Rozdział Dwunasty
Słów: 2184
Harry's POV
Nie poszedłem dzisiaj na zajęcia. Był piątek, więc i tak miałbym je tylko do czternastej, akurat o tej godzinie, o której się obudziłem. Liam nie obudził mnie, myśląc zapewne, że zajęcia zaczynały mi się trochę później. Wciąż go nie było, Trish też nie i nikogo innego, byłem sam, leżąc w swoim łóżku i wyciskając łzy w poduszkę, którą przyciskałem do twarzy.
To było coś więcej, niż tylko płacz. Przez pół nocy starałem się nie obudzić Liama, a drugie pół sam starałem się zasnąć, jednak udało mi się to dopiero po szóstej nad ranem, kiedy rozbolała mnie głowa, a moje oczy były spuchnięte i okropnie piekły. To nie było tak, że zmarł mój kot albo ktoś bliski, ale było to coś, co wstrząsnęło mną równie mocno.
Nie byliśmy z Louisem parą. Byliśmy kiedyś, ale od dwóch lat nie. Ale nieważne, jak bardzo Louis był w stosunku do mnie niemiły na ślubie, w stosunku do mnie czy do Nialla, było to nieistotne i nie wpływało na to, że miałem nadzieję, że jest szczęśliwy. Po moim wyjeździe do Holmes Chapel modliłem się, aby Louis znalazł szczęście, ponieważ na to zasługiwał. I nie uważałem tak tylko dlatego, że bardzo kochałem Louisa, ale był on naprawdę mądrym i wartościowym człowiekiem, co zauważyłem dopiero wtedy, kiedy poznałem go bliżej.
Ale kiedy dowiedziałem się o tym, że podczas, gdy ja, zaraz po ślubie mamy, wyleciałem do Włoch, aby spędzić tam dwa tygodnie cudownych wakacji, Louis ledwo uszedł z życiem z powodu pożaru, a teraz nosi ślad w postaci blizn sprawiało, że kiedy to sobie uświadamiałem, płakałem jeszcze intensywniej. Ponieważ świadomość, że mogłem stracić Louisa zmuszała mnie do coraz to gorszych myśli, coraz to głębszych przemyśleń i niechęci wstawania z łóżka tak długo, jak było to możliwe. Chciałem leżeć i myśleć tylko o tym, że Louis jest cały i zdrowy, że będę cieszył się każdym dniem, w którym będę go widział, nawet tym, w którym byłby dla mnie niemiły.
Wyciągnąłem w końcu drżącą dłoń i wsadziłem ją pod łóżko, aby wyciągnąć z walizki bluzę. Położyłem ją obok siebie i mocno przytuliłem, zatapiając twarz w miękkim materiale. Materiale bluzy Louisa, którą dostałem od niego prawie trzy lata temu. Byłem po prostu przyzwyczajony, że zawsze miałem ją przy sobie, i nie chodziło już tylko o to, że była od Louisa. Poduszkę również miałem od Louisa. Spałem na niej co noc, ale to naprawdę nie miało znaczenia, że była od Louisa.
Z niechęcią odebrałem dzwoniący w tym samym czasie telefon, nie patrząc nawet, kto dzwoni.
- Halo? – wychrypiałem zmęczonym głosem, nie mając siły na rozmowę.
- Harry? Jesteś chory? – kiedy usłyszałem po drugiej stronie głos mojego chłopaka, moja dolna warga znów zaczęła drżeć. Byłem po prostu przytłoczony. Przytłoczony tym wszystkim, przytłoczony studiami i Louisem tutaj, swoich chłopakiem i Louisem, którzy, oboje, mieszali mi w głowie i sprawiali, że wszystko było trudniejsze. Poczułem się nagle bardzo samotny, że nie mogłem nikomu się z tego zwierzyć.
- Nie – pociągnąłem nosem, starając się chociaż trochę zmienić ton swojego głosu. – To znaczy tak, tylko przeziębienie. Przejdzie mi.
- Może przyjadę dzisiaj?
- Nie, to w porządku, Niall. Tylko gardło i głowa, poza tym zaraz wychodzę do biblioteki z Liamem. – skłamałem, nie czując się z tym aż tak źle. Zamierzałem przeleżeć cały dzień w łóżku, chociaż może rzeczywiście zamierzałem wybrać się wieczorem do biblioteki, więc skłamałem tylko w połowie. Może książki pozwoliłby mi przestać o tym myśleć.
- Och... okej.
- Przepraszam, kochanie. Zadzwonisz później? Zamierzałem się przespać, skończyłem zajęcia. – skłamałem po raz drugi, śmiejąc się w duchu, że aż tak dobrze wychodziło mi kłamanie.
- Tak, tak, prześpij się, tylko pamiętam o ciepłej zupie! – pouczył mnie jak moja mama, na co mimowolnie wywróciłem oczami. – Pamiętam, że Cię kocham.
- Ja... – zawahałem się, nie wiedząc, dlaczego moje gardło się zacisnęło na chwilę, jak gdyby nie chcąc pozwolić wypowiedzieć mi tych słów. – Ja Ciebie też.
***
Wieczorem rzeczywiście poszedłem do biblioteki. Była osiemnasta, przed wyjściem minąłem Liama, który dopiero wrócił razem z Sarah, więc ucieszyłem się, że będę mógł akurat zostawić ich samych. Posłałem im delikatny uśmiech i wyszedłem na świeże powietrze, a kiedy przypomniałem sobie, że znowu zapomniałem zatankować, ruszyłem pieszo.
Było wyjątkowo wietrznie, dlatego wsadziłem ręce głęboko w kieszenie płaszcza a nos ukryłem w szaliku. Droga do biblioteki zajęła mi nie więcej niż pięć minut, więc kiedy znalazłem się w środku, odetchnąłem z ulgą, że nie musiałem marznąć.
Zająłem miejsce przy jednym ze stolików pomiędzy regałami, z dala od oczu ciekawskich ludzi i wziąłem pierwszą, lepszą książkę. Jednak nie zwróciłem uwagi nawet na okładkę, przeczytałem tylko wstęp i odpłynąłem myślami gdzieś daleko. Przypomniałem sobie rozmowę mojej mamy o tym, że nie interesują mnie dziewczyny, kilka miesięcy po wyjeździe z Londynu, jak mało zaskoczona była, i jak ucieszyła się, że postanowiłem jej o tym powiedzieć. Przypomniałem sobie to, jak radziłem sobie ze śmiercią ojca, że po jakimś czasie zacząłem przychodzić na jego grób, czasem co miesiąc, czasem co dwa. Kładłem wtedy świeczkę i kwiatka, składałem modlitwę i zdarzało się, że porozmawiałem same ze sobą, ale nic poza tym. Wybaczyłem mu, ale nie zapomniałem.
Przypomniałem sobie, jak źle czułem się na swojej pierwszej randce z Niallem, stwierdzając, że była cudowna, ale nie tak, jak w porównaniu do tej z Louisem. Czułem się źle, ponieważ nadal byłem oddany Louisowi, a nigdy oficjalnie nie zerwaliśmy, więc tak jakby zdradzałem go z Niallem. Ale kiedy minął rok i dwa miesiące zrozumiałem, że nigdy nie spotkam już Louisa, że jest tylko przeszłością, że powinienem zacząć żyć i związać się z kimś, aby ułożyć sobie życie. Ale spotkałem Louisa. Louis wrócił do mojego życia akurat wtedy, kiedy wszystko zaczęło mi się układać.
Nie chciałem znowu o nim myśleć, nie powinienem. Nie minęło pół godziny, od kiedy tu wszedłem, a już wychodziłem, chcąc oderwać jakoś swoje myśli. Wszedłem do pierwszego, lepszego sklepu i kupiłem butelkę whisky. Było to chyba jeszcze bardziej zwariowane, niż mogłem się tego po sobie spodziewać, ale robiłem to wszystko impulsywnie. Nie kontrolowałem tego, że wypiłem już kilka łyków, stojąc pod ścianą starej kamienicy jak bezdomny człowiek uzależniony od alkoholu, albo ćpun sprzedający narkotyki. Wzdrygnąłem się na samą myśl i ruszyłem dalej, z butelką w dłoni, a moje nogi plątały się i z trudem powstrzymywałem się od upadku.
Czy było we mnie coś jeszcze ze starego Harry'ego?
Na moje nieszczęście zaczął padać deszcz. Z początku tylko delikatnie, później nieco intensywniej, aż w końcu pływałem w swoich butach, wywracając się raz, na schodach, gdy wchodziłem po nich na górę. Mogłem użyć windy, ale po co?
- Jeden... dwa... trzy... – bełkotałem do siebie, licząc stopnie, a kiedy znalazłem się pod drzwiami, przeczytałem koślawy napis na wycieraczce. –Wlceome. Wlceome? Co to w ogóle znaczy?
Podtrzymując się ściany podniosłem się na nogi i uderzyłem czołem w drzwi, przeklinając pod nosem. Odsunąłem się w momencie, w którym się one otworzyły.
- Harry? – Louis wydawał się być tym razem zdziwiony moją obecnością, ale nie myślałem o tym w tym momencie tak bardzo jak o jego ustach, które poruszały się wolno, gdy mówił. Naprawdę nie wiedziałem, co do mnie mówił, byłem zbyt bardzo skupiony na tym, jak bardzo chciałem go pocałować. Nie myślałem nawet o konsekwencjach.
- Louis – mruknąłem, nie zauważając nawet, kiedy butelka z alkoholem zniknęła z mojej dłoni. Wciągnął mnie do środka, a ja z trudem powstrzymałem się od upadku, kiedy moje nogi ponownie odmówiły posłuszeństwa.
- Co Ty tutaj robisz?
Wzruszyłem jedynie ramionami, a moja świadomość była zbyt zamroczona, aby pozwolić mi racjonalnie myśleć.
- Jesteś kompletnie pijany, wracaj do domu!
Kąciki moich ust mimowolnie powędrowały w górę, palce dłoni zacisnąłem na ramionach Louisa i pochyliłem się do przodu, decydując się jednak złapać jego policzki w swoje dłonie, aby łatwiej było mi go pocałować. Pocałowałem go chwilę później. Tak naprawdę się na niego rzuciłem, po części tracąc równowagę, a po części nie mogąc się doczekać, aż nasze usta spotkają się ponownie po tylu latach.
Skrzywiłem się, kiedy nasze zęby się o siebie zderzyły, ale zignorowałem to i pchnąłem Louisa do tyłu, a on zatoczył się i uderzył plecami o ścianę. Wymamrotałem coś niezrozumiałego w jego usta, co miało być chyba przeprosinami. Louis złapał moje nadgarstki, próbując odciągnąć je od swojej twarzy, niestety bezskutecznie. Po chwili odpuścił i trwaliśmy tak w bezruchu, ze złączonymi ustami i przyciśniętymi do siebie klatkami piersiowymi, nie pozostawiając ani trochę wolnej przestrzeni pomiędzy nami.
Przez te kilka sekund po raz kolejny poczułem się tak, jak kiedyś. Byłem już dorosły, oboje z Louisem byliśmy, nie powinienem ekscytować się ani przeżywać zwykłego, głupiego pocałunku, tym, że nasze usta się po prostu... dotykają. To był tylko dotyk. Z tą różnicą, że dotyk Louisa był jedynym, o czym marzyłem przez ostatnie lata; dotyk jego ust na moich, za którym tęskniłem najbardziej. Mógłbym zacząć całować Louisa właśnie w tym momencie, ale - znowu - po co? Usta Louisa były słodkie i pełne, zupełnie takie, jakie je zapamiętałem. Wystarczyło mi, że mogłem ich zasmakować.
Rzęsy Louisa zatrzepotały, łaskocząc moje policzki, więc sam uchyliłem powieki, aby po chwili się od niego odsunąć. Oddychałem równie szybko i nerwowo, co Louis, a kiedy w końcu zauważyłem, że nadal trzymam jego policzki, odsunąłem ręce. I wtedy to do mnie dotarło.
Właśnie całowałem się z Louisem.
Właśnie zdradziłem Nialla.
Nabrałem gwałtownie powietrza do płuc, patrząc Louisowi w oczy, kiedy ten wbijał we mnie swoje spojrzenie. Jego błękitne tęczówki przeszywały mnie na wylot, jednak nie odwróciłem spojrzenia, znowu czując się jak kilka lat temu; nie mogłem oderwać od niego wzroku, nawet, jeśli chciałem. Nie chciałem, ponieważ oczy Louisa były najpiękniejszymi dla mnie oczami, jakie kiedykolwiek widziałem. Oczy Louisa szły w parze z ustami, za którymi tęskniłem najbardziej.
Po raz kolejny w swoim życiu zatopiłem się w jego oczach, nie znając drogi ucieczki ani drogi powrotnej, po prostu wpadłem w pułapkę, jak idiota. Zakochany idiota, którym kiedyś byłem.
Właśnie zdradziłem Nialla.
Właśnie całowałem się z Louisem. To ja całowałem Louisa, nie on mnie. Całowałem jego miękkie, różowe usta, dotykałem jego twarzy i właśnie teraz patrzyłem w jego oczy. Nie powinienem był do tego dopuścić. Nie czułem się już nawet ani trochę pijany, alkohol wyparował ze mnie wraz z pocałunkiem, który jeszcze gorzej namieszał mi w głowie.
Pochyliłem się i trąciłem nos Louisa swoim, aby ponownie go pocałować, sam nawet nie wiem kurwa dlaczego, ale ten odwrócił głowę w bok, przez co moje usta zderzyły się z jego policzkiem. Zamarłem w bezruchu, odsuwając się upokorzony.
- Harry... – ledwo usłyszałem jego głos, zachrypnięty i cichy przez panującą w mieszkaniu ciszę. Widziałem ruch jego Jabłka Adama, kiedy z trudem przełykał ślinę, a po chwili spuścił wzrok. – Nie rób tego.
- Louis – złapałem jego dłonie w swoje. Nie protestował. Kciukami pogładziłem wierzch jego dłoni, palcami przejechałem po nadgarstkach, czując pod opuszkami chropowatą skórę i nierówne wcięcia. – Pokaż mi.
Pokręcił głową, odwracają ją w drugi bok, kiedy próbowałem spojrzeć mu w oczy. Jawnie unikał mojego spojrzenia, a ja nie mogłem nic zrobić.
- Nie.
- Proszę.
- Jeszcze... nie teraz.
Nie umiałem powiedzieć nic więcej. Wpatrywałem się w niego bez słowa, podczas, gdy oboje trwaliśmy w tej samej pozycji. Wciąż trzymałem ręce Louisa, który nie ruszał się ani nic nie mówił, z zamkniętymi oczami, a jego dłonie rozluźniły się, kiedy je puściłem. Cofnąłem się krok do tyłu, później kolejny, kiedy zdałem sobie sprawę, że naruszyłem jego strefę osobistą. Że Louis może tego nie chciał; że Louis nie chciał mnie dotykać, ani na mnie patrzeć i całować mnie, że już nie chciał mnie. Nieważne, jak bardzo miał do tego prawo, łudziłem się przez ten cały czas, że jest cień szansy, że może być inaczej.
Rozchyliłem usta, aby w końcu powiedzieć coś po kilku minutach, ale nie byłem w stanie. Zamiast tego Louis spojrzał na mnie, na moje usta, w moje oczy i odwrócił się, idąc wgłęb swojego mieszkania. Nie spuszczałem z niego wzroku, dopóki nie stanął w progu i nie spojrzał na mnie przez ramię, szepcząc ciche:
- Chodź.
Niepewnie ruszyłem za nim, chwiejąc się i prawie potykając o leżącą przy stoliku skarpetkę. To było tak bardzo w stylu Louisa.
- Wytrzeźwiej.
Rzucił we mnie kocem, a ja złapałem go w ostatniej chwili, stojąc przy kanapie w salonie. Spojrzałem na Louisa zdziwiony, a on tylko westchnął i wsadził dłonie w kieszenie spodni. Miał na sobie koszulkę w krótkim rękawkiem, ale przez ciemność nie mogłem nic zobaczyć. Nic, co bym chciał, i bałbym się zarazem.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, dopóki Louis nie zostawił mnie samego. Prowadzony impulsem złapałem go przy wejściu do jego sypialni, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Przepraszam Louis – spojrzałem na niego przepraszająco, a po chwili odwróciłem wzrok, zawstydzony. – Dziękuję Louis. Dobranoc Louis.
Zanim mógł odpowiedzieć, wróciłem do salonu. Zdjąłem buty, skopałem je pod kanapę i ułożyłem się na niej wygodnie – zupełnie tak, jak kilka dni temu. Przykryłem się kocem, który Louis mi dał i zamknąłem oczy, starając się nie myśleć o tym, że zaczęło robić mi się niedobrze. Nie tylko przez alkohol, ale przez fakt, co się właśnie stało.
Zaśnięcie nie zajęło mi długo. Byłem na granicy snu, kiedy usłyszałem dźwięk telefonu, po który sięgnąłem dopiero po chwili. Otworzyłem jedną, nową wiadomość, po której przeczytaniu nie zasnąłem już tej nocy.
Od: Niall: Kocham Cię, nie zapominaj o tym nigdy. Mam nadzieję, że wyśpisz się dzisiaj i poczujesz się lepiej.
Od autora: Suprise ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top