Jak odnaleźć swoją moc?

Naprawdę długo mnie nie było 😞 Nawet nie wiem jak mam Was przepraszać 🙁 Nie opublikowanie rozdziału wzbudzało we mnie straszne poczucie winy każdego kolejnego dnia 😞 A jestem jeszcze bardziej na siebie zła, że nawet ten rozdział  publikowany po tak długiej nieobecności  jest chyba jednym z gorszych jakie ostatnio napisałam.

Jednak musicie być wyrozumiali przez jeszcze jakiś czas. W klasie maturalnej dają nam strasznie popalić i nawet nie miałam kiedy usiąść na dłużej, by cokolwiek napisać  zawsze to było zdanie czy dwa.

Mam jednak nadzieję, że następne tygodnie już będą lżejsze  muszę przetrwać tylko kolejny i już powinien być na chwilę spokój.

Już więcej nic nie mówię ;D Miłego czytania :*

*******************

Arnar

Spędzam sam w jadalni jakiś czas, więc w końcu zniecierpliwiony wstaję od stołu i zmierzam na górę. Zatrzymuję się pod drzwiami pokoju Rakel i przystawiam do nich ucho. Słychać stłumione głosy i czyjś płacz. Wiem, że to Rakel.

Jest mi trochę przykro, że nie jest w stanie ze mną porozmawiać tak jak kiedyś. Że uważa... No nie wiem... Że jej nie zrozumiem. Że jej nie pomogę. Mam wrażenie, że tym samym mnie odtrąca.

Jednak cieszę się, że nie zachowuje tego dla siebie i chociaż Jasmin jest osobą, której potrafi wyznać, co ją trapi. Choć wolałbym się wszystkiego dowiedzieć od samej siostry, a nie przez innych.

Czekam na Jasmin na korytarzu, gdyż może od niej się dowiem czegoś konkretnego.

W końcu drzwi się otwierają, a dziewczyna po nawiązaniu ze mną kontaktu wzrokowego, zamyka je cicho. Podchodzi do mnie, bierze mnie za rękę i odciąga od pokoju Rakel.

– Co się dzieje? Mogę z nią porozmawiać? – pytam zdezorientowany, opierając się.

– Chce, żebym to ja najpierw ci wszystko wyjaśniła – wyjaśnia ogólnikowo i zamyka za nami drzwi pokoju.

– Powiedz mi w prost, co się dzieje, a nie zagadkami – mówię zdenerwowany, gdyż się coraz bardziej zamartwiam.

Jasmin obrzuca mnie karcącym spojrzeniem.

– Dlatego nie chciała ci tego powiedzieć osobiście – odpowiada.

– Dlaczego...

– Już jesteś wściekły.

– Jestem zdenerwowany – oburzam się i dodaję: – bo się martwię. Co takiego może się dziać, że własna siostra nie chce mi tego wyjawić?

Dziewczyna uspokaja się i mówi:

– Najpierw się opanujesz, a potem dowiesz się prawdy.

Prycham i siadam na łóżku. Jasmin mi się przygląda, czym jeszcze bardziej mnie denerwuje. Staram się zapanować nad sobą i dopiero po jakimś czasie Jasmin siada obok mnie.

– Obiecaj, że mnie wysłuchasz do końca i od razu nie będziesz biegł z pretensjami i krzykiem do Rakel – mówiąc to bierze mnie za dłoń.

Patrzę na nią, starając się coś wyczytać z jej twarzy, która jest jednak poważna i nic nie zdradza.

– W porządku.

Wciąż nie spuszczając z niej wzroku, słyszę jak mówi powoli:

– Rakel jest w ciąży.

Przez chwilę mam wrażenie, że mnie zamroczyło i nie usłyszałem słów poprawnie.

– Co?

– Zostaniesz wujkiem – oznajmia w inny sposób.

– To nie możliwe... – mówię cicho. – Jest jeszcze taka młoda... Kim jest ten drań?! – pytam zdenerwowany i niemal wstaję z miejsca. – Tylko mi nie mów, że to Jack, bo go ukatrupię na tysiąc sposobów!

– To nie on. Pomyśl. Znają się tylko miesiąc, a ona już od tygodnia o tym wie. To nie może być możliwe. Wiesz kto...

– Zabiję skurczybyka...

– I co to da? Stało się. To, że go jakimś cudem znajdziesz nie sprawi, że to dziecko nagle zniknie – odpowiada, przytrzymując mnie mocniej za dłoń.

– W takim razie co mam robić? Nie mogę tak bezczynnie na to patrzeć...

– Po prostu bądź przy niej – przerywa mi i posyła uśmiech. – Tylko tego teraz potrzebuje. Nie twoich wyrzutów, krzyków czy komentarzy. Po prostu wspieraj ją. Ona tylko na tyle liczy.

Dziewczyna przez chwilę patrzy mi w oczy i w końcu przytula. Zanurzam nos w jej włosach i wdycham zapach mięty i różanego olejku.

– Wiesz, że jest już stracona, prawda? Rodzice jej nie wybaczą. Wydziedziczą ją.

– Poradzimy sobie z tym.

– Nie będą chcieli jej znać.

– Arnar – mówi i dotyka moich policzków. – Poradzimy sobie. Przekonamy ich oboje, że Rakel nadal jest ich córką nieważne, ile błędów popełniła. Powinni zrozumieć...

***

Jasmin

Mija tydzień od kiedy Hassun przekazał mi wiadomości na temat wojsk Stowarzyszenia Kobry stacjonujących na naszych granicach. Chyba nie tylko mnie fakt wojny wydawał się nieuchronny... Nawet kwestia sojuszu czy rozejmu byłaby w tym wypadku ciężka do rozpatrzenia przez naszych przeciwników chętnych do rozlewu krwi. Nawet jeśli takie dokumenty byłyby podpisane, pokój nie trwałby długo.

Jednak chyba nikt się nie spodziewał takiego obrotu spraw.

Wojska nagle ruszyły... ale nie wgłąb kraju. Przez pierwsze dni przesuwali się wzdłuż wschodniej granicy, by w końcu udać się na południe. Opuścili nasz kraj niemal bezszelestnie.

Nie mam pojęcia jak to odbierać. Jako groźbę?

Nie jestem głupia. Groźba czy też nie, zdaję sobie sprawę, że trzeba zebrać wojska.

Hassun po raz kolejny próbuje wyprowadzić mnie z równowagi, kiedy mówi:

– Musisz powiadomić rodziny.

Obrzucam go spojrzeniem pełnym obojętności i odpowiadam:

– Chyba zapomniałeś, gdzie jest twoje miejsce.

Chłopak prycha i zakłada ramiona na piersi.

– Znów wracamy do punktu wyjścia? – pyta z prześmiewczym uśmiechem. – Chłopcy mogą walczyć. Już nawet piętnastolatkowie...

– Czy ty siebie słyszysz?! – wybucham. – Chcesz, żebym wysłała na pewną śmierć... dzieci.

– Są w pełni zdolni do walki.

– Wolałabym ponieść klęskę niż na to przystać – mówiąc to opuszczam pomieszczenie.

***

Ostatnio coraz częściej dokonuję przemiany i w wolnym czasie sprawdzam swoje możliwości. Biegam aż mi tchu brakuje. Skaczę tak wysoko, że tylne łapy trzęsą mi się ze zmęczenia. Już po kilku dniach przemiany są dla mnie mniej dezorientujące i szybciej potrafię zapanować nad swoim ciałem.

Do tego całymi dniami medytuję. Staram się odnaleźć drzemiącą we mnie moc i sprawdzić jej siłę. Na szczęście nie jestem z tym sama. Wiem, że rodzice czuwają nade mną, nawet jeśli nie ukazują swojej obecności. W głębi duszy wierzę, że są ze mną w każdym trudnym momencie. 

Mimo, że przodkowie starają mi się pomagać ich wysiłki są na nic. Tak naprawdę sama muszę sobie z tym poradzić i rozwijać moc bez niczyjej ingerencji. Znalezienie jej jest kwestią indywidualną, nikt nie może się wtrącać, gdyż jeszcze dłużej potrwa sam proces. Moc ujawnia, kim tak naprawdę jesteśmy i co jest dla nas najważniejsze. Nikt nie może nam narzucać żadnych zachowań. Jesteśmy z tym kompletnie sami.

Medytując próbuję uwolnić swoją moc w podobny sposób jak za pierwszą przemianą. Wykorzystuję swoją wyobraźnię. Jednak nie jest to proste. Nie mam zielonego pojęcia, jaki obraz stworzyć w głowie. Czy jakiś podobny do tego, który stworzyłam przy przemianie? Czy może bardziej nacechowany na daną umiejętność? A jeśli na umiejętność to na jaką? Może być ich dziesiątki w przeróżnych wariacjach.

Jestem zdziwiona, gdy Arnar do mnie dołącza. Pewnego dnia siada obok mnie na trawie i bez słowa mi towarzyszy. Na początku patrzę na niego podejrzliwie kątem oka, próbując odgadnąć jego intencje. Ten zdaje się nie zważać na moje ukradkowe spojrzenia, gdyż wciąż ma zamknięte oczy i nie odzywa się ani słowem.

Od tego momentu nie potrafię się skoncentrować. Moje wyobrażenia ulatują hen hen daleko, a myśli skupiają się na bliskości chłopaka. Jego kolano dotyka mojego i mam wrażenie, że jego oddech rozbrzmiewa dwa razy głośniej.

Otwieram oczy zrezygnowana i zwracam się do chłopaka:

– Nie mogę się skoncentrować.

Nawet nie otwiera oczu. W końcu odpowiada z błąkającym się uśmiechem na twarzy:

– A ja mogę.

Obrzucam go oburzonym spojrzeniem, choć i tak tego nie widzi. Moje oczy zwężają się w małe szparki, a usta układają się w łobuzerski uśmiech. Z pozycji siedzącej przenoszę się na kolana i siadam na stopach naprzeciwko chłopaka.

– Co robisz? – pyta zachrypniętym głosem, nadal mając oczy zamknięte.

Przechodzę na czworaka, a dłonie kładę po jego bokach. Nasze twarze dzielą centymetry.

– Jeśli ja nie mogę się skoncentrować to ty także – odpowiadam.

Dotykam nosem jego nosa, a potem przytulam policzek do jego policzka. Łaszę się niczym kot. Z mojego gardła nawet pobrzmiewa ciche mruczenie. W końcu składam na jego policzku krótki pocałunek, który jest bardziej jak muśnięcie.

Odsuwam się od niego, jednak chłopak łapie mnie za talię i ciągnie na ziemię. Śmieję się cicho.

– Czyżby "pan umiem się skoncentrować" zmienił zdanie? – pytam, uśmiechając się złośliwie.

Zbywa moje pytanie uniesieniem brwi i składa szybki pocałunek na moich ustach. Potem kładzie się obok mnie i układa sobie moją głowę na ramieniu. Przytulam się do niego i patrzę w niebo.

– Ciągle stoisz w miejscu? – pyta, nawijając sobie moje włosy na palec.

– Tak – odpowiadam z westchnieniem. – Byłoby łatwiej, gdybym wiedziała, co tak naprawdę we mnie siedzi – mówię, śmiejąc się cicho.

Chłopak uśmiecha się.

– Jak myślisz, jaka będzie moja zdolność? – pytam.

– Hm. Na pewno coś dobrego – odpowiada szczerze. – Może nawet coś związanego z pomocą innym. – Pociera moje ramię. – A jak myślisz? Jak będzie ze mną?

– Hm. Trudny przypadek – mówię z szerokim uśmiechem.

Dostaję kuksańca w brzuch, co wywołuje mój śmiech.

– A tak szczerze. Mam wrażenie, że twoja moc także będzie dobra. Może nawet silniejsza od mojej. Wiele przeżyłeś. Nawet więcej ode mnie. Wydaje mi się, że twoja moc będzie odzwierciedleniem całego twojego życia i twojej wytrwałości. – Uśmiecham się. – Przodkowie to widzą. – Zerkam na niego. – Myślę, że tak naprawdę się nie zmieniłeś, ale odnalazłeś siebie. 

***************

Dziękuję za 50 tysięcy wyświetleń, 7,5 tysiąca gwiazdeczek i wszystkie komentarze :****

Wiem, że ten rozdział nie jest jakimś dziełem. Też zbytnio dużo się nie dzieje, ale nie miałam pomysłu na ten rozdział, a nie chciałam tak znienacka wyskakiwać z moim kolejnym pomysłem, bo wszystko by się za szybko działo... No ale o tym co chciałam zawrzeć dowiecie się w następnym rozdziale ^^


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top