nic
nic.
pustka w głowie zapycha mi umysł.
wiem tylko jedną rzecz
że nie potrafię myśleć.
chłodny powiew tuli moją twarz
puste oczy dostrzegają zmianę otoczenia.
być w nicości to marzenie.
po co muszę czuć?
chociaż po to
by utrudnić życie innych istot.
nie widzę przed sobą mojej wyciągniętej ręki.
taki jest mrok w czarnych obłokach gwiezdnych.
witaj w piekle.
mówi matka do swojego nowonarodzonego dziecka.
jeszcze ono nie zdaje sobie sprawy o bólu ludzkiego instynktu przetrwania.
czy miłość istnieje?
dobre pytanie.
nigdy się tego nie dowiem.
szelest spadających liści kołysze mnie do upragnionego snu.
półprzytomna trwam przez wieczność.
cicho cicho
w moich myślach.
zjawa odwiedza mnie co jedną epokę życia i śmierci.
na ich pograniczu.
ogród Edenu okala mosiężna brama
nie dane mi jest się tam dostać.
zimno wieje z północy i wzywa mnie jego świst.
tyle niedokończonych opowieści i historii wypływa zza góry lodowej.
nie mam głowy do obliczeń.
stoję na bezdrożu.
obserwuję Zachodzącą Gwiazdę
i kolejne fazy księżyca.
czekając na pustkę.
czyli
nic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top