Rozdział Dziewiąty
Słów: 4448
Harry's POV
Wreszcie nadszedł dzień, kiedy mogłem poznać dziewczynę Liama, Sarah. Była to niska, niebieskooka, ciemna blondynka z równie sympatycznym uśmiechem, co Liam. Była również nieśmiała, kiedy jednak poznało się ją bliżej okazało się, że miała nietuzinkowe poczucie humoru.
Zaraz po zajęciach Liam zaproponował, że przedstawi mi ją w kawiarni, więc zgodziłem się z niemałym entuzjazmem. Dołączyli do nas również Trish, Ann i Zayn, którego nie widziałem od dnia, w którym Liam nas sobie przedstawił. Louis prawdopodobnie musiał zdawać sobie sprawę z jego obecności wcześniej, bo nie był zaskoczony, ale dało się wyczuć pomiędzy nimi konflikt, bo nawet na siebie nie patrzyli. A ja, siedząc na szarym końcu obok Sarah, obserwowałem z ukrycia, jak Ann rozmawia z Zaynem, a Louis z Patricią.
Zastanawiałem się, co wydarzyło się przez ten czas, kiedy ja i Louis nie utrzymywaliśmy kontaktu. Wydawało mi się, że Lous i Zayn byli kumplami, nawet dobrymi, a teraz zachowywali się, jakby się nie znali. Zayn zachowywał się jak nie ten sam człowiek, którego znałem – był cichy i małomówny, uśmiechał się okazyjnie i był miły, w niczym nie przypominając starego Zayna. Zachowywał się również uprzejmie w stosunku do mnie, ponieważ podczas drogi do lokalu spytał mnie o coś związanego z moim kierunkiem studiów a ja, nieco speszony, odpowiedziałem mu, nie mogąc się nadziwić, co do cholery stało się z tym człowiekiem. Natomiast Louis był taki sam.
Louis – jak zwykle – był głośny i sarkastyczny, wszystkim naokoło wciskał swoje zdanie i niepotrzebne wtrącał się do rozmów, aby wtrącić swoje trzy grosze, nie zachowywał się jak ktoś kulturalny, ani tym bardziej miły czy godny zaufania, będąc tym samym Louisem, którego poznałem przed laty. Przed tym, jak zmienił się dla mnie. Jednak jedyną rzeczą, która mnie zadziwiła to jego zażyłość z Trish, z którą jasno zadeklarowali, że nie są razem, a mimo to i tak karmili siebie nawzajem chipsami jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Bardzo lubiłem Trish, ale działała mi na nerwy.
Kiedy wszyscy zgodnie ustaliliśmy, że na rozgrzewkę warto byłoby zamówić sobie po piwie, a kelnerka przyniosła nam w końcu nasze zamówienie, ze zdziwieniem obserwowałem, jak Louis słodzi herbatę w swojej filiżance. Przecież Louis nie był abstynentem, wręcz przeciwnie, uwielbiał imprezować i pić, czym udowodnił mi to, kiedy odprowadzałem go do domu kompletnie pijanego. A skończyło się na tym, że orzygał mi dywan. I sam nie wiem dlaczego, ale na samo wspomnienie uśmiechnąłem się, wciąż wpatrując się w Tomlinsona aż ten nie podniósł wzroku, sprawiając, że mocno się zarumieniłem i odwróciłem głowę.
- Za związek Zayna i Ann – Liam w końcu uniósł szklankę z piwem ku górze, zaskakując tym chyba tylko mnie, który nie wiedziałem, o co chodzi. – Och, daj spokój, Harry! – jęknął, wyłapując moje zdziwione spojrzenie. – Nie mów, że nie wiedziałeś!
- Dlaczego ja dowiaduje się zawsze o wszystkim na końcu? – mimowolnie uniosłem swój kubek, aby po chwili pić łyk piwa. Spojrzałem na Ann i Zayna, którzy lekko zawstydzeni trzymali się już jawnie za ręce, spoczywające na stoliku. Dlaczego nie zauważyłem tego wcześniej?
Ale nie mogłem zaprzeczyć, że obydwoje do siebie pasowali – byli dość cisi i sympatyczni (nigdy nie sądziłem, że mógłbym powiedzieć to o Zaynie, moim największym, szkolnym wrogu) i trzymali się blisko siebie. Znów pozwoliłem sobie zerknąć na Louisa, który bawił się serwetką, wpatrując się mętnie w blat stolika. Przegryzając dolną wargę wyciągnąłem telefon, wcześniej upewniając się, czy aby nikt mnie nie obserwuje.
Do: Louis: Dlaczego nie pijesz?
Numer Lousia zdobyłem od Liama, wczoraj, we wtorek, kiedy to udałem, że mam do niego ważną sprawę. Tak naprawdę nie miałem, a chciałem mieć jego numer... bo tak. Nie miałem żadnego konkretnego powodu, ale fakt, że miałem Louisa pod ręką uspokajał mnie.
Od: Louis: Dlaczego Cię to interesuje?
Spojrzałem na niego jeszcze raz, czując, jak moje policzki palą, ponieważ Louis posłał mi lodowate spojrzenie. Skąd on wiedział, że to ja? Nie dawałem mu swojego numeru, ani tym bardziej on mi swojego, więc może po prostu ktoś mu go podał? Może Liam, tak samo, jak mi?
Nieco speszony schowałem się za Sarah, która i tak zajęta była rozmową z Liamem. Tak naprawdę wszyscy rozmawiali, oprócz mnie i Louisa.
Do: Louis: Ponieważ... to dziwne. Ale nie musisz odpowiadać.
- Harry! – podskoczyłem na dźwięk własnego imienia, szybko chowając telefon do kieszeni, czując się przyłapany na czymś, co nie było nawet czymś karalnym. Ponieważ po części bałem się, że ktokolwiek z otoczenia mógłby przeczytać moje myśli dotyczące Louisa, pomimo, że nie było to możliwe.
- Tak? – spytałem Liama, który położył mi rękę na ramieniu.
- To jak, Niall przyjeżdża?
- Och tak – od razu się rozpromieniłem, prostując się, aby wszyscy na mnie spojrzeli. Zmieszałem się lekko, kiedy to się stało, jednak nie wycofałem się. – Bo w weekend przyjeżdża mój chłopak z Birmingham, tu do mnie, do Londynu, i chciałby Was poznać.
Wszyscy wydali się być ucieszeni, Trish ekscytowała się tym, że pozna kolejnego geja, Liam był już na to przygotowany, Ann uśmiechała się sympatycznie tak samo, jak i Sarah, Zayn pokiwał głową w zrozumieniu, a Louis... no właśnie, jest jeszcze Louis.
- Kogo to obchodzi? – wymamrotał, opierając policzek na dłoni, palcami drugiej ręki stukając w blat. Zmarszczyłem brwi nieco urażony, ale zaraz przypomniałem sobie, że to jest Louis. Nie Louis jako Louis Tomlinson, ale Louis jako mój były chłopak. I na jego miejscu również poczułbym się zmieszany, a nawet urażony.
- Cóż – odchrząknąłem, ignorując jego uwagę. – Więc... to w ten weekend. Przyjdziecie do nas do akademika?
- Pewnie, zrobimy imprezę! – wszyscy zgodzili się z postanowieniem Patricii, a ja zachichotałem cicho, ciesząc się, że ich poznałem.
Poznanie moich obecnych przyjaciół było jedną z najlepszych rzeczy, jaka przytrafiła mi się w Londynie od razu po przyjeździe, jak i od dłuższego czasu. Żadne z nich jednak nie wiedziało o mojej przeszłości, o przeszłości z Louisem, o tacie i załamaniu nerwowym, o czasach, kiedy jeszcze nikt mnie nie chciał. Prócz Louisa. On mnie chciał.
Chyba, że udawał. Ale czy Louis skłonny był udawać? Czy potrafiłby udawać to, co było miedzy nami, wydające się takie realistyczne i niezniszczalne z perspektywy czasu? Wierzyłem każdemu jego słowu i czynowi, ponieważ Louis rzeczywiście był dla mnie kimś ważnym, kto wpłynął w pewnym stopniu na moje życie. I nadal mogę nazwać go jego częścią, ponieważ Louis tutaj jest i jeśli by zniknął, z pewnością odczułbym pustkę, taką samą jak ponad dwa lata temu, po wyjeździe. Tylko dlaczego myślałem o Louisie częściej, niż o swoim chłopaku?
- Zbieramy się, nie? – w końcu, po jakimś czasie odezwał się Liam, zbierając swoje rzeczy. Poszedłem w jego ślady, a razem z nami reszta. Założyłem płaszcz i kątem oka zerknąłem na Louisa, który nie patrzył na nikogo, ubierając się w ciszy, podczas, gdy wszyscy inni zaciekle rozmawiali. Poczekałem, aż wyjdą i wyszedłem dokładnie za Liamem, oglądając się za siebie, czy Louis idzie za nami. Stał przy stoliku i przeglądał coś w swoim telefonie, więc z ukłuciem zawodu odwróciłem się z powrotem.
- Widzimy się w akademiku, nie? – skinąłem głową na słowa Trish, która razem z resztą nie zamierzała wracać od razu do swojego pokoju. Nie miałem dzisiaj ochoty ani siły, więc postanowiłem, że od razu po powrocie z kawiarni pójdę spać. Być może to skróci czas, jaki pozostał do przyjazdu Nialla, na który nie mogłem się już doczekać.
- Pewnie – posłałem jej uśmiech, pomachałem na pożegnanie i skierowałem się w przeciwną stronę, zapinając guziki mojego rozpiętego płaszcza, kiedy zawiało mocniej.
Miałem już wsadzić rękę w kieszeń, kiedy poczułem, jak coś ją chwyta. Jakaś obca, o wiele cieplejsza i mniejsza od mojej, której dotyk spowodował ciarki na całym moim ciele. Odwróciłem się z powrotem i spojrzałem zdziwiony na osobę, która mnie zatrzymała.
- Tak? – spytałem nieco niepewnie Louisa, nie za bardzo wiedząc o co mu chodzi. Nadal trzymał moją rękę, powodując tym dreszcze na całym moim ciele, o których starałem się nie myśleć. Jednak było to cholernie trudne, wiedząc, że kiedyś oddałbym wszystko, aby chociaż przez chwilę potrzymać jego dłoń.
- Idziesz w tamtą stronę? – kiwnął głową w kierunku, w który akurat miałem się udać, wiec skinąłem głową. Z tego, co się orientowałem Louis mieszkał zupełnie gdzie indziej, ale postanowiłem tego nie komentować, kiedy zaczął iść moją drogą, a ja za nim. I nareszcie puścił moją dłoń, którą szybko schowałem do kieszeni, zaciskając w pięść, jak gdyby chcąc ją rozgrzać. Wciąż była zimna, jednak ciepło skory Louisa jakby się na niej odcisnęło, pozostawiając parzący ślad którego nie mogłem się pozbyć.
- Dlaczego nie pijesz? – podjąłem ponownie temat, jednak ze specyficznym nastawieniem, wiedząc, że Louis nie będzie chciał o tym rozmawiać. Nawet, jeśli było to zbyt osobiste to ja musiałem wiedzieć. Nie wiedziałem, dlaczego, ale czułem taką potrzebę, potrzebę troszczenia się o Louisa w nawet najmniejszym stopniu, nawet, jeśli nic już nas nie łączyło. Tylko wspólna przeszłość.
- Nie chcę o tym rozmawiać – wzruszył ramionami i zanim mogłem coś dodać, kontynuował. – Więc przyjeżdża w ten weekend, huh?
- Kto? – ściągnąłem brwi, jednak po chwili uświadomiłem sobie, o czym, a raczej o kim mówi. – Och, tak, um... w sobotę, zostaje do niedzieli.
- Świetnie – parsknął. Aha. Czyli po raz kolejny razy zacznie mi ubliżać, mi i Nialllowi. Miałem tego serdecznie dosyć, ponieważ fakt, że Louis był kiedyś dla mnie bardzo ważny, a teraz zachowywał się, jakby chciał mi uprzykrzyć życie bolał nawet bardziej, niż wbicie noża w serce. Bo ja po prostu tego nie rozumiałem.
- O co Ci chodzi? – zatrzymałem się, a on razem ze mną. Westchnąłem, przecierając twarz dłonią, zrezygnowany. – Nie mam już siły, okej? O co Ci chodzi, Louis? Wydawało mi się, że kiedyś nam na sobie zależało. A teraz, po tym wszystkim ty zachowujesz się, jakbyś mnie nienawidził, i na dodatek Nialla, który nic Ci nie zrobił. O to Ci chodzi? O to, że jestem szczęśliwy?
Nie odpowiedział, wpatrując się we mnie badawczym wzrokiem. Jednak cierpliwie czekałem, aż w końcu usłyszę z jego ust odpowiedź, która zaspokoi moją ciekawość. Powinienem wiedzieć, nawet, jeśli Louis z natury był złośliwy. Tak naprawdę nie miał prawa, aby zachowywać się tak, jak się zachowywał.
- Jeśli blondasek zawiedzie, zawsze możesz przyjść do mnie – poklepał mnie po ramieniu, wprawiając mnie w niemałą zadumę. Uniosłem brwi do góry.
Co?
- Co?
- Wiesz – uniósł do góry dłoń, pokazując na jeden z palców, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. – jeśli nadal zamierza nosić pierścień dziewictwa.
Nabrałem gwałtownie powietrza do płuc, wypuszczając je ze z głośnym świstem.
- Ty dupku! – syknąłem, strącając jego dłoń ze swojego ramienia i pchnąłem go do tyłu. – Jesteś obrzydliwy, nie odzywaj się do mnie.
- Hej – zaczął się śmiać, obserwując, jak odwracam się na pięcie i oddalam jak najdalej od niego. – Jakby co masz mój numer!
- Pieprz się – pokazałem mu jeszcze środkowy palec, licząc w myślach do dziesięciu, aby nie wybuchnąć, nie podejść do niego i nie uderzyć go prosto w twarz. Nigdy nie lubiłem przemocy, ale to, co Louis opowiadał było szczytem chamstwa. On po prostu proponował mi, abym przespał się z nim, zdradzając własnego chłopaka, ponieważ chciał on z tym poczekać. I w tym momencie nie wiedziałem, czy nienawidziłem Louisa bardziej, niż wtedy, zanim jeszcze byliśmy razem.
Wściekły wreszcie zniknąłem za rogiem, będąc coraz bliżej swojego akademika, jednak wciąż nie uspokoiłem swojego kołaczącego serca, które wręcz tłukło mnie w piersi. W pewnym momencie oczy zaczęły mnie piec i zaczęło oddychać mi się coraz ciężej, znowu przez tego kretyna, który komplikował mi życie nieraz. Znalazłszy się wreszcie w budynku oparłem czoło o ścianę, pragnąc chociaż na chwilę uspokoić się przed wejściem po schodach.
Myślałem, że Louis się zmienił, że przez te dwa lata wydoroślał. Ze zrozumiał swoje błędy i potrafił, w wieku dwudziestu lat, odróżnić dobro od zła, a dojrzałość od zabawy. Miałem ochotę płakać, ale na szczęście tego nie zrobiłem, kiedy z pomocą przyszły mi resztki zdrowego rozsądku. Chciałem, aby on zniknął mojego życia, tak, jak zrobił to już dwa razy. Ponieważ za każdym razem, kiedy było już dobrze, znowu się pieprzyło, kiedy Louis jest obok, a kiedy wreszcie zniknął, zaczęło mi się układać z Niallem. I znowu – boję się, że Louis wszystko zniszczy, że nagada coś Niallowi i zniszczy mi życie, ciesząc się tym, że po raz kolejny stanął na mojej drodze. Ale ja nie jestem tym samym Harrym. Nie jestem już Harrym, który był głupi i niedoświadczony, wierząc w każde kłamstwo Louisa, jak i każdego, kto przebywał w moim otoczeniu. Starałem się być rozsądny i pewny swoich decyzji, byłem dorosły i starałem się sam decydować o swoim życiu, nie pozwalając, aby strach decydował za mnie.
***
Resztę tygodnia chodziłem podenerwowany, nie mogąc doczekać się nie tylko przyjazdu Nialla, ale i również starając się nie natknąć na Louisa, którego jawnie unikałem. Odmawiałem – chociaż z żalem – wspólnych wyjść ze znajomymi, ciągle siedząc w pokoju i odliczając dni do weekendu, a kiedy ten wreszcie nadszedł uśmiechałem się szerzej, niż zazwyczaj. Nikt nie pytał – wiedzieli. A nawet sami byli podekscytowani, szczególnie Trish, która ożywiała się, kiedy tylko wspominałem o Niallu. Widziałem ją w tym tygodniu tylko dwa razy, kiedy mijaliśmy się na korytarzach, jednak i wtedy udawało nam się wymienić kilka zdań. Rozumiałem to, że była przyjaciółką Louisa, tak samo, jak i Liam, a nie zamierzałem odbierać mu przyjaciół. Dość się na mnie uwziął.
Niall uparł się, że sam przyjedzie do mojego akademika, nie pozwalając mi „włóczyć się po mieście", jak to sam nazwał, i że jest samochodem, więc nawet nie opłacało mi się opuszczać budynku. Była czternasta w sobotę, a ja ze zniecierpliwieniem wpatrywałem się w okno, siedząc na parapecie w swoim pokoju. Liam i reszta wyszli jakiś czas temu na piwo, zostawiając mnie samego i stwierdzając, że powinienem najpierw ja nacieszyć się z Niallem sam na sam, a dopiero później poznać go z nimi. Cóż, jednak nasze plany będą wyglądały inaczej, ponieważ za kilka minut mieli wrócić, a Niall przyjeżdża dopiero po południu. Co za ironia losu.
Zeskoczyłem z parapetu jak oparzony, widząc błękitne auto, na widok którego moje serce automatycznie przyśpieszyło. W samych krótkich, dresowych spodenkach i t-shircie zbiegłem na dół, nawet nie zakładając butów i kiedy tylko otworzyłem drzwi rzuciłem się na przód, nie dając nawet szansy odezwać się mojemu chłopakowi, którego mocno przytuliłem.
- Tęskniłem, tęskniłem, tęskniłem! – wtuliłem twarz w zagłębienie jego szyi, czując, jak oplata mnie rękoma w pasie i mocno do siebie przyciska. Zaciągnąłem się jego cudownym zapachem, nie mogąc uwierzyć, że mój Niall tutaj jest.
- Przeziębisz się, skarbie – powiedział cicho, odsuwając mnie nieco od siebie i zamknął za sobą drzwi, kiedy przekroczył już próg akademika.
-Tak, tak – machnąłem ręką i złapałem tę jego, splatając nasze palce. – Chodź na górę, do mojego pokoju.
Pociągnąłem go po schodach na piętro, aby po chwili zamknąć drzwi od mojego pokoju.
- Ładny pokój – skomentował, jednak nie zwróciłem na to nawet uwagi, nadal nie mogąc uwierzyć, że on tutaj jest. Miałem tylko nadzieję, że Louis nie zepsuje naszych planów i nie postanowi przyjść z niezapowiedzianą wizytą razem z resztą. Poza tym Louis nawet nie lubił Nialla, którego na pewno nie chciał widzieć.
- Przepraszam za bałagan, ale...
- Słucham? – przerwał mi, niedowierzająco rozglądając się po pomieszczeniu. – Harry, tu jest czyściej, niż w twoim pokoju w Holmes Chapel. – z uśmiechem pocałował mnie krótko w usta, rozwiewając tym wszystkie moje wątpliwości.
- No tak... przepraszam. Sprzątałem cały wczorajszy i dzisiejszy dzień, bo już nie mogłem się doczekać, aż przyjdziesz. Serio, mam Ci tyle do opowiedzenia. – zaprowadziłem go do mojego łóżka, na którym usiedliśmy. Ściągnął buty i kurtkę, rzucając ją na krzesło przy biurku i objął mnie ramieniem, kiedy obaj oparliśmy się plecami o ścianę.
- Jak zawsze, obsesja na punkcie sprzątania – zachichotał, sprawiając, że moje policzki oblał gorący rumieniec, ale wyjątkowo mnie to nie skrępowało. Brakowało mi tego i szczerze mówiąc nawet to lubiłem. – Gdzie Ci twoi znajomi?
- Przyjdą niedługo – uśmiechnąłem się, po chwili krzywiąc, kiedy usłyszałem glosy na korytarzu, które robiły się coraz wyraźniejsze. – Właściwie, to będą tu za chwilę. Przepraszam.
- Hej, nic nie szkodzi, jest południe, mamy dla siebie dużo czasu – uspokoił mnie, dla potwierdzenia znów całując mnie w usta. Pozwoliło to powrócić na twarz mojemu uśmiechowi, w momencie, w którym rozległo się pukanie, a po chwili drzwi się otworzyły.
***
Nikt nie mógł wyobrazić sobie mojej ulgi, kiedy jedyną osobą, jakiej brakowało w moim pokoju był Louis. Chociaż poczułem jeszcze większą, kiedy żaden z moich znajomych nie wspomniał o nim w towarzystwie Nialla, co było mi na rękę. Wiedziałem, że nie będę tego wiecznie ukrywał, ale w tym momencie potrzebowałem nacieszyć się tylko nim. Liam, Zayn, Ann, Sarah i Trish, cała piątka, od razu po przekroczeniu mojego pokoju przywitali się najpierw ze mną, a później z Niallem, który polubił ich chyba tak samo, jak oni jego. Tak naprawdę można powiedzieć, że dogadywali się z nim lepiej, niż ze mną. Niall posiadał umiejętność podtrzymywania rozmowy, a jego charyzmatyczność i magnetyczna osobowość przyczyniała się do tego, że umiał nawiązać kontakt nawet z największym wrogiem. Prócz Louisa. Co do niego nie byłem pewien
- Idziemy, gołąbeczki – Liam wstał, posyłając mi znaczące spojrzenie i puszczając oczko, na co lekko się zarumieniłem. Uśmiechnąłem się jednak do niego i pożegnałem z każdym po kolei, a kiedy wyszli, zostawiając mnie i Nialla samego, odwróciłem się w stronę mojego chłopaka.
- Która godzina? – spytał.
- Um, zbliża się ósma. Mamy dużo czasu jeszcze. – przegryzłem dolną wargę, opierając brodę na jego torsie. Niall zmarszczył brwi i rozejrzał się po pokoju.
- Czy Liam nie mieszka z Tobą w pokoju?
- No... Cóż, mieszka. Ale zostawił nas samych, abyśmy mieli trochę czasu dla siebie. – zamruczałem, kreśląc nieokreślone wzoru palcem pod rękawem jego koszulki. Spojrzał na mnie, a ja przechyliłem głowę.
- Tak?
- Mhm – powoli i ostrożnie uniosłem się na łokciach, aby złączyć nasze usta. Przymknąłem oczy, czując, jak nie protestuje i oplata ręce wokół mojego pasa.
Wsunąłem dłonie pod jego koszulkę, którą nieznacznie uniosłem w górę i opuszkami palców przejechałem po mięśniach jego brzucha, które napięły się pod moim dotykiem. Pogłębiłem pocałunek, poruszając agresywnie ustami, nie chcąc jednak zbytnio się narzucać, aby go nie spłoszyć. Przejechałem językiem po jego dolnej wardze, chcąc wsunąć go do jego ust, ale wtedy oderwał się ode mnie, oddychając szybko.
Spojrzałem na niego błyszczącymi oczami i z zarumienionymi policzkami, nie wiedząc, co zrobiłem źle.
- Co?
- Muszę... muszę iść – sapnął, przecierając wierchem dłoni czoło, odgarniając stamtąd grzywkę.
- Słucham? – zamrugałem kilka razy, siadając i patrząc na niego niedowierzająco. W moim głosie słyszalne bylo rozczarowanie – Gdzie iść?
- Do domu.
- Niall, do cholery! – wstałem zły, nie mogąc uwierzyć, że to się znowu dzieje. Znowu. – Dlaczego robisz tak za każdym razem, co?! Dobrze wiedziałeś, że chciałem, abyś został tu ze mną dwa dni, a ty tym czasem...
- To nie o to chodzi, Harry!
- A co? – przystanąłem, zdając sobie sprawę, że bezcelowo zacząłem krążyć po pokoju. – Wytłumacz mi to, proszę! Nie chcę Cię do niczego zmuszać, ale Ty przerywasz... to bez słowa, my nawet o tym nie rozmawiamy, a jak śpimy razem, to z oddzielnymi poduszkami i kocami!
- Chcę poczekać, w porządku? – przerwał mi z wyrzutem, również wstając. – Jestem po prostu wierzący.
- Wierzący? – parsknąłem. – Och, daj spokój, Niall. Większej głupoty w życiu nie słyszałem.
- To nie jest moja wina, że tobie chodzi tylko o to.
Tego było za wiele. Nie mogąc wytrzymać ruszyłem w kierunku drzwi.
- Miłej podróży.
- Harry...
Zanim zdążył jeszcze coś powiedzieć, zatrzasnąłem mocno drzwi, nie zwracając nawet uwagi na to, że nie wziąłem kurtki. Nieważne, jak bardzo kochałem Nialla, działał mi on na nerwy nie tylko tym, że nie mogę go nawet dotknąć, ale zawsze, gdy dochodzi do takich sytuacji od zachowuje się, jak gdyby nigdy nic i zmienia temat. A my powinniśmy rozmawiać. Ufać sobie. A teraz, kiedy nie widzieliśmy się ponad dwa tygodnie znów musieliśmy się pokłócić, tak naprawdę o nic, ale ten fakt nie zmieniał, że przestałem być zły. Wręcz przeciwnie.
Chciałem zrobić coś, czego kompletnie nie spodziewałby się ani on, ani ja, chciałem na chwilę nie myśleć i nie przejmować się konsekwencjami, chciałem być głupi i nie wiedzieć, że nie będę żałował. Ale nie wiem, jak to się stało, że zaledwie kilka minut później stałem w windzie, a kolejne kilka po pod drzwiami na czwartym piętrze. Cały się trzęsłem, ale nie wiedziałem, czy ze zdenerwowania, czy z powodu adrenaliny, krążącej w moich żyłach..
- Harry? – Louis stanął w progu, kiedy zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Wpatrywałem się w niego stojąc w bezruchu jak kołek, nie wiedząc właściwie, co powiedzieć. Dlaczego ja przyszedłem do Louisa?
- Louis? Co ty tu robisz?
- Mieszkam?
- Tak? – jeszcze raz zerknąłem na tabliczkę obok drzwi, czując się jak idiota. Zaśmiałem się bez humoru. – Ach, jaki ja głupi, no tak. Przeczytałem „Tamlishow", zamiast „Tomlinson", no tak!
Zerknąłem na niego jeszcze raz. Jego uniesiona brew i rozbawiony wyraz twarzy sprawił, że zawstydziłem się jeszcze bardziej i splotłem dłonie za plecami.
Tak, adres Louisa też miałem od Liama. Tylko przypadkowo, pewnego dnia o to zapytałem. I tylko na wszelki wypadek. Z czystej ciekawości.
- Dobra, to było głupie – westchnąłem, czując, jak moje gardło się zaciska, ponieważ teraz nadchodziła ta gorsza część. Louis oparł się biodrem wygodniej o futrynę, zaplatając ręce na piersi i nie spuszczając ze mnie wzroku. Speszony odwróciłem wzrok.
- Gdzie twój chłopak? – spytał kpiąco, a ja zmrużyłem oczy. Wiedziałem, że to był zły pomysł. Louis nie był odpowiednią osobą, z którą wchodziłbym w jakikolwiek kontakt.
- Wiesz co, ja muszę... muszę iść – odwróciłem się do niego tyłem, jednak poczułem jego dłoń, zaciskającą się na moim przedramieniu.
- Dobra, poczekaj.
Louis wpuścił mnie do środka. Co prawda ani ja, ani on się nie odzywaliśmy, jednak wiedziałem, że pomiędzy nami wisiało napięcie i wiele niewyjaśnionych spraw, niewypowiedzianych słów. Wciąż czułem się dość niezręcznie w jego towarzystwie, ponieważ Louis nadal pozostawał Louisem, moim byłym chłopakiem, moim pierwszym, a ja... ja byłem Harrym. Nie wiedziałem nawet, czy Louis mnie lubi, czy może wciąż coś do mnie czuje, chociaż najmniejszą nić sympatii. Ponieważ ja mogłem odpuścić tylko wtedy, jeśli Louis zachowywałby się w stosunku do mnie w porządku.
Jego mieszkanie było imponujące. Było tu wiele miejsca, dość nowocześnie, z widokiem na Londyn przez przeszkloną ścianę w salonie, do którego się udaliśmy. Louis wskazał ruchem ręki, abym usiadł na kanapie, więc zrobiłem to, trochę niepewnie. Sam zajął miejsce na fotelu, nogi zakładając na stolik. Typowe.
- Więc? – spojrzał na mnie wyczekująco. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc przez chwilę, o co mu chodzi, jednak przypomniałem sobie, zdając sobie sprawę, gdzie jestem i po co.
- Ładne mieszkanie.
- Będziemy rozmawiać o mieszkaniu?
- A o czym?
- O Neilu.
- Niallu – poprawiłem go, a on wywrócił oczami. – Nie chcę o tym rozmawiać.
- Okeeej, w takim razie po co tu przyszedłeś?
- Ja, um... – zawahałem się, sam nie wiedząc, co ja właściwie tutaj robiłem. U Louisa, na którego byłem przecież zły, i którego starałem się unikać. Louis zaproponował mi przecież, abym przespał się z nim, zdradzając tym samym Nialla, i znów poczułem do niego obrzydzenie, sam zaskakując siebie jednak, kiedy nie było ono silne tak bardo, jak wtedy. Właściwie wizja... mnie z Louisem pojawiła się w mojej głowie raz czy dwa, ale nigdy nie chciałem przyznać się do tego sam przed sobą, wiedząc, że to również jest w pewnym rodzaju zdradza. Sam fakt, że w ogóle tak myślałem sprawiał, że czułem się źle, szczególnie, że zatajałem to przed swoim chłopakiem.
- Jeśli chcesz... śpij tutaj – odezwał się cicho, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia. Wskazał dłonią na kanapę, na której siedziałem i wstał, pocierając swój kark. – Łazienka jest za rogiem. Jakbyś chciał, to jeszcze Ci coś przyniosę.
Mówiąc to, wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samego i osłupiałego, kiedy odprowadzałem go wzrokiem, nie wierząc w to, co usłyszałem. Czy Louis właśnie pozwolił mi tutaj spać? Nadal nie rozumiałem, dlaczego. Nie rozumiałem jego zachowania względem mnie, teraz jak i wcześniej, nie rozumiałem po co, dlaczego i jak, nie rozumiałem, dlaczego akurat ja. Louis był po prostu... inny. Ale nie inny niż kiedyś, inny niż teraz, ponieważ przez chwilę zdawał się być dokładnie taki, jak dwa lata temu. Przez chwilę miałem wrażenie, że jego wzrok łagodnieje, kiedy na mnie patrzył, że powstrzymywał się od powiedzenia czegoś niemiłego o Niallu, ale się powstrzymał, że troszczy się o mnie i... i ja nadal nie rozumiałem. Byłem całkowicie zagubiony w tym, co robił Louis. Louis sprawiał, że wszystko było skomplikowane.
Nie myślałem nawet o Niallu i o kłótni z nim, czując się dziwnie z tym, że to nie było w tej chwili najważniejsze. A powinno.
Dopiero po kilku minutach zdałem sobie sprawę, że Louis zgasił po drodze światło, a ja siedziałem w całkowitej ciemności. Wstałem i po omacku spróbowałem ruszyć w stronę, w którą podążył Louis, wiedząc, że tam jest łazienka. Odszukałem dłonią klamki i nacisnąłem ją, kompletnie zapominając o tym, że przecież paliło się światło.
- O Boże, przepraszam, ja... – urwałem, kiedy dokładnie przyjrzałem się widokowi przed sobą. Louis spojrzał na mnie wystraszony i szybko schował ręce za plecy. – L-Louis?
- Puka się – powiedział oschle. – Wyjdź.
- Louis co ty robisz? – z trudem przełknąłem ślinę i podszedłem do niego bliżej, nie wykonując jednak żadnych, gwałtownych ruchów. Obraz rąk Louisa, obandażowanych i pokrytych czerwonymi i różowymi bliznami znów pojawił mi się przed oczami, a moje serce prawie się zatrzymało.
- Nic.
- Louis – jęknąłem błagalnie, nie mogąc znieść myśli krążących o mojej głowie. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższy czas, jednak chłopak pozostawał nieugięty. – L- Louis, do cholery jasnej, powiedz mi, że nie robisz sobie krzywdy.
Zmarszczył brwi, zdezorientowany i cofnął krok do tyłu, przyciskają plecy do ściany.
- Co? – pokręcił głową. – Nie, Harry, zgłupiałeś? Ja tylko...
- Co ty tylko? – przerwałem mu, chcąc jak najszybciej usłyszeć wyjaśnienia. Ledwo powstrzymywałem się od płaczu, wiedząc, że Louis, ten Louis, mój Louis może robić... to. Nieważne, że Louis nie był moim chłopakiem, Louis wciąż był ważną częścią mojego życia i za nic w świecie nie zignorowałbym czegoś takiego.
- Zmieniałem bandaże – wyjaśnił w końcu. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Po co?
- Mały wypadek, okej? Nie twoja sprawa. – wyciągnął ręce przed siebie, szybko bandażując swoje nadgarstki, tak, abym nie mógł niczego zobaczyć i naciągnął na nie rękawy bluzy. – Nie pytaj.
- Ale...
- Dobranoc – zostawił mnie w łazience samego, zatrzaskując drzwi i sprawiając, że podskoczyłem. Położyłem dłoń w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce i poczułem, jak szybko bije. Nie wiedziałem, czy dlatego, ponieważ w pobliżu był Louis, czy dlatego, ponieważ myśl, że Louisowi działa się krzywda przemknęła mi przez głowę.
Oparłem się tyłem o umywalkę, starając się dociec, co się stało, dlaczego i kiedy, jednak na marne. Do głowy nie przychodziło mi nic konkretnego, a nie sprzyjał temu fakt, że nie wiedziałem, co działo się u Louisa przez ostatnie miesiące. Lata. Bałem się również, że Louis mnie oszukał, odpowiadając wymijająco tylko po to, abym dał mu spokój. Przez chwilę nawet wpadł mi do głowy pomysł, abym ja, gdy ten będzie spał, przeszukał jego mieszkanie, ale stwierdziłem, że to byłoby nie w porządku. A chciałem dowiedzieć się, co się stało, i już nawet wiedziałem jak. Znałem jedną osobę która mogłaby mi pomóc.
Trish.
Od autora: BARDZO ważna informacja pod #ThousandYearsPL (i odpowiedzi do tweetów pod tweetem głównym, jeśli interesują was dalsze losy opowiadania).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top