Rozdział 26

- Dziękuję Ci za pomoc – oznajmiła z promiennym uśmiechem Celi trzymając mnie mocno za ręce.

- Nie ma sprawy – odpowiedziałam z takim samym wyrazem twarzy.

- Mam nadzieję, że będę mogła ci się odwdzięczyć w najbliższym czasie – dodała na co przewróciłam oczami.

- Myślę, że jeszcze sobie na to poczekasz – odpowiedziałam, po czym ostatni raz przytuliłam elfkę.

Z racji tego, że Celi była ostatnią osobą, z którą się żegnałam byłam już w pełni gotowa do wyjazdu z tej cudownej doliny. Byliśmy już tutaj ponad dwa tygodnie, a ja miałam wrażenie, że minęło dopiero kilka dni. Przez ciągłe rozmowy z przyjaciółmi oraz opiekę nad dziećmi, mój grafik był nieustannie napięty. Jednak nie było to niczym złym. Wręcz przeciwnie. Dawno się tak dobrze nie bawiłam.

Odwróciłam się od przyjaciółki przez co uśmiech na mojej twarzy stał się słabszy. Wskoczyłam zwinnie na Eris i spojrzałam w stronę Thranduila, który wygodnie usadawiał się na Orionie. Po krótkiej chwili odwrócił się jednak w moją stronę oraz posłał serdeczny uśmiech, który odwzajemniłam.

- Żegnajcie przyjaciele! - rzucił ostatni raz blondyn, po czym galopem wyjechał przez główną bramę, a ja poszłam w jego ślady.

- Nareszcie w domu... - westchnęłam przeciągle wchodząc do mojej komnaty.

- Aż tak się stęskniłaś? - zapytał Thranduil odstawiając jeden z bagaży na ziemię.

- Nawet nie wiesz jak bardzo – uśmiechnęłam się pod nosem, po czym szybkim krokiem wyszłam na balkon.

Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi przez co powietrze było dość rześkie, a wiatr mocniejszy niż ten w ciągu dnia.

- Nie podobało ci się w Rivendell? - zapytał opierając się o barierkę po mojej prawej stronie.

- To nie tak – wyjaśniłam. - Po prostu Rivendell jest tak inne od tego miejsca – dodałam. - Nie mówię, że w złym znaczeniu.

- Prawdę mówiąc to też wolę Mroczną Puszczę – uśmiechnął się w moją stronę. - Tam jest za spokojnie – na jego słowa zaśmiałam się cicho.

- Coś w tym jest – skomentowałam jego słowa. - Wiesz może co się tu działo podczas naszej nieobecności? - zapytałam ciekawa odpowiedzi elfa.

- Jeszcze nie – zaczął prostując się. - Jutro jest jakaś narada... Chcesz pójść tam ze mną? - zapytał na co lekko się zdziwiłam.

- Myślę, że nie jestem tam miele widziana – prychnęłam cicho na wspomnienie rady.

- To ja tu jestem królem i to ja decyduje kto jest mile widziany – powiedziawszy to położył mi dłoń na policzku. - Będę zaszczycony jeśli przyjdziesz... A poza tym i tak mówię ci o wszystkim.

- W takim razie z wielką przyjemnością wezmę udział w obradzie – odpowiedziałam łapiąc rękę ukochanego jednocześnie posyłając mu szeroki uśmiech.

Thranduil nic już nie odpowiedział tylko złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, który bez chwili namysłu odwzajemniłam. Wplotłam ręce w jego rozpuszczone, blond włosy, a on swoimi objął moją twarz.

- Myślę, że będę mówił to jeszcze wiele razy, ale chce mieć pewność, że na pewno to rozumiesz – zaczął a ja położyłam głowę na jego ramieniu. - Kocham cię – dodał a na mojej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.

- Ja ciebie też mój królu – odpowiedziałam dając mu krótkiego całusa w policzek. - A teraz chodź... Trzeba wypakować te wszystkie bagaże – westchnęłam, a mój ukochany odpowiedział mi tym samym.

- Masz rację – powiedziawszy to wszedł do komnaty, gdzie czekał na nas spory stosik pokaźnych rozmiarów bagaży.

- Czas wstawać – obudził mnie cichy głos przy moim uchu.

- Jeszcze chwilę – ziewnęłam przewracając się na drugi bok.

- Chcesz iść na tą naradę czy nie? - rzucił na co lekko się ożywiłam.

- Dobra już wstaję – odpowiedziałam otwierając jeszcze nieprzyzwyczajone do światła oczy. - Wyciągniesz mi jakąś sukienkę? - zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Z wielką przyjemnością – odpowiedział wstając na równe nogi, a ja obszernie się przeciągnęłam. - Co powiesz na tą? - zapytał wyciągając z szafy długą, brązową suknię z długimi, rozkloszowanymi rękawami oraz dość głębokim dekoltem.

- Może być – powiedziałam jednocześnie zwlekając się niezdarnie z łóżka.

- Ja to mam wyczucie – odpowiedział podając mi ubranie.

- Muszę ci to przyznać – dałam mu szybkiego całusa w usta. - A teraz daj mi chwilkę – dodałam znikając za drzwiami komnaty.

Jak się okazało toaleta poranna nie zajęła mi tak dużo czasu jak przypuszczałam. Po przemyciu twarzy zimną wodą znacznie się rozbudziłam. Dzięki temu szybko zamieniłam koszulę nocną na suknię, a na bose stopy założyłam czarne baleriny. Włosy delikatnie rozczesałam, a na samą głowę włożyłam koronę, która niezmiennie leżała na jednej z łazienkowych półek.

- Gotowa – oznajmiłam wychodząc z małego pomieszczenia.

- No to idziemy – powiedział Thranduil kończąc ścielić nasze łóżko. - Ja to jednak mam styl – dodał lustrując minie wzrokiem.

- Już sobie tak nie schlebiaj – rzuciłam łapiąc blondyna za rękę.

- Witamy cię królu – powiedział przewodniczący radu kłaniając się Thranduilowi. - Królowo – zawrócił się do mnie lekko kłaniając się przy tym głową. - Mam nadzieję, że podróż minęła wam bez przeszkód – dodał, a my zajęliśmy miejsca przy stole.

- W rzeczy samej – zaczął Thranduil donośnym głosem. - Dziękuję za pytanie i troskę – dodał posyłając zgromadzonym sztuczny uśmiech. - A teraz oddaję wam głos. Coś ważnego wydarzyło się przez ostatnie tygodnie?

Po słowach Thranduila przewodniczący rady zabrał głos. Słuchałam go z uwagą, cały czas błądząc wzrokiem po sali, w której siedziało wielu nieznajomych mi elfów. Kiedy jednak zobaczyłam Ferena siedzącego po drugiej stronie stołu, na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech.

Spotkanie trwało znacznie dłużej niż myślałam. Stało się tak ponieważ w trakcie naszej nieobecności stało się więcej złego niż dobrego. Jak się okazało pająki stawały się coraz większym problemem, który jak na złość nie chciał być rozwiązanym. Kolejnym problemem okazali się być orkowie, którzy coraz częściej przechodzili przez granicę Mrocznej Puszczy.

- Czy znaleźliście już gniazdo? - zapytał Thranduil jednocześnie wyrywając mnie z rozmyślań.

- Nie mój królu – odpowiedział generał armii.

- Wyślijcie więc strażników na północ i do Dol Guldur – powiedział wstając. - Meldujcie mi wszystko co wydaje się niepokojące – dodał, a na te słowa wszyscy zebrani elfowie wstali. - Obrada skończona – oznajmił podając mi ramię, które z chęcią przyjęłam.

- Do widzenia – powiedziałam jeszcze przed wyjściem na co wszyscy skłonili lekko głowy.

Po tych słowach razem wyszliśmy z dużego pomieszczenia, którego drzwi otworzyło nam dwóch strażników.

- Co o tym sądzisz? - zapytał mnie Thranduil, kiedy wchodziliśmy do naszej ulubionej części ogrodów.

- Nie mam pojęcia – westchnęłam siadając pod jednym z drzew. - Na razie nie potrafię sobie tego stosownie poukładać... Myślę jednak, że to dopiero początek... - dodałam opierając się o pień pokaźnych rozmiarów klonu.

- Niestety chyba muszę przyznać ci rację – westchnął zajmując miejsce po mojej prawej stronie. - Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mamy zbyt dużego wpływu na to co się dzieje... Nawet nie wiemy, gdzie jest ta cholerne gniazdo pająków! Nie mówiąc już o siedzibie orków! - krzyknął na co lekko się przestraszyłam.

- Ej... - zaczęłam łapiąc go za rękę jednocześnie posyłając mu słaby uśmiech. - Znajdziemy je – dodałam. - Zobaczysz, że w końcu...

- Nic już nie będzie lepiej Elen! - przerwał mi kiwając z dezaprobatą głową. - Nic już nie będzie dobrze... Jeśli Sauron rzeczywiście powrócił naszą jedyną szansą jest pierścień, który zaginął wiele lat temu! - dodał zrozpaczony.

- Nic nie stoi na przeszkodzie żeby go znaleźć – odpowiedziałam kładąc mu rękę na rozgrzanym od nadmiernych emocji policzku. - Pamiętaj, że nigdy nie można porzucać nadziei – dodałam sama niezbyt wierząc w to co mówię. - Na razie jednak żyjmy tu i teraz... Nie możemy zamartwiać się na zapas...

- Może masz racje – westchnął przyciągając mnie do siebie, a tym samym mocno mnie przytulając. - Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mam ciebie – powiedziawszy to złożył na moim czole delikatny pocałunek dzięki któremu na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech.

Pomimo wszystkiego co działo się obecnie w Śródziemiu czułam się w tamtym momencie bezpieczna. Ramiona ukochanego dodawały mi pewności oraz nadziei, że wszystko się ułoży.

- Chyba pójdę odwiedzić Silvię – zagaiłam rozmowę po parunastu minutach błogiej ciszy, w trakcie której wsłuchiwałam się w przecudowne śpiewy ptaków. - Idziesz ze mną?

- Dzisiaj nie mogę – powiedział jednocześnie ziewając. - Uściskaj ją ode mnie i powiedz, że przyjdę jak tylko będę mógł – dodał patrząc się w moje oczy, a następnie złożył na moich ustach czuły pocałunek.

Na jego gest delikatnie się uśmiechnęłam, a następnie podniosłam się do pozycji stojącej. Otrzepałam suknię z drobinek ziemi oraz trawy. Po paru chwilach Thranduil poszedł w moje ślady również się podnosząc, po czym wyciągnął w moją stronę rękę, którą po raz kolejny z chęcią przyjęłam.

- Widzimy się później! - rzuciłam po paru minutach spaceru na odchodne, a następnie ruszyłam w stronę stajni, gdzie zastałam szczęśliwą, karą klacz. - Mae govannen! - przywitałam się z Eris delikatnie gładząc ją po pyszczku. - Co powiesz na małą przejażdżkę? - zapytałam, a klacz jakby mnie rozumiała tupnęła kopytkiem.

Na ten znak szybko ją osiodłałam uprzednio dając jej dorodne, czerwone jabłko, które zjadła z zawrotną prędkością. Kiedy wszystko było już gotowe do drogi wskoczyłam za klacz, która zdawała się być przeszczęśliwa.

- No to jedziemy – oznajmiłam na co ta ruszyła przed siebie galopem.

Pomimo wszystkiego jazda konna tutaj w Mrocznej Puszczy była dużo ciekawsza od tej w Rivendell. Tam wszystko było takie... spokojne. Czułam się tam bardzo zrelaksowana oraz szczęśliwa co oczywiście było cudownym uczuciem, ale to dopiero tutaj czułam, że jestem wolna.

Jadąc przez gąszcz wysokich drzew czułam ten wiatr we włosach, te zapachy i ten prosty krajobraz, który nieustannie mnie zachwycał.

Kiedy po paru minutach szaleńczej jazdy przez las w końcu dotarłyśmy na miejsce zwinnie zeskoczyłam z klaczy, która chwilę później luźno przywiązałam do jednego z drzew.

- Zaraz wracam – powiedziałam luzując jej popręg, po czym delikatnie poklepałam ją po karku.

Na moje słowa klacz schyliła się i zaczęła jeść zieloną oraz soczystą trawę, którą mogła się cieszyć do woli o tej porze roku.

Nie czekając ani chwili dłużej ruszyłam w stronę oddalonego o parę metrów zielonego domu Silvii.

Stojąc przed drzwiami poczułam przepiękny zapach dzięki któremu uśmiechnęłam się pod nosem.

Po paru chwilach postanowiłam w końcu delikatnie zapukać do drewnianych drzwi.

- Już idę! - usłyszałam przytłumiony aczkolwiek cały czas głośny głos elfki. - Jak miło cię widzieć! - krzyknęła jedynie, po czym tak jak miała w zwyczaju mocno mnie przytuliła.

- Ciebie również! - powiedziałam oddając uścisk.

- Jesteś sama? - zapytała, a uśmiech ani na moment nie schodził jej z twarzy.

- Tak – odpowiedziałam wkładając pojedynczy kosmyk włosów za ucho. - Thranduil musiał jeszcze pozałatwiać parę spraw – wyjaśniłam na co elfka jedynie machnęła ręką.

- Wiecznie zajęty – skomentowała moje wcześniejsze słowa. - A teraz wchodź moje dziecko! Pewnie masz mi sporo do opowiedzenia – na te słowa puściła mi oczko na co cicho się zaśmiałam.

- Trochę tego będzie – zaczęłam przekraczając próg domu. - A co tak ładnie pachnie? - zapytałam uśmiechając się szeroko.

- Przed tobą nic się nie ukryje – zaśmiała się zamykając drzwi. - Ale jeśli chcesz wiedzieć to piekę przepyszne ciasteczka owsiane z jagodami – na jej słowa oczy otworzyły mi się szerzej. - Przepisu mojej mamy – dodała na chwilę odwracając się w moją stronę, kiedy wchodziłyśmy do salonu.

- Chętnie sprawdzę czy są tak dobre jak sądzisz – powiedziałam z uśmiechem siadając na wygodnej, brązowej kanapie.

- Oj w to nie wątpię – skomentowała podchodząc do pieca, który następnie lekko uchyliła. - Jeszcze jakieś pięć minut i będą gotowe – dodała zamykając drzwiczki. - A teraz opowiadaj – powiedziała siadając na fotelu znajdującym się centralnie naprzeciwko mnie.

- Nawet nie wiem od czego zacząć – powiedziałam przywołując wspomnienia ostatnich tygodni. - Może zacznę od tego, że...

- Jesteś w ciąży?! - przerwała mi podekscytowana elfka.

- Co?... Nie – odpowiedziałam na chwilę zbita z tropu.

- A to szkoda... - odpowiedziała zawiedziona rudowłosa. - Chętnie bym ci pomagała i szyła ubranka... - rozmarzyła się na co cicho się zaśmiałam.

- Na to jeszcze przyjdzie pora – odpowiedziałam na co elfka pokiwała głową ze zrozumieniem. - A teraz wracając do poprzedniego tematu...

Rozmawiałam z Silvią dobrych parę godzin. Miałam elfce tak dużo do opowiedzenia, że nawet nie zauważyłam, że siedziałam u niej aż tak długo. Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi a ja zrozumiałam , że powinnam wracać do pałacu.

- Dziękuję ci za ciasteczka – powiedziałam przytulając elfkę na pożegnanie.

- Nie ma za co – odpowiedziała machnięciem ręki. - Tylko zostaw coś dla Thranduila – powiedziała wskazując na w połowie pusty woreczek łakoci.

- Postaram się – opowiedziałam, po czym szybkim krokiem ruszyłam w stronę Eris, na której chwilę później galopowałam w stronę pałacu Leśnego Królestwa.







Hey! Po pierwsze chciałabym życzyć wszystkim Wesołych Świąt Wielkanocnych! 😊🐣🌿                           
Po drugie mam nadzieję, że rozdział się podobał. Wiem. Nie był świetny, ale kolejny mam nadzieję, że taki będzie 😁. Na pewno będzie DUŻO dłuższy.
P.S. Przepraszam za błedy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top