Rozdział Trzeci
Słów: 1460
Harry's POV
- Londyn, Londyn, Londyn... - nuciłem cicho, uśmiechając się, kiedy tabliczka z napisem „Londyn" mignęła mi przed oczami. Dwudziesty ósmy września, za cztery dni zaczynam zajęcia na uniwersytecie, a na samą myśl piszczałem jak mała dziewczynka. Po dobrze zdanych egzaminach końcowych w maju nie pozostało mi nic innego, jak przez całe wakacje wpakowywać rzeczy do walizki i z powrotem wypakowywać, będąc zbyt podekscytowany na studia w Londynie.
Sam nie wiem, jak mogłem nie tęsknić za tym miejscem. Mijane budynki i parki, wszystko to wydawało mi się takie znajome, jak i nie, ponieważ sam raczej nigdy nie zwiedzałem. Uśmiechałem się jednak na widok starych, znanych mi okolic i atrakcji, z którymi miałem styczność dawno temu. Tęskniłem, i to bardzo.
Gps prowadził mnie (miałem nadzieję) dobrze, ponieważ za kilka metrów miałem dotrzeć do akademika, aby dopełnić wszelkie formalności z przyznaniem mi pokoju. Razem z mamą dzwoniliśmy już wcześniej i wszystko zostało już praktycznie załatwione, dlatego wiedziałem, że mogę spodziewać się obecności drugiego lokatora. I szczerze mówiąc modliłem się, aby był to ktoś porządny i zadbany. Nie liczyłem na kujona, który codziennie biegałby z odkurzaczem i porządkował swoje książki alfabetycznie (co, swoją drogą, by mi nie przeszkadzało), ale mógłby być to ktoś, kto nie zapraszałby do naszego pokoju kilkunastu znajomych, aby urządzić z nim mini-domówkę.
Widząc wysoki budynek przegryzłem zdenerwowany dolną wargę, jednak zwolniłem, skręcając w stronę parkingu. No Harry, właśnie zacząłeś studenckie życie.
***
John Tovell House mieścił się przy Gower Street, niedaleko uniwersytetu. Byłem sam, czując się jak zagubiony szczeniaczek, jednak wiedziałem, że wkraczając w dorosłość takie będą konsekwencje, że będę musiał radzić sobie samodzielnie. Chwilę gapiłem się w budynek, kiedy jednak na niebie zebrały się ciemne chmury, szybko opuściłem samochód. Wsadziłem kluczyk pomiędzy zęby i na raz wziąłem dwa pudła, stwierdzając, że były dość ciężkie. Idąc na górę odetchnąłem z ulgą, kiedy przez okna akademika zobaczyłem, że zaczęło kropić, po czym odszukałem numer swojego pokoju. Siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście... Jak na ironię losu mam dziewiętnaście lat.
Już miałem odstawić pudła na bok, aby przekręcić zamek w drzwiach, kiedy te nagle się otworzyły. Cofnąłem się trochę do tyłu, kiedy stanął w nich wysoki chłopak z krótko obciętymi włosami i sympatycznym uśmiechem.
- Liam. - wypalił, na co zmarszczyłem brwi lekko zdezorientowany, rozglądając się na boki.
- Co? Um, chyba mnie z kimś pomyliłeś, ja nie jestem...
- Nie, ja jestem Liam - zaśmiał się i wziął ode mnie jedno pudło. - Daj, pomogę Ci.
Zamrugałem kilka razy i wbiegłem za nim do dość skromnego pokoju, stawiając pudło obok tego, które on ułożył na łóżku, które prawdopodobnie miało należeć do mnie.
- A ty jesteś...?
- Harry - wtrąciłem, również lekko się uśmiechając i podaliśmy sobie dłonie.
- Fajnie, nareszcie mam współlokatora. Który rok studiów? - spytał, zamykając za nami drzwi, a ja miałem chwilę, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Były dwie strony pokoju, które wyglądały jak lustrzane odbicia - po obu stało jednoosobowe łóżko, biurko i skromne szafy, które były już trochę zużyte. Ściany były w ciepłym odcieniu brązu a podłogę pokrywały ciemne panele, więc nie było aż tak źle. Na dodatek całość była utrzymana w ogólnym porządku, więc podziękowałem Bogu w duchu, że Liam nie był bałaganiarzem.
Naprzeciwko drzwi było okno, dzielące nasze łóżka i to jeszcze bardziej poprawiło mój nastrój.
- Pierwszy - odpowiedziałem po chwili, siadając na swoim łóżku. Podskoczyłem, oceniając sprężystość i miękkość materaca na nie aż tak złą. - A ty?
- Drugi. W takim razie ja i moi przyjaciele pomożemy Ci się ze wszystkim zapoznać - oznajmił. Od razu go polubiłem.
Znałem go od kilku minut, jeśli nawet nie sekund, jednak od razu wydał mi się sympatycznym gościem. Nie tylko sympatycznym, ale również pomocnym i porządnym, co na pewno umili mi pobyt tutaj.
- Medycyna?
- Medycyna - skinąłem głową.
- Mam kolegę na medycynie, polubicie się. Chwila, który my dzisiaj mamy... - wymamrotał do siebie, wyciągając telefon i zerkając na wyświetlacz. - Poniedziałek, dwudziesty ósmy. Czyli mamy sporo czasu, aby się ze wszystkim zapoznać! Rozpakujesz się? Mogę Cię później ze wszystkimi zapoznać, pokazać, gdzie łazienka... - wyliczał na palcach, a ja wpatrywałem się w niego, starając się wyłapać każde najmniejsze słowo z jego ust, które wypadały dość... szybko. - Przepraszam, mówię za szybko? To moja wada, zawsze gadam jak nakręcony... - powachlował się ręką, kiedy zabrakło mu powietrza.
- Nie, nie - zachichotałem cicho, unosząc ręce. - Wręcz przeciwnie, to... to dobrze! Dobrze, że dużo mówisz, byłoby raczej niezręcznie, gdybyś nie mówił nic. - skrzywiłem się, zdając sobie sprawę, że opisałem samego siebie. W dodatku podczas, gdy Liam mówił z prędkością światła, ja mówiłem wolno, co na szczęście nie przeszkodziło nam w komunikowaniu się.
Po kilku wymienionych zdaniach na temat tego, skąd jestem i dlaczego akurat na ten kierunek studiów się zdecydowałem Liam oznajmił, że musi spotkać się ze swoją dziewczyną. Nie miałem nic przeciwko, wręcz przeciwnie, wyganiałem go, śmiejąc się, że już pewnie na niego czeka i kiedy wyszedł, opadłem plecami na materac.
Czyli kwestia współlokatora jest już załatwiona. Nie musiałem martwić się imprezami i narkotykami, oraz tym, że nie będę mógł się w spokoju uczyć. Do rozpoczęcia zajęć zostały mi cztery dni, więc Liam miał rację - miałem trochę na czasu na rozpakowanie się i przyswojenie z tym miejscem jak i ludźmi, z którymi miał mnie zapoznać. Tylko jak wszyscy zareagują na wieść, że jestem gejem? Nie zamierzałem trzymać tego w tajemnicy, tym bardziej nie przed własnym współlokatorem, który mógł sobie tego nie życzyć. Nie dziwiłbym się mu, gdyby wyrzuciłby mnie za drzwi, chociaż fakt, że mam chłopaka mógłby go trochę uspokoić. Chłopak.
Zerwałem się z łóżka i od razu wybrałem odpowiedni numer, przystawiając telefon do ucha, czekając. Po kilku sygnałach odebrał.
- No nareszcie! Dojechałeś?
- Dojechałem - westchnąłem cicho, z powrotem opadając plecami na łóżko i tym razem zamknąłem oczy. - Podróż była męcząca, ale oto jestem. Mam współlokatora - miałem nadzieję, że tym razem nie będzie o to zazdrosny.
- Tak? - zaciekawił się. - A kogo?
- Taki Liam, całkiem sympatyczny. Oczywiście ma dziewczynę - dodałem szybko.
- Ooooch, okej. Rozumiem - zaśmiał się cicho. - A... co teraz robisz?
- Teraz leżę i odpoczywam. Jest dopiero po drugiej, skarbie. Chciałbyś o czymś porozmawiać?
- Nie, właśnie przygotowuje materiały na studia. Wiesz, w końcu drugi rok... Może odpoczniesz, prześpisz się? Zadzwoń do mnie wieczorem.
- W sumie... - spojrzałem na godzinę. - Okej. Do usłyszenia, tak?
Po rozłączeniu się zmusiłem swoje ciało, aby wstać, a kiedy wreszcie to zrobiłem, zacząłem wypakowywać zabrane przeze mnie rzeczy. Ciuchy starannie poukładałem z powrotem i ułożyłem w szufladach i na wieszakach, kilka książek, zeszytów i innych przyborów poustawiałem na biurku, wraz z ramką na zdjęcie z mamą, a obok - mniejszą - z Niallem. Uśmiechnąłem się na wspomnienie daty zdjęcia, było to jakoś rok temu, kiedy byliśmy w świeżo upieczonym związku. Od tego czasu niewiele się zmieniło, może prócz tego, że byliśmy rok starsi.
Zmieniłem pościel i przetarłem kurze detergentami, uchylając okno, aby wpuścić trochę świeżego powietrza. Przypomniałem sobie, że w bagażniku czekała na mnie jeszcze nierozpakowana walizka, jednak stwierdzając, że wrócę po nią później położyłem się na łóżku, nie wiedząc nawet, kiedy zmęczony, zasnąłem.
***
- Harry... Harry! - po raz kolejny dzisiaj usłyszałem własne imię i już chciałem przyśpieszyć w stronę drzwi, kiedy znajoma twarz mignęła mi pomiędzy ludźmi. Zatrzymałem się i z niedowierzaniem, a po chwili szerokim uśmiechem spojrzałem na Jay, która stała naprzeciwko. Miałem tylko nadzieje, że nie dostrzeże moich zaczerwienionych od płaczu oczu.
- Dobry wieczór - przywitałem się uprzejmie, chwytając jej dłoń i całując jej wierzch. Jej oczy zaświeciły się, kiedy tylko wykonałem ten gest.
- Boże, jak ty wyrosłeś. Teraz to przewyższasz mnie o dwie głowy! Z dwa metry masz, no nie? - zaśmiała się a ja wraz z nią, licząc na to, że szybko będę mógł opuścić pomieszczenie. - Widziałeś się z Louisem?
- Z Louisem? - na sam dźwięk jego imienia znów zesztywniałem i spanikowany rozejrzałem się po sali, nie chcąc widzieć się z Louisem. - N-Nie... to znaczy - odchrząknąłem. - Rozmawialiśmy trochę, ale właśnie muszę iść.
- Już? - spytała nieco zawiedziona, jednak w jej spojrzeniu dostrzegłem zrozumienie. - No dobrze, masz rację, trochę zrobiło się już późno, a na zewnątrz zimno.
- Tak, poza tym i tak jestem zmęczony... - wzruszyłem ramionami, posyłając jej przepraszający uśmiech. - Do zobaczenia?
- Do zobaczenia, jestem pewna, że jeszcze kiedyś się spotkamy - przytuliła mnie mocno a ja posłusznie wtuliłem się w jej ciało, czując się jak kilka lat temu, jak gdybym znów miał szesnaście lat.
***
Obudziłem się, kiedy na zewnątrz było już ciemno, więc musiał być już wieczór. Moje mięśnie okropnie bolały, prawdopodobnie były nadwyrężone, a mój żołądek ściskał się z głodu. Podniosłem się do pozycji siedzącej i przeciągnąłem, w tym samym czasie słysząc na korytarzu głosy. Dokładniej głos Liama i jeszcze jakiś, prawdopodobnie jego znajomego.
Kiedy przecierałem oczy dłońmi ktoś otworzył drzwi do pokoju, zapalając przy tym światło, które podrażniło mój wzrok.
- Ej! - zamknąłem jedno oko z lekkim uśmiechem, jednak ten zbladł, kiedy dostrzegłem naszego gościa.
- A to jest właśnie Harry, mój nowy współlokator.
Od autora: Jest taka sprawa. Jak zdajecie sobie sprawę, powoli kończy się rok szkolny, zbliża się wystawienie ocen i co z tym idzie bieganie i poprawianie wszystkiego. Mam napisane tylko 10 rozdziałów Thousand Years, które są dość krótkie, dlatego dopóki nie zaliczę niektórych przedmiotów, nie będę w stanie niczego napisać. Dlatego staram się rozłożyć jakoś daty, co wiążę się z opóźnieniami, czego - mam nadzieję - nie będziecie mieli mi za złe. To wszystko.
Mile widziane komentarze o rozdziale, jeśli tam jesteście i czytacie x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top