End... :')

A więc jednak... dokonało się... koniec książki o Tobiaszku... Jest mi smutno. Tak na serio...
Dziękuję wam za dotrwanie do końca ^^
Dzięki za pomoc w rozdziale Roni_Angle :D
Ej... mi jest naprawdę smutno, ale no wszystko kiedyś musi się skończyć...

Polecam czytać ze smutną muzyczką ^^
Papa

~Autorka~

Pov Toby!

Ciemne drzewa, ciemny rozum, ciemne jest już dosłownie wszystko... Czuję się taki przygnębiony.
Spojrzałem na swoje buty. Znoszone. Muszę je kiedyś wymienić. Ta... gruba rozkmina...
Ręce nadal miałem w krwi tego chłopaka, głupek. Straciłem wiarę w ludzi. Wiarę w szczęście i życie. Mam już dość. Zdrada Ann i wszystko inne niszczy mi każdy dzień. Może bym się powiesił? Nie ma to zbyt dużego sensu ale zawsze można spróbować...

Przeszłem przez kolejne fale drzew. Ciągle tylko drzewa i drzewa. Obym się nie zgubił.
Spojrzałem na niebo było już ciemno. Ciekawe ile szłem.
Rozejrzałem się dookoła. Nic szczególnego, tylko te jebane drzewa.
Z niezadowoleniem szłem dalej. Kiedy w końcu dojdę do tej głupiej rezydencji!?

Zatrzymałem się, wierząc, że zobaczę coś interesującego i godnego mojej uwagi. Jedyne co widziałem to białą bluzę Jeffa, reszta to tylko ciemność nocy... Czekaj, czekaj! Wróć idioto. Jeff!

- Jeff! debilu ty mój kochany! - pobiegłem do niego i przytuliłem. Jego twarz wyrażała zdziwienie i w ogóle.

-To ty żyjesz? - teraz to mnie zdziwił.

-Tak... A co?

- Wszyscy mówią, że nie żyjesz...- co do kurwy? Puściłem go i patrzyłem na niego z prośbą wyjaśnienia tej sytuacji.

-Aha, fajnie to ja spadam. -Powiedziałem

-Czekaj! - krzyknął Jeff

-Na co? - spojrzałem z zaciekawieniem na Killera.

-Po prostu tu stój, zaraz przyjdę! - i pobiegł w pizdu daleko w Las. Eh, znowu sam!

Pov Jeff

Czyli on jednak żyje! To dopiero niespodzianka. Ciekawe co powie Hobo! Tak... jednak przystałem na jego propozycje i dołączyłem do niego. Przebiegłem kilkaset metrów w poszukiwaniu tego idoity.

- Dokąd tak biegniesz ?- Zza drzewa wyskoczył mi Hobo. Na zawał prawie zeszłem.

- Do ciebie, mam pewną nowinę!- Białowłosy spojrzał na mnie jak na jakieś głupie dziecko, któremu zabrano lizaka - Toby żyje! - byłem z siebie dumny.

- Doprawdy? Hah - oparł się o drzewo. - To może jednak lepiej by nie żył?- zaśmiał się.

-Jak uważasz, mi to on tak na prawdę nie przeszkadza. - chłopak zrobił dwuznaczną minę.

-Idę po niego, ciekawe jak się trzyma - jego twarz przybrała bardziej diabelski wygląd. A myślałem, że bardziej się nie da. -A co do ciebie... Jak możesz nazywać się zabójcą? Mogłeś go zabić, ty tępy debilu.

-Ale po co go zabijać? To jest tylko chłopak. - próbowałem wybić z głowy pomysł zbicia mojego uko.... Kolegi.

-Dla mnie jest on problemem, jak ci nie pasuje to trudno.

-No ale daj spokój. Hobiciu - zrobiłem słodką minkę.

-Mów do ręki miękki bobku - wystawił mi rękę przed ryj i poszedł w stronę, z której przybiegłem.

Co za... Czemu nikt mnie nie słucha? Co ja im takiego zrobiłem, że nie chcą mnie słuchać!?

-Zatrzymaj się! - Ahh! Nie słucha mnie!

Koleś dalej szedł. Kude zaraz będzie przy Toby'm. Muszę go jakoś zatrzymać.
Położyłem się na ziemi, drząc ryja.

- Hobo! Pomóż mi! Chyba sobie nogę skręciłem! I to jeszcze w dwóch miejscach! - Nichuja nie zwrócił na mnie nawet uwagi.

Wstałem i pobiegłem za nim. Był już tylko kilka metrów od Ticciego.

Pov Toby!

Stałem tam taki sam, samotny, aż zauważyłem Hobo. A już myślałem, że Jeff jest ze mną, a on pobiegł mu powiedzieć gdzie jestem!

Wściekłość zaczęła się we mnie budować.

-Witam, witam- zaśmiał się Białowłosy dupek.

-Co tak oficjalnie bałwanku ? - chwyciłem w lewą rękę siekierkę bawiąc się nią lekko.

-Wiesz... lubię zmiany - oparł się o drzewo.

-Wiesz... te zmiany chyba ci nie służą... gorzej wyglądasz. I włosy masz takie żółte...  kto ci na śnieg nalał?- teraz to ja się zaśmiałem.

Za drzewami zauważyłem Jeffa. Co on tu robi? Przyszedł zobaczyć moją śmierć?

-Hobo! Przestań!- przede mną, odwrócony plecami kucną Jeff. Co on wyprawia!?- Zostaw go! Jeżeli chcesz go zabić, to będziesz musiał najpierw zabić mnie- Nie mam pytań, ten idiota jest chory umysłowo. - Kocham go i oddam nawet za niego życie!- podniosłem ręce w geście obronnym. Co tu się kurwa wyprawia!? Jeff mnie kocha!? Co!? Pomocy!- zostaw moją miłość! Nie niszcz jej bezsensowne!- mam ochotę zapaść się pod ziemię. Głupek, siusiok, Debil...

-Emm... To bardzo dziwna sytuacja...  - Hobo cofnął się kilka kroków do tyłu - Heh, nie myślałem, że jesteście Homo- zaśmiał się - no trudno... Trochę dziwnie mi was zabijać...- odwrócił się i poszedł w Las.

To teraz muszę się z Jeffem uporać. Ten debil mnie kocha!? Co!?

-To Ja sobie też może pójdę... - zaczęłem się wycofywać, tak by czarnowłosy tego nie zauważył. Jednak to zobaczył. Zepsułem sprawę.

-Toby, czy ty naprawdę myślisz, że jestem homo?

-Eeeeee...

-Nie jestem! Po prostu uratowałem ci życie i też trochę bardzo się zblaźniłem... zapłacisz mi kiedyś za to.

-Zaraz, zaraz... Jeśli nie chciałeś mnie zabić, nie jesteś we mnie zakochany, to dlaczego dołączyłeś do Hobo?

-Zrobiło mi się trochę ciebie szkoda i chciałem się czegoś dowiedzieć...

-Niby czego? Gadaj noo

-Ja muszę już iść... Ta sprawa, o której chciałem się dowiedzieć stoi za tobą...

Odwróciłem się szybko i ujrzałem Ann... nie... to musi być jakiś dziwny sen...

Dziewczyna stała tam taka smutna i... ja chyba nadal ją kocham...

-Ann...

-Toby... ja... nie chciałam tego robić... on... on groził, że zabije Otisa... ja miałam cię zabić, ale nie mogłam...

-Ann...

-Nie Toby, daj mi skończyć. Jeff powiedział mi o wszystkim. O tym, że Otis nie żyje też... Ja muszę odejść... To co zrobiłam jest źle...

-Ann... To może zabrzmieć jak w jakimś tanim romansie, ale wiedz, że mam gdzieś, to co zrobiłaś... Kocham cię kurwa! Kochałem od początku... proszę... zostań ze mną...

-Toby, to... nie wiem co powiedzieć...

-Nie musisz mówić nic, liczy się tylko, to że jesteś tu ze mną...

-Kocham cię i jeszcze raz przepraszam za to co zrobiłam...

-Wróć ze mną do rezydencji...

-D... dobrze...

Chwyciłem moją księżniczkę za rękę i razem powedrowaliśmy do rezydencji...

Ta książka jak i zakończenie dla niektórych może być głupie, dla innych może być tylko dziecinnym wymysłem autorki... dla mnie jest spełnieniem wszystkich marzeń... W końcu czuje się szczęśliwy...

~Ticci Toby~

The End... :')

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top