Kot Katriny
Spore krople wody deszczowej spadały z nieba i rozbijały się na szybach, małych, wąskich okiennic znajdujących się tuż przy ziemi. Jakby zostały wyryte w murach zamku. I choć na zewnątrz było parno, mokro i wilgotno, to tutaj, w lochach było całkiem przyjemnie. Oczywiście dla czarownic i wampirów. Elfy nie znosiły zajęć w lochach, zupełnie jak łowcy.
Nad wejściem do dużego pomieszczenia znajdował się kamienny łuk, ozdobiony w różne kamienne zawijasy, postrzępione na końcach kształty przypominające liście winorośli, a po środku głowa węża, z rozdziawioną paszczą ukazując kilka ostrych zębów. Drzwi w postaci krat, o wyjątkowo grubych prętach były rozwarte do środka na boki. Spod sufitu spadały kępy pajęczyn, zwłoki zeschniętych małych zwierząt leśnych, łańcuchy a nawet świece zaklęte w żelazne latarnie.
Od wejścia, po prawej stronie, pod ścianami zakończonymi delikatnymi łukami które zbiegały się do jednego filaru podtrzymującego sufit, stały szerokie regały, z różnokolorowymi grzbietami książek. Kilka większych tomów podtrzymywało ułamane nogi regałów, a inne po prostu leżały w kącie, jedna na drugiej. Sprawiały wrażenie krzywej wieży, która lada moment ma runąć i rozsypać się po całej przestrzeni dookoła nich.
Nieco dalej, znajdował się długi blat, sięgający końca sali. Nad blatem, było kilka wąskich okiennic z kolorowymi szkłami. Głównie przeważała tutaj zieleń i czerń. Część z nich była uchylona, a część zaparowana, od gotujących się wywarów, bulgoczących w czarnych, pękatych kotłach stojących na paleniskach w znaczących odstępach. Zaraz nad batem, wisiał szereg różnych narzędzi, poczynając od dużych noży, małych wideł do mięsa, parę zardzewiałych nożyczek, kilka drewnianych chochel i innych przyrządów, a kończąc na fiolkach, stożkowych i okrągłych naczyń alchemicznych.
Zaś po drugiej stronie pomieszczenia znajdowały się czteroosobowe stoły, poustawiane w rzędach, a przy nich wysokie krzesła. Na blatach stało kilka srebrnych tacek, par grubych rękawic dla wampirów i wilkołaków, w razie gdyby doszło do zetknięcia się czystego srebra z ich skórą.
Na wprost wejścia znajdowała się długa, szeroka i prostokątna ława na ośmiu nogach, podtrzymujące metalowe misy, szklane fiolki w drewnianych stojakach, kocioł na palenisku i wiele innych, dość dziwacznie wyglądających rzeczy. Przy stole stał dość niski, osiwiały mężczyzna, mierzący może około metra sześćdziesięciu wzrostu, mamroczącego coś pod nosem. Po chwili podniósł głowę gwałtownie do góry, sprawiając że na końcu lochów ktoś spadł z krzesła. Mężczyzna rozejrzał się po klasie, po czym nawet nie spoglądając na swojego asystenta, zwrócił się do niego.
— Nikolaj, rozdaj wszystkim żabie żołądki. Będą potrzebne do wykonania eliksiru... — mężczyzna nie dokończył, bo ów wspominany asystent przerwał mu wypowiedź, chwytając za metalową misę z żabimi żołądkami.
— Eliksir wskrzeszenia. Przy użyciu żabiego żołądka, można wskrzesić jedynie dzikiego zająca, albo mała nornicę. — powiedział pod nosem, ale zdawało się, że w pomieszczeniu zapadła grobowa cisza, i na moment wszyscy zamilkli aby posłuchać Nikolaja.
Podniósł głowę spoglądając na uczniów, którzy wlepiali w niego swoje przerażone ślepia, niektóry patrzyły na niego z odrazą, ale przyzwyczaił się do tego. Niestety niekiedy miał ochotę wymordować pół lochów, próbując uwolnić się w taki sposób od nieprzyjemnych spojrzeń innych istot. Na szczęście dzisiejsza grupa, była bardziej zainteresowana eliksirami niż wilkołaki czy elfy.
— Mam pytanie. — zapytał jakiś krępy chłopak, z brzegu ławki koło uchylonej okiennicy.
Profesor wbił w niego swoje świdrujące, ślepe oko i przymrużając je, skinął głową.
— Czy to pytanie dotyczy eliksirów? — zapytał i wrócił to machania probówką.
— Nie. — odpowiedział z nutką zirytowania w głosie, po czym poprawił tłuste włosy z czoła do tyłu.
— Więc zajmij się patroszeniem szczura. — zwrócił uwagę profesor, i spojrzał na jego tackę, z rozbebeszonymi wnętrznościami zdechłego szczura. Uczeń jednak zignorował jego wypowiedź i zadał pytanie.
— Czy jak wyrwę wampirowi kły, to odrosną mu? — zarzucił pytanie, kiedy Nikolaj stanął przy jego ławce. Patrzył się w jego brązowe oczy, czując jak pochłania go dziwna, nieznana mu jeszcze nigdy dotąd energia. Nie była przyjemna, to na pewno.
Wiekowy starzec za ławą chciał się odezwać, ale Nikolaj powstrzymał go gestem ręki i nachylił się nad chłopakiem, patrząc mu prosto w oczy, jakby zaglądał do jego duszy.
— A jak Ci oderwę głowę, wsadzę na pal i wbiję w ziemię, ku przestrodze dla takich idiotów jak ty, to ci odrośnie? Widać kto spał na lekcji demonologii w ten weekend. Po was się więcej spodziewa ta szkoła. Całe pokolenie stracone. — powiedział i ominął ich stół, dając pozostałym po żabim żołądku.
Chłopak chciał się odezwać, ale w tym samym momencie Nikolaj narysował w powietrzu znak przypominający zakładanie szwów przez elfów podczas starych wojen. Zaklęcie milczenia. Profesor pokręcił głową z dezaprobatą, opierając się od ławę po czym wrócił do tłumaczenia zajęć z eliksirów.
Życie w Akademii Sztuk Upiornych miało swoje plusy i minusy dla Nikolaja. Oczywiście dla wszystkich wiadomym był fakt, że w szkole jest wampir, jak niektórzy twierdzą, dość stary. Oczywiście, rasa wampirów jest mile widziana w murach Akademii jednak Ci mają ułożone inaczej zajęcia, tak aby nie stykały się one z innymi i nie było problemów między rasami.
Na Nikolaja zawsze zwracano szczególną uwagę, raczej ze względu na to bardziej kim jest. W Akademii wszyscy znali jego imię, nie ciężko było znać jego wybuchową siostrę, która rzucała zaklęcia i uroki na wszystkich którzy czepiali się jej młodszego brata. Kobieta była dorosła, miała bagaż doświadczeń i umiejętności na swoich barkach, więc nie trudno było się jej dziwić, że nie panowała nad sobą.
Przez resztę zajęć z eliksirów, Nikolaj siedział cicho, na zapleczu zajmując się innymi swoimi obowiązkami, takimi jak chociaż układanie tacek, mycie probówek, a w wolnym czasie pochłanianie kolejnych tomów czystej magii. Czasem zaglądał do niego profesor, ale mężczyzna nie był w stanie znów go zachęcić do brania udziału w zajęciach. Pod ich koniec, mężczyzna znowu uraczy swoją obecnością wampira.
— Dallas... Może byś odwiedził swoją siostrę? I oddał jej przy okazji jej kota? Upolował kilka świeżych szczurów, więc możesz jej ode mnie podziękować. — powiedział i położył na kolana Nikolaja przemoczonego, czarnego kota, którego jarzące, zielone ślepia, wpatrywały się w niego jak zaklęte.
Osiwiały starzec zniknąć zatrzaskując za sobą drzwi od zaplecza. Nikolaj westchnął, czując że jeszcze dziś nie skończy kolejnego tomu o magii i urokach. Nie przedłużający, spakował książkę do swojej skórzanej torby, ubrał czarny płaszcz sięgający do ziemi i wyszedł z zaplecza. Przeszedł przez lochy i ruszył ku schodom prowadzącym na główny korytarz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top