdyż to mokre waży kilogram i przylega do mojego ciała tak mocno, że aż ciężko mi się poruszać.
Patrzę na niebo i na horyzont, zastanawiając się kiedy przejdzie sztorm. Jednak końca ciemnych chmur nie widać, co tylko mnie demotywuje.
Zerkam do tyłu, za rufę. Widzę, że nie jesteśmy jedyni, którzy walczą ze sztormem.
Drugi statek jest niedaleko, a nawet powiedziałabym, że dość blisko. Staram się zauważyć flagę na maszcie, ale przez deszcz i ogromne fale z trudem mogę cokolwiek zobaczyć. Mam nadzieję, że nie są to nasi wrogowie.
Ogromna fala wdzierająca się na pokład prawie zwala mnie z nóg.
– Królowo, proszę zejść pod pokład! Tutaj nie jest bezpiecznie! – wykrzykuje do mnie kapitan.
– Jeszcze nie! Dam radę!
Jestem uparta, bo wiem, że moja pomoc naprawdę się przydaje. Nie stchórzę, nie schowam się jak szczur pod pokład.
Kapitan macha na mnie ręką zrezygnowany. Już wie, że w tej sytuacji nic nie wskóra.
Ponownie wracam do pracy, choć moje ręce głęboko temu zaprzeczają. Mam wrażenie, że wiatr szaleje jeszcze mocniej, a deszcz leje jeszcze intensywniej. Nie wiem czy jest to możliwe, ale fale stają się jeszcze wyższe i z łatwością zalewają pokład sprawiając, że teraz wszystko jest przemoknięte. Czuć wilgoć drewna.
Moje mokre włosy przyklejają mi się do karku i twarzy. Mam ochotę je związać, by mi mniej przeszkadzały, ale nie mam czym. Frustracja we mnie rośnie. I to nie tylko z powodu włosów, ale też całej tej cholernej pogody.
Rozglądam się po pokładzie. Ludzie biegają z miejsca na miejsce, krzyczą do siebie i wydają przeróżne rozkazy. Wciąż tkwię w jednym miejscu, podczas gdy mężczyźni zamieniają się robotą. Zerkam na dziób, który rozbija szaleńcze fale, rozdrabniając je na mniejsze kropelki.
Na chwilę opuszczam swoje stanowisko i wychylam się za burtę. Woda jest ciemna, niemal czarna. Patrzę jak fale miotają naszym statkiem. Ponownie patrzę za rufę.
Drugi statek jest już naprawdę blisko. Wchodzę na burtę i dłonią chwytam się lin. Wychylam się, mając nadzieję, że tym razem zauważę flagę.
Kiedy wreszcie widzę ją na własne oczy, mam ochotę krzyczeć z przerażenia.
Czaszka i dwa piszczele na czarnym tle.
– Piraci! – krzyczę ile mam sił w płucach.
I wtedy nadciąga ogromna fala, która podmywa drewno, na którym stoję i z całej siły uderza we mnie. Tracę przyczepność pod nogami, a mój uścisk powoli się rozluźnia. W końcu puszczam linę.
I spadam w dół. I spadam, i spadam.
Słyszę jak ktoś krzyczy:
– Człowiek za burtą!
Wtedy moje ciało styka się z lodowatą wodą. Udaje mi się nabrać powietrza w płuca. Tafla wody zamyka się za mną, woda otacza mnie całą i idę na dno.
Nie mam się od czego odbić i panikując macham nogami byleby wypłynąć na powierzchnię. Fale pienią się nade mną i spychają jeszcze niżej.
Zimna woda sprawia, że moje płuca są mniej wydajne niż w ciepłej wodzie. Moja klatka piersiowa się zaciska i odmawia mi posłuszeństwa. Rozpaczliwie macham rękami i nogami, chcąc przezwyciężyć siłę fal.
W końcu udaje mi się zaczerpnąć powietrza. Wypływam na powierzchnię i gwałtownie łapię powietrze. Chwilę potem słyszę wołających ludzi. Rzucają do mnie linę, jednak nie udaje mi się jej złapać, gdyż prawy bok statku turbuje mnie z ogromną siłą i ponownie idę na dno. Odpycham się lekko od boku statku, by mnie jeszcze bardziej nie poobijał.
Znów wypływam na powierzchnię.
Wpadam w panikę, gdyż widzę rufę statku oddalającego się ode mnie. Pragnę płynąć w ich stronę, jednak wiem, że nie ma to sensu. I tak ich nie dogonię, a stracę wszystkie siły próbując.
Z trudem utrzymuję głowę na powierzchni. Kilka razy woda mnie zalewa. Czasem pojawiają się ogromne fale, przy których czuję jak mrówka. Ich brzegi się pienią i uderzają we mnie, obijając mnie. Pod wodą jestem kilka razy obracana i znów wypływam na powierzchnię.
Wiem, że długo tak nie wytrzymam.
***
Arnar
Mam złe przeczucia.
Czuję, że coś jest nie tak.
Sztorm szaleje na całego, a my zbliżamy się do królewskiego statku.
Wychylam się na chwilę, gdyż mam wrażenie, że za moment coś złego się wydarzy. Nie wiem czy nam, czy im.
Widzę jak ogromna fala uderza w prawą burtę, a wraz z nią ktoś spada do wody. Widzę rozwiane długie włosy, słyszę jak ktoś krzyczy: "Człowiek za burtą!". Od razu wiem, kim jest ta osoba.
– Jasmin...
Jestem przerażony. Przez chwilę stoję, nie wiedząc co ze sobą począć.
Potem zrywam się szybko. Przewiązuję się w pasie długą liną, a jej koniec wręczam w dłonie Jacka.
– Co ty do cholery wyprawiasz? Na pływanie ci się zachciało?
– Jasmin spadła do wody.
– Możesz zginąć jak ona.
Gromię go wzrokiem.
– Dobra, dobra. Nikt nie zginie.
Wchodzę na burtę.
– Tylko nie waż się mi puścić tej liny, bo będę cię nawiedzał do końca życia.
– Zależy mi na spokojnym życiu – odpowiada, zaciskając mocniej dłonie.
Biorę wdech i wskakuję na główkę do lodowatej wody. Przez chwilę odczuwam szok termiczny. Udaje mi się na chwilę wypłynąć na powierzchnię. Zauważam jej głowę wystającą z wody.
Dam radę. Uratuję cię.
***
Jasmin
Wiem, że muszę ułożyć się na plecach, by nie tracić energii od ciągłego machania nogami i rękami, ale z drugiej strony, gdy przestanę się ruszać zamarznę. Nie wiem czy mam w ogóle, w którąś stronę płynąc czy po prostu tkwić w jednym miejscu.
Nie chcę zginąć, ale żywioł jest zbyt silny, by z nim walczyć.
Nagle słyszę, że ktoś ponownie krzyczy:
– Człowiek za burtą!
Ten sztorm zabierze ze sobą więcej osób niż myślałam.
Odwracam się w stronę statku pirackiego. To stamtąd słyszałam krzyk. Może uda mi się dotrzeć do tego drugiego człowieka. Przynajmniej zginiemy razem, przechodzi mi myśl przez głowę.
Płynę przed siebie, rozglądając się na boki. Gdzie jesteś? Gdzie jesteś? Tylko mi nie mów, że utonąłeś.
Nagle przed moim nosem pojawia się ociekająca wodą głowa.
– Już myślałam, że zginąłeś... – przerywam.
To nie może być prawda. Arnar naprawdę tu jest...
– Mam nadzieję, że to nie są żadne halucynacje...
– Jestem tu. Jestem tu naprawdę – odpowiada. – Widziałem jak spadałaś...
– Możesz zginąć, ratując mnie.
– Trudno. Przynajmniej jest warto.
Odgarniam z jego czoła mokre kosmyki.
– Dziękuję.
Uśmiecha się delikatnie.
– Dobra, trzeba się stąd wydostać.
Patrzę co robi.
Z wody wyciąga linę, którą przewiązany jest w pasie.
– Będziesz się musiała mnie mocno trzymać.
Bez zastanowienia zarzucam mu dłonie na szyję, a nogą obtaczam go w pasie. Jego dłoń zaciska się na mojej talii.
– Gdyby nie ta ekstremalna sytuacja i nasze ostatnie spotkanie to z chęcią bym cię pocałował – oznajmia i daje znać załodze na statku, by nas wciągnęli.
Przytulam się jeszcze mocniej, a Arnar chwyta jedną ręką linę, drugą mocniej mnie do siebie przyciąga.
Powoli zostajemy wciągnięci na górę.
Kiedy wreszcie czuję grunt pod nogami jestem za to wdzięczna. Pomagam Arnarowi się wyplątać z liny.
– Wiesz co? Mam gdzieś naszą kłótnię i tą cholerną pogodę – mówię, przyciągając go do siebie.
– Jestem za.
Mam wrażenie, że minęły wieki odkąd ostatni raz się całowaliśmy. Jego ramiona otaczają moje plecy, a moje otaczają go w pasie. Pozwalam mu się całować jakby dookoła nikogo nie było. Jakbyśmy byli sami na środku oceanu. Sami przeciwko burzy.
Deszcz smaga nas po twarzach, wiatr szarpie nasze mokre ubrania i włosy. Chłód jaki nas do niedawna otaczał zamienia się w ciepło.
Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę jak bardzo tęskniłam za jego uściskiem, jego ciepłem.
Tak bardzo mi go brakowało...
– Co tu się, do cholery, dzieje? Ej wy! Do roboty, przestać się gapić...!
Arnar odsuwa mnie od siebie.
– Musisz wracać na swój statek. Tutaj nie jest bezpiecznie – mówi, wręczając mi do rąk linę, która przywiązana jest do masztu.
– A co z tobą? – pytam, zaciskając dłonie na linie.
– Odciągnę ich.
– Nie, musisz...
– Spotkamy się na lądzie. Znajdę cię. Obiecuję.
Całuje mnie w czoło.
– Kogo my tu mamy? – pyta kapitan piratów, zerkając na mnie. – Królewski statek... a to – wskazuje na mnie palcem – śliczna księżniczka...
– Musisz iść. Już – szepcze, a potem zwraca się do kapitana. – Żadna ci tam księżniczka. Królowa – mówiąc to wypycha mnie za burtę.
Trzymam się mocno i staram się obrócić tak, by być przodem do mojego statku. Z łatwością ląduję na pokładzie i puszczam linę, która wraca na statek piracki. Odwracam się w jego stronę i zauważam Arnara. Biegnie w stronę steru i obraca statek o dziewięćdziesiąt stopni.
– Wróć do mnie! – proszę, przekrzykując wiatr. – Słyszysz?! Masz do mnie wrócić, bo ja cię kocham, wariacie!
*******************
Dziękuję za 23 tysiące wyświetleń, 3 tysiące gwiazdek i tyle komentarzy pod ostatnimi rozdziałami, które mnie tylko cieszą i potwierdzają, że jesteście bardzo zaangażowani za co bardzo, bardzo dziękuję ❤️❤️😘😘😘
Jasmin chyba nie potrafi się zdecydować czy chce Arnara, czy też nie 😅 Myślicie, że znów zmieni zdanie? 😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top