Rozdział 9
Muszę przyznać, że pogoda mnie nie zawiodła. Kiedy wychodziłam z domu było ciepło oraz słonecznie, a leciutki wiatr rozwiewał moje długie włosy. Wchodząc do stajni od razu usłyszałam rżenie mojej ukochanej klaczy, co spowodowało u mnie natychmiastowy uśmiech.
- I co... Jak się miewamy? - mówiłam przesłodzonym głosem, głaszcząc Eris po grzbiecie. - Gotowa?
W odpowiedzi tylko tupnęła kopytkiem.
- No to w drogę kochana! - rzuciłam ochoczo po przypięciu moich toreb do siodła mojej klaczy.
Wyjeżdżając z Dale nie czułam smutku. Byłam przeszczęśliwa, ponieważ wiedziałam, że teraz zaczynam na prawdę żyć. Miałam zamiar zwiedzić tyle miejsc ile się da. Moim pierwszym celem była Mroczna Puszcza do której miałam jechać około dwóch dni.
Podczs jazdy głównymi tematami moich myśli było miejsce do którego zmierzałam. Od pewnego czasu słyszałam pogłoski o tym, że do Środziemia zawitało zło. Zaczęły pojawiać się istoty które nosiły nazwę orkowie. Doszły mnie również słuchy o Sauronie... panu zła. Nigdy nie przejmowałam się takimi plotkami, ale tym razem zaczęłam brać je do siebie. Coraz częściej można usłyszeć o atakach tak zwanych wargów a zaginięcia niewinnych ludzi to normalność. Jednak rzeczą, która martwiła mnie najbardziej była opowieść o Mrocznej Puszczy. Usłyszałam, że od niedawna zalęgły się w niej ogromne pająki. Nie wiedziałam co o tym myśleć, ponieważ z jednej strony panicznie się ich bałam, ale z drugiej te opowieści wydawały mi się niestworzone.
Pierwszy dzień mojej podróży przebiegł mi bardzo przyjemnie.
Galop na mojej ukochanej Eris był cudowny, ale i męczący, więc o zmroku zatrzymałyśmy się przy jednym z drzew w celu odpoczynku. Dzięki mojej jakże dobrej orientacji w terenie wiedziałam, że jestem już po drugiej stronie wielkiego jeziora na którym dumnie stoi miasto Esgaroth.
Od mojego celu dzielił mnie już tylko dzień drogi, więc miałam nadzieję, że przed jutrzejszym zmrokiem dotrę na miejsce.
Zjadłam lembasa a Eris najadła się trawą oraz jabłkami. Ponieważ noc była ciepła postanowiłam, że położę się na trawię a z jednej z toreb zrobię poduszkę. Nie było to może za wygodne spanie, ale napewno lepsze od mojej domowej podłogi.
***
Zaczęłam otwierać oczy, kiedy poczułam na swoim policzku coś ciepłego i .... mokrego!!! Tak.... to moja kochana Eris...
- Dziękuję za tego jakże słodkiego buziaczka - powiedziałam wstając z trawy a następnie poklepałam mój budzik po karku.
Obmyłam twarz w pobliskim strumyczku, zjadłam śniadanie, osiodłałam Eris i ruszyłam w dalszą drogę.
Przez cały czas mojej podróży podziwiałam przepiękne widoki oraz myślałam o mojej długo wyczekiwanej wizycie. Zastanawiałam się czy Thrandi o mnie myśli czy zapomniał już o moim przyjeździe... Nie pozostało mi nic innego tylko to sprawdzić.
Tak jak przypuszczałam pod granicę Mrocznej Puszczy podjechałam pod wieczór. Korzystając ze wskazówek danych mi wcześniej w Dale spokojnie odnalazłam ścieżkę prowadzącą prosto do zamku.
Puszcza robiła piorunujące wrażenie. Jej ogrom wzbudzał lęk, ale i podziw.
Muszę przyznać, że nigdy nie widziałam tak zielonego lasu. Słyszałam ciągły śpiew ptaków oraz szum strumyków co zachecało mnie do wejścia w ten tajemniczy zakątek naszego świata.
Zwinnie zaskoczyłam z Eris i ruszyłam przed siebie drogą leśnych elfów. Powietrze było świeże oraz przepełnione zapachem sosen. Co jakiś czas słyszałam dziwne szmery, które modliłam się aby nie były pająkami. Było tam tak pięknie, że całkowicie straciłam poczucie czasu.
Podziwiałabym tak bez końca gdybym w końcu nie natrafiła na ogromną bramę, do której prowadził wąski most. Przy tych ogromnych rozmiarów drzwiach stali strażnicy, którzy na mój widok od razu się wyprostowali a ręce położyli na rekojeściach mieczy.
- Mae govannen! - rzuciłam wesoło.
- Kim jesteś i co cię tutaj sprowadza? - powiedział z kamiennym oraz niczym nie wzruszonym wyrazem twarzy jeden ze strażników.
- Jestem Elen i przyjechałam złożyć królowi wizytę - powiedziałam wesoło, ponieważ nie umiałam doczekać się spotkania z Thrandim.
Zamiast pozytywnej odpowiedzi usłyszałam tylko głośny śmiech.
- Naszemu królowi nie można ot tak składać wizyt... - powiedział jeden z nich nie mogąc opanować śmiechu, co powoli zaczynało wyprowadzać mnie z równowagi.
- Jestem jego przyjaciółką... to proszę chociaż żebyście po niego poszli... czy to aż takie trudne?
Nasza bezsensowna rozmowa trwała dobre dziesięć minut.... Nie wiedziałam co zrobić, ponieważ nie chcieli powiedzieć mi o innych sposobach dostania się do pałacu!!!
- Jeśli któryś zaraz nie otworzy tych dzrzwi to przysięgam, że wykopię je z zawiasów! - powiedziałam już lekko poddenerwowana.
- Na waszym miejscu posluchałbym się jej... ona naprawdę jest w stanie to zrobić.
- Thrandi!!! - krzyknęłam wesoło do mojego przyjaciela, który właśnie zeskakiwał z Oriona.
Podbiegłam do niego i mocno przytuliłam, co odwzajemnił z podwojoną siłą.
- Tęskniłem... - wyszeptał mi do ucha.
- Uwierz mi ja też... - odpowiedziałam dalej go przytulając.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie zrozumiałam, że nie byliśmy tam sami... Za Thranduilem stał tuzin innych strażników, na których widok zrobiłam się cała czerwona.
- To co moja droga... Czas na zwiedzanie najpiękniejszego pałacu jakiego kiedykolwiek widziałaś - powiedziawszy to podał mi rękę, którą oczywiście złapałam.
Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować Thrandi ruszył w stronę wielkiej bramy zostawiając Eris w tyle.
- Thrandi zaczekaj chwilę... muszę odprowadzić Eris, zanieść torby,...
- Myślę, że oni się tym wszystkim zajmą z ogromną przyjemnością - powiedział przerywając mi a następnie wskazał na moich ulubionych strażników, którzy w odpowiedzi tylko energicznie pokiwali głowami.
Nic nie odpowiedziałam a przed nami otworzyły się bramy Leśnego Królestwa.
Ponownie muszę przyznać Thrandiemu rację... Rivendell było przepiękne, ale ten pałac to jeden wielki cud.
Wszystko było wydrążone w drewnie. Ściany, schody, okna... po prostu wszystko. Nawet w środku pałacu można było usłyszeć szum wody oraz śpiew ptaków. Cały pałac aż przesiąkał zapachem iglaków oraz kwiatów, który wprost uwielbiałam.
- I jak? - zapytał - Podoba się?
- Nawet nie wiesz jak bardzo - powiedziałam zamykając moją wcześniej otwartą z wrażenia buzię.
Dalej szliśmy w ciszy. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ byłam zbyt zajęta ogladaniem widoków aby rozmawiać.
- Jesteśmy - powiedział Thrandi - oto twoja komnata...
Powiedziawszy to otworzył przede mną wielkie drwniane drzwi a mnie po raz drugi dzisiejszego dnia zamurowało.
Pokój był na oko trzy razy większy od tego w Rivendell. Dominował w nim brąz oraz biel. Na środku pokoju stało ogromnych rozmiarów łóżko, z pięknym złoto - białym baldahimem na którym spokojnie mogłoby spać około pięciu dorosłych elfów.
Nie wierzyłam, ale w "mojej" komnacie miałam też swój własny czteroosobowy stół! W pomieszczeniu była też przepięknie zdobiona, drewniana tolaletka, wielka szafa oraz dwie pary drzwi. Jedne prowadziły do gigantycznej łazienki a dugie do takich samych rozmiarów garderoby. Cała komnata była również ozdobiona całym mnóstwem kwiatów takich jak storczki oraz lwie paszcze. Jednak to co zachwyciło mnie najbardziej to ogromne wyjście na balkon.
Kiedy przeszłam przez zasłonkę odgradzającą pokój z dworem poczułam cudowny zapach lasu, który wprost pokochałam. Oparłam się o barierkę i zaczęłam przyglądać się puszczy, która o zmroku wydawała się tak tajemnicza oraz piękna...
- Mogłabym tu zostać na zawsze... - powiedziałam zerkając na stojącego koło mnie Thrandiego.
- Nie wiedzę przeciwwskazań - powiedział śmiejąc się na co ja odpowiedziałam tym samym.
- Wiesz, że wystarczyłby mi mniejszy pokój?.... - powiedziałam patrząc się w głąb lasu.
- Oczywiście, że wiem... ale z innych nie miałabyś takiego widoku - powiedział dalej się uśmiechając. - A teraz moja droga Elen czy tego chcesz czy nie za pół godziny przychodzę po ciebie i zabieram na kolację...
- To dobrze bo jestem tak głodna, że zaraz padnę - powiedziawszy to razem z Thrandim zaczęliśmy się śmiać. - A teraz uprzejmie proszę abyś opuścił ten przybytek, ponieważ mam zamiar się wyszykować na ową kolację...
- No wiesz co... wyganiać króla z części jego pałacu... - powiedział Thrandi, który z udawaną obrazą ruszył w stronę drzwi.
Kiedy Thrandi wyszedł nie mogłam się powstrzymać i wydałam z siebie cichutki pisk i zakryłam usta dłońmi. Nigdy, nawet w snach nie marzyła mi się taka komnata... czułam się jak królowa.
Wyciągnęłam z przyniesionych wcześniej przez moich ukochanych strażników bagaży, moją brązową suknię oraz kolię. Z ubraniami pod ręką ruszyłam w stronę łazienki.
Napuściłam wodę i dodałam do niej lawendowego olejku. Leżałam tak otulona w pianie i tym przepięknym zapachu przez dlugi czas, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
Wyskoczyłam z wody jak poparzona. Szybko włożyłam wiszący na wieszaku szlafrok i podbiegłam do drzwi. Wychyliłam przez nie głowę i zobaczyłam sylwetkę władcy Leśnego Królestwa.
- Chyba przyszedłem troszkę nie w porę... - powiedział leciutko zawstydzony - ale pół godzinki już minęło...
- Przepraszam Cię bardzo... ale poczekaj w środku tak z pięć minut i już będę gotowa... tylko odlicz do dziesięciu i dopiero wejdź - powiedziałam śmiejąc się.
- Nie ma sprawy - powiedział Thrandi widocznie rozbawiony tą sytuacją.
*Thranduil POV*
Ostatni tydzień mojej wizyty w Rivendell zdawał się nie kończyć. Ponieważ początek mojego pobytu w tym miejscu minął nam na zabawach, drugą część wyjazdu spędziłem na załatwianiu spraw dotyczących królestw moich oraz Elronda. Brałem udział w wielu spotkanich z radą, ale za każdym razem myślami byłem bardzo daleko... a właściwie przy Elen.
Mówi się, że elf zakochuje się tylko raz w życiu... Czy to był ten raz? Myślę, że tak.
Kiedy wyjeżdżałem z Rivendell wszystkie wspomnienia z mojego krótkiego pobytu w tym miejscu, uderzyły mnie i wywołały uśmiech na mojej twarzy. Podróż zajęła nam kilka dni, które spędziłem w bardzo miłej atmosferze z różnymi strażnikami z mojego królestwa.
Musiałem przyznać, że brakowało mi mojego domu. Oczywiście Rivendell jest niezaprzeczalnie piękne, ale właśnie tutaj czuję się najlepiej.
Przez następne tygodnie załatwiałem wszelkie sprawy mojego królestwa przez co nie miałem czasu dosłownie na nic. Chciałem to wszytko załatwić przez przyjazdem Elen, ponieważ podczas jej wizyty chciałem mieć jak najwięcej czasu właśnie dla niej.
Około kilku dni przed jej rzekomym przyjazdem postanowiłem, że czas przygotować dla niej komnatę. Jako, że była dla mnie ogromnie ważnym gościem postanowiłem, że dam jej moją dawną komnatę, z czasów kiedy jeszcze byłem księciem...
***
- Panie doszły nas słuchy, że przy wschodniej granicy zauważono pająki . Pozwól mi zabrać paru strażników abyśmy zbadali tą sprawę... - powiedział do mnie kapitan gwardii, kiedy wypełniałem papiery odnośnie budżetu naszego królestwa.
- Proszę poczekajcie pół godziny... pojadę z wami. Każdemu przyda się odrobina rozrywki, prawda? - powiedziawszy to wstałem i poklepałem kapitana po ramieniu, a nastepnie ruszyłem do komnaty aby się przebrać.
Razem z Orionem zostawiliśmy wszystkich daleko w tyle. Uwielbiałem czuć tą adrenalinę oraz ten wiatr we włosach... Kiedy dojechaliśmy na polanę pogłoski okazały się być prawdą. Zmroziło mi krew w żyłach jak tylko zobaczyłem tą kreaturę. Pająk był ogromnych rozmiarów a wszystkie z jego oczu patrzyły się tylko na mnie. Szybko wyciągnąłem łuk i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, jego głowę przeszyła strzała.
- Trzeba coś z tym zrobić mój królu... - powiedział ponownie kapitan - jest tego coraz więcej...
- Podwójcie straże na każdej z granic, a każdy atak meldujcie mnie - powiedziałem lekko zniepokojony całą tą sytuacją.
Kiedy po kolejnej godzinie naszych zwiadów nic więcej nie znaleźliśmy, postanowiliśmy, że czas wracać. Zaczynało robić się ciemno a ja myślami znowu pobiegłem do Elen...
Jechaliśmy piętnaście minut po których moje myśli zaczynały stawać się rzeczywistością, ponieważ usłyszałem głos Elen.
Nie mogłem uwierzyć, ponieważ stała dosłownie trzy metry ode mnie. Miałem tak wielką ochotę aby podbiec i ją pocałować, ale niestety musiałem powstrzymać się od zrobienia tego w tak licznym gronie.
- Jeśli któryś zaraz nie otworzy tych dzrzwi to przysięgam, że wykopię je z zawiasów!- usłyszałem jak poddenerwowana Elen grozi strażnikom. Nie umiałem się powstrzymać od cichego śmiechu, ponieważ ta sutuacja wyglądała przekomicznie.
- Na waszym miejscu posluchałbym się jej... ona naprawdę jest w stanie to zrobić - powiedziałem dalej się śmiejąc.
- Thrandi!!! - usłyszałem tylko, a następnie poczułem jak Elen zaczynała miażdżyć mi żebra.
Nie pozostało mi nic innego jak przytulić ją jeszcze mocniej.
- Tęskniłem... - wyszeptałem jej do ucha podczas naszego przytulania się.
- Uwierz mi ja też... - odpowiedziała mi Elen a ja poczułem jak nogi się pode mną uginają... Wreszczie tutaj jest... przy mnie...
Dalej postanowiłem, że zaprowadzę ją do jej komnaty. Byłem przeszczęśliwy, ponieważ widziałem, że pałac ogromnie jej się podoba. Kiedy dotarliśmy do tego wielkiego pokoju Elen była wprost zachwycona... Po kilku minutach swobodnej rozmowy, w trakcie której nie mogłem oderwać od niej wzroku postanowiłem dać jej troszkę czasu na ogarnięcie się po podróży. Dałem jej pół godziny, w trakcie której nie umiałem wysiedzieć, ponieważ przygotowałem dla niej kilka niespodzianek.
Po tym jakże interesujacym czasie oczekiwania na Elen patrząc się w sufit, wreszcie mogłem po nią pójść. Z racji tego, że mój pokój jest zaraz koło kommaty Elen, podróż ta nie zajęła mi za dużo czasu.
Zapukałem do drzwi a po trzydziestu sekundch zza nich wyłoniła się twarz Elen. Miała całe mokre włosy oraz czerwone policzki. Dzięki moim zdolnościom dedukcji mogłem stwierdzić, że właśnie wybiegła z wanny. Nie mogłem się powstrzymać i lekko się uśmiechnąłem oraz zawstydziłem, ponieważ widziałem, że stała tylko w szlafroku.
- Chyba przyszedłem troszkę nie w porę... - powiedziałem cicho - ale pół godzinki już minęło... - powiedziałem tłumacząc się.
- Przepraszam Cię bardzo... ale poczekaj w środku tak z pięć minut i już będę gotowa... tylko odlicz do dziesięciu i dopiero wejdź - powiedziała śmiejąc się na co ja też poszedłem w jej ślady.
Kiedy Elen zamknęła się w łazience ja postanowiłem, że pójdę na balkon. Pomimo tego, że mieszkam tu już tyle lat, ten widok nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Wpatrywałbym się w te przepiękne widoki bez końca gdybym nie usłyszał odgłosu owierania drzwi.
Elen jak zwykle wyglądała przepięknie. Miała na sobie brązową suknię, która idealnie pasowała do jej włosów a kolia idealnie podkreślała jej dekolt.
- To co gotowa? - zapytałem uśmiechnięty.
- Zawsze - odpowiedziała - Tylko szykuj spiżarnię, bo może nie wytrzymać mojego pobytu - powiedziała głaszcząc się po brzuchu.
- Spokojnie, jak przeżyła mnie to co dopiero ciebie... Ale teraz się szykuj bo zabieram Cię w pewne miejsce...
Hey! Mam nadzieję, że się podoba, chyba powoli odzyskuję wenę! 😂
Z góry przepraszam za błędy i dziękuję za tak miłe komemtarze 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top