Rozdział 31
Następne półtorej roku minęło nam wszystkim niesamowicie szybko. Mały Legolas rósł jak na drożdżach, a sytuacja w Śródziemiu zdawała się być w miarę stabilna. Gandalf niestrudzenie szukał siedziby orków, którą znalazł po paru miesiącach nieustannych poszukiwań. Wszystko zdawało się być w zaskakująco należytym porządku.
Mroczna Puszcza była cała otulona w białym puchu, który dodawał jej niemalże magicznej aury. Musiałam przyznać, że o tej porze roku wyglądała wprost cudownie. Wyglądając za zamknięty balkon rozkoszowałam się widokiem płatków śniegu wirujących na delikatnym wietrze. Zapatrzona w ten zimowy krajobraz nawet nie zauważyłam, kiedy do mojej nogi przytulił się mały Legolas. Przez długi czas zachodziłam w głowę jak on potrafi tak niepostrzeżenie się przemieszczać.
- Widzę, że ktoś w końcu wstał – zaśmiałam się biorąc malca na ręce.
- Wyjdziemy na dwór? - zapytał podekscytowany patrząc się w obraz widniejący za szybą, a jego oczy rozszerzyły się parokrotnie.
- Jak tylko zjesz śniadanie – oznajmiłam co spotkało się z jego niezadowoleniem.
- Gdzie ada? – zapytał omiatając komnatę wzrokiem w poszukiwaniu Thranduila.
- Musiał coś załatwić – odpowiedziałam kładąc go na ziemi. – Chodź do twojego pokoju. Musimy ci coś wybrać prawda? Dzisiaj trzeba się wyjątkowo grubo ubrać – dodałam, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Na dworze zapewne było okrutnie zimno.
- Wezmę też łuk! – rzucił skacząc po naszym łóżku. Uważał, że nadaje się do tego idealnie.
- No dobrze - westchnęła kręcąc z niedowierzaniem głową, a na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. – Kiedy przyjedzie Gandalf? – zapytał nagle przystając. Z racji tego, że Gandalf dość często zatrzymywał się w Leśnym Królestwie, Legolas zdążył obdarzyć go sympatią.
Szczególnie jego fajerwerki oraz zabawki, które miał w zwyczaju mu przywozić. Dodatkowo powiedziałam Legolasowi, że czarodziej za niedługo u nas zawita, co było szczerą prawdą. Mógł zjawić się chociażby dzisiaj.
Mimowolnie przeniosłam wzrok na bransoletkę niezmiennie znajdującą się na moim nadgarstku. Dzięki Valarom jeszcze ani razu nie zmieniła swojego koloru.
- Kto go wie – rzuciłam do wesołego blondyna. – Może przyjechać w każdej chwili – dodałam, po czym jedynym zwinnym ruchem przeniosłam go z łóżka na podłogę. – A teraz marsz się ubrać. – Na moje słowa mały Legolas delikatnie się oburzył.
- Dlaczego nie mogę iść w tym – fuknął zakładając małe ręce na piersi. Musiałam przyznać, że wyglądało to dość komicznie.
- Nie mam siły z tobą dyskutować – dopowiedziałam rozbawiona ignorując jego wcześniejszą wypowiedź. – Idziemy – dodałam biorąc go za jego małą rączkę, którą po chwili namysły w końcu mi podał.
Pokój księcia znajdował się parę kroków od nas. Ku naszemu początkowemu zaskoczeniu okazał się być bardziej żywiołowy niż przypuszczaliśmy, dlatego też musieliśmy mieć na niego oko dosłownie cały czas. Jego komnata była dość pokaźnych rozmiarów jak na tak małe dziecko. Na środku stało spore łóżko z zielonym baldachimem, a po bokach szafki oraz kufry na zabawki i ubrania, których dzięki Silvii miał pod dostatkiem.
- Co powiesz na to? – zapytałam pokazując mu ciepły kubraczek.
- Wolę to – rzucił wyciągając z wielkiego kufra błękitny płaszczyk.
- Nie zgadzam się – pokręciłam z dezaprobatą głową. – Ten jest cieplejszy.
- A ten wygodniejszy – dodał na co wywróciłam oczami. Nie wiem po kim był aż tak uparty.
- Legolas...
- Mamo w tym nie mogę odpowiednio strzelać – powiedziawszy to wziął do ręki mały łuk, który dostał od Thranduila jakiś tydzień temu. Był nim wprost zachwycony, dlatego chodził z nim wszędzie. Nawet na śniadania. Jak uważał - zawsze musi mieć coś czym mógłby się obronić.
Już wtedy wiedziałam, że kiedyś dojdzie w tej dziedzinie walki wprost do perfekcji. Nie myliłam się.
***
- Pójdziemy jutro do Silvii? – zapytał wesoło podskakując, kiedy kierowaliśmy się do wejścia do pałacowych ogrodów.
- Myślę, że bardzo by się ucieszyła – dopowiedziałam łapiąc go za wystawioną w moją stronę rękę.
- Upieczemy tam ciastka? – dopytał przyglądając mi się uważnie, przez co cicho się zaśmiałam.
- Ja nie widzę innej możliwości – odpowiedziałam, na co ten jeszcze bardziej się ucieszył. – Jak chcesz to możemy dzisiaj zajrzeć do pałacowej kuchni – dodałam konspiracyjnym szeptem. – Wiem gdzie panie kucharki trzymają zapasy ciasteczek – dodałam na co ten szeroko się uśmiechnął, a w oczach błysnęły mu iskierki szczęścia.
- Może pójdziemy tam z tatą? – zapytał z nadzieją wymalowaną na twarzy. Na jego słowa jedynie ledwo dostrzegalnie westchnęłam.
Thranduil ostatnio miał na głowie naprawdę dużo rzeczy, które wymagały szybkiego załatwienia. Dosłownie tonął w papierach, a zasnąć zdarzało mu się nawet w sali tronowej.
- Myślę, że po naszej wycieczce możesz go zapytać – odpowiedziałam mając nadzieję, że ten w końcu chociaż na chwilę odejdzie od obowiązków, żeby pomyszkować z nami w kuchni.
- Tak zrobię – wzruszył ramionami, a jego uśmiech drastycznie się poszerzył, kiedy staliśmy przed wejściem do zasypanych białym puchem ogrodów.
Nie chcąc aby mały Legolas zmarzł czy przemókł od razu kucnęłam naprzeciw niego. Mocniej zacisnęłam szalik na jego szyi oraz poprawiłam puchate rękawiczki, które szczelnie otulały jego dłonie.
- Mamo... - westchnął obracając się wokół siebie. – Zaraz ktoś zobaczy – dodał na co głośno się zaśmiałam.
- A to? – zapytałam składając na jego policzkach mnóstwo pocałunków.
Z początku blondyn nie wyglądał na zadowolonego, przez co próbował się wyrywać. Jednak już po chwili rozbawienie dało górę. Jego dziecięcy oraz głośny śmiech roznosił się echem po pustym korytarzu.
- Przestań – rzucił roześmiany wyswabadzając się z moich objęć, po czym biegiem ruszył w stronę ogromnej zaspy śniegu, w którą ku mojemu zdziwieniu dosłownie się rzucił.
Roześmiany skakał po białym puchu wyładowując nadmiar energii. Nie chcąc zostawiać go samego uśmiechnęłam się lekko, po czym też zagłębiłam się w pięknie prezentujący się ogród.
- Ulepimy bałwana? – zapytał podrzucając śnieg najwyżej jak potrafił, przez co drobne płatki lądowały na jego czerwonej od niskiej temperatury twarzy.
- Oczywiście – prychnęłam rozbawiona, po czym zabrałam się do kulania dużej kuli.
- Jaka ciężka – zaśmiał się Legolas, który usilnie próbował przesunąć swoją, zbyt ciężką jak dla niego wielką śnieżkę.
- Już ci pomagam – odpowiedziałam kładąc na sobie trzy pokaźnych rozmiarów kule.
- Jest piękny – zachwycił się przyglądając się naszemu dziełu. – Trzeba mu tylko zrobić buzię! – dorzucił biegnąc po przydatne w tamtym momencie kamienie oraz patyki.
- Ale ty ciężki – westchnęłam rozbawiona, kiedy podnosiłam podekscytowanego Legolasa, który miał w rękach wszystkie potrzebne mu do dekoracji rzeczy. – Idealnie – szepnęłam do niego, kiedy moim oczom ukazał się w pełni skończony bałwan.
- Ada musi go zobaczyć – klasnął w dłonie, po czym przedzierając się przez białe zaspy pobiegł do pałacu.
Westchnęłam jedynie, a następnie ruszyłam w jego ślady. Pomimo tak młodego wieku Legolas znał pałac jak własną kieszeń. Ze wstydem musiałam przyznać, że być może znał go lepiej ode mnie. W końcu sam Thranduil pokazał mu wszystkie tajne przejścia i kryjówki, dzięki którym przyprawiał o zawał mieszkańców zamku, a w szczególności Silvię, której zdarzało się nim zajmować.
Idąc powolnym krokiem do sali tronowej uświadomiłam sobie coś bardzo ważnego. W tym momencie Thranduil przyjmował posłańca z Esgaroth. Przełknęłam ślinę jednocześnie przyspieszając kroku. Całkowicie o tym zapomniałam.
***
- Czyli dobiliśmy targu mój Panie? – zapytał mnie ciemnowłosy mężczyzna, którego mimika twarzy ułamku sekundy drastycznie się zmieniła. Z początku poważny wyraz twarzy został zastąpiony przez zaskoczenie oraz rozbawienie.
Skrzywiłem się lekko nie wiedząc o co może mu chodzić. Po paru chwilach uświadomiłem sobie jednak co jest przyczyną jego rozbawienia. Mały Legolas, który stał parę metrów od tronu uśmiechał się do mnie cały czerwony oraz przemoczony.
- Tak – odpowiedziałem człowiekowi, którego wzrok uciekał w stronę blondwłosego elfa, który obdarzył go ciepłym uśmiechem. – Dobiliśmy. Prześlij swojemu władcy pozdrowienia – dodałem, na co ten kiwnął twierdząco głową.
- Dziękuję za tak ciepłe przyjęcie – odpowiedział, po czym szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.
Kiedy w końcu opuścił pomieszczenie mój wzrok momentalnie powędrował w stronę małego elfa, który uśmiechnięty od ucha do ucha podbiegł w moją stronę. Bez zastanowienia ściągnąłem z niego mokry płaszcz, a następnie posadziłem go sobie na kolanach.
- Co ci się stało? – zapytałem rozbawiony odklejając jego przemoczone włosy z czerwonych policzków.
- Byłem z mamą na dworze – odpowiedział szybko jednocześnie gestykulując rękami. – I ulepiliśmy bałwana. Jest taki duży – powiedział pokazując rękami wielkość białej figury.
- A gdzie jest mama? – zapytałem nie widząc w pobliżu Elen.
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Chyba jej uciekłem – dodał wzruszając ramionami, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- Chyba? – zaśmiałem się wpatrując się w lekko zamyślonego Legolasa.
Nim jednak ten zdążył odpowiedzieć, drzwi od sali delikatnie się uchyliły, a zza nich wychyliła głowę dobrze znana mi osoba, która na widok elfa siedzącego na moich kolanach odetchnęła z ulgą.
- Nie możesz mi tak uciekać – powiedziała roześmiana idąc w naszą stronę.
Wypieki na jej twarzy zdecydowanie dodawały jej uroku. Nie mówiąc już o uśmiechu, którym mnie obdarzyła.
- Musiałem powiedzieć tacie, że ulepiliśmy bałwana – odparł jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Pójdziesz go później zobaczyć? – zapytał mnie patrząc się na mnie sowimi maślanymi oczami.
- Oczywiście – odpowiedziałem mierzwiąc mu jego średniej długości włosy. Na moje słowa Legolas jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- A pójdziesz z nami po ciastka – dopytał machając nogami w powietrzu. – Chcemy zakraść się do kuchni i je wykraść – dodał szeptem.
Skrzyżowałem z Elen rozbawione spojrzenia. Uśmiechnęła się do mnie dając mi do zrozumienia, że moja odpowiedź ma być pozytywna. Odwzajemniłem delikatnie uśmiech. Pomimo tego, że miałem jeszcze zrobić jeszcze parę rzeczy, nie potrafiłem oprzeć się spojrzeniu dwóch najważniejszych osób w moim życiu.
- Wchodzę w to – dodałem ponownie czochrając włosy księcia, który serdecznie się zaśmiał. Musiałem przyznać, że śmiech małego dziecka był zadziwiająco zaraźliwy.
***
Po udanym napadzie na kuchnie siedzieliśmy na łóżku w naszej komnacie zajadając się przeróżnymi łakociami. Legolas był wniebowzięty, kiedy zajadał się swoimi ulubionymi ciasteczkami owsianymi z jagodami, przez co uśmiech nie schodził z jego twarzy. Podobnie zresztą jak z twarzy Thranduila, który w końcu miał zasłużoną chwilę wytchnienia.
- Te są lepsze – powiedział mały blondyn podając mi swoje ulubione ciastko, kiedy już sięgałam po jedną z babeczek.
- Jeśli tak mówisz – odpowiedziałam wesoło odbierając od niego wypiek.
Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Widząc to jak wszyscy byliśmy szczęśliwi w oczach zaświeciły mi się łzy szczęścia. Chciałam aby to właśnie tak było zawsze. Moje krótkie rozmyślania przerwał donośny śmiech Thranduila, który walczył z Legolasem o ostatnie ciastko.
- Ty zjadłeś ich więcej! – rzucił oburzony Legolas, kiedy wspinał się po sowim ojcu, aby dosięgnąć ulubiony smakołyk.
Przewróciłam jedynie oczami widząc zajadłą walkę o ostatnie ciastko. Po paru minutach droczenia się starszy blondyn w końcu uległ odstępując przyczynę konfliktu Legolasowi, który jedynie zwycięsko się uśmiechnął.
- Chcesz kawałek mamo? – zapytał się podając mi połowę ciastka. Szeroko się uśmiechnęłam spoglądając na Thranduila, który nieumiejętnie maskował rozbawienie swoim „obrażeniem".
- Dziękuje mój mały listku – powiedziawszy to wzięłam od niego wypiek, który już chwilę później znalazł się w moim najedzonym brzuchu.
Kiedy Thranduil otworzył usta by coś odpowiedzieć, rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Proszę! – krzyknął blondyn przewracając oczami. Nie chciał wracać do swojej królewskiej codzienności tak szybko.
- Bardzo przepraszam, ale przybył Gandalf – oznajmił Feren próbując ukryć rozbawienie. W końcu nie często widzi się rodzinę królewską jedzącą ciastka na nieco rozwalonej przez Legolasa pościeli.
Na dźwięk imienia czarodzieja od razu przeniosłam na niego zaciekawione spojrzenie.
- Gandalf! – krzyknął Legolas nie mogąc ukryć podekscytowania wynikającego ze spotkania z czarodziejem.
- Przyprowadź go proszę tutaj – poprosiłam Ferena, który szybko wypełnił moją prośbę, ponieważ już po paru minutach w drzwiach ukazała mi się znajoma postać w długim, spiczastym kapeluszu.
- Witaj przyjacielu – powiedziałam wstając z łóżka, aby przytulić czarodzieja, który szybko odwzajemnił uścisk.
- Witaj Elen – rzucił radośnie się uśmiechając. – Thranduilu – powiedział do blondyna, który kiwnął w jego stronę głową na znak przywitania. – Legolasie! – dodał, kiedy malec przytulił się do niego.
- Fajnie, że jesteś – powiedział przypatrując mu się z zaciekawieniem. Pewnie czekał na kolejny zaczarowany prezent.
- Ja też cieszę się, że cię widzę – powiedział przyjaźnie jednocześnie nisko się do niego zniżając. – Mam dla ciebie coś specjalnego. – Na jego słowa Legolas klasnął w dłonie uważnie przyglądając się czarodziejowi. – To jest magiczny medalion – zaczął podając malcowi element biżuterii. Blondyn zmarszczył brwi. – Jeśli nie będzie zielony, a czerwony to będzie to oznaczało, że od razu musisz pobiec do mamy albo taty – powiedziawszy to Legolas przypatrzył się uważnie biżuterii jednocześnie ziewając.
Uśmiechnęłam się przypominając sobie lepienie bałwana, które widocznie wymęczyło blondwłosego elfa, który zdawał się być zmęczony.
- Dziękuję bardzo – powiedział zakładając medalik na szyję, a następnie przytulił się do roześmianego Gandalfa, który posłał nam znaczące spojrzenia. Chciał porozmawiać.
- Chyba czas na małą drzemkę – zagadnęłam Legolasa, który jedynie pokiwał twierdząco głową. Zaskakujące jak jego nastrój oraz poziom energii potrafią się zmieniać.
- Pa Gandalfie – pomachał do czarodzieja, kiedy na moich rękach opuszczał komnatę.
Tak jak myślałam mały zasnął niemal od razu. Przykryłam go milutkim kocykiem, a następnie założyłam jego rozpuszczone włosy za ucho. Złożywszy na jego czole czuły pocałunek, delikatny uśmiech wpłynął na moją twarz.
Zamknęłam drzwi najciszej jak się dało, po czym szybkim krokiem ruszyłam do naszej komnaty, gdzie Gandalf oraz Thranduil zaczęli już dyskusję siedząc przy drewnianym oraz okrągłym stole.
- Coś mnie ominęło? – zapytałam siadając przy nich. Thranduil spuścił wzrok wpędzając mnie w lekki niepokój.
- Już wiemy gdzie dokładnie znajduję się twierdza orków, ale musimy jeszcze wiedzieć jakimi siłami dysponują – zaczął, a ja nie do końca widziałam dokąd zmierza. – Dlatego musimy w końcu tam pojechać i to rozgryźć – dodał na co lekko pobladłam. Spojrzałam na blondyna, którego zachowanie mówiło samo za siebie.
- Nie ma mowy, że cię tam puszczę – powiedziałam w jego stronę na co ten tylko westchnął.
- Przepraszam cię Elen, ale już postanowiłem – dopowiedział zerkając z ukosa na Gandalfa, który postanowił nie mieszać się w nasza dyskusję.
- To zbyt niebezpieczne – dorzuciłam modląc się by zmienił zdanie.
- Jako król muszę podjąć te ryzyko – odpowiedział zwięźle. – Tu chodzi o bezpieczeństwo naszych ludzi... Muszę wiedzieć z czym przyjdzie nam się mierzyć – dodał na co lekko się zagotowałam.
- A co z twoim bezpieczeństwem – powiedziałam delikatnie za głośno. – Teraz masz rodzinę Thranduilu!
- Która mam nadzieję, że zaakceptuje moją decyzję – dodał na co ja wstałam od stołu.
- Przemyślcie to jeszcze... Przecież zawsze możecie tam wysłać kogoś innego – syknęłam w ich stronę, po czym udałam się do pokoju Legolasa, którego widok zawsze mnie uspokajał i poprawiał humor.
Jakaś moja część mówiła mi, że zachowałam się zbyt ostro. W końcu to jego królestwo i jego ludzie, o których bezpieczeństwo chce po prostu dbać. Miałam mu jednak za złe, że to właśnie on musi tam jechać. W końcu ta misja nie należała do najbezpieczniejszych. Powiedziałabym, że była tego całkowitą odwrotnością...
Usiadłam na łóżku Legolasa obserwując jego miarowy oddech. Moje powieki stawały się coraz cięższe przez co po paru minutach położyłam się koło malca, który jak się obudzi pewnie będzie przeszczęśliwy widząc mnie na miejscu koło niego.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? – szepnęłam w stronę Legolasa, a słaby uśmiech mimowolnie wkradł się na moją twarz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top