Latawce
Wreszcie macie swój dłuższy rozdział :* Prawie 1500 słów :D
Życzę miłego czytania :****
***********************
Możecie sobie wyobrazić najpiękniejszy dzień waszego życia? Taki, na który możecie czekać całe życie i mieć nadzieje, że się wydarzy? Taki, dla którego moglibyście zrobić wszystko?
Nie?
Ja też nie.
Ale gdybym miała wybierać, któryś z dni spośród wszystkich lat mojego życia, wybrałabym ten...
Ten dzisiejszy dzień.
***
Kuchnia jest taka jaka była jeszcze jakiś czas temu. Nic się nie zmieniło, nikt nowy nie doszedł.
Pani Binenti wciąż krzyczy na inne dziewczyny, rozstawia je po kątach, a jej wyraz twarzy jest taki, że nawet będąc potężnym tygrysem się boję. Na tym poziomie nic się nie zmieniło... Jednak teraz posiadam władzę, której ona się nie oprze. Jestem królową, mogę jej rozkazywać kiedy tylko zechcę.
Na moich ustach pojawia się chytry uśmieszek.
Jednak nie zamierzam nic zrobić. Nie jestem typem osoby pragnącej zemsty.
Zauważam Mel.
Nie rozmawiałam ją... od bardzo dawna. Nawet nie wiem ile czasu minęło. Jestem okropną przyjaciółką.
Na szczęście patrząc na mnie, uśmiecha się szeroko. A kiedy jej wzrok pada na Arnara stojącego obok mnie, rzuca mi dwuznaczne spojrzenie. Przewracam tylko oczami i kręcę głową, na co ona się śmieje.
Między nami wciąż jest dobrze. Nie obraziła się na moją ignorancję i niepielęgnowanie naszej przyjaźni.
Podchodzę do niej żwawym krokiem, przepychając się pomiędzy służącymi krzątającymi się po kuchni. Kiedy mnie zauważają odsuwają się na bok, a ja mogę spokojnie przejść.
– Tęskniłam za tobą – mówiąc to przytulam mocno Mel.
– Wiem, wiem. Jest za czym tęsknić – odpowiada sarkastycznie, a ja śmieję się jej prosto do ucha.
– Przepraszam, że nie rozmawiałam z tobą przez tak długi czas.
Odsuwa mnie od siebie i patrzy mi w oczy z uśmiechem.
– No coś ty? Nie masz za co przepraszać! Wiem, że jesteś zajęta... i nie tylko swoim stanowiskiem – mówi znów zerkając na Arnara.
– Czy ja tu słyszę jakieś podteksty? – pytam, unosząc brew.
– Ja tylko tak mówię...
Obie wybuchamy śmiechem.
– A tak w ogóle, nie powinnam się do ciebie zwracać Wasza Wysokość? – pyta, przekrzywiając głowę.
– Chyba sobie żartujesz? Jako przyjaciółce, zakazuję ci stosować tych dwóch słów – oznajmiam surowo, a ona przyjmuje to z szerokim uśmiechem. – Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego zwrotu...
– Masz mi dużo do opowiedzenia – oznajmia poważnie.
– Wiem, wiem. Musimy to nadrobić. – Kiwa głową z uśmiechem. – Chcę, żebyś była moją pokojówką. Wtedy będziemy miały więcej czasu na rozmowę i wspólne spędzanie czasu. Co ty na to?
– Czekałam aż to zaoferujesz – odpowiada szczęśliwa. – Oczywiście, że przyjmuję tę fuchę.
Uśmiecham się.
– A teraz, mogłabyś proszę stąd wszystkich wyprosić? – Posyłam jej porozumiewawcze spojrzenie.
Porusza brwiami, patrząc na chłopaka.
– Przestań się wygłupiać. Tak, chcę zostać z nim sama – przyznaję, a ona wreszcie robi co każę.
– Dobra, dobra. Już się robi.
Mija minuta i zostaję tylko ja, Arnar i pani Binenti.
– Co to ma znaczyć?! – wykrzykuje, ale kiedy orientuje się kto przed nią stoi oblewa się rumieńcem. – Przepraszam, Wasze Wysokości.
– Możesz odejść – mówię z wyższością i zakładam ręce na piersi.
– Oczywiście, Wasza Wysokość. – Słyszę, że ostatnie dwa słowa wypowiada z trudem, jakby nadal nie mogła uwierzyć, że jestem tym, kim jestem.
Wychodzi z ociąganiem.
– Nie wiedziałem, że tak bardzo chcesz zostać ze mną sam na sam – mówi i dotyka mojego policzka.
– Nie schlebiaj sobie. Planuję sama sobie zrobić śniadanie.
Odtrącam jego rękę z uśmiechem i podchodzę do szafek. Arnar w tym czasie zasiada na blacie i mi się przygląda.
– To co mi dzisiaj przyrządzisz? – pyta, unosząc brew.
– O nie – mówiąc to rzucam mu fartuch. – Ty gotujesz ze mną.
Wybucha śmiechem.
– Ja nie gotuję.
– W takim razie dzisiaj zaczynasz – oznajmiam i wiążę fartuch w pasie i na szyi.
– Będę ci tylko przeszkadzał. Lepiej będzie jeśli sama to zrobisz.
Podpieram się pod boki i miażdżę go wzrokiem.
– Dobra, dobra. – Unosi ręce w geście obrony i schodzi z blatu. – Ale na pewno będziesz tego żałować.
– Nie sądzę.
Zabieram się za wyciąganie miski, talerzy, sztućców i wszystkich potrzebnych nam produktów.
– Chyba sobie żartujesz – oznajmia za moimi plecami.
– Co znowu? – pytam, odwracając się.
Od razu wybucham śmiechem.
– To nie jest śmieszne.
– Ależ jest.
Jego fartuch pokryty jest serduszkami. Wygląda to komicznie na jego umięśnionym ciele.
– Zamień się.
– Nie. Uważam, że ci w nim do twarzy – mówię z uśmiechem.
– Pożałujesz tego.
– Czyżby?
– Tak – mówiąc to, bierze w garść mąkę i rzuca mi w twarz.
Przecieram oczy wierzchem dłoni.
– O nie, miarka się przebrała.
Podchodzę do niego powoli i wysypuję mu mąkę na głowę.
– Przegięłaś.
Bierze mnie w ramiona.
– Więc co teraz zrobisz?
Patrzę na niego spod rzęs pokrytych mąką.
– To.
Przyciąga mnie bliżej do siebie i całuje w usta.
Ten dzień nie mógłby być lepszy...
***
Na śniadanie udało nam się zrobić naleśniki z borówkami. Są przepyszne.
– Opowiedz mi o czymś.
Zerkam na niego.
– Ale nie wiem o czym. – Wzruszam ramionami.
– Jak wyglądało twoje życie zanim tu trafiłaś? – pyta.
Kładę dłonie na kolanach i bawię się swoimi palcami, wyłamując je co jakiś czas.
– Nie lubię o tym opowiadać...
– Proszę.
– Nie ma tu dużo do opowiadania – oznajmiam. – Całe swoje dzieciństwo spędziłam w domu dziecka, a z tych sześciu lat spędzonych z rodzicami nic nie pamiętam... No może czasami przypomina mi się kolor sukienki mamy czy jej śmiech. Od czasu do czasu słyszę nawet głos taty kiedy zamykam oczy, ale to tyle. Nie mam wspomnień... – Biorę głęboki wdech, bo czuję, że za chwilę zacznę płakać. – Moja opiekunka, Nancy, przez tyle lat była dla mnie jak matka... Jestem jej bardzo wdzięczna. Gdyby nie ona, na pewno by mnie tu nie było. Pewnie już dawno byłabym martwa – oznajmiam cicho. Przerywam na chwilę. – Gdyby nie ona, nie poznałabym ciebie...
Arnar uśmiecha się delikatnie.
– Czyli kiedy ją spotkam mam za co jej dziękować – mówi, patrząc mi w oczy.
Spuszczam wzrok i uśmiecham się pod nosem.
– Ja chyba też mam za co jej dziękować.
***
– Naprawdę miałeś tak idealne, doskonałe życie, jak większość sobie wyobraża? – pytam.
Przekrzywia głowę.
– A ty co sobie wyobrażałaś?
– Cóż... – mówię z zażenowaniem. – Myślałam o tym, że pewnie żyłeś w wielkim pałacu, otoczony służbą i nie miałeś żadnych problemów...
– Część z tego co powiedziałaś jest prawdą – mówi, śmiejąc się. – Naprawdę żyłem i nadal żyję w wielgachnym pałacu, a służba robi wszystko za mnie, ale to nie jest tak, że nie miałem problemów i różnych trudnych sytuacji, które mocno na mnie wpływały.
Zerkam na niego.
– Nie musisz być taki tajemniczy. – Przewracam oczami. – Zdradź mi co tak mocno na ciebie wpłynęło.
– Nie bądź taka ciekawska.
– Ja nie nalegam – mówię nadal patrząc na niego wyczekująco.
– Nie patrz tak na mnie.
– Jak? – zgrywam niewiniątko.
– Tak – mówiąc to próbuje naśladować mój wyraz twarzy.
Wybucham śmiechem.
– Ja wcale tak nie wyglądam.
– Ależ oczywiście, że tak.
– Czyli chcesz powiedzieć, że wyglądam aż tak okropnie? – pytam, a na moich ustach pojawia się złośliwy uśmieszek.
– Jak cię złapię to pożałujesz!
***
– Czy my naprawdę będziemy to robić? – pytam, unosząc brew.
– Tak.
– Czyli nie żartujesz? – upewniam się.
– Nie.
Kręcę głową z rozbawieniem.
Patrzę jak rozplątuje sznurek przywiązany do stelaża z rozciągniętym, czerwonym materiałem.
– I co? Teraz będziesz biegł w dół zbocza? – Wciąż jestem rozbawiona.
– Nie, ty będziesz biec ze mną.
Łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą. Latawiec wzbija się w powietrze.
Nie przypuszczałam, że można się przy tym tak dobrze bawić...
Jestem naprawdę szczęśliwa.
***
Biegnąc tak przed siebie docieramy na pobliską plażę.
Słońce powoli zachodzi. W morzu odbijają się ostatnie promienie słońca. Niebo przybiera pomarańczowych i żółtych kolorów. Piasek jest miękki i przesypuje się pomiędzy palcami, a woda chłodna i orzeźwiająca. Morze jest spokojne – fale delikatnie rozbijają się o brzeg, a ich szum jest uspokajający.
Jest ciepło i przyjemnie.
– Pięknie tu.
Arnar uśmiecha się delikatnie.
– Wiedziałem, że ci się spodoba.
Biorę go za rękę.
– Wiesz co? – pyta, odwracając mnie do siebie.
Kładzie dłonie na mojej talii i przyciąga do siebie.
– Kocham cię, Jasmin Rosalie Sophio.
*************************
Dziękuję za 2 tysiące odsłon, tyle gwiazdek i komentarzy, które ostatnio naprawdę zmotywowały mnie do działania. :* Dlatego też jest tyle słów :D
I jak się podobało?
Liczę na Wasze komentarze :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top