9. Weź moją dłoń i całe moje życie

🌸 Perspektywa Leili 🌸
Sonreir_K

Siedziałam na miękkim, bufiastym podłożu.

Raees znajdował się tuż za mną.

Jego nogi spoczywały w wyraźnym rozkroku tak, by zmieściły się między nimi moje pośladki.

Wtulona byłam w jego ciało.

Na plecach wyczuwałam twardą jak skała klatę, a na pupie, zadowolonego z naszej bliskości, penisa.

Potężne ręce chłopaka obejmowały mą filigranową figurę. Przy jego dużych, silnych ramionach, moje zdawały się małe i bezbronne. Po części realnie takie były, lecz nie przejmowałam się tym faktem. Nie, gdy miałam przy sobie tak dobrze wyrzeźbione bóstwo.

- Teraz b-dur - szepnął mi do ucha.

Jego ciepły oddech przywołał na mą skórę przyjemne dreszcze, a basowy głos był tak przyjemny, iż sprawiał, że wyobrażeniami przenosiłam się do zupełnie innej krainy. Nie byłam już w Miami. Znajdowałam się w przepełnionym erotycznością królestwie Ra.

- Środkowy palec na trzeci próg - kontynuował.

Przez rozkaz, który wydał, moje zmysły pogrążyły się w fantazji. Powieki niekontrolowanie zamknęły się, zęby zaczęły podgryzać wargi, a majtki stawały się wilgotne.

- Serdeczny i mały palec również. Czwarta, trzecia i druga struna - dodał, ustawiając trzy z moich paluszków na odpowiednim fragmencie gitary. - Dociśnij - rozkazał, bez agresji. Delikatnie, seksownie i namiętnie. Dokładnie tak, jak lubiłam. - Dzięki takiemu ułożeniu mamy trzy dźwięki. Dociśnij teraz barowym również pierwszą i piątą strunę. Najlepiej, byś dolną stroną palca serdecznego chwyciła pierwszą strunę, a czubkiem piątą.

Uczyniłam, co kazał.

- Zegnij mocno palca. Nie może być prosty.

Wykonałam jego polecenie, uważnie wsłuchując się w rady, które dawał mi jego aksamitny głos.

- Po b-dur będzie d-moll. Pierwszy palec na pierwszą strunę, pierwszego progu. Naciśnij. Drugi palec na trzecią strunę, progu drugiego, a trzeci ustawimy na drugą strunę, progu trzeciego - tłumaczył z zaangażowaniem, układając moje place na instrumencie. - Potem chwyt a-dur. Serdeczny palec na drugi próg od struny drugiej. Środkowy na próg drugi od trzeciej, a wskazujący tym razem dociskać ma drugi próg czwartej struny.

- Tak? - zapytałam, układając dłoń według jego wskazówek.

- Dokładnie - odparł z uśmiechem, widząc, że byłam pojętnym uczniem. - Będzie nam jeszcze potrzebny g-moll.

- To ten akord, na którym dociskamy cztery struny? - zadałam pytanie, pamiętając jeszcze co nieco z lekcji, które Raees dostawał, gdy był młody.

- Tak. Najlepiej wykorzystać do tego palec wskazujący - powiedział, chwytając za wspomnianego przed chwilą paliczka. - Dociśnij - dodał, gdy odpowiednio ułożyłam palec. - Na czwartej i piątej musisz docisnąć gryf na progu piątym. Mały palec musi być na czwartej strunie, a serdeczny na piątej.

Choć dla niedoświadczonej osoby odpowiednie ułożenie palców na g-moll nie było prostym zadaniem - wykonałam je.

- Nie musisz już dociskać strun barowych. Skup się na naciskaniu pozostałych. Po tym chwycie będzie g.

- Równie skomplikowany?

- O wiele łatwiejszy niż g-moll - odparł z uśmiechem. - Serdeczny palec musi znaleźć się na piątej strunie progu piątego. Środkowym wciskasz czwarty próg na trzeciej strunie, a małym czwarty próg, struny piątej.

Po prawidłowym ustawieniu dłoni, moje palce delikatnie szarpnęły za wszystkie sześć strun gitary Raeesa, grając kolejny, potrzebny nam do wykonania piosenki, chwyt.

- To jeszcze raz. Przy „watch it" jest d-moll. Potem, na „watch me burn", zmieniasz akord na bb...

- Kiedy się tego nauczyłeś? - zapytałam, nie potrafiąc ukryć ciekawości.

Piosenka „Watch Me Burn" stała się naszą dopiero ubiegłej nocy. Raees co prawda od najmłodszych lat potrafił wybitnie grać, lecz melodia, którą przeznaczenie wybrało na nasze wesele, była dla niego nowością. Zapamiętanie wszystkich potrzebnych chwytów i umiejętne wykorzystanie ich wymagało czasu i zaangażowania. Jak można było dostrzec - Raeesowi w tym wypadku niczego nie zabrakło, co wywoływało we mnie zachwyt, ale i duże zaciekawienie.

- Gdy pracowałaś - odparł, dalej pochłonięty instrumentem, którego zadaniem - przez ostatnich parę lat - było jedynie zdobienie komnaty Raeesa.

- Byłam w gabinecie jedynie...

- Sześć godzin - dokończył za mnie.

- Tyle wystarczyło, byś nauczył się grać całą piosenkę?

- Mówiłem ci, że posiadam wiele ukrytych zdolności - rzekł z tym swoim cwanym uśmiechem.

- Nigdy w to nie wątpiłam. - Zaśmiałam się, uważnie obserwując jego twarz z bliska.

Brązowe, pełne pasji, spojrzenie Raeesa wlepione było w twarde struny. Moje natomiast podziwiało jeden z najdoskonalszych cudów świata - dojrzałego, gotowego do wyrzeczeń i związku, mężczyznę.

Piękne w swej naturze kurze łapki, zdobiły dobrze znaną mi buzię za każdym razem, gdy ten się uśmiechał. Czarna, gęsta broda przykuwała uwagę rozmówcy. Dodawała Raeesowi nie tylko seksapilu, ale również i lat, przez co wydawał się bardziej odpowiedzialny, doświadczony w wielu życiowych aspektach i rozsądny - niż był w rzeczywistości. Bordowe usta za to były takie pełne i gładkie. Krzykiem błagały o ponętne muśnięcia, których ciągle było im mało. Ich smak natomiast uzależniał. Był narkotykiem, którego skosztowanie kończyło się tragicznymi skutkami - nałogowymi spotkaniami w grupie anonimowych narkomanów lub w gabinecie terapeuty.

- Gramy?

Jego seksowny głos wyrwał mnie z fazy namysłu.

- Tak - odparłam szybko, licząc, iż ten nie zauważył mojego stanu rozmarzenia.

Dalej siedzieliśmy blisko siebie. Zajęci byliśmy gitarą, wzajemnie sprawdzając umiejętności naszych palców. Trwaliśmy w tym błogostanie bardzo długo. Do chwili, póki swą obecnością nie zaszczycili nas inni lokatorzy.

- Prywatny koncert?

Pierwszy głos zabrał Ares.

Josie nie dołączyła do dyskusji. Jedynie stała z boku, obserwując nasze poczynania.

Od rana zachowywała się dziwnie. Była jakaś nieobecna. Podejrzewałam, że jej myśli zaprzątał Ares, jednak trzymałam te spostrzeżenia dla siebie. Nie chciałam dodatkowo jej zawstydzać. Nie, gdy blondynka sama nie doszła jeszcze najwyraźniej do etapu przejrzystej świadomości, w której przyznałaby przed samą sobą, że ostatnie wydarzenia sprawiły, iż czuła do Aresa coś więcej niż przyjaźń.

- Coś w tym stylu - odezwałam się. - Raees uczy mnie grać - wyznałam zachwycona prywatną lekcją, której udzielał mi mój osobisty trener.

- Grajcie, ile chcecie, ale pamiętaj o dokumentach...

- Z kolekcji ślubnej, wiem - przerwałam mu. - Wszystko jest już gotowe i czeka na ciebie w moim gabinecie.

- Gdy tak się sprawy mają, nie pozostaje nam nic innego, jak wysłuchać koncertu - stwierdził uradowany. - Josie, zapraszam na kanapę - dodał, wyciągając dłoń do blondynki.

Widok Josie i Aresa przebywających tak blisko siebie nie tylko cieleśnie, lecz i duchowo był miłym dla oczu obrazem. Cieszył nie tylko źrenice, ale również i przede wszystkim - wypełnione miłością - serce, dając mu nadzieję na, zrodzony z długo skrywanego uczucia, związek.

- Chętnie dałabym wam prywatny występ, ale moje umiejętności nie są na tyle dobre - zaczęłam, gdy Josie i Ares wspólnie spoczęli na kanapie. - Za to Raees... Myślę, że z miłą chęcią dla was zagra - rzekłam, z nadzieją patrząc na chłopaka.

Należało przyznać - sama chciałam, by uczynił nam ten zaszczyt i wystąpił przed małą, lecz wykazującą wielki entuzjazm, publicznością. Dokładnie jak za dawnych, dobrych lat.

- Skoro publiczność pragnie występu, nie mogę odmówić - stwierdził.

Po tej wypowiedzi wstałam z siedzenia, na którym wspólnie spoczywaliśmy, by dać mu swobodny dostęp do gitary i jej twardych, lecz delikatnych strun.

Zajęłam miejsce na fotelu. Miałam z niego dobry widok nie tylko na mojego ukochanego, lecz i dwójkę przyjaciół, którzy nieświadomie wkraczali na ścieżkę, zwaną przez mędrców miłością.

Mój zafascynowany wzrok błądził przez chwilę po sylwetkach - miałam nadzieję - przyszłej pary, by w ostateczności spocząć na wybranku mojego serca i jego gitarze.

Palce bruneta z niezwykłą gracją poruszały się po strunach, obdarowując nas przepięknym dźwiękiem. Melodia, którą raczył uszy słuchaczy, pochłaniała duszę. Była niczym sztuczka, stosowana przez znanego flecistę z Hameln.

Gdy instrument grajka wydobywał z siebie dźwięk, serca znajdujących się dookoła istot, wypełniała cudna pieśń. Ten - zdawać się mogło, iż niewinny ruch - w rzeczywistości był początkiem niewoli. Zamknięciem serc i rozumów na ograniczenia, by te w końcu zaczęły dostrzegać to, co było niewidoczne dla oczu. By widziały najskrytsze pragnienia towarzyszy.

Tym sposobem spoczywające w głębi serc żądze, w końcu ujrzały słoneczne światło.

Skryte w naszych spojrzeniach fantazje, mówiły zbyt wiele.

Słowa były zbędne. Liczyły się oczy, ich namiętne, ukryte w barwach tęczówek, sekrety i bijące w jednym, identycznym rytmie, serca.

- Watch me burn - śpiewał.

Całkowicie pochłonięty był melodią i tekstem, który w swych słowach skrywał wyjątkowy przekaz. W jego spojrzeniu dostrzec można było pasję. Jej żar wydobywał się z oczu wraz z każdym kolejnym szarpnięciem za struny. Powodował gorąco i palił. Sprawiał, że temperatura w pomieszczeniu - mimo klimatyzacji - wzrastała, stając się nieznośna do tego stopnia, że ciała błagały nas o zerwanie z nich ubrań. Co oczywiście mogliśmy uczynić potem - na osobności.

Po zakończeniu piosenki po salonie ponownie rozniósł się dźwięk oklasków, które szybko przerwane zostały przez Josie.

- Znasz coś innego?

Jej ton był oschły. Przepełniony pogardą i niechęcią do bruneta, lecz tylko nieliczni wyczuliby w nim również małą nutkę zaciekawienia.

- Znam - odparł, bez zbędnych uszczypliwości.

Cóż, zachowanie Josie w ogóle go nie wzruszyło. Być może przywykł już do wyjątkowego traktowania, którym go darzyła lub po prostu nie miał ochoty na dyskusję. Osobiście stawiałabym na drugą opcję, ale po Raeesie nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać.

- W takim razie prosimy o inny repertuar - dodał Ares.

Raees na znak, iż zrozumiał polecenie, ponownie szarpnął za struny.

Piękny dźwięk gitary mieszał się z głosem Ra. Dźwięczny bas obdarowywał nas jednym z najromantyczniejszych tekstów, który kiedykolwiek miał okazję ukazać się na albumowej płycie Eda Sheerana.

„I found a love, for me,

Well, I found a girl, beautiful and sweet,

I found a love, for me,

But darling, just kiss me slow,

Your heart is all I own,

And in your eyes, you're holding mine,

Baby, I'm dancing in the dark,

With you between my arms".

Ten fragment... Musiałam przyznać - urzekł mnie.

Cały utwór posiadał w swych słowach znaczenie, kierowane nie tylko do Aresa i Josie, lecz również i do naszej miłości. To o nią głównie mu chodziło. Wiedziałam to - słyszałam to w jego aksamitnym, pełnym emocji, głosie.

- To było piękne - przyznałam, gdy zakończył kolejny utwór.

- Marnujesz swój talent w tej siłowni. - Słusznie zaznaczył Ares.

Umiejętności Raeesa i boży dar w postaci głosu anioła, były wystarczające na zdobycie szczytów muzycznej kariery. Raees słyszał to od małego, lecz - jak można było zauważyć - miał na siebie nieco inne plany, a muzykę traktował jedynie jako hobby.

- A ty w gabinecie - odparł brunet.

Z pewnością chciał rozpocząć temat surfingu, którym zajmował się niegdyś Ares. Niestety Josie uniemożliwiła kontynuację rozmowy.

- Leila, nie umiesz grać na gitarze, ale na fortepianie dalej potrafisz? - zapytała, dobrze wiedząc, że dawniej regularnie grywałam na tym instrumencie.

- Tego się nie zapomina, Josie.

Fakt. Nawet jeśli przez pracę nie byłam w stanie codziennie siadać do fortepianu, nie oznaczało to, że straciłam szlifowaną przez wiele lat umiejętność.

- Może nam zagrasz?

Zadała kolejne - zdawać się mogło - niewinne pytanie. Niestety - dla Josie - osobiście dostrzegałam w jej szafirowym spojrzeniu nieludzką intrygę.

Podejrzewałam, iż chodziło jej o Raeesa i nasz bliski - według niej zbyt bliski i intymny - kontakt. Dlatego też postanowiła działać, zanim przyjaźń w naszym przypadku przerodziłaby się w coś głębszego. Niestety - dla niej - nieco się spóźniła.

- Chętnie - rzuciłam z radością, zajmując miejsce przed instrumentem. - Raees, uczynisz mi ten zaszczyt i dołączysz?

Stąpałam po cienkim i kruchym lodzie. Z każdym kolejnym ruchem, czułam jak ten pękał pod moimi stopami. Przepaść była bliska. Zbliżałam się do niej wraz z każdą nową inicjacją uczucia, które łączyło mnie z Raeesem.

Moje postanowienia i małe ruchy przybliżyć miały naszym przyjaciołom, bliską - wręcz erotyczną - relację, którą stworzyłam wraz z Raeesem. Te ostrożne kroki pozwolić mogły mi bezpiecznie przejść na drugi koniec brzegu, gdzie czekały na mnie ramiona ukochanego. Była też opcja, iż te odbiorą mi ostatnie pokłady tchu, przyczyniając się do mojego spektakularnego upadku. Mimo dużych szans na pogrzebanie pod lodem wszystkiego, co było mi bliskie, zaryzykowałam.

Czy postąpiłam prawidłowo?

Ciężko było to stwierdzić. Na odpowiedź należało cierpliwie poczekać. Wierzyłam, że nasi bliscy - lepiej lub gorzej - przyjmą wiadomość o naszym związku, nie robiąc z tego wielkiej afery.

Czy miałam rację?

Wiedziałam, że z czasem otrzymam odpowiedź na te pytanie, dlatego też postanowiłam skupić myśli na czymś znacznie przyjemniejszym - na fortepianie i mężczyźnie, z którym stworzyć miałam świetny duet - oczywiście nie tylko podczas koncertu.

- Oczywiście, Mia Dea. - Uśmiechnął się, po czym dołączył do mnie.

Nasze spojrzenia spotkały się.

Nie musieliśmy otwierać ust.

Rozumieliśmy się bez słów.

Jednogłośnie - czytając sobie wzajemnie w myślach, uznaliśmy, iż utwór Chrisa Isaaka „Can't Help Falling In Love" był idealnym dodatkiem do dzisiejszego repertuaru.

Graliśmy go już kiedyś. Wspólnie. Na romantycznej uroczystości, którą było kolejne dziesięciolecie małżeństwa moich rodziców. Nasze umiejętności tego pamiętnego dnia były bez skazy. Wykonanie nie miało nic do życzenia, lecz z biegiem lat musiałam przyznać, iż nasz wspólny duet pozbawiony był wtedy namiętności, a cała piosenka nie niosła takiego przekazu jak obecnie. Nie dla nas i nie dla zakochanych, którzy mogli podziwiać nową wersję utworu z salonowej kanapy.

Nasze palce swobodnie poruszały się po klawiszach fortepianu, a usta wydobywały z siebie niezwykle prosty, lecz i nad wyraz urokliwy, tekst.

- „Wise men say only fools rush in

But I can't help falling in love with you

Shall I stay, would it be a sin?

If I can't help falling in love with you

Like a river flows surely to the sea

Darling so it goes, some things are meant to be

Take my hand, take my whole life too

For I can't help falling in love with you

Like a river flows surely to the sea

Darling so it goes, some things are meant to be

Take my hand, take my whole life too

For I can't help falling in love with you

For I can't help falling in love with you".

Gdy nasz wspólny występ dobiegł końca, dłonie widowni energicznie klaskały, ukazując zachwyt. Nasze natomiast złączyły się, tworząc jedność, którą melodią niósł tekst utworu. Raees złapał za mą rękę, chwytając tym samym moje życie. Te oraz siedem następnych.

Za namową przyjaciół zagraliśmy jeszcze parę słynnych hitów. W tym niezwykle romantyczne i uwielbiane ostatnio przez Josie „Make you feel my love", którym - na owocną noc - zakończyliśmy swój występ.

Po koncercie zajęłam miejsce na sofie naprzeciwko Josie i Aresa. Raees usiadł tuż obok mnie. Jego ręka spoczywała na kanapowym oparciu, tuż za mną, przyczyniając się tym sposobem do - zdawać się mogło - nic nieznaczącego zbliżenia.

Podobny akt bliskości zaobserwować mogliśmy u Aresa i Josie. Ramię chłopaka bezgrzesznym gestem obejmowało sylwetkę blondynki. Mało intensywne, cielesne zbliżenie było tak bezgrzesznym aktem przyjaźni, że nawet diabeł ronił łzy ze śmiechu, dostrzegając ten cny - pozbawiony pożądania, postępek.

Gdy do scenerii doszły jeszcze wypowiadane, przez nie czujących do siebie chemii przyjaciół, słowa, Lucyfer wiedział, iż ten stand-up był rewelacyjny. W krótkiej przerwie od rozmów, zrobił sobie popcorn. Przy dalszych obserwacjach z piekła, towarzyszyły mu białe ziarenka kukurydzy i nadzieja na więcej przezabawnych, wysysających z oczu słone krople, fragmentów.

- Zostawmy ich samych - wyszeptał mi na ucho brunet.

Właśnie to należało uczynić. Pozostawić ich sam na sam, by na osobności doszli w końcu do sensu wspólnej przyszłości.

- To był bardzo długi i intensywny dzień - zaczęłam, przerywając szatanowi spektakl. - Niestety nie mam już sił na degustację nowego wina. Liczę, że wy nie zrezygnujecie z kosztowania nowych smaków i podzielicie się wrażeniami. - Tak, brzmiało to dwuznacznie. Właśnie tak miało być. - Idę spędzić resztę wieczoru w innym otoczeniu. A Raees idzie ze mną - poinformowałam ich, że przyszedł czas, by w końcu spędzili parę minut sami.

Szybko wyciągnęłam dłoń do Raeesa, nie dając mu innego wyboru, niż chwycenie za nią. Choć nie należało się oszukiwać - on również wolał kontynuować tę posiadówkę w innym miejscu. Na osobności - ze mną.

- Nie zwykłem odmawiać tak pięknym kobietom - rzucił z seksowny uśmiechem, bez pohamowania łapiąc za moją dłoń.

Wspólnie udaliśmy się do miejsca, w którym ostatnio zwykły odbywać się dzikie orgie - do mojego pokoju.

Zamykałam za nami drzwi, zabezpieczając je kodem, gdy nagle poczułam na talii jego wielkie dłonie. Ciało chłopaka było tuż za mną. Delikatnie muskało tył mojej sylwetki. Oparłam się o nie. W swym łagodnym uścisku trzymałam jego ręce. Gładziłam je, ukazując tym niewinnym gestem miłość, którą go darzyłam. On natomiast na ucho szeptał mi swym potężnym basem słowa jednej z najromantyczniejszych piosenek tego świata.

- Shall I stay, would it be a sin?

- Grzechem byłoby opuszczenie tego pokoju - odparłam.

- Grzechem byłoby również zakończyć ten dzień teraz - powiedział z cwaniackim uśmiechem i szaleńczymi kurwikami w oczach.

- Co więc proponujesz? - zapytałam.

Podświadomie liczyłam na kolejną zmysłową noc w jego ramionach.

- Salon jest zajęty, ale tu również możemy urządzić serialowy maraton i w końcu dokończyć „Przyjaciół" - zaproponował, choć dobrze wiedział, że do dziesiątego sezonu pozostało nam jeszcze mnóstwo odcinków.

- Sądziłam, że zaproponujesz coś innego - rzekłam zmysłowo.

- Bardziej zboczonego od „Przyjaciół"? - Zaśmiał się.

- Zdecydowanie. - Zawtórowałam mu.

- To również da się załatwić - oznajmił z tą swoją figlarną, zabójczo uwodzicielską, miną. - Zadbam o ciebie, Mia Dea - powiedział, gładząc mój policzek. - Zadbam o nas i naszą przyszłość - dodał, ze szczerością patrząc mi w oczy.

Nie miałam żadnych podstaw, by nie wierzyć jego słowom. Ufałam mu i czułam, że mój wybór - choć ryzykowny - był słuszny. Raees należał do mnie, a ja należałam do niego. Nie tylko na osiem wcieleń, lecz na całą, upragnioną wieczność.

______________________________________________

Ciao Różyczki! ❤️
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Koniecznie zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza i podajcie tytuły Waszych ulubionych - romantycznych utworów! Do następnego! 💋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top