Rozdział 21
- Widzimy się na weselu – powiedziałam nieprzekonująco z trudem powstrzymując łzy, które z wielkim uperem cisnęły mi się do oczu.
Ostatni tydzień minął mi niesamowicie szybko. Dzięki Celi oraz Elrondowi chociaż na te siedem dni zapomnieliśmy o niektórych bardzo istotnych problemach, które jak się później okazało zaczęły nabierać na sile.
- Trzymaj się Elen – odpowiedziała Celi mocno mnie ściskając. - Dziękuję za naukę pieczenia – zaśmiała się przez łzy.
- Nie ma sprawy – odpowiedziałam oddając uścisk. - Następnym razem ty masz mnie czegoś nauczyć – dodałam, kiedy po dłuższej chwili przestałyśmy się przytulać.
- To chyba nie jest dobry pomysł – na jej słowa obie się zaśmiałyśmy.
- Teraz moja kolej – rzucił Elrond zajmując miejsce swojej żony, tym samym kończąc nasze wzruszające pożegnanie.
- Do zobaczenia przyjacielu – uśmiechnęłam się do ciemnowłosego elfa jednocześnie go przytulając.
- Do zobaczenia na weselu – odpowiedział odwzajemniając uścisk. - Myślę, że to będzie wydarzenie, o którym długo będzie głośno. - W końcu to królestwo dobrego wina – na jego słowa zaśmiałam się dźwięcznie. Będzie mi ich brakowało.
Machaliśmy im z Thranduilem aż do chwili, kiedy zniknęli z naszego pola widzenia. Przez cały ten czas próbowałam powstrzymać napływające łzy, co najwidoczniej zauważył mój ukochany.
- Zobaczysz, że czas minie szybciej niżbyś tego chciała – powiedziawszy to przyciągnął mnie do siebie i złożył na moim czole czuły pocałunek.
- Dziękuję – wyszeptałam wtulając się w jego ramiona ignorując obecność niektórych urzędników.
- Za co? - zapytał zdziwiony kładąc dłonie na moich ramionach.
- Za to, że jesteś – dokończyłam zastępując łzy szerokim uśmiechem.
- I już nigdy nie odejdę Elen – dodał. - Moje miejsce jest tu – powiedział po czym popatrzył się na zamek. - Przy tobie – na te słowa odwrócił się gwałtownie w moją stronę, a uśmiech na mojej twarzy stał się jeszcze szerszy. - Pozwolisz? - zapytał wyciągając w moją stronę rękę, którą z chęcią złapałam.
Szliśmy przez kręte korytarze, oświetlane przez promienie popołudniowego Słońca pogrążeni w przyjemnej, niezobowiązującej rozmowie.
- Wracam dzisiaj do treningów – oznajmił, kiedy wchodziliśmy do królewskiej komnaty. - Po ranie nie ma prawie ani śladu – dodał czekając na aprobatę z mojej strony.
- Jestem w stanie ci na to pozwolić pod jednym warunkiem – zaczęłam z chytrym uśmiechem na twarzy siadając na skraju łóżka.
- Zamieniam się w słuch – na te słowa ściągnął z siebie koszulę aby przebrać ją w strój do ćwiczeń.
- Nauczysz mnie walczyć – odpowiedziałam po chwili milczenia spowodowanej widokiem umięśnionego torsu elfa.
- Wykluczone – skwitował szybko moją wcześniejszą wypowiedź, po czym założył na siebie luźną, przewiewną, białą koszulę.
- Dlaczego?! - krzyknęłam oburzona podchodząc do Thranduila. - Chcę umieć się obronić w razie potrzeby – założyłam ręce na piersi wyczekując odpowiedzi elfa.
- Ze mną nic Ci nie grozi – zaczął patrząc się w moje tęczówki. - No dobrze – uległ w końcu pod naporem mojego spojrzenia. - Nauczę cię...
- Dziękuję! – krzyknęłam zadowolona z efektu moich starań. - Biegnę się przebrać – rzuciłam idąc w stronę zamkniętych drzwi.
- Widzimy się na sali treningowej – dodał jeszcze Thranduil zanim opuściłam pomieszczenie. Na jego słowa pokiwałam twierdząco głową, a następnie zamknęłam za sobą dość ciężkie drzwi.
Przygotowania nie zajęły mi zbyt dużo czasu. Suknię zmieniłam na przewiewną, błękitną koszulę oraz na czarne przylegające do ciała spodnie. Na nogi wsunęłam wygodne, skórzane buty a włosy uczesałam w luźnego warkocza, którego spięłam brązowym rzemykiem. Gotowa na ćwiczenia wyszłam zmotywowana z komnaty i udałam się do wyznaczonego przez Thranduila miejsca.
Tak jak się spodziewałam ćwiczenia żołnierzy trwały już w najlepsze, przez co cała ogromna sala wypełniona była dźwiękiem stali uderzanej o stal.
Pośród wielu ćwiczących elfów wypatrzyłam znajome, jasne włosy. Thranduil właśnie walczył z kapitanem straży. Oparłam się o framugę szerokich drzwi i z zaciekawieniem przyglądałam się pojedynkowi. Prawdę mówiąc plotki nie kłamały. Już dawno temu doszły mnie słuchy, że władca Leśnego Królestwa jest jednym z najlepszych wojowników w Śródziemiu. Przypuszczałam, że owe plotki mogą być prawdziwe, ale dopiero ta walka całkowicie utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
Każdy jego ruch przepełniony był gracją i delikatnością. Wszystko było przemyślane, a na twarzy króla dało się zobaczyć jedynie skupienie oraz determinację.
Pojedynek toczył się już przez pewien czas, a żadna ze stron nie chciała się poddać. Puste odgłosy uderzanej stali stawały się być coraz głośniejsze, przez co wszyscy zajęci wcześniej walką żołnierze wstrzymali w napięciu oddech.
Po kolejnych trzech minutach zaciętej walki, Thranduil zamachnął się tępym mieczem z całych sił, co poskutkowało wylądowaniem kapitana z twardej posadzce. Korzystając z chwilowej nieuwagi mój narzeczony przyłożył mu zimną stal do szyi, a po sali przeszły zadowolone okrzyki i oklaski.
- Dziękuję za pojedynek – oznajmił Thranduil podając pokonanemu elfowi dłoń, którą ten z wdzięcznością przyjął. - Zawsze jesteś godnym przeciwnikiem – na te słowa poklepał kapitana po ramieniu na co tamten uśmiechnął się pod nosem delikatnie kłaniając się głową.
Po krótkiej wymianie zdań Thranduil odwrócił się moją stronę, po czym podszedł do mnie szybkim krokiem.
- Powiem Ci, że to... – powiedziawszy to wykonałam zamaszysty ruch ręką. - Było niesamowite. Widać kto tu jest królem – na moje słowa elf szeroko się uśmiechnął.
- Chodź za mną – na te słowa złapał mnie za rękę i poprowadził do przestronnego, pustego pomieszczenia, które było zapewne jego prywatną salą treningową. - Dzisiaj zajmiemy się podstawami – oznajmił podając mi średniej długości patyk. - Najważniejsza jest postawa – na te słowa podszedł do mnie i pokazał w jaki sposób powinnam się ustawić.
Słuchałam go w pełnym skupieniu chcąc wyłapać z jego wypowiedzi jak najwięcej przydatnych wskazówek.
***
- To tyle na dzisiaj – oznajmił po dobrej godzinie intensywnego wykładu, przez który na moim czole pojawiły się malutkie kropelki potu, które szybko starłam.
- Jestem wykończona – powiedziałam odkładając prowizoryczną broń na swoje miejsce.
- To dopiero początek – odpowiedział na co uśmiechnęłam się zmotywowana. - Możesz iść, ja jeszcze chwilę poćwiczę.
- Bardzo chętnie – skwitowałam marząc o ciepłej kąpieli. - Do zobaczenia wieczorem – na te słowa stanęłam na palcach i dałam mu krótkiego całusa w usta.
Tak jak przypuszczałam kąpiel okazała się być zbawienna. Leżałam w powoli już stygnącej wodzie z dodatkiem lawendowego olejku, a wszystkie moje mięśnie całkowicie się rozluźniły.
- Jesteś tu Elen? - wyrwał mnie z rozmyślań Thranduil , który sekundę temu musiał wejść do komnaty.
- Tak! - krzyknęłam w odpowiedzi. - Już idę.
Na te słowa wyszłam z wanny, a następnie szczelnie owinęłam się ręcznikiem. Szok spowodowany nagłą zmianą temperatury sprawił, że na mojej skórze pojawiła się gęsią skórka. Ze szczękającymi delikatnie zębami założyłam szybko jedwabną koszulę nocną. Pomimo niezbyt późnej pory nie miałam zamiaru opuszczać komnaty, dlatego wydała mi się ona odpowiednią opcją. Po szybkim przesuszeniu włosów i ponownym obmyciu twarzy weszłam do środka komnaty, gdzie ku mojemu zdziwieniu nie zastałam Thranduila.
Zobaczyłam go dopiero po pewnej chwili. Stał zapatrzony w zachodzące Słońce opierając się o barierkę.
- Pięknie prawda? - zapytał nie odrywając wzroku od widoku.
- Cudownie – odpowiedziałam okrywając się szczelnie jednym z koców, a następnie tak jak Thranduil oparłam się na poręczy.
- Muszę ci coś pokazać Elen.... - zaczął niepewnie przez co odwróciłam wzrok w jego stronę. - W końcu za niedługo mamy się pobrać, a ja nie ujawniłem przed tobą dość istotnej rzeczy – na jego słowa lekko się zmieszałam. Nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać.
- Stało się to podczas bitwy nad Dagorlad – po tych słowach na całej lewej stronie twarzy Thranduila pojawiły się ogromnej blizny, a oko straciło swój kolor. - Był tam smok... - zaczął wyjaśniać. - Jeśli nie chcesz...
- To nic takiego – szepnęłam prostując się, a następnie kładąc dłoń na jego rozgrzanym policzku.
- Nie przeszkadza ci to? - zapytał zszokowany pokazując na twarz, z której na powrót zniknęły wszystkie niedoskonałości.
- Dlaczego miałoby? Blizny nie zmieniają naszego charakteru – zaczęłam łagodnym głosem.- Pokazują jedynie jaką drogę przebyliśmy – po tych słowach posłałam mu delikatny uśmiech, który niepewnie odwzajemnił.
Nic nie odpowiedział. Złapał moje policzki w swoje duże dłonie po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek, który odwzajemniłam z podwójną siłą. Wplotłam palce w jego aksamitne w dotyku włosy na co ten jeszcze mocniej przyciągnął mnie do siebie, nie zostawiając pomiędzy nami nawet milimetrowej przerwy.
Pocałunek przy świetle jesiennego, zachodzącego Słońca w ramionach ukochanego. Ta chwilą zdawała się mieć w sobie szczyptę magii, która jak wiadomo w Śródziemiu nie była czymś niezwykłym.
- Jestem chyba najszczęśliwszym elfem w całym Śródziemiu – wyszeptał kończąc pocałunek, po czym oparł czoło na moim. - Nie wiem co bym zrobił gdyby kiedykolwiek coś ci się stało.
- Nic się nie stanie – odpowiedziałam również szeptem. - Przetrwamy to. Razem – na moje słowa obydwoje się uśmiechnęliśmy, a następnie wróciliśmy do ciepłej komnaty.
***
- Muszę jutro wyjechać do Ereboru – oznajmił któregoś dnia Thranduil przeglądając papiery w sali tronowej.
- A dlaczegoż to? - zapytałam zdziwiona siadając na jednym z drewnianych schodków.
- Muszę omówić warunki handu pomiędzy naszymi królestwami – odpowiedział zapatrzony w jakiś dokument jednocześnie marszcząc brwi. - Król Dáin ostatnimi czasy robi niepotrzebne problemy.
- Bogactwo góry zaczyna mieszać mu w głowie – odpowiedziałam przyglądając się narzeczonemu.
- Podejrzewasz smoczą chorobę? - zapytał przenosząc wzrok z dokumentu na mnie.
- Jeszcze nie, ale kto wie... – zaczęłam wstając. - W końcu krasnoludy mają słabość do złota, którego góra skrywa jeszcze wiele. - Zmieniając temat. Zrobiłeś już listę gości na wesele? - zapytałam opierając się o kolumnę stojącą przy Thranduilu.
- Tak – powiedział nagle. - Zapomniałem ci ją dać. Jest u mnie w komnacie na stole.
- Zaraz tam pójdę i naszykuję ci zaproszenia dla krasnoludów z Ereboru – na moje słowa elf głośno westchnął. - Oj nie narzekaj! To tylko krasnoludy – zaczęłam. - Owszem troszkę różnią się od nas, ale jak się je lepiej pozna... Są naprawdę rozsądne i zabawne.
- Widocznie ja jeszcze żadnego lepiej nie poznałem – powiedziawszy to odłożył czytany papier na pokaźny stosik innych. - Gdzie chcesz żeby ślub się odbył? - zapytał siadając na pobliskim krześle.
- Marzy mi się taki w ogrodzie... - rozmarzyłam się. - Wszędzie mnóstwo kwiatów, lampionów i ludzi, których lubię – na moje słowa Thranduil się rozpromienił.
- Niech więc tak będzie – skwitował moje słowa. - Jeśli chodzi o dekoracje to w pełni ci się podporządkuję. Pierwszy dzień wiosny w dalszym ciągu niezmienny tak? - w odpowiedzi pokiwałam jedynie twierdząco głową.
- Przecież wiesz, że uwielbiam tą porę roku – uśmiechnęłam się na myśl o wesołym śpiewie ptaków oraz o kwiatach, które zaczynają kwitnąć w przeróżnych kolorach.
- Jakże mógłbym nie wiedzieć... - zaczął, a jego wypowiedź przerwało przyjście generała armii.
- Przepraszam, że przeszkadzam mój królu, ale czy mógłbym zająć chwilę? - zapytał lekko kłaniając się Thranduilowi, a następnie mnie.
- Idę zająć się zaproszeniami – oznajmiłam słysząc w wypowiedzi elfa pewną aluzję. - Widzimy się później – zwróciłam się do narzeczonego, po czym uśmiechnęłam się do obydwu elfów i szybkim krokiem ruszyłam wykonać wspomniane wcześniej zadanie.
Idąc korytarzami z głową w chmurach przypadkiem na kogoś wpadłam. Ten ktoś okazał się być dobrze znanym mi elfem.
- Przepraszam cię – powiedziałam do Telena z lekkim uśmiechem na co ten pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Gdzie tak pędzisz? - zapytał ciekawy.
- Muszę zająć się zaproszeniami na ślub – zaczęłam. - A Thranduil wyjeżdża jutro do Ereboru, więc mógłby je dać paru krasnoludom – wyjaśniłam cała w skowronkach. - Właśnie! - rzuciłam przypominając sobie dość istotną sprawę. - Nie chciałbyś jutro troszkę podszkolić mnie w walce?
- Mam nadzieję, że poprawiłaś się od poprzedniego razu – powiedział kąśliwie na co zaśmiałam się cicho. - Ale oczywiście, z wielką przyjemnością postaram ci się pomóc w opanowaniu jakże skomplikowanej sztuki walki – powiedział dyplomatycznie co wywołało jeszcze szerszy uśmiech na mojej twarzy.
- To do jutra! - rzuciłam na pożegnanie, po czym zniknęłam za zakrętem, a następnie w komnacie Thranduila.
Zgodnie z instrukcjami narzeczonego podeszłam do stolika, zabrałam listę, a następnie usiadłam przy pokaźnych rozmiarów biurku. Wyciągnęłam z jednej szuflady potrzebne mi rzeczy i nie czekając ani chwili dłużej zaczęłam wypisywać zaproszenia dla królewskiej rodziny Ereboru.
Po około godzinie skończyłam wypisywać listy, które następnie zapieczętowałam zieloną, królewską pieczęcią. Pieczęcią króla Leśnych Elfów.
- Jak ci idzie? - zapytał stojący koło mojego ucha Thranduil przez co wysoko podskoczyłam. - Aż taki jestem straszny? - zapytał śmiejąc się pod nosem.
- Nigdy więcej tak nie rób - złapałam się dramatycznie za serce.
- Tego nie obiecuję – odpowiedział opierając dłonie na moich ramionach.
- Jeśli chodzi o zaproszenia to proszę – powiedziawszy to wstałam, a następnie podałam Thranduilowi pliczek ładnie ozdobionych zaproszeń.
- Nie wiedziałem, że masz taki talent – powiedział z uznaniem obracając jedno z zaproszeń w ręce.
- Dziękuję – odpowiedziałam lekko spuszczając głowę. - A czy ty czasem nie powinieneś zacząć się pakować? - zapytałam widząc jak Słońce chowa się za grubą warstwą drzew.
- Masz rację – odpowiedział wzdychając, po czym podszedł do obszernej szafy.
- Ile cię nie będzie? - zapytałam ciekawa podchodząc do narzeczonego.
- Mam nadzieję, że nie dłużej niż pięć dni – powiedziawszy to wyciągnął z szafy błękitną oraz srebrną szatę. - Która lepsza?
- Srebrna – rzuciłam po chwilowym zastanowieniu. - Tylko uważaj na siebie tym razem dobrze? Nie chcę powtórki tego co było – oznajmiłam wyciągając z szafy jedną z białych koszul. - Orków jest coraz więcej.
- Zabieram ze sobą najlepszych strażników – zaczął pakując naszykowane rzeczy do skórzanych toreb. - Nic mi nie będzie – dodał kończąc wykonywaną czynność.
- No dobrze – zaczęłam. - A teraz proponuję ci żebyś udał się na spoczynek. Chyba nie chcesz spaść jutro z Oriona? - na moje słowa Thranduil lekko się zaśmiał. - Ja też już pójdę – dodałam podchodząc do drzwi wyjściowych.
- Przyjdź zaraz dobrze? - zapytał na co uśmiechnęłam się pod nosem, po czym wyszłam bez słowa z komnaty.
Wzięłam szybką kąpiel, którą naszykowała mi Arletta, a następnie przebrałam się w długą koszulę nocną z rękawem sięgającym troszkę za łokieć. Rozpuściłam moje pospinane włosy, które następnie delikatnie rozczesałam. Gotowa ruszyłam do komnaty Thranduila, który jak się okazało również brał kąpiel. Cicho zamknęłam za sobą drzwi, a następnie zwinnym ruchem wskoczyłam do szerokiego i bardzo wygodnego łóżka. Przez dość chłodną temperaturę na zewnątrz, a tym samym w komnacie owinęłam się szczelnie kołdrą, a głowę położyłam na miękkiej poduszce.
Niecałe dziesięć minut później z łazienki wyszła wyczekiwana osoba, która przeskoczyła przeze mnie lądując po mojej prawej stronie.
- Dobranoc – oznajmił jedynie składając na moim czole delikatny pocałunek, a następnie zgasił świecę znajdującą się na jednym ze stolików nocnych.
- Słodkich snów – dodałam cicho po czym wtuliłam się w mojego ukochanego.
***
- Pamiętaj co ci mówiłam – zagroziłam Thranduilowi palcem, przypominając sobie rozmowy minionego dnia.
- Pamiętam – odparł wzdychając. - Do zobaczenia Elen – na te słowa czule mnie pocałowała co oczywiście odwzajemniłam, a następnie wskoczył na stojącego koło niego Oriona.
- Do zobaczenia – dodałam cicho patrząc się na odjeżdżającego w towarzystwie paru strażników Thranduila. Jeszcze nie wiedziałam, że sprawa handlu między naszymi dwoma królestwami nie była jedynym powodem dla którego Thranduil pojechał do Ereboru.
Kiedy orszak zniknął mi z pola widzenia szybkim krokiem udałam się do sali treningowej, w której czekał mnie zastępczy nauczyciel.
- Mae govannen mellon! - powitałam przyjaciela, który na moje słowa odwrócił się w moim kierunku.
– Mae govannen Elen! - rzucił w odpowiedzi. - Gotowa do treningu? - zapytał uśmiechając się zadziornie jednocześnie podając mi tępe ostrze.
- Jak nigdy – na te słowa zaczęliśmy pojedynek.
Przez prawie dwa tygodnie codziennych ćwiczeń z Thranduilem osiągnęłam niesamowity postęp. Moja kondycja stawał się z dnia na dzień coraz lepsza, a ruchy coraz bardziej przemyślane i zwinne.
Walczyliśmy już jakąś chwile, w trakcie której nasze ostrza z głuchym dźwiękiem odbijały się od siebie. Pomimo naprawdę ogromnego postępu w walce, moje umiejętności nie mogły równać się z umiejętnościami Telena.
Jego ruchy może nie były nacechowane gracją, ale siłą i rozwagą na pewno. Po paru minutach wymagającej jak dla mnie walki, Telenowi udało wybić się ostrze z mojej ręki. Metal uderzył z hukiem o kafelki. Leżał parę metrów ode mnie przez co zostałam całkowicie bezbronna. Sytuację oczywiście wykorzystał mój przyjaciel.
- Jestem pod wrażeniem – powiedział z uznaniem przykładając mi do szyi tępy kawałek metalu. - Widać, że bierzesz lekcje od mistrza – na te słowa podał mi rękę, którą z chęcią złapałam.
- Dzięki – powiedziałam uśmiechnięta otrzepując ubrania z kurzu. - I rzeczywiście Thranduil jest w tym świetny – dopowiedziałam z uśmiechem. - Co powiesz na rewanż? - zapytałam z błyskiem w oku.
- Przecież mnie znasz – odpowiedział chwytając mocniej za rękojeść prowizorycznego miecza.
Hey! Tak jak mówiłam daje wcześniej rozdział. Mam nadzieję, że się podoba.
P.S Powiem tylko, że w kolejnym rozdziale będzie się działo 😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top