Wino
🍷 🍷 🍷 🍷 🍷
Uliczne lampy tliły się na pustych już ulicach, otulone satynowym mrokiem nadchodzącej nocy. Względna cisza komponowała się z minimalnym szelestem liści, lekkimi podmuchami wieczornego wiatru i przyciszonymi rozmowami ludzi, którzy nie bali się kroczyć w niemal całkowitych ciemnościach.
Jednakże oni byli odgrodzeni od tego całego zjawiska, w dodatku grubą szybą i solidnymi murami restauracji. Była to ich zaledwie druga randka, nie licząc jeszcze kilku kaw, które wypili w swoim towarzystwie.
Różniła się jednak od głośnych rozmów i opierania się o niedoczyszczony blat zaplecza.
Teraz obaj siedzieli przy okrągłym dębowym stoliku, który okryty był śnieżnobiałym obrusem. Latynos co jakiś czas subtelnie trącał stopą jego łydkę, przesuwając nią po jego ciele, niby jedynie bujając się w rytm spokojnej muzyki. Ta grała cicho, z dyskretnie ułożonych głośników, które wraz z szykownymi bukietami, wisiały na kremowych ścianach.
Cała restauracja była jedynie delikatnie oświetlana światłem, w wyjątkowo przyjemnie ciepłym odcieniu. Sztuczne złotawe promienie otulały każdy odsłonięty kąt, spoczywały na gładkim i uśmiechniętym licu i przebijały się przez zasłony w słodkim czekoladowym kolorze. Cały ten kontrast między chłodem czy szarością zewnętrznego świata i ich szykownego spokoju, rozkosznie działał na zmysły, umilając im czas.
Keith pewnie nigdy nie spodziewałby się po sobie takiego wyboru, jak droższy lokal, w dodatku tak elegancki i uroczysty, że każdy, kto przekraczał jego progi, mógł poczuć się tu dużo ważniejszy, niemal jak część elity.
Nie żałował nawet wydawania ostatków oszczędności, gdy mógł spoglądać, jak Lance z zadowoleniem zajadał się kolejnymi to daniami, które dla jego podniebienia były zupełnie nowe. Obaj właśnie skończyli ramen, *osuimono oraz *japońskie pierożki gyoza, a kelner zabrał puste już talerze, więc przyszedł też czas na deser i osłodę tego wieczoru, który zdawał się być naprawdę miłym i co najmniej udanym.
Zresztą, dla Kogane sam Latynos zdawał się być najsłodszą częścią tej chwili. Niestety nie powiedział tego głośno ani teraz, ani później, lecz jedynie wbił widelczyk w kawałek czekoladowego placka. Nabrał kawałek i wsunął go do ust, jednocześnie uniemożliwiając sobie wypowiedzenie zawstydzających słów. Nie chciał niszczyć tej przyjemnej chwili milczenia i ukradkowych spojrzeń.
Szatyn był tak zajęty konsumowaniem w nienagannej ciszy, iż wręcz wzdrygnął się, gdy coś dotknęło jego policzka. Ów czymś, okazała się być ciepła i miękka dłoń Latynosa, która przesunęła się po jego bladym policzku. Sam jej właściciel jedynie pokręcił głową z rozbawieniem i politowaniem, wracając na swoje miejsce, z którego tak nagle się podniósł.
- Ubrudziłeś się kremem. - Wyjaśnił z delikatnym uśmiechem i otarł dłonie serwetką, pamiętając, iż oblizywanie palców w takim miejscu mogłoby być zwyczajnie niestosowne. A choć skradziona namiastka deseru z pewnością była przepyszna, nie chciał on łamać reguł i przynosić im wstydu. Chciał pozostać elegancki do końca, zwłaszcza, iż Keith nie widywał go takiego codziennie. Była to swojego rodzaju ekskluzywna i wyjątkowo szarmancka wersja McClain'a i to jego osobista, tylko dla niego i nikogo więcej. Kogane był prawdziwym szczęściarzem, zwłaszcza tego wieczoru.
Po cichych i łudząco zaczepnych wyjaśnieniach, brunet delikatnie ujął kieliszek, poruszając nim w celu wymieszania płynu i kątem oka spoglądał na Kogane, którego policzki przybrały barwę podobną do tej, którą mógł poszczycić się cierpkawy płyn.
Upił jego łyk, przesuwając językiem po wargach i dociskając go do podniebienia, chcąc rozpoznać jak najwięcej smaków i aromatów. Nie był on znawcą i więcej miał styczności z nastoletnimi kolorowymi drinkami czy tanim piwem, jednak skłamałby mówiąc, iż śliwkowy trunek mu nie posmakował.
Nie mógł też powstrzymać się przed myślą, a raczej jasnym pytaniem, czy i wargi Koreańczyka mają tak ciekawy smak. W końcu nie mógł jeszcze przekonać się o tym na własnej skórze, gdyż ten wyszczekany i odważny chłopak stawał się emocjonalnym chaosem, gdy tylko próbował ująć jego dłoń czy w momencie, w którym jedynie poprawiał mu włosy. Aktualnie Keith był zbyt nieśmiały na dalsze i odważniejsze poczynania, a Lance zwyczajnie dawał mu czas. Powoli, bez pośpiechu. Delikatnie, bez niepotrzebnego naporu i wymagań. Właśnie tak chciał się z nim obchodzić.
Niczym z kruchym i eleganckim kielichem, wypełnionym winem, którym mógł się delektować tak, jak niewymuszoną i naturalną słodyczą Keith'a, którą ten skrywał pod nikłym posmakiem goryczki.
To w zupełności mu wystarczało. Poznawanie od nowa, odkrywanie jego kolejnych sekretów i twarzy. Chłopak był tak wielowarstwowy i niezwykły, iż samo przebywanie w jego towarzystwie sprawiało teraz McClain'owi przyjemność równą, co setki pocałunków. Delektował się nim samym, niczym najlepszy koneser. I choć z pewnością chciałby odkryć więcej, to i teraz był niezwykle zadowolony. Zwłaszcza, gdy obaj już opuścili lokal, spacerując zaspanymi ulicami. Szli skąpani w promieniach budzącego się ranka, a gdy Keith raz po raz zaczynał gładzić jego dłoń, schowaną w swojej kieszeni, dopadała go jedna myśl. "A więc to jest tym ciepłem, którego tak brakowało mi w zimnym kosmosie."
🍷 🍷 🍷 🍷 🍷
* Osuimono - Delikatny bulion z owocami morza
* Gyoza - Pierożki wołowo-warzywne
Nie ukrywam, że niektóre części są króciutkie, jednak tym razem nie chodzi o długość. Nie będę was atakować ilością słów, bo nie o to tu chodzi. To menu, smakowite kąski i odrobina słody, której każdy z nas potrzebuje. A przy mówieniu o uroczych intymnościach, aż nawet nie wypada ich przegadać.
Dedykacja jest aż nazbyt oczywista. W końcu to Krakers zainspirował mnie do pisania, a raczej wspólna rozmowa do piątej rano, jak nie dłużej. Wśród śmiechów, burzowych epizodów i śmiania się ze strachów czy sekt, powstała ta perełka. By było ciekawiej, oparta jest na wspomnieniu, gdy z L niechcący upiliśmy jego chłopaka winem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top