Uśmiechnięty diabeł

Od samego rana trenowałam w moim kostiumie: po wczorajszej porażce nie miałam ochoty na powtórkę. Zrobiłam kolejną serię ciosów rękoma i nogami, ale to wciąż było za mało.

- Tak wcześnie? - usłyszałam Bruce'a przy wejściu.

- Muszę się obeznać ze sprzętem i przyzwyczaić do stroju, a to wymaga czasu - powiedziałam nie przerywając treningu.

Wskoczyłam na barierkę i nie przestając napierać na niewidzialnego przeciwnika weszłam po niej na górę. Moje uderzenia były równie szybkie co oddech i bicie serca. Zeskoczyłam z niej i zaczęłam serię uników oraz bloków.

- Może starczy, co? - zapytał podchodząc do komputera.

- Jeszcze nie! - podkosiłam właśnie wroga i wpadłam na szybę. Szybko zrobiłam unik i zaatakowałam łokciem. Nie wyhamowałam i przeleciałam przez barierkę. Na szczęście na dole stał Wayne i mnie złapał. - Teraz starczy... - jęknęłam cicho i odchyliłam głowę do tyłu.

Nawet niewidzialny wróg daje mi popalić! Co ze mną? Kiedyś poszłoby mi o wiele lepiej! Może to przez zmianę stylu? Miejsca? Cokolwiek to jest muszę to znaleźć i wyeliminować. Nie mogę przecież pozwolić, aby jakaś drobnostka przeszkadzała mi w treningach! Poczułam jak moje stopy dotykają ziemi. Ocknęłam się i poprawiłam kaptur.

- Odpocznij i nie myśl o tym. Postaraj się odprężyć, a treningi lepiej ci pójdą - kiwnął do mnie głową i... czy on się uśmiechnął?! Tak, to ewidentnie mały, pocieszycielski uśmieszek z nutką współczucia. No i skąd wiedział co czym myślę?! No tak... to Batman...

- Jeżeli będę non stop odpoczywać to nigdy nie będę gotowa by stanąć u twojego boku! Nie chcę zawieść Damiana... - nieznacznie spuściłam głowę.

- Wiem co robię, zaufaj mi - spojrzałam na niego. Ufam mu. Ma wielkie doświadczenie, więc czemu nie miałabym się go posłuchać?

- Mam taką nadzieję... - westchnęłam i odeszłam.

Udałam się prosto do siebie. Wzięłam szybki prysznic i gdy tylko przeszłam próg łazienki usłyszałam dziwny dźwięk. Dochodził z łóżka, a konkretnie z mojego telefonu. Ubrałam się w pierwsze ubrania jakie miałam pod ręką i położyłam się na plecach lekko je mocząc mokrymi włosami. Dostałam wiadomość od "Kochanego Braciszka". Wysłał mi także swoje zdjęcie od pasa w dół. Miał na sobie piaskowe spodnie i granatowe tenisówki.

Też mam różowe sznurówki :P

Rzeczywiście buty miały różowe sznurówki. Uśmiechnęłam się pod nosem.

Ale nie są tak fajne jak moje B)

Zaśmiałam się i odwróciłam głowę, gdyż usłyszałam jak ktoś wchodzi. Był to Alfred z tacą, na której zapewne była herbata. W ręce miał aparat.

- Zrobiłeś mi zdjęcie? - zapytałam z uśmiechem siadając po turecku.

- Proszę mi wybaczyć, ale wygląda panienka naprawdę uroczo gdy się uśmiecha - powiedział i położył tacę przede mną. Nie myliłam się co do herbaty.

- Alfredzie? Czy myślisz, że Bruce nie chce abym została Robinem? - zapytałam niepewnie.

- A skąd się wzięły te niemądre spekulacje? Oczywiście, że chce. Dlaczego miałoby być inaczej?

- Po prostu... Mówi żebym odpoczywała, a odpoczynkiem nie przyswoję sobie jego stylu.

- Wydaje mi się, że panicz Bruce chce, aby panienka oszczędzała siły przed nową rolą. Potem nie będzie odpoczynku, tylko praca. Fizyczna jak i psychiczna. Jestem pewien, że wie co robi. To Batman - usiadł obok mnie na łóżku i lekko poruszył tacą. Sięgnęłam po filiżankę zachęcona jego gestem. - Nie zgodziłby się na prośbę panicza Damiana, gdyby nie był co do panienki przekonany.

- Damian go o to poprosił? - prawie zakrztusiłam się herbatą dając nacisk na ostatnie słowo.

- A i owszem! Przeszedł tamtej nocy do panicza Bruce'a i oznajmił, że Batman musi mieć Robina.

Uśmiechnęłam się lekko i ponownie napiłam się naparu. Wzrok przeniosłam na aparat.

- Długo robisz zdjęcia Alfredzie? Dick mówił, że to twój konik - mistrzowsko zmieniłam temat.

- Nie nazwałbym tego konikiem, po prostu lubię utrwalać momenty na zdjęciach. Mam nawet fotografie z okresu, kiedy to panicz Dick był Robinem.

- Naprawdę? - zatrzymałam się, aby dopić herbatę. - Mogę je zobaczyć? - zapytałam i odstawiłam filiżankę.

- Oczywiście, proszę za mną - wziął tacę i wstał. Otworzył mi drzwi i razem udaliśmy się na parter. Skręciliśmy w lewo i weszliśmy do małego pomieszczenia. Alfred pociągnął za ledwo widoczny sznurek i zaświecił żarówkę.

- Za tymi drzwiami znajduje się ciemnia, a tutaj wszystkie zdjęcia, jakie do tej pory zrobiłem - powiedział i podszedł do jednego z nich. - O tym przed chwilą rozmawialiśmy - pokazał mi zdjęcie, na którym Richard w kostiumie Robina stał tuż obok Batmana. Miał wielki uśmiech na twarzy. Bruce też lekko się uśmiechał, co dostrzegłam po dłuższym wpatrywaniu się.

- Co jeszcze masz ciekawego? - zapytałam i rozejrzałam się. Pomieszczenie było małe, ale zadbane. Przy ścianach obok drzwi stały komody wypełnione zdjęciami, a na przeciwko były półki - także ze zdjęciami. Tu i ówdzie wisiały pojedyncze fotografie w ramkach. Na lewo od drzwi znajdowały się inne, małe drzwiczki prowadzące do ciemni.

- Mam fotografię z przed paru dni. Panienka i panicz Dick podczas treningu - pokazał mi kolejne zdjęcie w ramce. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.

- A to? - zapytałam podchodząc do jednego z wiszących fotografii. Przedstawiała ona Damiana w kapturze. Cień padał na jego oczy i nos, ale wyraźnie było widać uśmiech goszczący na jego twarzy.

- A tu widzimy rzadki widok uśmiechniętego panicza Damiana. Niech panienka się dobrze przyjrzy, bo ten widok jest dość niecodzienny.

- A jednak diabeł się uśmiecha - banan na mojej twarzy się powiększył. Zauważyłam także coś znajomego na tym zdjęciu - bluzę. To ta sama, którą miałam na zakupach z Richardem! Teraz wiem o co im chodziło!

- Przykro mi, ale musimy opuścić to pomieszczenie. Mam swoje obowiązki.

- Oczywiście Alfredzie - powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi. Mężczyzna mnie wyprzedził i mi je otworzył. Zgasił żarówkę i wyszedł zamykając drzwi za sobą. - Dziękuję, czuję się lepiej.

- Do usług - ukłonił się i odszedł w stronę kuchni.

Ponownie udałam się do mojego pokoju i siedziałam tam, aż nie zawołali mnie na obiad. Po południu poszłam pływać, ale nie trwało to zbyt długo, gdyż niebo zasłoniły chmury i zaczął padać deszcz. Postanowiłam więc trenować na siłowni i tak było, aż do kolacji, na której rozmawialiśmy o moim nowym planie szkolenia (głownie o tym, co muszę poprawić), a kiedy rozmowa przeszłam na temat Wayne Medical odeszłam od stołu uprzednio dziękując, za posiłek. W pokoju porozciągałam się chwilę (jak mi polecił Bruce) i położyłam się. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywa Alfred. Nie dość, że zajmuje się domem, to jeszcze wspiera Wayne'a mentalnie! Niezwykle fascynująca osoba... Po kilkunastu minutach takiego rozmyślania zasnęłam kamiennym snem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top