14. W murach i ciemności [poprawiony]

Thorin Dębowa Tarcza

Siedzimy w tych piekielnych lochach już dobry miesiąc, a szanse na wyjście z tego bagna maleją z każdą sekundą. Nie wiem gdzie jest moja ukochana, a co najgorsze wiem że jest blisko mnie. Krótko mówiąc sytuacja nie wygląda za ciekawie. Szczęście że chociaż Bilbo i Gandalf mają się dobrze i próbują nas wydostać.

Siedziałem na ziemi kiedy do drzwi mojej celi otworzyły się. Stał w nich szpiczasto uchy gnom.

- Czego?! - warknąłem zły.

- Mój Pan chce Ciebie widzieć Ty krasnoludzki pomiocie! - odpowiedział wysoki, blond włosy elf, w czarnej zbroi.

- Ale ja nie chcę wiedzieć go! - burknąłem nieprzyjemnie.

- Myślałem że jesteś mądrzejszy Thorinie i chcesz zobaczyć swoją ukochaną... - uśmiechnął się złowieszczo Thranduil.

- Gadaj co z nią zrobiłeś Ty elficka podła kreaturo! - wstałem z ziemi i podszedłem do tego diabelnego elfa.

- Ja nic, ale biedaczka chciała się zabić, a moje sumienie nie pozwala na zabicie niewinnej istoty mimo wszystko związanej z Tobą - westchnął i wpuścił do środka Pearl.

Spojrzałem na nią z uśmiechem i łzami w oczach. Moja piękna, mądrą kobieta. Przytuliłam ją do siebie szczelnie i pocałowałem w czoło. Pearl płakała w moją klatkę piersiową.

- Już kochanie... Jestem tu - pocałowałem ją po raz kolejny w czoło. - Już wszystko dobrze... Nie płacz piękności moja...

- Tho... Thorin... Proszę nie krzycz na mnie... - wychlipała przez łzy.

- Nie będę, obiecuję... - powiedziałem spokojnie, lecz w głębi mojego serca czaił się strach i przerażenie. - Co się stało piękności moja?

- Ja jestem w... ciąży - powiedziała cicho, ciągle płacząc.

Stałem jak zaczarowany, nie wiedząc co zrobić i jak się zachować. Stałem i patrzyłem się na nią. W mojej głowie łopotały tysiące myśli i słów, lecz z gardła nie mogło się nic wydostać. Serce kołatało jak szalone, a ręce delikatnie drżały. Oddech natomiast nienaturalnie niespokojny.

Po dłuższej chwili podszedłem do niej i pocałowałem namiętnie w usta. Gdy oddaliłem się od jej miękkich warg, starłem delikatnie jej łzy i mocno do siebie przytuliłem.

- Tak się cieszę piękności moja - szepnąłem dotykając jej brzuszka. - Od kiedy wiesz?

- Już drugi tydzień od kiedy się dowiedziałam - mówiła zdziwiona moją reakcją. - Nie jesteś na mnie zły? - spytała niepewnie.

- Za co mam być zły? Za ten dar od Druina? Nigdy piękności moja... - delikatnie pocałowałem ją w czoło.

Pearl wtuliła się we mnie mocno, a ja z ogromnym uśmiechem na twarzy przytuliłam ją jeszcze bardziej do siebie.

- Dziękuję za wszystko i przepraszam... - szepnęła mi w klatkę.

- To ja dziękuję za ten dar od Ciebie... Powiedz mi proszę czemu chciałaś się zabić? - spojrzałem na jej dokładnie zabandażowane nadgarstki.

- Bałam się że jak dowiesz się o dziecku to mnie zostawisz, albo co gorsza każesz mi je poronić... - mówiła cichutko jak mysz pod miotłą, a ja nie wierzyłem w to co usłyszałem.

- Kochanie czy ja jestem aż tak okrutny? Czy jestem aż tak zły by zabijać swoje dziecko? Ranisz mnie mówiąc w ten sposób... Ten maluszek jest dzieckiem z mojej krwi, jest podarunkiem od Aule, więc czy mógłbym je zabić? Nie miałbym serca by tak postąpić... Tak samo jak bym nie mógłbym Ciebie zostawić... Kocham Cię i nigdy nie przestanę... - nie wiem jakim cudem, ale nie mogłem zapanować nad tym co mówiłem, a Pearl patrzyła na mnie jak na idiotę który napił się za dużo wina.

- Przepraszam... - tylko tyle udało jej się wykrztusić nim się na nowo popłakała, a ja objąłem ją mocno by czuła się bezpiecznie.

Po dłuższej chwili ciszy odezwała się blond-włosa.

- Mam jeszcze jedną wiadomość. Bilbo wie jak was wyciągnąć z lochów. Tylko Thorinie nie pieklij się jak to usłyszysz... - zaczęła mi szeptać na ucho plan ucieczki, a ja miałem ochotę udusić niziołka za ten kompletnie nie przemyślany plan. No ale cóż innego mi pozostało niż posłuchać go i odpędzić moją złość daleko ode mnie?

Do lochu wszedł strażnik, a Pearl musiała wracać do komnaty gdzie jest zamknięta razem z wujkiem. Spojrzałem na nią ostatni raz tego dnia i próbowałem zapamiętać dokładnie kształt jej warg i przenikające spojrzenie, niebieskich jak niebo, oczu.

Wyszła z celi z lekkim uśmiechem i pomachała lekko innym członkom kompani, a potem zniknęła za ścianą.

Usiadłem z powrotem na ziemi tym razem z uśmiechem na twarzy i wspomnieniem jej ust w pamięci. Była lekiem na wszystkie moje choroby i troski.

Wsłuchałem się w rozmowy towarzyszy, a po dłuższym czasie zasnąłem. Lecz nie na długo bo jak co dzień Fili znów zaczynał wrzeszczeć z bólu przy zmianie opatrunku na brzuchu. Do rany mojego siostrzeńcami wdało się zakażenie z powodu nie odpowiedniego leczenia, na szczęście w celi z nim jest Kili i Oin którzy się nim zajmują.

Kili uwodząc pewną elfkę załatwił dla brata czyste opatrunki i jakąś maść, oraz dzban wody codziennie do obmywania rany i picia.

Być może dzięki tym kilku rzeczy przeżyje? Oby, nie chcę stracić tego młodego krasnoluda.

Gdy krzyki mojego siostrzeńca ucichły zasnąłem ponownie. Tym razem już na kilka dobrych godzin.

____________________________________

Mam nadzieję że rozdział się podobał. Przepraszam za wszystkie błędy ale jestem strasznie zmęczona bo pisałam ten o to rozdział w nocy od północy do trzeciej rano.

Pa pa wasza Nata 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top