Rozdział 18
Dni w Mrocznej Puszczy mijały mi ostatnimi czasy dość wolno. Od naszego pamiętnego powrotu minęło już pięć dni, dlatego z powodu wielu naglących spraw, Thranduil w pełni pochłonięty był sprawami swojego królestwa, przez co prawie w ogóle nie miał czasu dla mnie. W pałacu czuć było natomiast dość napiętą atmosferę, wywołaną atakiem orków, których pan w dalszym ciągu nie był nikomu znany.
Wstałam dziś dość wcześnie obudzona przez delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziałam w amoku delikatnie się przeciągając i przykrywając kołdrą.
- Bardzo przepraszam, że przeszkadzam, ale mam dla Pani wiadomość – powiedziała Arletta po czym delikatnie dygnęła.
- Nic się nie dzieje i słucham uważnie – powiedziawszy to wstałam z łóżka zrzucając z siebie kołdrę tym samym zostając w mojej długiej, bawełnianej koszuli nocnej.
- Jakieś dziesięć minut temu przyjechał do pałacu posłaniec z Lothlórien i kazał to Pani przekazać – powiedziała szybko, po czym podała mi kopertę z białą pieczęcią na środku. Od razu poznałam, że jest od Celi, ponieważ widniała na niej piękna lilia, która była jej ulubionym kwiatem.
- Dziękuję za dostarczenie wiadomości Arletto – uśmiechnęłam się do niej, co ta odwzajemniła a następnie dygnęła i wyszła z komnaty cichutko zamykając za sobą drzwi.
Usiadłam z powrotem na łóżku i pewnym ruchem przełamałam pieczęć na pół. List zapisany był piękną kursywą, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że to list od mojej przyjaciółki.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zabrałam do czytania dość długiego jak na Celi listu.
Droga Elen
Bardzo mi przykro z powodu tego co się wydarzyło. Mam nadzieję, że wszystko już w porządku a wy jesteście cali i zdrowi. Widziałam twój list i wiedz, że nie musisz mnie przepraszać. Całkowicie Cię rozumiem, to w końcu wasi poddani. Na waszym miejscu zrobilibyśmy to samo. Jeśli chodzi o wesele to mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś przez niestety tak krótki czas. Osobiście bawiłam się świetnie. Te tańce, zabawy i rozmowy... Jeśli bym mogła przeżyłabym to jeszcze raz. Szczegółów spodziewaj się na najbliższym spotkaniu, które mam nadzieję odbędzie się w najbliższym czasie.
Elrond prosił mnie żebym cię przeprosiła za to, że przez przypadek powiedział wszystkim o waszych zaręczynach. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. Zapraszam was też serdecznie do Rivendell, które jest teraz moim oficjalnym domem.
Całuski dla Ciebie i Thranduila przesyła Celi i Elrond
Po przeczytaniu listu uśmiech cały czas widniał na mojej twarzy. Pomimo ostatnich zdarzeń niesamowicie cieszyłam się ze szczęścia przyjaciółki, na które w pełni zasługiwała. Jedyna rzecz która lekko mnie zasmuciła był fakt, że nasze najbliższe spotkanie nastąpi dużo później niż bym tego chciała. Nie chciałam zostawiać na długo Thranduila, który ma teraz ogrom spraw na głowie. Najbliższym pretekstem do spotkania będzie zapewne nasz ślub, który odbędzie się najpewniej na samym początku wiosny, czyli za niecałe pół roku.
Po chwilowych rozmyślaniach wstałam już na dobre z łóżka, które chwilę później dokładnie pościeliłam.
Następnie zrobiłam coś co robię codziennie a mianowicie wyszłam na balkon, aby pooddychać świeżym, leśnym powietrzem. Jak się okazało na dworze było dość chłodno, a Słońce dopiero zaczynało wschodzić.
Oparłam się na poręczy i pozwoliłam, aby wiatr rozwiewał moje włosy. Rozkoszowałam się tym przecudownym zapachem, po czym wróciłam do środka komnaty aby się ubrać.
Miałam spotkać się dziś z Silvią, która obiecała mi lekcje pieczenia, które były mi niezmiernie potrzebne. Zabrałam więc czarne, długie spodnie oraz białą, luźną koszulę, a następnie z naszykowanymi rzeczami ruszyłam do łazienki. Tak jak codziennie zrobiłam poranną toaletę, która już w pełni postawiła mnie na nogi. Ubrałam się w wybrane wcześniej ubrania a włosy jedynie rozczesałam i pozostawiłam rozpuszczone.
Wychodząc z komnaty stwierdziłam, że zajrzę do Thranduila. Bez pytania otworzyłam delikatnie drzwi, które na moje szczęście nawet nie zaskrzypiały. Tak jak się spodziewałam Thranduil jeszcze spał, a ja nie miałam serca go budzić. Zamknęłam więc cichutko drzwi i szybkim krokiem ruszyłam do kuchni. Mój żołądek już od dziesięciu minut zaczynał dawać mi się we znaki, dlatego postanowiłam tego nie bagatelizować.
- Dzień dobry! - rzuciłam do pań kucharek, które już od bardzo wczesnych godzin krzątały się w kuchni.
- Witamy moja Pani! - rzuciła wesoło blondwłosa elfka, na co szeroko się uśmiechnęłam.
- Dostałabym lembasa? - zapytałam wlewając sobie wodę do kielicha.
- Oczywiście, właśnie wyciągam z pieca - odpowiedziała mi inna elfka, po czym podała mi ciepły, zawinięty w chustkę, elficki chleb.
- Bardzo wam dziękuję, pachnie przepysznie - powiedziałam uśmiechnięta, co kucharki odwzajemniły.
Po krótkiej rozmowie postanowiłam ruszyć w końcu do wioski, dlatego osiodłałam Eris, na której stempem ruszyłam w wyznaczone miejsce.
Lembas okazał się być przepyszny, a parę gryzów, napełniły mój rządny jedzenia żołądek.
Kiedy dotarłam do wioski, a dokładniej pod drzwi Silvii, delikatnie w nie zapukałam. Chwilę później wyłoniła się zza nich cała rozpromieniona elfka, która uscisneła mnie tak mocno, że na chwilę zabrakło mi tchu.
- Witaj moja droga! - powitała mnie rudowłosa, która zachęcającym gestem zaprosiła mnie do domu.
- Ostrzegam Cię, że jestem tragicznym kucharzem - powiedziałam lekko zakłopotana, kiedy przekroczyłyśmy próg drzwi.
- Na pewno nie jest tak źle! - krzyknęła idąc w stronę kuchni, a ja ruszyłam w jej ślady. - Jak ja się cieszę moje dziecko! Nadal nie mogę uwierzyć, że za niedługo ślub! - klasnęła w dłonie uradowana.
Kiedy parę dni temu powiedzieliśmy Silvii o naszych zaręczynach, elfka prawie zemdlała ze szczęścia, a teraz mówi tylko o tym jak bardzo się cieszy.
- Zastanawiałaś się już nad suknią moja droga? - zapytała wyciągając składniki na cynamonowe bułeczki z kuchennych szafek.
- Jeszcze sporo czasu - odpowiedziałam zgodnie z prawdą opierając się o jedno z kuchennych krzeseł.
- Dużo czy nie dużo myślę, że powinnaś już zacząć o niej myśleć! - powiedziała oburzona moim brakiem chęci do wyboru ubrania. - A teraz zapraszam Cię moja droga, bo mam zamiar zrobić z Ciebie cukiernika!
Na jej słowa głośno westchnęłam, po czym lekko się uśmiechnęłam. Niezmiernie cieszyłam się, że ta oto elfka pojawiła się w moim życiu, zastępując ciocię, która została w Dale.
- Bardzo Ci dziękuję Silvio – powiedziałam przytulając elfkę z woreczkiem pełnym przepysznych, ciepłych łakoci w ręce.
- Nie ma sprawy i wpadaj częściej – odpowiedziała z uśmiechem. - Pozdrów ode mnie Thraduila – rzuciła jeszcze na odchodne, co skwitowałam jedynie kiwnięciem głowy.
Zapakowałam bułeczki do jednego z moich skórzanych kufrów na siodle, po czym zwinnym ruchem wskoczyłam na lekko zniecierpliwioną klacz. Poklepałam ją po grzbiecie, a ta jakby czytała mi w myślach ruszyła przed siebie galopem. Chłodne powietrze dawało niesamowite orzeźwienie, a w połączeniu z tym cudownym zapachem, czułam się wprost niesamowicie.
Kiedy dojechałam na miejsce zeskoczyłam z Eris. Oddałam ją stajennym uprzednio wyciągając zawartość toreb oraz dając klaczy soczyste, czerwone jabłko.
- Do zobaczenia jutro – powiedziałam kojąco i pogłaskałam ją po pyszczku na co głośno zarżała.
Zbliżało się południe a mi wpadł do głowy pewien pomysł. Postanowiłam oderwać Thranduila od swoich obowiązków chociaż na chwilę, dlatego stwierdziłam, że piknik na świeżym powietrzu będzie czymś idealnym.
Szybkim krokiem ruszyłam do komnaty aby się przebrać. Postawiłam na długą niebieską suknię z krótkim rękawem oraz na drobny, srebrny wisiorek. Rozczesałam moje poplątane przez jazdę włosy oraz przemyłam twarz, co po raz kolejny dzisiejszego dnia mnie orzeźwiło.
Wychodząc z komnaty zabrałam ze sobą duży, niebieski koc oraz koszyk do którego wsypałam moje wypieki. Następnie udałam się do kuchni, gdzie dopakowałam do koszyka jeszcze wiele przeróżnych owoców oraz lembasy. Po skończonych czynnościach cała rozpromieniona ruszyłam do ogrodu, gdzie rozłożyłam wszystkie, zapakowane wcześniej rzeczy.
Zostało mi jedynie znaleźć mojego narzeczonego co stanowiło dość duży problem. Pałac był ogromny, dlatego postanowiłam sprawdzić miejsca, w których przebywa najczęściej. Sprawdziłam salę tronową, jego komnatę oraz wiele przeróżnych miejsc. Kiedy miałam się już poddać wpadłam na kogoś na korytarzu. Jak się okazało ten ktoś był moją zgubą.
- Kogoż to widzę – zaczął po czym złożył na moich ustach pocałunek, który oczywiście odwzajemniłam.
- Mam dla ciebie mała niespodziankę – oznajmiłam z uśmiechem na ustach. - Chodź ze mną – dodałam łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę ogrodów. - Ostatnimi czasy spędzamy ze sobą bardzo mało czasu, więc postanowiłam, że chyba czas to zmienić.
- Masz rację, ale to nie jest takie proste.... Władza wymaga poświęceń. A do tego te ostatnie wydarzenia – westchnął na co mocniej złapałam go za rękę.
- Nie wiem czy się to uda, ale postaraj się zapomnieć o tym wszystkim chociaż na godzinę dobrze? - na moje słowa Thrandi delikatnie się uśmiechął i pokiwał głową.
...
- Oto niespodzianka! - powiedziałam wchodząc do naszej ulubionej części ogrodów, której uroku dodawał wodospad połączony z jeziorkiem.
Na widok przygotowanego przeze mnie pikniku Thranduil szeroko się uśmiechnął, po czym pocałował mnie w policzek i usiadł na leżącym na trawie kocu. Szybko poszłam w jego ślady i zaczęłam chwalić się moimi przepysznymi wypiekami.
- Są przepyszne! - przyznał z uznaniem biorąc spory kęs jeszcze ciepłej bułki. - Widać kto cię tego nauczył – dodał rozpoznając w moim dziele rękę Silvii.
Siedzieliśmy tak pogrążeni w bardzo przyjemnej rozmowie mniej więcej godzinę. Było już po południu, więc co logiczne na dworze zaczynało robić się coraz zimniej. W końcu jest jesień a jak wiadomo pogoda o tej porze roku bywa różna.
- Znowu muszę Cię ratować- powiedział rozbawiony Thranduil widząc gęsią skórkę na moich rękach, przez co podał mi swój płaszcz. - Weź go przecież wiesz, że zawsze jest mi ciepło - oznajmił stanowczo widząc moje zawahanie.
Po krótkim namyśle z wdzięcznością przyjęłam ubranie i założyłam je na siebie. Jak przypuszczałam było ono dużo za duże, aczkolwiek poczułam falę ciepła rozchodzacą się po moim ciele.
- Dziękuję- uśmiechnęłam się do Thranduila. - Zapomniałam Ci powiedzieć, że dostałam list od Celi.
- I jak tam u młodych małżonków? - zapytał kładąc się na plecach równocześnie zakładając ręce za głowę.
- Powiedziałabym, że świetnie - odpowiedziałam kładąc się na jego torsie. - Zapraszają nas do Rivendell.
- Będziemy musieli ich odwiedzić - przyznał przywołując na twarz uśmiech. - Na pewno zobaczymy się na naszym weselu - ma jego słowa ja również szeroko się uśmiechnęłam.
- To już za parę miesięcy. Musimy powoli zacząć się przygotowywać - powiedziałam podnosząc się do pozycji siedzącej. - Przygotowałbyś listę gośći? Mogłabym zająć się zaproszeniami.
- Oczywiście - odparł. - Ale pamiętaj, że możesz dopisać do niej kogo tylko chcesz.
- Taki mam zamiar - zaczęłam. - W końcu zobaczę się z ciocią i Anet - te słowa sprawiły, że od razu zaczęło mi się robić cieplej na sercu.
- A ja się cieszę, że w końcu poznam elfkę, która Cię wychowała - dodał uśmiechnięty. - Ty już poznałaś Silvię, więc teraz czas na mnie.
- Zobaczysz, że ją polubisz. To cudowna osoba - na jej wspomnienie zrozumiałam jak bardzo za nią tęsknię.
Thranduil widząc moją nagłą zmianę nastroju przyciągnął mnie do siebie oraz otulił ramieniem.
- Jeśli chcesz to możesz jechać ją odwiedzić. Chociaż na parę dni. Przecież to niecałe dwa dni drogi - stwierdził a jego propozycja wydała mi się bardzo kusząca.
- No nie wiem - skomentowałam cały czas bijąc się z myślami.
- Przez najbliższy tydzień i tak mam mnóstwo spraw do załatwienia, a nie chce żebyś się nudziła - powiedział patrząc się na mnie zachęcająco.
- Ale tylko na parę dni - zaczęłam. - Odwiedzam ciocię i wracam - na te słowa cmoknęłam go w policzek po czym już całkowicie wstałam. - W takim razie wyjeżdżam jutro. Muszę iść się pakować - westchnęłam myśląc o tej torturze.
- Wyślę z Tobą paru zaufanych strażników - oznajmił również wstając.
Nic nie odpowiedziałam ponieważ wiedziałam, że i tak nic nie wskóram. Martwił się o mnie a ja nie miałam mu tego za złe.
- Chodź, pomogę Ci się spakować- powiedział pakując jedzenie do koszyka, po czym wziął mnie za rękę i razem ruszyliśmy w stronę mojej komnaty.
Z racji tego, że wyjazd zaplanowałam na parę dni pakowanie zajęło nam raptem kilkanaście minut. Ubrania zapakowałam do toreb, które miałam przypiąć do siodła Eris, a prowiant w postaci paru lembasów wziętych wcześniej w kuchni dopakowałam na sam wierzch.
- Gotowe - oznajmiłam zapinając ostatnią z toreb.
...
Resztę tego pięknego jesiennego dnia spędziliśmy na rozmowach i spacerach w ogrodach. Rozmawialiśmy na przeróżne niezobowiązujące tematy, przez które Thranduil najpewniej zapomniał o swoich obowiązkach.
Po paru godzinach we wspólnym towarzystwie wróciliśmy do komnat, ponieważ Słońce chyliło się ku zachodowi.
- Wezmę tylko kąpiel i zaraz do Ciebie przyjdę - powiedział Thrandi podprowadzając mnie pod drzwi mojej komnaty.
- Będę czekać- odpowiedziałam po czym zniknęłam za drzwiami.
Z racji tego że miał czekać mnie dość wyczerpujący dzień, postanowiłam wziąć długą, odprężającą kąpiel z dodatkiem mojego ulubionego lawendowego olejku.
Po kąpieli ubrałam się w koszulę nocną, po czym zwinnym ruchem wyskoczyłam pod cieplutką kolderkę, którą szczelnie się owinęłam.
Podczas czekania na Thranduila na chwilę przysnęłam a obudziło mnie dopiero skrzypnięcie łóżka koło mnie oraz ciche - Dobranoc.
Hey! Mam nadzieję, że rozdział się podobał 😊 Wiem, że jest dość krótki i mało się w nim dzieje, ale jest to tylko wstęp do kolejnych, gdzie będzie się działo 😂
P.S Przepraszam za błędy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top