Pierwszy trening
Usłyszałam głośny trzask. Zerwałam się, z łóżka i rozejrzałam po pokoju. Słońce przebijało się przez zasłony, a w pokoju nikogo nie było. Dało się jednak słyszeć chiche, rytmiczne stukanie. Zapewne znowu coś naprawiają. Zeskoczyłam z łóżka i jednym ruchem odsłoniłam zasłony. Ubrałam się w to samo co wczoraj. Nie miałam za dużego wyboru. Rzuciłam okiem na moje odbicie w lustrze. Z tyłu głowy włosy ustały mi dęba. Chwilę z nimi powalczyłam, niestety bezskutecznie. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę pukania. Przeszłam przez długi korytarz, skręciłam i podeszłam do schodów. Teraz zobaczyłam źródło hałasu.
- Alfred, dasz radę wciągnąć szybę numer pięć czy mam zejść? - krzyknął Dick siedzący na desce pod sufitem.
- Powinienem dać radę paniczu Dick, aż tak stary nie jestem! - odkrzyknął Pennyworth i chwycił za sznur. Szyba zawieszona na drugim końcu mozolnie wjeżdżała do góry.
- Zaczekaj Alfredzie! Pomogę ci! - zbiegłam ze schodów i również chwyciłam za linę. W równym tempie zaczęliśmy podnosić kawał szkła. Po upływie niecałej minuty intensywnej pracy rąk wciągnęliśmy szybę pod sam sufit.
- Świetnie! - machnął do nas Grayson i zaczął rozplątywać przesyłkę. - Alex, masz może ochotę pomóc mi tu na górze?!
- Pewnie! - krzyknęłam. - Tylko... jak mam tam wejść?!
- Dasz radę się wspiąć po linie?! Co ja gadam... jasne, ze dasz! - odkrzyknął.
Żywo pokiwałam głową w geście zrozumienia i zaczęłam się wspinać.
- Uważaj! - krzyknął Richard, kiedy byłam w połowie odległości. Nic nie odpowiedziałam, tylko wspinałam się dalej.
Po kilku minutach zmagania z liną udało mi się złapać deski. Poczułam dłoń chwytającą mój nadgarstek i wciągającą mnie na górę.
- Nieźle, ja w twoim wieku też tak chodziłem - odszedł kawałek i usiadł na swoje poprzednie miejsce. Obok niego leżała mniejsza lina, kilka narzędzi oraz butelka z wodą.
Ponownie nic nie odpowiedziałam. Siedząc okrakiem na desce położyłam się i uspokoiłam oddech. Chwilę potem podniosłam się i spojrzałam w dół. Było wysoko, bardzo wysoko. Stąd jednym spojrzeniem mogłam ogarnąć cały hall. Duże, kamienne schody prowadzą na pierwsze piętro, z tamtej strony są też okna oraz podwyższenie z barierką. Schody nie mają poręczy, to bardziej pas zielonego kamienia po obu ich stronach. Otoczone są butelkowozielonym linoleum. Resztę podłogi pokrywają białe i zielone kwadratowe płytki. Ściany na dole są zielone, a powyżej ramy wielu drzwi znajdujących się tutaj - szare. Co jakiś czas pojawia się pas złota. Hall jest naprawdę ogromny, jestem pewna, że bez problemu można by wyprawić tu bankiet.
- To co mam robić? - zapytałam patrząc na mężczyznę o brązowych oczach.
- Mamy do zamontowania jeszcze trzy szyby. Z góry pomożesz Alfredowi wciągać szyby, a mi je zamontowywać. Myślisz, że dasz radę?
- No pewnie - lekko się uśmiechnęłam.
- Świetnie! To... - rzucił się do tyłu, a ja na chwilę zamarłam. - Podasz mi śrubokręt? - zaśmiał się wisząc do góry nogami na desce. - Twoja mina!
- Grayson! - krzyknęłam i także się zaśmiałam. Przysunęłam się bliżej i sięgnęłam po śrubokręt. Także owinęłam się nogami dookoła deski i zwiesiłam zakładając ręce na piersi. Zmrużyłam oczy patrząc na Richarda. - Twoje maniery wymagają korekty - naśladowałam Pannywortha. Mężczyzna się tylko zaśmiał i zaczął dokręcać kolejną śrubkę. Podciągnęłam się i usiadłam na desce. - Alfredzie, daj koleją szybę!
- Już się robi panienko! - kamerdyner od razu wziął się za wiązanie przesyłki.
Podczas gdy Dick kończył dokręcać szybę, ja i Alfred wciągaliśmy nową. Czynność ta nie zajęła nam długo. Zaraz potem pomagałam Richardowi w dokręcaniu kolejnego kawałka szkła.
- Hej! Alfred! Chodź tu do nas! - krzyknął Dick zwisając na jednej ręce.
- Obawiam się, paniczu Richard, że jestem na to za stary - powiedział podczas wiązania.
- Oj tak, oj tam! - zaśmiałam się.
Jedna rzecz mnie zafascynowała - umiejętności akrobatyczne Graysona. Muszę się kiedyś dowiedzieć gdzie je nabył.
- I finito! - krzyknął mężczyzna i podciągnął się. - Nie mam planów na dziś, więc co powiesz na trening?
- Pewnie! - krzyknęłam i wstałam. Szybkim krokiem podeszłam do liny i zjechałam w dół. - Kto ostatni w jaskini ten myje szyby! - krzyknęłam i pobiegłam w stronę biblioteki.
Dobiegłam do zegara i... nie wiedziałam co zrobić. Przesunąć go? Może coś kliknąć? A jakby tak po prostu do niego wejść?
- A już myślałem, że znowu będę musiał tam włazić - uśmiechnął się Richard podchodząc do mnie. Otworzył zegar i przekręcił wskazówki tak, aby wskazywały godzinę dziesiątą czterdzieści osiem. Zegar odsunął się ujawniając sekretne przejście ze schodami prowadzącymi w dół.
- Dlaczego akurat ta godzina? - spytałam schodząc w dół.
- To godzina, w której rodzice Bruce'a zginęli. Przez to nałożył pelerynę i jest jaki jest - odpowiedział mi Richard.
Nastała cisza, którą przerwało moje westchnięcie zachwytu. Widziałam tę jaskinię dwa dni temu jednak nie z tej strony i przez krótką chwilę. Staliśmy na drabince. Stąd było widać główne centrum operacyjne Mrocznego Rycerza. Na samym środku znajduje się okrągły podjazd, gdzie stoi zaparkowany Batmobil oświetlany przez reflektory dookoła niego. Na tej samej wysokości jest także oświetlone trzy kostiumy Batmana oraz nieco skąpszy kostium Robina. Pod gablotami znajduje się wielki komputer. Ba! Kilka mniejszych i jeden główny oraz równie wielki panel pod nimi. Dostawione tam było krzesło na - tak mi się wydaje - szynach. Mogą one służyć do przesuwania się bez konieczności wstawania. Pod nami, wśród skrzyń stoją dwa krzesła i wyłączona lampa. Na dół prowadziły schody znajdujące się także po drugiej stronie. Zeszliśmy po nich i weszliśmy na wolne miejsce na podjeździe.
- To jak? Gotowa? - zapytał. - Najpierw może kilka podstaw z naszego stylu walki. No wiesz... nie możesz walczyć jak Talon będąc Robinem... - pokiwałam głową. - Potem trochę więcej praktyki. Myślę, że mały sparing byłby w sam raz - uśmiechnął się.
- To od czego zaczynamy? - zapytałam.
- Więc tak - w tym momencie wiedziałam, że czeka mnie długi wykład. - Twój styl jest niezwykle... skuteczny. Jednak my nie zabijamy. Staramy się wyeliminować przeciwnika bez konieczności pozbawiania go życia. Stosujemy do tego wiedzę z medycyny. Wiem, że brzmi to absurdalnie ale pozwól mi wyjaśnić. Wiemy, gdzie znajdują się punkty witalne człowieka i jego słabe punkty. No wiesz: zgięcia, ścięgna, złączenia chrząstek i kości... Po kilku miesiącach robisz to naturalnie, nie myślisz o tym.
- Rozumiem, Talon i ja stosowaliśmy coś podobnego - powiedziałam.
- Większość skutecznych zabójców ją stosuje. Skoro masz już jakieś ogarnięcie w tym temacie to powinnaś lepiej przyswoić technikę. Jak zapewne zauważyć łączymy wiele stylów. Bruce je połączył, a ja je tylko przejąłem i zmodyfikowałem. Pokażę ci kilka podstawowych ruchów, ty je powtórzy i potem połączymy wszystko w całość, okey?
- Okey - przytaknęłam.
Dick pokazał mi kilka uderzeń i kopnięć. Próbowałam wszystko powtarzać co nie wychodziło mi tak dobrze jak się tego spodziewałam. Musiałam jednak zmienić styl. Po kilku godzinach dodawania kolejnych ruchów do mojego wachlarza przyszedł czas na sparing.
- Tylko spokojnie, pamiętaj co ci pokazałam - mówił stoickim głosem Dick. Ustawiliśmy się naprzeciwko siebie. Pokiwałam głową i zacisnęłam usta w cienką kreskę.
Pełne skupienie i opanowanie. Wdech i wydech. Zobaczyłam, że mój rywal jest gotowy. Ruszyłam więc od razu. Wysoki kopniak lewą nogą w jego bok. Zblokował go i wyprowadził kontrę prostym prawym. Uchyliłam się, ale zaraz poczułam jego drugą pięść na policzku. Odsunęłam się dwa kroki do tyłu. Na reakcję Richarda nie trzeba było długo czekać skoczył i zamierzał kopnąć mnie z lotu. Wybiłam się jednak i zrobiłam salto do tyłu. Grayson napierał na mnie, a ja nie miałam czasu wyprowadzić cios. Nie mogłam? A może nie chciałam? Coś w środku mówiło mi, żebym go nie atakowała. Te "coś" nie chciało mnie upodobnić do Talona. Chyba... Ale ja przecież go nie zabiję. To nie ma sensu... Wbiegłam po schodach na górę aby dać sobie chwilę czasu. No dawaj... Skoro on nie ma skrupułów to ty też nie miej... Znaczy miej! Ale takie jak on! Ogarnęłam się i tym razem to ja zaczęłam napierać. Spróbowałam go podciąć, ale skoczył. Wstałam więc i spróbowałam uderzyć go łokciem. Złapał go. Kopnęłam lewą nogą. Cios dosięgnął celu! Przeturlałam się pod nim i ponownie go kopnęłam w odcinek lędźwiowy. Z rozbiegu wskoczyłam na niego i pochyliłam się do przodu tak, że oboje opadliśmy.
- Okay, okay! Zrozumiałaś o co chodzi - zaśmiał się wstając. Podał mi rękę, którą przyjęłam. Spojrzałam przez jego ramię. Na mostku, w pewnej odległości od nas stał także Alfred. Richard szybko zauważył, że na coś patrzę i także się odwrócił. - O, Alfredzie. Widzę, że coś przyniosłeś - teraz i ja zobaczyłam iż kamerdyner ma obok siebie wózek.
- Przyniosłem trochę herbaty i kanapki - powiedział i podszedł do nas. Nalał nam naparu w filiżanki i podał. Zauważyła, że leżał tam także aparat.
- Robiłeś nam zdjęcia? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Niech panienka wybaczy, ale... - nie dokończył, bo zaraz przerwał mu Grayson.
- To taka jego smykałka. Ma cały album tych zdjęć! - uśmiechnął się szeroko akrobata i upił kilka łyków herbaty. Również to zrobiłam i sięgnęłam po kanapkę. Po kilku minutach rozmowy usłyszeliśmy kroki.
- Widzę, że się dogadujecie - do jaskini wszedł Bruce i zszedł na dół w stronę skrzyń. Zatrzymał się przy stoliku z małym panelem na górze, którego wcześniej nie zauważyłam. - Dick, idziesz na patrol?
- Tak, zaraz do ciebie dołączę - powiedział Richard i odstawił pustą filiżankę. - Dziękuję za herbatę Alfredzie - powiedział i przeskoczył przez barierkę na dół.
- Chodźmy panienko Alexandro. Zostawmy herosów z ich heroicznym życiem - powiedział jak zawsze stoicki Pennyworth i trzymając przed sobą stolik ruszył w stronę wyjścia. Ja z moją resztką herbaty poszłam za nim.
- Alfredzie, ja jeszcze chwilę poćwiczę na siłowni - oznajmiłam kiedy wyszliśmy. Odstawiłam pustą filiżankę na stolik i wzięłam jeszcze trzy kanapki.
- Posesja jest do pani dyspozycji - skinął głową i odszedł ze swoim wózeczkiem.
Jak powiedziałam tak zrobiłam - udałam się do siłowni i przećwiczyłam nowe ciosy z manekinem. Dziś postanowiłam się wcześniej położyć, więc trening nie był długi. Ubrana w moją koszulę nocną i wykąpana - zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top