Czy szczęśliwe zakończenie jest nam pisane?
No i ruszamy na nowo z publikacjami ^^
Nie będę już przedłużać, bo był to bardzo wyczekiwany rozdział.
Miłego czytania :*
*******************
Królowa stworzyła naprawdę piękną scenerię. Jej bal zamienił się w piknik na świeżym powietrzu. W ogrodzie porozkładane są drewniane altany przykryte od góry i z boków zwiewnymi firanami, które poruszają się na wietrze, dając wrażenie lekkości i delikatności. W altanach można się skryć przed słońcem lub dosiąść się do przebywających tam osób. Można też zjeść kolorowe potrawy lub napić się szampana, z którego powoli uciekają bąbelki. Ogród mimo jesieni wygląda jakby jego czas jeszcze się nie skończył, gdyż postanawia zakwitnąć ostatnimi kolorami.
Nie spodziewałam się tego po matce Arnara. Przed chwilą wydawała się zupełnie inną osobą. A tutaj, proszę, jaka zmiana. Nie sądziłam, że gustuje ona w takiej... delikatności. Myślałam, że miejsce będzie pełne przepychu, głośnej muzyki i gości w eleganckich, drogich i ozdobnych strojach. A tak naprawdę jest bardzo skromnie, w tle leci delikatny odgłos skrzypiec i fortepianu, a goście ubrani są w jasne stroje idealnie komponując się ze scenerią.
Uśmiecham się do Arnara.
– No, no, no. Nie sądziłam, że twoja matka zrobi coś tak... skromnego – mówię i poprawiam mu kosmyk włosów, który opadł mu na oko.
– Zazwyczaj robi huczne przyjęcia – odpowiada, marszcząc brwi. – To dla niej nowość.
– Podoba mi się – oznajmiam, chwytając go za dłoń.
Zerka na mnie, zastanawiając się, czy mówię poważnie.
– Chciałem cię przeprosić...
– Nic nie mów. Nie roztrząsajmy tego. Sam mnie ostrzegałeś, ale byłam uparta. Nie masz się o co obwiniać. Zapomnijmy o tym i bawmy się dobrze, hm?
Jego wzrok łagodnieje, a po całym napięciu wywołanym spotkaniem z rodzicami nie pozostaje nawet ślad. Jest wdzięczny za to, że próbuję zrozumieć jego sytuację i bądźmy szczerzy, nikt na jego miejscu nie czułby się komfortowo.
Uśmiecham się i delikatnie ściskam jego dłoń. Schodzimy po kilku stopniach do ogrodu. Od razu przyciągamy wzrok wszystkich zgromadzonych.
– Wiesz do czego nigdy się nie przyzwyczaję? – pytam szeptem, rozglądając się delikatnie po otoczeniu. – Do tych wszystkich spojrzeń.
– Możesz się pocieszyć, że wszystkie te spojrzenia są pełne zazdrości, gdyż każda kobieta chciałaby wyglądać tak pięknie jak ty.
Rumienię się i wybucham śmiechem.
Rozpoznaję w tłumie kilka znajomych twarzy jeszcze z balu we Włoszech. Od razu mam się pewniej, a uczucie obcości jakie odczuwałam jeszcze chwilę temu znika prawie całkowicie. Nie czuję się już jakbym była wystawiona na pożarcie lwom... dosłownie i w przenośni.
Widząc szczere uśmiechy, robi mi się ciepło na sercu.
– Leć się przywitać, ja jeszcze mam parę rzeczy do umówienia z rodzicami. Dołączę do ciebie za jakiś czas – mówiąc to całuje mnie w czoło, a potem oddala się w głąb pałacu.
Podchodzę to grupki kobiet, w której każda twarz jest mi znajoma. Pomijamy królewską etykietę i wpadamy sobie w ramiona, wybuchając śmiechem co jakiś czas.
– Widzę, że służy ci to królowanie – zauważa jedna, dając mi kuksańca w bok. – Cała aż promieniejesz.
Chichoczę.
– Co ty, tylu siwych włosów co teraz to w życiu nie miałam.
Wszystkie zgodnie wtórujemy sobie śmiechem.
***
Arnar
– Synu, zaniedbujesz swoje obowiązki.
Ojciec siedzi na sofie z założoną nogą na nogę i patrzy na swoje złożone dłonie na kolanie.
Prycham i podpieram się pod boki. Przejeżdżam językiem po wewnętrznej stronie policzka.
– Masz zostać królem, a ty zachowujesz się jak dzieciak! – wykrzykuje i wreszcie na mnie spogląda jak na największego wroga.
– Przykro mi, że tak myślisz – odpowiadam, spoglądając na ojca wyzywająco. – Jednak nie mogę się z tobą zgodzić. Przez te parę miesięcy nauczyłem się więcej niż gdybym siedział w czterech ścianach i zaczytywał się w księgach. – Unoszę podbródek. – Wydoroślałem i uwierz mi, że podchodzę do sprawy na poważnie.
– Twoje czyny tego nie pokazują. Latasz za tą pannicą jak pies z podkulonym ogonem...
– Mogłem się tego po tobie spodziewać – przerywam mu. – Ale twoje słowa, nieważne jak niesprawiedliwe i krzywdzące, nie zmienią mojej decyzji. Jasmin jest moją narzeczoną i nic nie zmieni tego, że ją kocham i mi na niej zależy jak na niczym innym w życiu.
– Czy ty siebie słyszysz? Od kiedy to ci zależy na uczuciach, hm? – pyta kpiącym tonem.
Mój wzrok robi się chłodny, a usta zaciskam w wąską kreskę.
– Też jestem człowiekiem. Może po prostu ich potrzebuję.
Moje słowa sprawiają, że ojciec odwraca wzrok.
– Powinieneś być szczęśliwy, że dzięki temu małżeństwu zjednoczymy oba królestwa.
Ojciec wybucha krótkim, nerwowym śmiechem.
– Wolałbym inne zjednoczenie. Nie widzisz, że to państwo jest zrujnowane? Jednocząc się z nim zrujnujesz także i nasze królestwo. Jaki jest w tym sens?!
– Dobrze wiesz, że królestwo Jasmin jest w stanie się odbudować i nawet za jej panowania będzie w stanie przyćmić potęgę innych królestw– odpowiadam, szczerze wierząc w swoje słowa.
– Jesteś naiwny, jeśli tak myślisz. Nawet nie wiesz jaki to będzie miało wpływ na naszą gospodarkę i społeczeństwo. Nie mogę się na to zgodzić– podsumowuje, kręcąc przy tym głową.
– W takim razie przekaż koronę komuś innemu, bo ja nie zamierzam zrezygnować z zaręczyn– mówiąc to opuszczam pokój i trzaskam drzwiami.
***
Jasmin
– Wszystko w porządku?
Nie, odpowiadam w myślach.
Od kilku godzin nie usiadłam ani razu, a palące słońce daje mi się we znaki. Patrząc na to jakie dotychczas miałam samopoczucie, nie powinnam się tak przemęczać.
– Tak – odpowiadam niewyraźnie, nie chcąc nikogo martwić. – Tylko przez to słońce...
– Strasznie grzeje – wtóruje mi jedna z kobiet i rozkłada wachlarz.
– To prawda, to prawda. Dawno nie było takiego upału o tej porze roku – zgadza się inna.
– A tak w ogóle, to doszły nas słuchy o twoich zaręczynach. Gratulacje!
Jedna kobieta przekrzykuje drugą, nie pozwalając mi nawet odpowiedzieć na różne pytania, padające w moja stronę. Przenoszę wzrok tylko z jednej kobiety na drugą z otwartymi ustami, próbując przekrzyczeć którąkolwiek z nich.
Cała ta sytuacja sprawia, że zaczyna mi się kręcić w głowie. Zataczam się lekko do tyłu, a przed upadkiem ratują mnie tylko wyciągnięte dłonie zgromadzonych, które łapią mnie z obu stron.
– Jasmin! – wykrzykuje parę osób.
Powieki mam ciężkie, ale z całej siły staram się zachować przytomność.
– W porządku– mamroczę, ale pewnie nikt mnie nie słyszy, bo powstał harmider.
Czyjeś silne ramiona biorą mnie na ręce, a po zapachu rozpoznaję Arnara.
– Wezwać lekarza! – słyszę jego krzyk.
– Nie potrzeba – szepczę, choć wiem, że tym nic nie wskóram.
Na chwilę pozwalam sobie zamknąć oczy. Tylko na chwilkę...
***
Po przebudzeniu pierwsze co widzę to promienie zachodzącego słońca na suficie. Pokój jest jasny i przestronny. Dominuje w nim kolor kremowy i biały, a jedynym ciemnym akcentem są drewniane, podwójne drzwi, które właśnie się otwierają.
Od razu lekko się unoszę na poduszkach, podpierając się na łokciach. Do pokoju wchodzi starszy mężczyzna, który kłania się nisko. Podchodzi do mnie, a ja widzę na jego ustach delikatny, przyjazny uśmiech.
– Jak się czuje, Wasza Królewska Mość?
Opadam z powrotem na poduszki.
– Już jest w porządku. Nie wiem, po co tyle zachodu...
– Jednak nalegałbym, żeby pozwoliła mi jaśnie pani się zbadać – odpowiada, podchodząc o krok bliżej.
– Nie ma takiej potrzeby. Wiem, co mi dolega– odpowiadam, odwracając wzrok w drugą stronę.
– A więc ma pani doświadczenie lekarskie? – pyta lekko rozbawiony. – Jest w stanie pani sama siebie zbadać? Bo nie wydaje mi się...
– Jestem w ciąży – mówię, przenosząc wzrok z powrotem na niego.
Widzę na jego twarzy zmieszanie. Mruga kilka razy, a potem mówi:
– Ale książę nic o tym nie wspominał...
– Bo jeszcze nie wie.
Podnoszę się do pozycji siedzącej. Przeczesuję włosy palcami, przy okazji zauważając, że ktoś zdjął ze mnie suknię i ubrał w koszulę nocną z miękkiego materiału ozdobionego na rękawach koronką.
– Miałam zamiar mu o tym dzisiaj powiedzieć – dopowiadam. – Chciałam być pewna, że ciąża się utrzyma. Nie chciałam mu dawać nadziei...
Lekarz kiwa tylko głową. Nadal jest lekko zmieszany i nie wie, co powiedzieć. Pewnie nie tego się spodziewał.
– Jestem całkowicie zdrowa. Tylko początki cięży są dla mnie i mojego organizmu ciężkie...
– W takim razie nie powinna pani tutaj w ogóle przyjeżdżać. Powinna pani odpoczywać i się nie przemęczać.
– Nie mogę zrezygnować z mojej pracy... Rozumie pan moją sytuację, muszę dbać o swoją pozycję.
– Chwilowo zdrowie powinno być dla pani najważniejsze.
– Wiem – wzdycham. – Dziecko pojawia się trochę nie w porę, prawda?– próbuję zażartować.
– Czy ja wiem? – Wzrusza ramionami. – Może to i dobrze, że teraz. Szybko zyska pani wsparcie matki księcia Arnara.
Wybucham krótkim śmiechem.
– Niech mnie pan nie rozśmiesza. Królowa i ja wydajemy się być swoimi pierwszymi wrogami. Ona mnie nie akceptuje, a ja nie będę znosić poniżeń.
– Cóż, pewnie się to zmieni, gdy tylko się dowie o dziecku. Od dawna czeka na wnuka czy wnuczkę, ale żaden z książąt nawet nie marzył o ślubie. Gdy brat księcia Arnara wreszcie się ożenił, wróciła do niej nadzieja. Jednak do tego czasu nie słyszymy żadnych nowin na temat oczekiwanego dziecka. W takim wypadku stanie pani na pierwszym miejscu w rodzinie. Jeszcze się pani o tym przekona.
– Oby pan się tylko nie mylił – odpowiadam, lekko nie dowierzając w jego słowa.
– Na razie proszę się nie przemęczać. Zawołam księcia Arnara – mówiąc to kłania się.
Otwiera drzwi, za którymi stoi Arnar i tylko słyszę jak mówi:
– Wszystko w porządku. Nie ma co się przejmować. A... – widzę, że lekarz chce coś dodać, ale się waha. – No i gratuluję.
Mężczyzna puszcza do mnie delikatny uśmiech i zaprasza Arnara to pokoju.
– Co ma pan na myśli? Co oznacza "gratuluję"?
– Tego już nie dowie się książę ode mnie. A teraz zostawię was samych.
Ponownie się kłania, a wychodząc zamyka za sobą drzwi.
Arnar w ułamku sekundy znajduje się przy mnie, oglądając każdy skrawek mojego ciała jakby upewniając się, że jestem w jednym kawałku.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczynam i poprawiam się na łóżku. – Zobacz.
Dzięki iluzji w moich dłoniach pojawiają się malutkie buciki. Są lekko niewyraźnie przez wycieńczenie, ale rozchylam palce by mógł je zobaczyć. Na jego twarzy widzę zmieszanie, ale też pewnie przebłyski szczęścia i nadziei jakby do końca nie był pewien jak zinterpretować to, co widzi.
– Motylki w moim brzuchu zmieniły się w dwie malutkie stópki.
Iluzja powoli znika z moich dłoni, a pomiędzy nami panuje cisza. Słyszę tylko przyspieszony oddech Arnara i jego bijące serce.
– Mówisz naprawdę?
Mój uśmiech staje się szerszy.
– Yhm – mruczę pod nosem.
Nagle jakby informacja do niego dociera, gdyż jego twarz rozjaśnia się w najszerszym uśmiechu jaki kiedykolwiek widziałam. Łapie mnie za dłonie i mocno je ściska, patrząc mi przy tym w oczy. Uczucie ciepła rozchodzi się po całym moim ciele, gdyż wiem, że wypowiadając te słowa sprawiłam, że stał się najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi.
Po chwili mocno mnie przytula i składa pocałunek na moim czole. Następnie kładzie się obok mnie na łóżku. Głowę kładzie na mojej piersi, a palcami kreśli szlaczki na pościeli tam, gdzie znajduje się mój brzuch. Głaszczę go dłonią po głowie i od czasu do czasu nawijam sobie jego włosy na palec.
Czy będziemy w stanie stworzyć szczęśliwą rodzinę? Czy będziemy na tyle bezpieczni, by spokojnie żyć i nie przejmować się tym, że ktoś czycha na moje lub dziecka życie?
Pozostaje mi tylko nadzieja.
***********************************
Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy i że rozdział nie jest taki zły.
Dziękuję, że na nowo ze mną jesteście. To się nazywają prawdziwi fani!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top