Rozdział 12
Stałam przed lustrem, w którym widziałam zupełnie inną elfkę niż tą co jeszcze miesiąc temu mieszkała w Dale. Pomimo tak diametralnej zmiany w życiu czułam się wprost cudownie. Zaczynałam powoli rozumieć co oznaczało być kochanym i co oznaczało kogoś kochać. To właśnie tu, w sercu Mrocznej Puszczy odnalazłam część siebie.
Moje włosy delikatnie opadały mi na ramiona, a oczy były pełne iskierek radości wywołanych pobytem w tym przepięknym miejscu. Był ranek, a dokładniej dzień urodzin Thranduila oraz długo wyczekiwany bal.
O dziwo wstałam jeszcze zanim słońce zdołało przebić się przez horyzont, a delikatne promienie słońca z każdą sekundą sięgały coraz bardziej w głąb mojego pokoju.
Wiedziałam, że przez ekscytację wywołaną dzisiejszym dniem nie zasnę, więc porzuciłam próby dokonania tego. Wzięłam ze sobą długą niebieską suknię i ruszyłam w stronę łazienki. Napuściłam do wanny cieplutką wodę, która już kilka chwil później otulała moje ciało razem z lawendowy olejkiem.
Leżałam tak dobre pół godziny i szczerze mogłabym jeszcze drugie tyle gdyby nie fakt, że woda robiła się zimna. Zwinnie wyskoczyłam z wanny, a następnie ubrałam się we wcześniej zaplanowany strój a włosy delikatnie podpięłam.
Kiedy żołądek zaczął dawać o sobie znać postanowiłam że pora coś zjeść. Z racji tego, że większość pałacu jeszcze spała, a ja nie chciałam sama iść na jadalnię, musiałam zadowolić się ciastkami, które wczorajszego dnia kupił mi Thrandi. Było ich tyle, że mogłabym na nich wyżyć przez tydzień.
Po najedzeniu się tymi przepyszny smakołykami nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Początkowo wzięłam leżąca koło mnie książkę, ale niestety okazała się być potwornie nudna. Następnie wyszłam na balkon, gdzie tak jak codziennie podziwiałam piękno tutejszej przyrody.
Kiedy słońce było już całe w zasięgu mojego wzroku, postanowiłam, że czas obudzić Thrandiego. Prawdę mówiąc nie byłam jeszcze w jego komnacie, ale miałam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko.
Szybko przedostałam się do drzwi znajdujących się o kilka kroków dalej od moich. Delikatnie zapukałam, a kiedy nie otrzymałam odpowiedzi, delikatnie je otworzyłam. Tak jak myślałam Thrandi jeszcze spał.
Jego komnata była na oko dwa razy większa od mojej. Nie można zaprzeczyć, że spełniała wymogi królewskiej sypialni. Na środku pokoju stało wielkie łóżko z brązowym baldahimem. Ściany były wydrążone w drewnie zresztą jak wszystko w pałacu. Po prawej stronie łóżka znajdowało się ogromne wyjście na balkon. Wszystko było w kolorach lasu a garderoba wyglądała jak wielkie drzewo, ponieważ była stworzona z gałęzi oblepionych ogromną ilością liści.
Delikatnie zamknęłam za sobą drzwi tak aby nie obudzić Thranduila. Bezszeletnie podeszłam pod łóżko i cichutko położyłam się na przeciwko twarzy Thrandiego. Muszę przyznać że wyglądał ogromnie słodko kiedy spał. Nie mogąc się powstrzymać zebrałam pojedyncze kosmyki jego długich blond włosów i włożyłam mu za ucho.
- Jak się spało śpiąca królewno? - zapytałam leciutko się uśmiechając.
Na mój komentarz Thranduil tylko głośno ziewnął, obszernie się przeciągnął a następnie podniósł się do pozycji siedzącej.
- Cóż sprowadza do mnie tak piękną elfkę o tak wczesnej porze? - zapytał pokazując szereg nieskazitelnie białych zębów.
- Przypadkiem usłyszałam, że ktoś tu ma dzisiaj urodziny, więc... wszystkiego najlepszego! - powiedziałam po czym mocno go przytuliłam przez co razem ponownie leżelismy na łóżku.
- A to taki mały prezencik - nie czekając ani chwili wbiłam się w jego usta.
Po chwili dezorientacji blondyn zaczął oddawać pocałunek.
- Takie przywitania to ja rozumiem - powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- A teraz mój drogi królu proszę abyś ruszył tam, gdzie nawet ty piechotą chodzisz, ponieważ czas pomóc w przygotowaniach do balu. Nie sądzisz?
- No cóż, obowiązki wzywają - powiedział wstając i przy okazji dając mi całusa w policzek.
Siedziałam przypatrujac się Thranduilowi. Wybrał z szafy długą granatową szatę a z wielkiego regału wziął do ręki koronę, a następnie ruszył w kierunku łazienki.
Opadłam na łóżko i rozmyślałam jak wielkie szczęście mnie spotkało.
- To co gotowa na śniadanie - powiedział wychodząc łazienki oraz dopinając ostanie guziki swojej szaty.
- Wiesz, że zawsze jestem głodna prawda? - powiedziawszy to delikatnie się zaśmialiśmy.
Wzięłam Thranduila pod rękę i razem ruszyliśmy w stronę jadalni.
Jak myślałam w całym pałacu trwały już przygotowania. Schody ozdobione były storczykami oraz bluszczem. Wszędzie wisiały lampiony przez co nawet w najciemniejszych zakątkach pałacu panował przyjemny półmrok.
- Jak tu pięknie - westchnęłam wchodząc do wielkiej sali.
W pomieszczeniu dominował brąz oraz biel. Wszędzie rozsiane były okrągłe stoły na których widniały wysokie wazony wypełnione po przebić białymi goździkami. Nie mogło zabraknąć również parkietu, który zajmował większość część sali.
- Zgadnij czyja to zasługa? - uśmiechnął się dumnie wypinając pierś.
- No nie powiem, spisałeś się - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Prawda? - powiedział uśmiechnięty po czym pociągnął mnie w stronę ogrodów, gdzie czekał na nas bogato zastawiony stół.
Jasnowłosy odsunął jedno z krzeseł na którym chwilę później już siedziałam.
- Bardzo Cię przepraszam Elen, ale mam dziś do załatwienia jedną ważną sprawę na mieście. Poradzisz sobie? - zapytał ze smutnym wyrazem twarzy.
- Pewnie, nie przejmuj się - powiedziałam kończąc moją truskawkę w czekoladzie. - W końcu ktoś musi zająć się ozdobieniem tego ogrodu - obdzrzyłam go promiennym uśmiechem.
Śniadanie jedliśmy dość długo. Kiedy skończyliśmy słońce było już w zenicie.
- To ja lecę - powiedział po czy na odchodzne pocałować mnie delikatne w czoło.
Chwilę przeglądałam się jak znika z mojego pola widzenia, a następnie zabrałam się do pracy. Miałam do wykorzystania ogromną ilość przeróżnych kwiatów oraz innych ozdób.
- Nie potrzebujesz czasem pomocy? - zapytał znajomy mi głos, przez który omal nie spadłam z drabiny w trakcie wieszania lampionów.
- Celi!?!? - powiedziawszy to szybko zaskoczyłam z wysokości i rzuciłam się w ramiona przyjaciółki. - Co ty tutaj robisz? - zapytałam zaskoczona.
- Myślisz, że ominełabym urodziny Thrandiego? - zaśmiała się Celi. - Zresztą ze swoich źródeł dowiedziałam się, że też tu jesteś a nie mogłabym się z tobą nie spotkać.
- Thrandi... on o wszystkim wiedział prawda? - uśmiechnęłam się, kiedy przyjaciółka pokiwała twierdząco głową.
Reszta czasu przygotowań do balu minęła nam na bardzo przyjemnych rozmowach. Przez to, że nie widziałyśmy się miesiąc, miałyśmy sobie dużo do powiedzenia.
- Mieszkasz teraz w Lothlorien prawda? - zapytałam, siedząc z Celi na trawie.
- Nie do końca - powiedziała uśmiechając się, dodatkowo patrząc w ziemię.
- Celi.... czy nie chcesz mi czasem czegoś powiedzieć? - zapytałam podejrzliwie.
- No może jedną rzecz - powiedziała równocześnie pokazując dłoń.
Nie mogłam zrobić nic innego tylko zakryć usta dłońmi.
- Na Valarów! Celi gratulacje! - krzyknęłam szczęśliwa widząc na jej palcu pierścionek zaręczynowy.
- Dziękuję - pisnęła podekscytowana przytulając mnie.
- Pokaż go jeszcze raz - poprosiłam po czym chwilę później trzymałam go w ręce.
Był on wykonany ze szczerego złoto a w samym środku znajdował się ogromny, połyskujący w słońcu diamet.
- Jest przepiękny - powiedziałam cicho. - Elrond jednak wie co dobre - powiedziałam ponownie wkładając pierścień na jej palec.
- Dobra dość już o mnie. A jak tam z Thranduilem? - zapytała zabawnie poruszając brwiami.
No i się zaczyna... Celi oczywiście wyciągnęła ze mnie wszystko. Przesiedziałyśmy w ogrodzie dobrych parę godzin, gdzie rozmawiałyśmy głównie o mało istotnych sprawach.
- Wiesz co, chyba powinnyśmy się zbierać - powiedziałam patrząc się na słońce które powoli zmierzało ku zachodowi.
- Masz rację - powiedziała Celi, a następnie wstała i podała mi rękę, którą z chęcią uścisnęłam.
- Wiesz gdzie Thrandi ma komnatę prawda? - zapytałam i tak znając odpowiedź.
- Ja mogłabym nie wiedzieć - udała oburzoną Celi.
- To weź suknię i za piętnaście minut widzimy się u mnie - zaczęłam. - Komnata jest na przeciwko jego - wyjaśniłam.
- Nie ma sprawy - powiedziała uśmiechniętą po czym udała się w swoją stronę.
Chwilę później stałam już na balkonie u mnie w komnacie. Trzymałam w ręku małe pudełeczko z broszka w środku. Pomarańczowy kamień szlachetny odbiłjał ostatnie promienie wiosennego słońca, wyglądał przepięknie i wiedziałam, że będzie pasował do Thrandiego.
Odwróciłam się gwałtownie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam głośno zbliżając się do drzwi przy okazji odkładając fragment biżuterii na komodę.
- No no nieźle się urządziłaś - powiedziała roześmiana Celi.
- Tak... prosiłam o pokój z balkonem a dostałam to - powiedziałam szczęśliwa.
- No tak cały Thrandi! A teraz zaczynamy zabawę - powiedziała z szatańskim uśmieszkiem Celi pokazując swoją suknię.
Po około godzinie strasznych tortur byłam gotowa. Zresztą tak jak Celi. Moja przyjaciółka była ubrana w długą, białą suknię z długim rękawem dodatkowo wyszywana ogromną ilością srebrnych kryształów. Jej długie blond włosy pozostały rozpuszczone a jej szeroki uśmiech dopełniał wszystko idealnie. Wyglądała wprost przepięknie. Muszę przyznać, że i z wyglądu i z charakteru nadawała się na królową.
- Wyglądasz cudownie Elen - powiedziała zachwycona Celi.
- Dziękuję, ty też kochana - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej promiennie.
Zgodnie ustaliłyśmy, że czas iść na bal. Stwierdziłam, że prezent dam Thrandiemu później, a następnie razem z Celi wyszłam z komnaty.
Słońce już zaszło, a w pałacu panował przyjemny połmrok. Wszystko oświetlone było światłem księżyca i małymi lampionami. Wszędzie wisiały kwiaty, a drzwi od wielkiej sali ozdobione były bluszczem.
Kiedy je otworzyłyśmy w tym jakże wielkim pomieszczeniu roiło się od elfów, ludzi oraz ku mojemu zaskoczeniu paru krasnoludów. Celi bardzo chciała napić się wina, dlatego szybko ruszyła do stołu z tym oto napojem, zostawiając mnie samą.
- Witam panienko - zagadnął mnie książe Thror, z którym notabene miałam w przeszłości dość dobry kontakt. - Doszły mnie słuchy co stało się z waszą karczmą i muszę przyznać, że bardzo ubolewam nad tym co się stało - powiedział smutno. - A tak właściwie to co tutaj robisz? - zapytał ciekawy odganiając wcześniejszy smutek.
- Jest moim gościem honorowym - powiedział nagle Thandi, obejmując mnie w pasie.
- Tak właśnie... - mój kochany zazdrośnik.
- Wybaczy Pan - powiedział do księcia. - Czy mogę Panią prosić do tańca? - ukłonił się delikatnie w tym samym czasie wystawiając w moim kierunku rękę.
- Z ogromną przyjemnością - powiedziałam łapiąc go za rękę. - Wybacz mi, jeszcze wrócimy do tej rozmowy - stwierdziłam patrząc się na Throra, a następnie lekko dygnęłam na co on odpowiedział skinieniem głowy, badawczo mi się przyglądając.
Razem z moim ukochanym, - tak muszę to w końcu przyznać - ruszyłam na parkiet.
- Dlaczego mi to robisz - szepnął mi do ucha Thrandi, kiedy delikatnie kołysaliśmy się w rytm muzyki.
- Co takiego? - zapytałam zdziwiona.
- Zawsze wyglądasz najlepiej ze wszystkich, a ja muszę odganiać od Ciebie innych adoratorów - powiedział spięty na co lekko się zaśmiałam i wlepiłam wzrok w podłogę.
- Już mam mojego ulubionego adoratora - wyjaśniłam patrząc w jego niebieskie tęczówki. - I nie mam najmniejszego zamiaru go zmieniać - wyjaśniłam zbliżając moją twarz do jego.
- Powiem wam, że wino jest wprost przepyszne - cichutko pisnęła Celi, centralnie koło mojego ucha. Ta to ma wyczucie czasu.
Delikatnie oddaliliśmy się od siebie a Thranduil nie potrafił ukryć rozbawienia na co patrzył się w swoje jakże interesujące buty.
- Przepraszam Cię Elen, ale dawno nie tańczyłam z moim przyjacielem, a bardzo chciałabym to nadrobić - powiedziała cały czas szeroko się uśmiechając.
- Nie ma sprawy - powiedziałam rozbawiona podnasząc ręce w geście obronnym, po czym zostawiłam ich samych na parkiecie.
Postanowiłam przewietrzyć się na tarasie, więc bez chwili namysłu właśnie tam się udałam. Odetchnęłam głęboko opierając się o drewnianą balustradę. Moje długie loki były rozwiewane przez wiatr, ale w żadnym stopniu mi to nie przeszkadzało. Na tamten moment nie chciałam wracać do środka dlatego postanowiłam zrobić sobie krótki spacerek po jakże urodziwych ogrodach Leśnego Królestwa. Usiadłam na ławce przy strumyczku i wsłuchwiałam się w odgłosy przyrody.
- Mogę się przesiąść? - na głos mojego dawnego przyjaciela podskoczyłam z zaskoczenia.
- Jasne siadaj - powiedziawszy to przesunęłam się robiąc miejsce Telenowi.
Nastała pomiędzy nami cisza. Niestety dla mnie niezręczna. Siedziałam spokojnie, gdy nagle Telen położył dłoń na moim udzie.
- Dlaczego wybrałaś jego - powiedział łamiącym się głosem.
- Bo go kocham - odpowiedziałam pewnie strącając jego dłoń z mojej nogi, oczywiście domyślając się o kogo mu chodzi. - Przepraszam muszę iść - powiedziałam szybko po czym odeszłam zagubiona w natłoku myśli.
Stałam na jednym z mostów nad strumykiem i wpatrywałam się w swoje odbicie w tafli wody, gdy usłyszałam głośny szelest.
- Telen naprawdę nie mam ochoty rozmawiać - powiedziałam nie podnosząc wzroku.
Kiedy jednak usłyszałam dziwny dźwięk, gwałtownie się odwróciłam. To co zobaczyłam było ostatnią rzeczą jaką widziałam przed tym jak straciłam przytomność.
Przepraszam, że tak długo nic nie wystawiałam 😁 Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Z góry przepraszam za błędy.
P.S Wesołych Świąt Wielkanocnych! 😊🐣🐇🌿
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top