Kocham budzić się przy tobie

WOOOW, MAMY 3 MIEJSCE!!!

DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ!

Znowu małe informacje.

Ostatnio – w sumie co jakiś czas w ciągu roku – dostaję bardzo miłe komentarze mówiące, że powinnam spróbować wydać tą książkę. Niezwykle przyjemnie jest mi to zawsze słyszeć. Dam z siebie wszystko, żeby doszło to do skutku.

Będę zgłaszać się do wydawnictw, a jeśli nie uzyskam od nich informacji, będę ulepszać moją książkę do momentu aż się to uda. Zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo długi proces i na pierwszej wysłanej wiadomości się to nie skończy.

Wiem także, że mogę wydać tą książkę sama – co wydaje się być idealnym pomysłem. Jednak czytając na ten temat, prawie od razu z tego zrezygnowałam. Niby fajnie się zapowiada, gdyż nie trzeba czekać na odpowiedzi od wydawnictw kilka tygodni czy miesięcy i siedzieć nad książką następne lata, żeby komuś się spodobała na tyle, by ją przyjął. Jednak wydawanie książki samodzielnie jest bardzo trudne. Trzeba być jednocześnie kilkoma osobami naraz pisarzem, edytorem, projektantem, wydawcą, publicystą, asystentem itd. Tak naprawdę człowiek zajmuje się wszystkim, co odciąga go od pisania, gdyż zajmuje cały wolny czas, a tutaj nie o to chodzi. Wolę spędzić ten czas na doskonaleniu mojej pracy.

Więc tak, postaram się nawiązać kontakt z każdym istniejącym wydawnictwem, powysyłać im prace i czekać aż któryś się zgodzi. Będę Was oczywiście informować o postępach :*

********************

Przewracam się z boku na bok. Nie mogę zasnąć, gdyż moje myśli krążą wokół jednego.

Arnara.

Obwiniam się bardzo za to, że byłam tak nieuważna. Że częściej nie pytałam go o przeszłość. O teraźniejszość – nawet nie wiedziałam, że ma rodzeństwo.

Boli mnie najbardziej to, że nie zaufał mi na tyle, by opowiedzieć o wszystkim jeszcze we Włoszech. Z drugiej strony wiem, że nawet teraz było to dla niego trudne.

Czasem zastanawiam się, czy tak długa rozłąka nie zbliżyła nas do siebie jeszcze bardziej, mimo wszystkich przeciwności i niewiadomych. Nadal się zastanawiam, na czym stoi nasz związek. Potem zdaję sobie sprawę, że decyzja należy do mnie. Arnar wyznał, że mnie kocha bez względu na wszystko.

Teraz ja muszę powiedzieć to samo.

Siadam na łóżku i opieram się o wezgłowie. Podciągam kolana pod brodę i wpatruję się w ciemną przestrzeń.

Był ze mną szczery. Wyznał wszystko. Nie oszczędzał szczegółów. Przyznał się do winy.

Teraz to on oczekuje ode mnie zaufania.

Jeśli zaufamy sobie obojgu, wrócimy na dawne tory. Już bez kłamstw, tajemnic.

Wyraził skruchę. Dlaczego miałabym mu nie wybaczyć?

Nie usprawiedliwiał swoich czynów, nie kłamał w żywe oczy, że nigdy nikogo nie zabił. Przyznał się przede mną do wszystkiego – za wyrządzone krzywdy mógłby nawet trafić na stryczek, ale zaufał mi na tyle by o tym opowiedzieć.

Nigdy bym go nie wydała. Nigdy, przenigdy. Tego jestem pewna.

Wzdycham i odchylam głowę do tyłu.

Wiem, że byłabym z nim szczęśliwa. Poznanie jego przeszłości tego nie zmieniło.

Chłopak nigdy by mnie nie skrzywdził. Kochałby mnie jak najmocniej potrafi.

Najbardziej zaskakujące jest to, że po tych wszystkich wyrządzonych mu krzywdach jest zdolny do miłości. I to jeszcze do mnie.

Oddał mi swoje serce, łamane z każdym uderzeniem pasa i teraz czeka aż je przyjmę.

Czy przyjmuję?

Zrywam się z łóżka i wybiegam z pokoju. Moje bose stopy głucho odbijają się od marmurowej podłogi. Przeszukuję każde pomieszczenie, gdyż nie wiem, w której sypialni śpi. Przerażona zdaję sobie sprawę, że na górze go nie ma.

Nie, nie, nie. Tylko nie wyjeżdżaj! Mówiłeś, że dasz mi czas!

Z coraz to większą desperacją zbiegam po schodach. Koszula nocna rozwiewa się i plącze w nadanym przeze mnie tempie. Wpadam do każdego salonu na parterze. Drzwi za każdym razem zostawiam otwarte, nie chcąc marnować czasu na ich zamykanie – teraz pałac wygląda tak jakby przeszedł przez niego huragan.

W końcu wpadam do ostatniego salonu. W kominku pali się ogień, a chłopak stoi przy nim i wpatruje się w płomienie. Jego sylwetka rzuca cień na podłogę. Kiedy tylko zauważa, że nie jest sam, odwraca się.

Jestem na skraju łez – znowu – ale tym razem ze szczęścia. Biegnę do niego i wpadam w ramiona. Obejmuję go ramionami. Słyszę swoje i jego przyspieszone serca.

Po długim uścisku w końcu patrzę mu w oczy.

– Kocham cię.

Arnar kciukami wyciera moje łzy.

– I wybaczam.

Teraz to on nie kryje radości, gdyż podnosi mnie delikatnie i okręca się wraz ze mną wokół własnej osi. Zaczynam się śmiać, a on podąża w moje ślady.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem teraz szczęśliwy – szepcze mi na ucho.

Składa mi pocałunek na czole, a ja mocniej go przytulam. Zamykam oczy, wdychając jego zapach.

– Oboje musimy sobie zaufać – mówię cicho.

– Gdybym ci nie ufał, nie byłoby nas teraz tutaj – odpowiada.

– A gdybym ja ci nie ufała, nie zeszłabym na dół.

Zerkam mu w oczy.

– Kocham cię bez względu na wszystko – mówię, dotykając jego policzka. – Twoją przeszłość, twoje błędy... Teraz to wszystko jest bez znaczenia. Dla mnie najważniejszym jest to, że jestem szczęśliwa. Tu i teraz. Z tobą.

Chłopak pochyla się i składa delikatny pocałunek na moich ustach. Mocniej się do niego przytulam i staję na koniuszkach palców. Jego palce bawią się moimi włosami. Serce mi przyspiesza, kiedy powoli ciągnie mnie na sofę, nie przerywając pocałunku. Siada, a ja z uśmiechem sadowię się mu na kolanach.

– Masz kościsty tyłek – mówi cicho, a ja zaczynam się śmiać.

– Lepszy kościsty niż żaden – odpowiadam, zanurzając dłonie w jego włosach.

– Racja, nie będę narzekać.

Znów się śmieję.

Z uśmiechem ponawia pocałunek. Przygryzam delikatnie jego dolną wargę i błądzę dłońmi po jego torsie. Długie rzęsy chłopaka łaskoczą mnie w policzki, przez co lekko się uśmiecham. Jego dłonie, znajdujące się pod moimi kolanami powoli wślizgują się pod materiał koszuli nocnej. Czuję jego ciepłe dłonie na udach, a po moim ciele rozchodzi się gorące ciepło.

Mimo, iż jest mi przyjemnie, zatrzymuję jego dłonie.

Nie przerywając pocałunku i nic nie mówiąc, wyciąga je spod ubrania i kładzie na talii.

Nie naciska. Jest cierpliwy.

Czy mogłam dokonać lepszego wyboru w doborze partnera?

Nie wydaje mi się.

***

Rankiem budzę się jako pierwsza. Jakimś cudem żadne z nas nie spadło w czasie snu z kanapy. Arnar trzyma mnie mocno w ramionach, splatając dłoń z moją. Chroni mnie przed upadkiem na ziemię. Na całą noc przyczepiłam się do niego jak małpka– ramieniem oplotłam go w pasie, głowę położyłam bezpiecznie w zagłębieniu jego szyi, a nogą otoczyłam jego nogi. Przez to pewnie nie mógł się w ogóle poruszyć i nie zdziwię się, jeśli obudzi się marudząc.

Odwracam lekko głowę i przyglądam się mu przez dłuższy czas jak śpi.

– Gapisz się– słyszę jego mamroczący, zaspany głos.

– Gapię się – przyznaję z uśmiechem.

 Otwiera oczy i spogląda na mnie. Widząc, że wciąż patrzę, zasłania twarz ramionami. Unoszę się na łokciu i całuję go w usta, które nieopatrznie zostawił odsłonięte.

– Obudziłaś mnie– mówi niezadowolony. – Nienawidzę cię.

Zwinnie obraca mnie na plecy i unieruchamia moje dłonie po bokach głowy. Całuje mnie w szyję, a jego oddech łaskocze skórę. Już mam zacząć się śmiać, kiedy słyszę otwieranie się drzwi.

Oboje zamieramy, patrząc na siebie. W jednej chwili wychylamy się zza oparcia kanapy, co sprawia, że Mel podskakuje w miejscu.

– Jezus Chryste!– Dziewczyna łapie się za serce. – Oszaleliście?!

Zerkamy na siebie, by potem wybuchnąć śmiechem.

  – Bardzo zabawne! – Patrzy na nas i podpiera się pod boki. – Dlaczego spaliście na kanapie?

Ponownie wymieniam spojrzenie z Arnarem.

– Dobra, nie będę wnikać – mówi Mel.– Kiedy będziesz gotowa, to znajdziesz mnie w pokoju. Koniec noszenia tych obrzydliwych spodni.

Jestem urażona.

– Moje spodnie to najlepsza rzecz na świecie – oburzam się.

– Może, ale królowej to nie przystaje.

Przewracam oczami, kiedy dziewczyna opuszcza pokój.

– Zepsuła nastrój– skarżę się.

Arnar uśmiecha się przebiegle.

– Wcale nie– mówiąc to przewraca mnie na plecy i kończy to, co już zaczął.

***

– Ta sukienka jest piękna, ale we Włoszech tworzyłaś mi ładniejsze – mówię niezadowolona.

Suknia ma sprany czerwony kolor i kwiaty powyszywane od pasa w dół. Przy gorsecie znajduje się kokarda i koronka. Ramiączka opadają na ramiona. Materiał nie jest lekki, ani miękki, ani w ogóle poręczny. Gorset sprawia wrażenie jeszcze gorszego od tych jakie nosiłam.

– Ona jest taka ciężka – mówiąc to unoszę materiał.

– Jeśli zaopatrzysz mnie w odpowiednie materiały, będziesz miała sukienkę lekką jak piórko.

Robię naburmuszoną minę, ale wiem, że ma rację.

– Myślisz, że kiedykolwiek dorównam potędze Włoch? – pytam, patrząc jak upina mi włosy.

– Myślę, że nawet będziesz potężniejsza – odpowiada szczerze, uśmiechając się przy tym. – Możesz mi nie wierzyć, ale na swój wiek dorównujesz już doświadczonym władcom. Gdyby nie to, że Królestwo jest zrujnowane i wymaga odbudowy, już dawno byłabyś najpotężniejszą władczynią. – Przerywa i teraz na ustach gości najszerszy z jej uśmiechów. – Poza tym żadne państwo nie ma tak silnego sojuszu w zanadrzu, co ty. Mogą sobie podpisywać umowy, ale nigdy nie przebiją umowy małżeńskiej, która wiąże oba królestwa na co najmniej pięćdziesiąt lat.

Rumienię się.

– Skąd możesz wiedzieć, że zostaniemy małżeństwem? – pytam, nie chcąc po sobie poznawać, że naprawdę bym tego chciała. 

– Żartujesz, prawda? Lepiej nic nie mów, bo wasza wytrwałość i miłość przegania nawet najdłużej trwające małżeństwa. – Znów robię się czerwona, ale uśmiecham się delikatnie.– To powiedz, co pomiędzy wami zaszło?

Patrzę na nią przerażonym, a zarazem zawstydzonym wzrokiem.

– Nic nie zaszło – odpowiadam szybko. – Wybaczyłam mu.

– I?

– Co "i"?

– No, czy coś jeszcze?

– Nie wiem, o czym mówisz – udaję głupią i zerkam w bok.

– No wiesz, mi nie powiesz? Nie wyjawisz ani jednego szczegółu? Nic? Nawet swojej przyjaciółce? – Buzia jej się nie zamyka. W końcu unoszę dłonie w geście obrony.

– Dobra, dobra. Naprawdę do niczego nie doszło. Nie kłamię.

– Naprawdę?

– A widzisz we mnie jakąś różnicę? A widzisz, żebym promieniała jak tysiąc słońc? – pytam, zerkając na nią z powątpiewaniem.

Dziewczyna marszczy brwi.

– To człowiek promienieje... po tym wszystkim?

– Nie wiem, tak gdzieś słyszałam – odpowiadam speszona.

Mel kiwa głową z zainteresowaniem.

– Ja też słyszałam na ten temat wiele głupot. Pewnie w ogóle się nie sprawdzają. – Wzdycha.– Trzeba się przekonać na własnej skórze, a nie gdybać.

Zerkam na nią.

– Co z Victorem? – pytam.

Dziewczyna od razu robi się czerwona na policzkach.

– Nic. W ogóle nie wiem po co go tu trzymasz. Na twoim miejscu od razu bym go wyrzuciła, nie wiadomo czy znów nie wyrządzi ci krzywdy.

– Nie mów tak. Nie wyrzucę go. Widziałam dobro w jego oczach. Nie skrzywdzi mnie, a tym bardziej ciebie. – Uśmiecham się.– Naprawdę mi zaimponował. Przebył tak długą drogę... Trochę jak Arnar.

Mel odwraca wzrok, kończąc układanie mojej fryzury.

– Skończyłam – informuje i zbiera się do wyjścia.

– Poczekaj. – Podchodzę do niej i dotykam jej policzków. – Obiecaj mi, że chociaż spróbujesz.

Wzdycha.

  – Obiecuję.

***

Zastaję Arnara w ogrodzie. Podbiegam do niego i wskakuję mu na plecy. Przez chwilę jest zdziwiony i próbuje jakoś ustać na nogach. Obejmuję ramionami jego szyję.

– Już się za mną stęskniłaś? – pyta, podrzucając sobie mnie na plecach.

– Może.

Chłopak zaczyna iść przed siebie.

– Nie powinnaś się czymś zająć?

Prycham.

– Może. Ale chwilowo robię sobie przerwę. Mam przed sobą cały dzień, a jakoś niezbyt ciągnie mnie do papierów ojca.

Słyszę jak się śmieje.

– Podchodzisz do tego wszystkiego w podobny sposób co ja.

Uśmiecham się.

– Będziemy najbardziej leniwymi władcami jakich historia miała – oznajmiam.

– Z tym zgodzę się w stu procentach.

Wybuchamy śmiechem.

Nagle ktoś nam przerywa. Sługa podbiega do nas i kłoni się nisko.

– Wasza Wysokość, przepraszam, że przeszkadzam, ale... możni proszą o spotkanie.

Od razu schodzę z Arnara.

– Znowu mają jakieś wątpliwości? – pytam zdenerwowana.

– Nie przekazali, o co chodzi, ale kazali bezzwłocznie zawiadomić. 

Zaciskam zęby i ruszam za sługą. Arnar idzie u mojego boku, trzymając moją dłoń.

Ponoć możni zebrali się w sali tronowej. Drzwi przede mną się otwierają i wchodzę do środka. Sala jest czysta, a na środku kazałam ustawić tymczasowy stół do obrad, póki nie mamy przeznaczonego do tego pomieszczenia. Sir George stoi przy stole – jestem zdziwiona, że jest sam– i obraca się od razu w moją stronę.

– Cóż to za pilne spotkanie? – pytam, a w moim głosie słychać złość.

– Mamy problem– odpowiada szybko mężczyzna.

– Jaki znowu problem?

– Skarbiec... jest pusty, pani.

– Co? – pytam, bo mam wrażenie, że się przesłyszałam.

– Nie mamy nic, pani. – Przerywa. – Nie mamy za co odbudować dróg, miast, mostów. Ludzie nie będą pracować za darmo, wcześniej czy później się zbuntują. Nie możemy nawet handlować, żeby zebrać pieniądze, gdyż nie ma przejezdnych dróg. Jesteśmy w kropce. Bez pieniędzy nie mamy pola manewru.

– Jak to się w ogóle stało? – pytam przerażona. Nie tak to sobie wyobrażałam.

– Stowarzyszenie musiało obrabować wszystko. A nawet jeśli część zostawili, to w Królestwie nie brak złodziei, więc każdy mógł wziąć, co tylko zapragnął.

Ze złości i frustracji uderzam obiema dłońmi w stół. Sir George i Arnar podskakują w miejscach.

– Cholera!

****************************

Dziękuję za wszystko. Jesteście niesamowici :*

No i dotarliśmy do końca maratonu.

I co myślicie? Jasmin przebaczyła Arnarowi, ale pojawiły się następne kłopoty. Co teraz?

PS. Ta część chyba będzie posiadać więcej rozdziałów niż pierwsza. Raczej trzeciej części nie będzie; no chyba, że naprawdę rozdziałów będzie na tyle dużo, by stworzyć porządnie książkę z numerem 3. :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top