Metody wychowawcze Pana Wayne'a

Wstałam bardzo wcześnie. Wydarzenia ze wczoraj w jakiś sposób mnie pobudziły. Ubrałam się w moje nowe, przyzwoitsze ubrania i zeszłam do kuchni, gdzie Pennyworth zaserwował mi naleśniki z owocami. Były bardzo smaczne, a ja bardzo głodna więc nie dziwota, że wzięłam kilka dokładek. W drodze do mojego pokoju spotkałam Bruce'a, który chyba dopiero co wstał, bo miał na sobie piżamę. Powiedział, że ma dziś wolne i może mnie trenować. Pobiegłam więc pędem po maskę, a następnie do zegara. Zbiegłam po schodach i dopadłam mojego stroju, który leżał na skrzyni - tam gdzie go wczoraj zostawiłam. Nałożyłam spodnie oraz bluzkę, zapięłam kamizelkę i pas, naciągnęłam rękawice, zasznurowałam buty i poprawiłam pelerynę, dopasowałam także maskę, która okazała się wygodna i prawie niewyczuwalna. Po krótkiej rozgrzewce i mentalnym przygotowaniu na ostry wycisk Mroczny Rycerz pojawił się na podjeździe w swoim kostiumie.

- Wiesz co masz robić - kiwnął do mnie i przyjął postawię bojową. Kiwnęłam głową i podeszłam bliżej.

Myślałam, że pierwszy zaatakuje ale on stał cierpliwie. Szczerze mówiąc to atakowanie Batmana mnie nie zachęcało. Szczególnie, że to... Batman... Przełknęłam ślinę i ponownie spojrzałam na kamienne oblicze Mściciela z Gotham. W końcu pchnięta przez niewidzialną siłę zrobiłam ślizg, który zakończył się przygnieceniem kolanem. Oczywiście dla mnie.

- Myśl - powiedział stanowczo i wstał. - Musisz mieć plan ataku. Jeżeli znasz wroga to wiesz dobrze gdzie ma słabe punkty, ale kiedy konfrontujesz się z nieznajomych używaj standardowych metod.

Standardowych metod?! Fajnie, że ktoś mi powiedział jakie są standardowe metody! Właściwie to powiedział... Szybko wstałam i od razu zaatakowałam. Kopnęłam wysoko z półobrotu, następnie cios lewym łokciem i prawy prosty. Ten ostatni okazał się błędem, gdyż Wayne przeciągnął mnie i założył "damulkę". Upadłam na kolana i syknęłam.

- Walczysz jak dzieciak - rzucił i mnie puścił. Rozmasowałam obolały nadgarstek i wstałam. - Kostium nie uczyni z ciebie Robina.

Spróbowałam go podciąć, ale przeskoczył nade mną i kopnął w plecy. Przeturlałam się dobre dwa metry i spojrzałam z dołu na Bruce'a. Miał kamienną twarz.

- Jeszcze raz - odwrócił się i przeszedł kilka kroków. - Aż do skutku.

Trening był wypełniony bólem, sykami i komendami typu: "wstawaj", "jeszcze nie", "szybciej", czy też "musisz się skupić". Podsycały one tylko mój gniew, przez co nieskutecznie walczyłam. Jednak kiedy ogarnęłam, że robi to specjalnie - spróbowałam się odprężyć. Wzięłam kilka głębokich wdechów i tym razem nawet udało mi się kopnąć Wayne'a! Dla mnie był to naprawdę niezwykły wyczyn. Po kilku kolejnych rundach ledwo stałam na nogach. Nie ze zmęczenia, a z bólu. Sowy nie są szkolone na długie bitwy, a na jednorazowe zmasowane ataki. Nie latamy w pojedynkę. Zazwyczaj...

- Zdrzemnij się i zregeneruj siły. Zmęczona na nic mi się nie przydasz - powiedział i ściągnął maskę.

- Dobrze - sapnęłam. Najpierw daje mi popalić, a potem każe bezczynnie siedzieć. Metody wychowawcze w tym domu są niezwykle zmienne. Nie to żebym narzekała, ale jak dawać z siebie wszystko, to robić tak do utraty resztek sił.

Do swojego pokoju poszłam podpierając się ścian i barierek. Zdjęłam tam kostium i wzięłam zimny prysznic. Długi, zimny prysznic. Po wyjściu z łazienki zobaczyłam tacę z herbatą i ciastkami na moim łóżku. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam obok. Wzięłam mały łyk herbaty i ugryzłam ciastko. Alfred wie co dobre. Odstawiłam filiżankę i sięgnęłam po telefon znajdujący się dokładnie tam, gdzie wczoraj go położyłam. Na ekranie wyświetlało się wielkie: "MASZ NOWĄ WIADOMOŚĆ". Kliknęłam więc w to i wówczas zobaczyłam SMS od nieznanego numeru:

Cześć Alex! To ja - Richard. Jak ci się podoba prezent? Bruce nie daje ci za bardzo w ciery? Odezwij się jak będziesz miała chwilkę.

Od razu zapisałam numer i odpisałam:

U mnie wszystko dobrze. Zaliczyłam pierwszy trening, ale nie poszło mi najlepiej... A co ty porabiasz?

Po kilku minutach dostałam odpowiedź. Przed jej przeczytaniem wzięłam spory łyk naparu i wsadziłam ciastko do buzi.

Nie martw się tym! Bruce chce sprawdzić jak szybko się poddajesz ;) Po prostu rób swoje i nie daj się podpuścić. Pamiętaj co ci mówiłem o naszej taktyce. U mnie spoko, muszę kończyć - praca mnie nie oszczędza! Odezwę się potem. Niech różowe sznurówki będą z tobą :P

Uśmiechnęłam się lekko i zjadłam kolejne ciastko. Zaraz potem napisałam:

Okey, trzymaj się tam i nawzajem :D

Dopiłam resztę herbaty i dojadłam ciasteczka po czym podeszłam do okna i przez nie wyjrzałam. Był wczesny wieczór. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który miałam w ręce. Dokładnie była osiemnasta trzydzieści sześć. Otworzyłam okno i wystawiłam przez nie głowę. Nie jest aż tak zimno, a wiatru brak. Przez okno w bibliotece widziałam basen - to chyba dobry pomysł na spędzenie wieczoru. Przydałoby się jeszcze rozpakować te torby... Westchnęłam i podeszłam do jednej z nich. Wydaje mi się, że Grayson brał jakiś strój kąpielowy w tym sklepie z bielizną. Jest! Przebrałam się w niego i wzięłam ze sobą ręcznik z sąsiedniej torby. Wyjęłam także białe klapki, które kupiliśmy wczoraj na zakupach.

Tak ubrana udałam się na zewnątrz, a następnie w stronę basenu. Klapki i ręcznik zostawiłam na brzegu, a sama zamoczyłam stopy. Woda była chłodna. Zanurzyłam się do pasa i odliczyłam od trzech. Kiedy odliczanie się skończyło - zanurkowałam. Chwilę pobyłam pod wodą po czym wypłynęłam na powierzchnię łapiąc oddech. Spróbowałam przepłynąć całą długość pod wodą. To całkiem dobry trening na płuca i mięśnie pleców oraz kończyn. Udało mi się to za drugim razem. Potem spróbowałam przepłynąć więcej i więcej, aż w końcu płuca odmówiły posłuszeństwa. Zaczęłam pływać na plecach w tą i z powrotem. Kiedy i to mi się znudziło zaczęłam po prostu pływać z jednego brzegu do drugiego. W pewnym momencie zobaczyłam jakąś sylwetkę w oknie. Rozpoznałam w niej uważnie mi się przyglądającego Bruce'a. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał. Pomachałam mu, na co nie zareagował. Wróciłam więc do pływania.

Po jakimś czasie zerwał się wiatr, a Pennyworth zawołał mnie do środka. Owinęłam się w ręcznik i ubrałam klapki. Delikatnie drżąc pod wpływem zimnego wiatru muskającego moją nagą skórę udałam się do posiadłości. Od razu udałam się do siebie i padłam na łóżko tuż obok telefonu. Nie poleżałam długo, gdyż Alf zawołał mnie na kolację. Podczas jej trwania wzięłam numer od Bruce'a. Ten prywatny i tam służbowy. Podał mi także ogólny do firmy. Woda i trening wyciągnęły ze mnie wszystko, więc nic dziwnego że po powrocie do mojego pokoju przebrałam się i od razu zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top