Gw
Per Masky
Przechadzałem się po ogrodzie akademika. Było tu kilka alejek... Mała fontanna... I moje ulubione miejsce, jeziorko z wodospadem i rybkami koi...
Przez ten i kolejny tydzień nie mamy zajęć, na szczęćie. W brew przeciwów jest tu ciepło, jakieś 17 stopni. Dziwne jak na styczeń (mniej więcej styczeń bo dziś Sylwester), ptawda?
Już wyjaśniam, nad akademikiem jest "kopuła" która podnosi tutejszą temp. o kilka stopni.
Za bramą jest chyna 15 ...
Właśnie przechodziłem obok bramy głównej kiedy zauważyłem jak ktoś biegnie z głębi lasu, dziwne, bo nikt normalny by się tutaj nie zapuszczał...
To był jakiś chłopak, ciemne brązowe włosy z grzywką, czarna maska i zielone oczy... Chwilunia... On na plecach ma jakiegoś bachora!
Chłopak upadł na twarz a z jego pleców zeskoczyła mała uradowana ciemnowłosa blondynka z włosami do pasa z loczkami. Wyglądała na jakies 5-6 lat. Grzywkę miała spiętą ozdobną spinką z kokardką, czymś w rodzalu serpentyny i... zielonym okiem? Okhej... To jest troche dziwne... Miała na czole troche zaduże na nią pomarańczowe gogle... Dziadek mi mowił że Toby miał takie... Ugh.... Wzdrygnołem się na samą myśl o jego "koledze" .
-Toby!Toby!Wstawaj!Jesteśmy! -zaczeła kszyczeć dziewczynka wyraźnie uradowana do jak mniemam T o b i e g o . Po chwili zaczeła dokoła niego skakać.
-Clocky! Do jasnej cholery! Niosłem cie przez 5 kilometrów!
-Ale Tooobbbyyy! Tutaj jest jakiś chłopiec i się patszy! - powiediała to takim dziecinnym głosem jak na 6-scio latke przystało i zaczeła mu skakać po plecach... Chyba zaczeły mu szcelać kości i coś złamał...
Chłopak gwałtownie podniusł głowę z ziemi i w tedy gdy spojrzał swymi zielonymi oczami w moje błękitne przypomniałem sobie o swoim "bycie" tutaj. Na moją tważ wstąpił delikatny rumieniec.
-Błagam... Weźją ze mnie... - wyszeptał chopak. Otsząsnołem się z chwilowego "paraliżu" i z trudem zacząłem otwierać wielką brame. Jak Charli to z taką łatwością otwierała?!
Ostrożnie złapałem dziewczynke pod pachy a gdy tylko straciła grunt pod nogami zaczeła nimi machać. Pomogłem chłopakowi wstać.
-Dzięki... -wyszeptał chłopak i zgiął się w pół i przy tym jęcząc...
-Ej! Co się stało? -Spytałem spokojnie ale dało się wyczuć w moim głosie nutke zdenerwowania i zmartwienia.
-Ugh... Boli... -wziołem go pod ramie(za ramie... Nie wiem jak to sie nazywa no!)
i zacząłem prowadzić jak najkrutszą drogą do gabinetu pielęgniarki.
-Jestem Masky...- powiedziałem do zielonookigo.
-Toby, a ten mały szatan to moja siostra Clocky... - gdy dziewczynka usłyszała swoje imię zaczęła machać ręką.
Toby sykną z bólu i złapał się za lewy bok.
-Mam złamane żebro... Dziwne że zacząłem odczówać ból...- jego oczy coraz bardziej przygasały...Był coraz cięzszy, opadał z sił
-Hej! Nie umieraj mi tu! Jeszcze kilka metrów!!- krzyknąłem, byliśmy na korytażu zaraz koło gabinetu pielęgniarki. Jego siostre gdzieś wcieło ale mnie to nie obchodziło! Nie pozwole aby ktoś umarł w sylwestra!
-Toby! Toby! Nie zamykaj oczu! Rozumiesz?!Już jesteśmy!
Zacząłem panicznie walić nogą w dzwi. Po chwili otwożył mi znudzony Dr.Smail.
-Czego? - zpytał tym swoim typowym, znudzonym życiem głosem... Serio nie znosi tej pracy.
-Znalazłem go przed bramą główną, ma chyba złamane żebro i traci przytomność!- nie wiem dla czego dokładnie mi tak zależało aby chłopak którego znam zaledwie do 3 minut przeżył... Mój umysł to jedna wielka zagadka...
Nie wiedziałam gdzie spolsatować ten rozdział XD. Teraz przewiduje że moja koleżanka z klasy (tak Pati, tu o ciebie chodzi XD) zapewnie zadźga mnie śmiertelnie na śmierć słuchawką od telefonu XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top