Rozdział 30

- Nawet nie wiesz jak nie chcę opuszczać tego miejsca – westchnęła Celi, kiedy rozkoszowałyśmy się widokami Mrocznej Puszczy o poranku. W końcu nic tak nie poprawia humoru jak spacer po królewskich ogrodach w piękny wiosenny poranek.

- Przecież wiesz, że nie musisz tego robić – odpowiedziałam poprawiając małego Legolasa na moich rękach.

- Wiesz, że to niemożliwe – westchnęła. – Elrond ostatnio wyznał mi całą prawdę... To co się dzieje w Śródziemiu zaczyna mnie powoli przerażać – dodała krzyżując ze mną spojrzenia. – Teraz Elrond ma dużo więcej spraw na głowie, a ja staram się mu pomóc na tyle ile potrafię – dodała przenosząc wzrok na pobliski, rwący strumyczek.

- Postaraj się na chwilę o tym zapomnieć – zachęciłam blondynkę. – Naciesz się ta chwilą wolności od problemów i bliźniaków. – Na moje słowa blondynka cicho się zaśmiała, przez co uzyskałam zamierzony efekt.

- Masz rację – odpowiedziała dumnie się prostując. – Teraz to Elrond ma ich na głowie – dodała. – Musi się zrehabilitować po ostatniej akcji. – Tym razem to ja cicho się zaśmiałam, kiedy uderzyły mnie wspomnienia sprzed paru dni.

- Nie bądź dla niego zbyt surowa – powiedziałam lekko rozbawiona. – Wiesz jaki jest ostatnio zabiegany – dodałam szturchając ją lekko ramieniem.

- To jest żadna wymówka – fuknęła udając obrażoną. – Usiądziemy na chwilę? – zapytała przenosząc wzrok na małego elfa, na moich rękach.

Na jej słowa pokiwałam twierdząco głową siadając przy strumyczku. Wzięłam głęboki oddech rozkoszując się zapachem kwiatów oraz roślin, które dopiero zaczęły budzić się do życia. Nie dziwiłam się, że Celi nie uśmiechało się wyjeżdżać... Mroczna Puszcza tak jak zawsze robiła niesamowite wrażenie. W tamtym momencie niezmiernie cieszyłam się z tego, że to właśnie w tym miejscu będzie wychowywać się Legolas.

Pogłaskałam go po krótkich włosach przez co uśmiech mimowolnie wpłynął na moją twarz. W zasadzie to nie schodził z niej już od paru dni. Przez długi czas myślałam, że to ślub będzie najszczęśliwszym dniem w moim życiu, jednak naprawdę mocno się pomyliłam...

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak szczęśliwa byłaby teraz matka Thranduila – rozmarzyła się Celi, a na jej ustach pojawił się słaby uśmiech.

- Jaka ona była? – zapytałam ciekawa przypatrując się z uwagą blondynce, której wzrok skupiony był na rwącej wodzie. – Thranduil nic konkretnego mi o niej nie mówił – dodałam przenosząc wzrok na małego elfa.

- Była cudowna elfką – odpowiedziała przypominając sobie żonę Orophera. – Była zawsze uśmiechnięta, wiecznie zaczytana oraz uwielbiała naturę. W szczególności Mroczną Puszczę...Tak prawdę mówiąc to była jedną z lepszych osób jakie było mi dane poznać – dodała, a przed oczami blondynki stanął obraz uśmiechniętej oraz pięknej matki Thranduila.

- Pamiętasz ją dobrze? – zapytałam ciekawa odpowiedzi.

Celi pokiwała twierdząco głową. Trudno było o niej zapomnieć.

- Razem z Oropherem byli idealną parą. – Po tych słowach jej oczy na chwilę zaszły łzami. – Takiej miłości i oddania nie widuje się na co dzień – dodała na co posłałam jej zdziwione spojrzenie.

Nigdy nie słyszałam, aby ktoś mówił o dawnych władcach w taki sposób. Zazwyczaj ograniczało się to do tego, że król Oropher był świetnym wojownikiem, a królowa elfką o dobrym sercu.

- Co dokładnie stało się z matką Thranduila? – zapytałam niepewnie spoglądając z ukosa na blondynkę.

- Po śmierci męża... - zaczęła jednak na chwilę zawiesiła głos. – Załamała się, odcięła od świata, przestała jeść, pić oraz normalnie funkcjonować... Zabiła ją tęsknota – dodała na co delikatnie się zdziwiłam, ale i pokiwałam ze zrozumieniem głową.

- Jak Thranduil sobie z tym poradził?

- Na początku był załamany, ale jak to się mówi czas leczy rany, prawda? – wzruszyła ramionami.

- Ale blizny i tak zostają – dodałam spuszczając wzrok.

- Dokładnie – odpowiedziała Celi wkładając bose stopy do strumyczka.

- Jak się nazywała? – dopytałam ciekawa.

- Miriam. – Po tych słowach na twarzy Celi pojawił się szczery oraz delikatny uśmiech. To imię kojarzyło jej się tylko i wyłącznie z pozytywnymi wspomnieniami z wczesnej młodości. Młodości, do której często chciała powrócić.

**

- I jak poszło? – zapytałam cicho Thranduila, kiedy ten wszedł do komnaty.

- O dziwo nie najgorzej – odparł nieco zbyt głośno, przez co Legolas poruszył się niespokojnie w swojej kołysce.

- Ciszej – zaśmiałam się, po czym z blondynem za rękę wyszłam na balkon, gdzie otulił nas przyjemny powiew chłodnego wiatru. – Zgodzili się na sojusz? – zapytałam ciekawa odpowiedzi.

- Sam jestem lekko zdziwiony, ale król Thror niemal od razu przystał na moja propozycję – powiedział wzruszając ramionami jednocześnie opierając się o barierkę.

Z racji tego, że koronacja nowego władcy odbyła się niecały miesiąc temu, nie byłam w stanie w niej uczestniczyć. Tymczasem Thranduil wyruszył na uroczystość, w trakcie której zaproponował nowemu królowi pewnego rodzaju sojusz. Przez to, że nadchodzące czasy zdawały się być niepewne, obie strony doszły do wniosku, że warto by było chociaż na chwilę obiecać sobie wzajemną pomoc. Wszystko dopięto, ustalono i podpisano właśnie dzisiejszego dnia.

- Pomogą nam w razie wypadku tak? – dopytałam.

- Tak i z wzajemnością – odpowiedział. – Mam nadzieję, że nie będą gołosłowni jak to krasnoludy mają w zwyczaju – dodał, na co dostał ode mnie delikatnie z łokcia. Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego krasnoludy i elfy nie pałają do siebie należytą sympatią.

- Kiedyś na pewno się przekonasz, że nie są takie złe – rzuciłam rozkoszując się zapachem lasu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam w jak wielkim błędzie byłam.

- Na pewno – mruknął, a jego głos przepełniony był sarkazmem. Na jego słowa jedynie wywróciłam oczami.

- Myślisz, że coś się szykuje? – zapytałam trochę zbaczając z tematu, który najwidoczniej nieco drażnił Thranduila.

- Co masz na myśli? – dopytał choć pewnie i tak znał odpowiedź na moje pytanie.

- No wiesz – zaczęłam zakładając kosmyk włosów za ucho. – Mam wrażenie, że sytuacja jest coraz bardziej napięta, a ty nie mówisz mi o wszystkim – dodałam spoglądając na niego z ukosa.

Thranduil westchnął krzyżując nasze spojrzenia. Już na pierwszy rzut oka dało się wywnioskować, że coś go martwi.

- Nie chciałem cię teraz niepokoić – odpowiedział drapiąc się po karku. Robił to za każdym razem kiedy był zestresowany, przez co uważnie mu się przyglądałam.

- Przecież obiecałeś mi, że będziesz mówił mi o wszystkim – odpowiedziałam niezadowolona.

- Wiem, ale... - zaczął lekko zakłopotany. – Nie miałem serca mówić ci o tych wszystkich atakach, kiedy całe dnie chodziłaś taka szczęśliwa – dodał na co słabo się uśmiechnęłam. Może zrobił dobrze? Czasami lepiej jest choć przez chwilę żyć w słodkiej niewiedzy. Z dala od problemów, które nie chcą sobie ot tak zniknąć.

- Dobrze – powiedziałam łapiąc go delikatnie za rękę. – A teraz powiedź mi o jakich atakach mówisz – zachęciłam go skinieniem głowy.

- Od jakiegoś czasu dostajemy coraz więcej zgłoszeń o tych plugawych bestiach, które przychodzą w nocy i sieją zniszczenie – wyjaśnił gniewnie, mocno zaciskając swoją rękę na mojej. – Nie wiemy, gdzie mają siedzibę, więc na razie nic nie możemy zrobić... Przypuszczamy jednak, że jest gdzieś na północy.

- Wysłaliście już jakieś zwiady? – zapytałam marszcząc brwi jednocześnie analizując słowa blondyna.

- Oczywiście – dopowiedział pewnie patrząc się na słońce znikające za koronami drzew. – Nic jednak nie wskórali – dodał. – Jednak jedna osoba może w końcu odkryć prawdę.

- Gandalf – szepnęłam, a uśmiech mimowolnie wpłynął na moją twarz.

Pomimo tego, że bardzo cieszyłam się, że w najbliższym czasie w końcu zobaczę czarodzieja, z drugiej strony obawiałam się tego jakie wieści ze sobą przyniesie.

- Szuka ich siedziby już od jakiegoś czasu – powiedział spoglądając na mnie. – Myślę, że tym razem przybędzie do Mrocznej Puszczy z dobrymi wieściami – dodał a chytry uśmiech wpłynął na jego twarz. – Może w końcu będziemy mogli wybić ich co do jednego – dodał, a w jego oczach pojawił się błysk.

- Pamiętaj żeby nie postępować zbyt pochopnie – oznajmiłam uważnie mu się przyglądając. – Nigdy nie lekceważ wroga – dodałam. – Może już jest silniejszy niż sobie wyobrażacie.

- Myślę, że nie ma czego się obawiać – zaczął. – Gandalf w końcu odpowie na wszystkie nasze pytania, a później pomoże nam zniszczyć zło – na jego słowa słabo się uśmiechnęłam. – Na razie jednak nie przejmuj się tym zbytnio – dodał spoglądając przez drzwi na smacznie śpiącego Legolasa. – Wszystko się ułoży. – Po tych słowach złapał moją twarz w dłonie, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek, który bez dłuższego zastanowienia odwzajemniłam.

***

- Nie odstępują go nawet na krok – zaśmiałam się przyglądając się ciemnowłosym bliźniakom, którzy siedzieli przy kołysce z Legolasem w środku.

- Dziwisz im się? – zaśmiała się blondynka. – W końcu to ich pierwszy kuzyn – dodała. – Już pewnie planują co będą z nim robić, kiedy następnym razem się zobaczymy.

- Nie sądzę, że nastąpi to szybko – westchnęłam spuszczając wzrok.

- Co masz na myśli? – zapytała upewniwszy się, że bliźniaki nie podsłuchują.

- Śródziemie staje się coraz bardziej niebezpieczne – odpowiedziałam, a na moją twarz wpłynął grymas niezadowolenia. – Nie sądzę, że takie wycieczki są teraz odpowiednie – dodałam niezadowolona z własnych słów, pomimo, że były one prawdziwe. – Powinniśmy trochę przeczekać...

- Może masz rację – westchnęła blondynka jednocześnie spoglądając na dzieci. – Nie chcę żeby żyły w tak mrocznych czasach...

- Myślisz, że ktokolwiek chce – mruknęłam zerkając na roześmianych, ciemnowłosych elfów. – Chce żeby Legolas miał normalne, wesołe dzieciństwo... Bez strachu przez to, że wojna wisi na włosku – dodałam mając szczerą nadzieję, że uda nam się zdusić rozwój zła w zarodku. Nikt nie chciał dopuścić do sytuacji sprzed upadku Morgotha.

- Miejmy nadzieję, że wszystko przebiegnie po naszej myśli, a teraz jedynie przesadzamy – odpowiedziała blondynka wstając z miękkiego materaca w królewskiej komnacie. – Chyba już na nas czas... Elladan i Elrohir mieli się jedynie pożegnać – dodała z widocznym smutkiem na twarzy. W końcu nie wiedziałyśmy, kiedy będzie nam dane spotkać się po raz kolejny.

- Nawet nie wiesz jak będę za wami tęsknić – oznajmiłam podnosząc się, po czym szybkim krokiem ruszyłam w stronę kołyski. – Obawiam się, że muszę porwać waszego kuzyna – rzuciłam w stronę widocznie oburzonych bliźniaków, przez których wyraz twarzy cicho się zaśmiałam.

Ignorując ich ciekawe oraz zdenerwowane spojrzenia podniosłam małego blondyna na ręce. Jego niebieskie oczy był wpatrzone prosto we mnie. Uśmiechnęłam się szeroko, poprawiając jego białe ubranko, uszyte przez Silvię, która od czasu narodzin odwiedziła nas już parokrotnie. Za każdym razem rozpływała się nad Legolasem, który według niej był najsłodszym elfiątkiem, którego kiedykolwiek widziała.

- Chodź pożegnamy twoich kuzynów – powiedziałam dotykając jego małego noska, a następnie razem Celi i bliźniakami opuściliśmy komnatę, aby udać się na dziedziniec.

Tak jak myślałam czekali tam już dobrze mi znani elfi władcy oraz cały orszak, który miał eskortować rodzinę królewską pod same bramy Rivendell. Powitałam wszystkich serdecznym uśmiechem, po czym podeszłam do Elronda, który zajęty był rozmową z Thranduilem.

- Dareth shiral mellon – rzuciłam w stronę ciemnowłosego elfa, który na te słowa gwałtownie odwrócił się w moją stronę.

- Do zobaczenia Elen – odpowiedział delikatnie mnie przytulając jednocześnie uważając na małego blondyna na moich rękach. Thranduil wykorzystał tę chwilę, aby pożegnać się z Celi oraz bliźniakami, którym Mroczna Puszcza zadziwiająco się spodobała, przez co niechętnie ją opuszczali.

- Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy – rzuciłam posyłając mu ciepły uśmiech.

- Serdecznie zapraszamy do Rivendell – oznajmił Elrond odwzajemniając uśmiech.

- Na pewno skorzystam z zaproszenia – odpowiedziałam, kiedy Thranduil stanął centralnie koło mnie.

- Pożegnaj się z Celi – powiedział wystawiając w moją stronę ręce. – Ja go potrzymam. – Mówiąc to w jego oczach błysnęły iskierki szczęścia, na których widok w duchu się uśmiechnęłam.

Nie zastanawiając się długo podałam mu nieco rozbudzonego Legolasa, który z zafascynowaniem przyglądał się swemu ojcu. Kiedyś zobaczy jak bardzo jest do niego podobny – pomyślałam. Przez dłuższa chwilę patrząc na dwie najważniejsze osoby w moim życiu, zrozumiałam, że dla nich mogłabym poświęcić dosłownie wszystko. Nawet coś tak cennego jak życie.

- Do zobaczenia – powiedziałam mierzwiąc włosy bliźniaków, którzy jedynie głośno się zaśmiali. Kiedy kucnęłam przed nimi, ci jedynie rzucili się w moje otwarte ramiona. Wiedziałam, że będzie mi ich bardzo brakować.

- Pa ciociu – rzucił Elladan, a jego brat jedynie pokiwał energicznie głową.

- Za niedługo się zobaczymy – machnęłam ręką nie będą do końca pewna tych słów. – Słuchajcie się rodziców – zagroziłam im palcem na co ci jedynie lekko się skrzywili.

- Będę tęsknić – powiedziała płaczliwym głosem Celi, która po raz kolejny zaskoczyła mnie swoją siłą.

- Ja za wami też – szepnęłam odwzajemniając mocny uścisk. – Trzymaj się i postaraj nie zwariować z tą trójką – dodałam kiwając głową w stronę Elronda czekającego przy koniach i powozie z dziećmi.

- Postaram się, ale niektóre rzeczy są po prostu nieuniknione. – Na jej słowa zaśmiałam się i przyznałam jej w duchu rację.

- Pozdrowisz ode mnie ciocię i Anet? – zapytałam Celi, która pokiwała twierdząco głową jeszcze raz posyłając mi słaby uśmiech.

- Oczywiście – odpowiedziała na chwilę odganiając smutek. – Mam nadzieję, że zobaczymy się wcześniej niż myślimy – dodała jeszcze raz mnie przytulając,a następnie odeszła w stronę białego powozu ze złotymi zdobieniami.

- Ja również – szepnęłam pozwalając wiatrowi, aby rozwiewał moje długie, rozpuszczone włosy.





~~~

Hey! Mam kilka rzeczy, o których chciałabym teraz powiedzieć, dlatego proszę o sekundkę uwagi 😊. Po pierwsze mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jeśli jesteście ciekawi to do końca tej części zostało jeszcze 9 rozdziałów, które postaram się wrzucić jak najszybciej. Po drugie nie wstawiam teraz rozdziałów aż tak często z jednaj prostej przyczyny... Pracuje teraz nad kolejnym opowiadaniem, które nie chce zapeszać ani się chwalić, ale bardzo mi się podoba i nie znalazłam drugiego o takiej tematyce na polskim wattpadzie. Po trzecie jestem w trakcie poprawek pierwszych rozdziałów... Miałam takie wyrzuty sumienia, że musiałam je zacząć poprawiać 😂.

To chyba wszystko. Tradycyjnie przepraszam za jakiekolwiek błędy + ten rozdział jest w miarę spokojny w porównaniu do kolejnego

P.S. macie pomysły o czym będzie kolejne opowiadanie? 😁                                                                  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top