Rozdział Siedemnasty
Słów: 2480
Harry's POV
Dwa dni po świętach i urodzinach Louisa, postanowiłem wrócić do Londynu. Właściwie, planowałem zostać tam aż do nowego roku, jednak czułem w środku coś, co kazało mi wrócić. Nie wiedziałem jeszcze tylko co.
Spędziłem Boże Narodzenie z mamą i Robinem, tylko z nimi. Bez Nialla. Niall, tak naprawdę, nie odzywał się do mnie, odkąd obudził się sam w pustym łóżku, bo zasnąłem w salonie na dole. Musiał wiedzieć, że coś jest nie tak, ponieważ wolałem marznąć, niż zostać przez niego przytulonym. Niall wiedział.
Wiedział, że wszystko jest nie tak, jak było. Wiedział, że już nic nie będzie takie samo. Wiedział, że incydent z Louisem zmienił wszystko, ale nie wiedział, że samo pojawienie się Louisa zmieniło wszystko. Wszystko zmieniło się od czasu ślubu mamy, przez początek studiów i nawet, jeśli nienawidziłem Louisa i nie chciałem go więcej widzieć, teraz było na odwrót, potrzebowałem zobaczyć go lub chociażby usłyszeć jego głos. To niewytłumaczalne i silne uczucie, które żywiłem do Louisa w żaden sposób nie sprawiało, że czułem się stabilnie ze swoimi uczuciami.
Liam, oczywiście, wyjechał do rodziny w Wolverhampton, tak samo jak Vanessa i Trish i nawet Zayn, więc akademik był pusty.
Siedząc na materacu swojego łóżka, rozejrzałem się po pustym pokoju, w którym miałem okazję spędzić kilka miesięcy. Był ładny. Skromny, zadbany, może trochę zaśmiecony, ale zdążyłem przywyknąć do tego wszystkiego i cieszyłem się, że – mimo przytłaczającej ilości nauki – czeka mnie w nim jeszcze wiele czasu.
Jednak przyjechałem do Londynu w jednym celu. W jednym, jedynym, prawdziwym celu, z którego nie mogłem zrezygnować tak łatwo. To nie był nawet impuls, to coś, nad czym myślałem od dawna, ponieważ to było na miejscu. To było nawet wskazane, ale na szczęście nie byłem już tym tchórzem, którym byłem kilka lat temu.
***
Omiotłem wzrokiem okolicę, wszystkie budynki a następnie spojrzałem na dwa domy przed sobą, na widok których przewróciło mi się w żołądku. Czułem się jakbym powrócił do starych czasów, jak gdybym znowu miał szesnaście lat.
Potrząsnąłem głową, nie chcąc teraz o tym myśleć.
Zapukałem do drzwi, trochę niepewnie, ale gdy usłyszałem kroki po drugiej stronie, nieco się rozluźniłem.
- Tak? – drzwi otworzyły się i stanęła w nich jedna z najcudowniejszych kobiet na ziemi. Była, właściwie, jak druga matka.
- Dzień dobry, Pani Tomlinson – posłałem jej uśmiech.
- Harry, kochanie – otworzyła drzwi szerzej, zapraszając mnie do środka z ciepłym uściskiem. – Co tutaj robisz? Myślałam, że spędzasz święta u Annie i Robina.
- Tak, ale ja... ja chciałem Was odwiedzić, brakowało mi tego miejsca – odwiesiłem płaszcz na wieszak i znowu na nią spojrzałem. – Jeśli przeszkadzam, to...
- Nie, nie przeszkadzasz – machnęła ręką. – Oczywiście, że nie. Jestem sama, bo cała piątka poszła na sanki. Swoją drogą tyle czasu Cię nie widziałam. Napijesz się czegoś?
Piątka?
- Nie, ja... – urwałem, zastanawiając się nad tym chwilę. – Chociaż tak.
Gdy wszedłem za nią do kuchni, poczułem zapach cynamonowych ciasteczek, roznoszących się po całym domu.
- Ja chciałem spytać, bo... czy jest może Louis?
Kobieta odwróciła się w moją stronę nieco zaskoczona, ale po chwili znowu się uśmiechnęła.
- Oczywiście, że tak. Louis jest tutaj w każde święta.
Skinąłem głową nie odzywając się więcej, odpływając daleko ze swoimi myślami.
To oczywiste, że jednym z moich celów było odwiedzenie nie tylko rodziny Louisa, ale i jego samego. Po całej akcji z Niallem zdążyłem już o tym zapomnieć, nawet, jeśli mocno zranił mojego chłopaka. I nawet, jeśli zrobił to w akcie złośliwości, i tak tliła się we mnie nadzieja, że przyczyną tego było coś jeszcze. Nie chodzi o pocałunek, ponieważ w rzeczywistości Louis mógł całować kogo chciał. Mógł przytulać kogo chciał. Dotykać kogo chciał. Spać z kim chciał. Ponieważ ja miałem... Nialla, a Louis, cóż, był wolny.
Chociaż nie spytałem, Jay wiedziała. Domyślała się, dlatego odesłała mnie na górę, abym poczekał w pokoju Louisa. Wykonałem jej polecenie, rzeczywiście chcąc się już tam jak najszybciej znaleźć, nawet, jeśli trochę się denerwowałem. A denerwowałem.
Kiedy znalazłem się w pokoju Louisa wszystko wróciło. Wspomnienia uderzyły we mnie mocno, ponieważ te ściany, to łóżko, to okno było wszystkim, co kiedyś miałem.
Przełknąłem ciężko ślinę i na drżących nogach podszedłem do okna, wbijając wzrok w okno na przeciwko. Oczami wyobraźni widziałem siebie, siedzącego przy biurku i odrabiającego lekcje i Louisa, siedzącego na parapecie i palącego papierosa i nasze spojrzenia, które się czasem spotykały.
Zastanawiałem się, jak teraz wygląda mój dom. Mój stary dom. Czy biurko jest tam, gdzie było, czy szafa wciąż tam jest, a w której schowałem Louisa, kiedy mama wróciła dzień po sylwestrze wcześniej, niż się spodziewałem, a my leżeliśmy w moim łóżku nadzy z przyciśniętymi do siebie ciałami. Na samo wspomnienie kąciki moich ust powędrowały w górę.
Pamiętałem każdą chwilę spędzoną z Louisem, każde słowo i każdy pocałunek, mimo upływu lat i tego, co się działo w moim życiu. Chociaż starałem się zapomnieć o Louisie i uznać nas za przeszłość, okłamywałem tak naprawdę samego siebie. Siebie, Nialla, Louisa.
Usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi, które przywróciło mnie na ziemię. Odwróciłem się, widząc nie kogo innego jak Louisa, wchodzącego do środka, i dopiero po chwili orientującego się, że ktoś jeszcze jest w pokoju.
- Harry? – spojrzał na mnie mrugając szybko, a ja poczułem się niezręcznie. Mimo to posłałem mu nieśmiały uśmiech.
- Spóźnionego wszystkiego najlepszego. Twoja mama mnie wpuściła – wzruszyłem ramionami. – Jeśli chcesz, mogę...
- Nie – szybko mi przerwał, kręcąc głową. – Siadaj, uch, trochę burdel. – podszedł do łóżka, poprawiając pościel, a ja nie mogłem powstrzymać rozbawienia. Louis wciąż był tym samym bałaganiarzem, co kilka lat temu.
Gestem ręki zachęcił mnie, abym usiadł, więc zrobiłem to, a on po dłuższym wahaniu zajął miejsce na krześle przy biurku. Znowu rozejrzałem się po pokoju, nie mogąc uwierzyć, że znowu tutaj jestem.
- Harry? – spytał niepewnie. – Naprawdę nie wiem, po co przyszedłeś, ale wiem, że jesteś zły.
- Na co zły?
- Na mnie.
- Och – przegryzłem wnętrze policzka, przypominając sobie, dlaczego tak właściwie tutaj przyszedłem. – Nie powinieneś był tego robić.
- Wiem – westchnął. – Nie lubię go. Zrobiłbym to znowu.
- To tym razem ja bym Ci oddał – parsknąłem, a on uniósł brwi w górę.
- Serio?
- No cóż... tak myślę – potrząsnąłem głową, chcąc zmienić temat. – Kto tam teraz mieszka? – pokazałem palcem na okno, a on podążył za nim wzrokiem.
- W twoim starym pokoju? Dziecko. – odpowiedział, jak gdyby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Dwa miesiące po Twoim wyjeździe wprowadziło się tutaj małżeństwo z małym dzieckiem, którego pokój jest właśnie tam.
- Czyli dziecko – przegryzłem wnętrze policzka, czując ukłucie w sercu na wspomnienie obcej rodziny, która mieszka teraz w moim domu.
Położyłem ręce na kolanach, wbijając w nie wzrok, gdy w pokoju zapadła niezręczna cisza. Myślałem nad wszystkimi słowami, których było tak dużo, że nie wiedziałem, od czego mógłbym zacząć. Chciałem powiedzieć wszystko i nic, ponieważ sam fakt, że wróciłem do Londynu i po tym wszystkim jak gdyby nigdy nic siedzę w pokoju Louisa na przeciwko niego samego jest wystarczający, aby dowieść mojej odwagi i wyznaczyć granicę, na której ona się kończy. Ponieważ nie miałem odwagi powiedzieć mu o tym wszystkim, co czułem do niego przez te wszystkie lata.
Co nadal czuję.
- Louis...
- Harry... – zaczęliśmy w tym samym czasie, powodując tym wybuch śmiechu chwilę później u nas obu. Zagryzłem dolną wargę, hamując swój szeroki uśmiech, ponieważ widok roześmianego Louisa sprawiał, że mój żołądek wywracał się do góry nogami. Widok jego szeroko rozciągniętych ust i zmarszczek wokół jego oczu sprawił, że chyba zakochałem się w nim po raz kolejny, ponieważ nie mogłem oderwać od niego wzroku.
Moje serce zaczęło bić szybciej, ręce zadrżały a oddech przyśpieszył, zupełnie tak, jak kiedyś. Gdy po raz pierwszy dostrzegłem, jak piękny był Louis. Gdy po raz pierwszy spojrzałem w jego oczy. Gdy po raz pierwszy mnie dotknął. Gdy po raz pierwszy mnie pocałował.
Było to to samo uczucie, z którego sprawę zdałem sobie dopiero teraz, że rzeczywiście nadal kocham Louisa, i że nigdy nie przestałem go kochać.
- Mów pierwszy – jego głos wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. Zamrugałem szybko, stwierdzając, że niepotrzebnie to zrobił, bo myślenie o Louisie nie było wcale taką złą rzeczą, prawdę mówiąc myślenie o nim przychodziło mi łatwo i jeśli się przed tym nie broniłem, było to jedną z rzeczy, które lubiłem robić.
Miałem ochotę wstać i dotknąć Louisa – tak po prostu dotknąć – przejechać opuszkami palców po jego twarzy, dotknąć jego ust, a po chwili złożyć na nich czuły pocałunek, wpleść palce w jego włosy i uśmiechać się, kiedy smyrałby swoim nosem moją szyję. Pragnienie było tak mocne i nagłe, że w przypływie adrenaliny podnosiłem się już, aby to zrobić, ale w ostatniej chwili dotarło do mnie, że znowu zachowuję się jak zakochana nastolatka i nie kontroluję tego, co robię. Jakbym znowu miał szesnaście lat.
- Chcę porozmawiać.
- Pojedziemy do mnie – bardziej stwierdził, niż spytał, ale nie protestowałem. Po prostu skinąłem głową, stając na równe nogi i podążyłem za Louisem do jego samochodu. Po drodze ze ściśniętym sercem minąłem kuchnię i salon, w którym była Jay i dziewczynki, ale mimo, że powinienem, to nie chciałem teraz się z nimi widzieć. Louis był jedyną osobą, z którą powinienem teraz rozmawiać. I to wcale nie dlatego, że chciałem, a że powinienem. Wcale.
- Proszę – otworzył mi drzwi od auta, więc starając się powstrzymać rumieńce wsiadłem do środka.
- Masz samochód?
- Wrócił z naprawy – zapiął pasy przypominając mi tym samym o naszej pierwszej, wspólnej jeździe samochodem Louisa, ponieważ jeszcze wtedy Louis nie przejmował się zapinaniem pasów i pakowaniem się w kłopoty. Nas.
Przez krótką drogę do jego mieszkania siedzieliśmy cicho, prawdopodobnie oboje układaliśmy w głowie słowa, które powinniśmy byli powiedzieć już dawno. Słowa, które nasuwały mi się się na język już trzy lata temu, a których nagromadziło się więcej i więcej i to nie tylko dlatego, że przez te wszystkie lata kochałem Louisa, ale przez świadomość, że wzbraniałem się przed tym uczuciem i za wszelką cenę nie umiałem dopuścić do siebie tego, że Louis wciąż dla mnie coś znaczy.
Bo znaczy.
- Jesteśmy.
Muszę zerwać z Niallem.
- Harry?
Wziąłem głęboki oddech i podniosłem głowę, napotykając jego błękitne oczy.
- Tak, tak, już – powiedziałem po chwili, wychodząc z samochodu i razem z Louisem poszliśmy schodami na górę. Jak widać Louis również nie lubował się w windach, tak samo jak i ja.
Na górze w środku nie rozbierałem nawet butów i płaszcza, po prostu czekałem, aż zrobi to Louis, zanim obaj nie poszliśmy do kuchni. Pierwszy raz widziałem ją na oczy, ale była dość zadbana i kompletnie nie pasowała do Louisa, którego znałem. Co za tym idzie okazuje się, że nie znam Louisa do końca.
- Napijesz się czegoś?
- Louis – zacząłem, opierając dłonie o blat szafki. Czekałem, aż Louis na mnie spojrzy, chcąc, aby poświęcił całą swoją uwagę mi i temu, co chcę mu powiedzieć. – Chcę porozmawiać.
- W porządku. Ja też.
Wziąłem głęboki oddech, zanim zacząłem mówić.
- To, że my... że my byliśmy kiedyś razem wcale nie oznacza, że wciąż coś do siebie mamy – oblizałem spierzchnięte usta, obserwując reakcje Louisa, która była właściwie nijaka. Stał z czajnikiem w ręku i patrzył na mnie mrugając szybko, co mogłoby wyglądać trochę zabawnie. – Ale tak nie jest.
- Masz na myśli...
- Tak – przerwałem mu, nie pozwalając powiedzieć mu tego na głos. – Chciałem wszystko wyjaśnić, ale chyba mam pustkę w głowie. Chcę, abyś wiedział, że ja... my... my nadal jesteśmy czymś, tak myślę.
Odczekałem kilka minut, ponieważ zabrakło mi słów, aby opisać to, co czuję. Miałem nadzieję, że Louis domyślał się, co chcę powiedzieć, ponieważ byłoby mi łatwiej.
- Przepraszam – tym razem odezwał się on. – Za to w kawiarni.
- To w porządku – potrząsnąłem głową. – Masz dwadzieścia lat i możesz całować kogo chcesz, jesteś przecież...
- Ja jestem gejem, Harry – wypalił w końcu, powodując, że zamknąłem usta, ale za chwilę znowu je otworzyłem w szoku.
- C-Co... uch, wolisz chłopców?
Wydawał się być zmieszany swoim wyznaniem, ale pokiwał twierdząco głową, rozwiewając moje wątpliwości, czy dobrze usłyszałem.
Wow, co za ironia.
- W takim razie – odchrząknąłem. – Myślę, że, eee...
- Ta dziewczyna...
- Nie tłumacz się – znowu mu przerwałem, zdając sobie sprawę z dziwności tej rozmowy, w której jeden przerywa drugiemu. – Ja chcę... ja chcę po prostu czasu. Chcę wyjechać.
- Z Londynu? – ściągnął brwi.
- Tak, na jakiś czas. Spędzę Nowy Rok w Holmes Chapel, a później wrócę i wtedy... i wtedy porozmawiamy, jak wszystko sobie poukładam. Ale wrócę, obiecuję. Jasne?
Wodziłem za nim wzrokiem, gdy oparł się o blat na przeciwko mnie z kubkiem w dłoni i zastanawiał się chwilę, zanim odpowiedział:
- Jasne.
***
Tego samego dnia wróciłem również do Holmes Chapel. Ktoś stojący z boku mógłby stwierdzić, że wyjazd do Londynu na krótki czas i kilkugodzinny powrót do domu był głupim pomysłem, ale biorąc pod uwagę okoliczności to nie było głupie. Było, co prawda, spontaniczne, ale pozwoliło mi podjąć kilka słusznych decyzji i przemyśleć kilka spraw, które z całą pewnością będą miały wpływ na moje życie.
Gdy dotarłem do domu był już wieczór, ale mama nie pytała, gdzie byłem, myśląc zapewne, że byłem gdzieś z Niallem. Nie wiedziała, że zamierzałem spotkać się z nim dopiero teraz, i na pewno nie spodziewałby się w jakim celu.
- Hej – przywitałem go całusem w policzek, przekraczając próg domu jego rodziców. Ściągnąłem tylko buty, idąc za nim do salonu. – Są twoi rodzice?
- Nie, wyszli – pokręcił głową siadając na kanapie. – Dlaczego nie zdejmiesz płaszcza?
Zająłem miejsce obok niego.
- Niall, musimy porozmawiać.
- Wiem – odparł krótko, patrząc na swoje paznokcie, a następnie na mnie. Zalało mnie poczucie winy, ponieważ wzrok Nialla mówił mi, że wszystko wiedział. – Wiem, że byłeś u Louisa.
Ja pierdole.
- Nie musisz nic mówić, Harry – uśmiechnął się smutno, a ja poczułem się jak chuj. – Wiedziałem, że w końcu to się stanie.
- Niall... – zacząłem miękko, ale znowu mi przerwał.
- Rozumiem.
Wcale nie chciałem, żeby tak było. Nie tak. Chociaż zdradzałem (to nie było tak, że dopuściłbym się zdrady kogokolwiek, kogo kocham, ale to był Louis, dla którego kompletnie straciłem głowę) Nialla i zachowałem się wobec niego okropnie, nie chciałem, aby cierpiał, bo na to nie zasługiwał. Był i wciąż jest cudownym chłopakiem, który zasługuje na każde szczęście tego świata i gdyby nie Louis, mógłbym wciąż mieć o w swoim życiu. Ale nie mogę.
- To nie Twoja wina, Niall. To wszystko ja, on po prostu... pojawił się.
- Nie, Harry – pokręcił głową. - On był zawsze, to ja się pojawiłem.
Jego słowa, niezależnie jak prawdziwe łamały mi serce i nawet, jeśli była to prawdopodobnie nasza ostatnia rozmowa, nie chciałem, aby to się kończyło. Przywykłem do Nialla w moim życiu i na samą myśl o nim bez niego do moich oczu napłynęły łzy.
- Uświadomiłem sobie to w momencie, w którym Cię poznałem. Chciałem tylko... po tym wszystkim, pomóc Ci, wyleczyć się z niego. Ale prędzej czy później to znowu wróci. Wróciło. – znowu się uśmiechnął, ale kiedy podniósł głowę, jego policzki były mokre.
Powoli podniósł się, kierując się w stronę schodów, ale po drodze pochylił się, przyciskając usta do mojego policzka.
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. – dodał szeptem i zostawił mnie samego.
Od autora: Powoli zbliżamy się do końca Thousand Years, tak naprawdę jesteśmy bliżej niż dalej. Chcę Wam bardzo podziękować za to, że dzisiaj po raz drugi #ThousandYearsPL utrzymało się w trendach przez ponad godzinę, naprawdę dziękuję, kocham Was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top