6. Osiem wcieleń miłości

🌸 Perspektywa Leili 🌸
Sonreir_K

Czarny materiał długiej spódnicy ocierał się o ciemne schody. Gołe stopy żwawo pokonywały kolejne stopnie, chcąc dotrzeć do – serwującego nektar bogów, raju.

Kuchnia – właśnie w niej czekał na mnie jeden z największych wynalazków współczesnej technologii – ekspres do kawy. 

Po paru kliknięciach w szklany ekran, inteligentne urządzenie rozpoczęło swoją pracę.

Z fascynacją obserwowałam wypełniającą kubek, niezwykle puszystą i przepyszną, mleczną piankę. Marzyłam o porządnej dawce kofeiny, która zapewnić mi miała jasność umysłu podczas dzisiejszych służbowych obowiązków, którymi musiałam się w końcu zająć. 

— Cześć, Leila. 

Na ustach prześladującej mnie Nemezis, ponownie gościło imię z dowodu osobistego, który zwykłam nosić w portfelu. 

 Z zainteresowaniem przeniosłam swój wzrok z ekspresu na blondwłosą piękność. Jej rozanielona twarz dzisiejszego ranka zdawała się inna. Zupełnie odmieniona. Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Josephine odpuściła sobie wszelakie troski. Jej głowa w końcu pozbawiona została trudności i zapełniających myśli, w negatywny sposób, rzeczy. Dzięki sukcesów, Josie nareszcie zaczęła dostrzegać sytuacje, o których wcześniej nawet nie śniła. Promieniowała radością i szczerą intrygą, z którą – chciałam czy nie – musiałam się zmierzyć.

— Piękny outfit — pochwaliłam jej fioletowy, niezwykle uroczy i elegancki strój, licząc, iż rozmowa o ubraniach odciągnie uwagę blondynki od tematu dnia, którym był dziś oczywiście tajemniczy mężczyzna spod mojego prysznica. — W firmie jest klimatyzacja, Josie — rzuciłam, łagodnie chcąc rozpocząć temat związany z Aresem. — Długie spodnie nie są koniecznością, a zmysłowa, uwydatniająca kobiece wdzięki, spódniczka z pewnością spodobałaby się mężczyźnie, na którym zrobić chcesz, podejrzewam, że duże wrażenie. — Uśmiechnęłam się, delikatnie sugerując, iż odpowiednio przemyślana kreacja, zdoła pobudzić zmysły każdego mężczyzny.

— Będę o tym pamiętać — odparła lekko speszona. — Leila... — Moje imię zostało wypowiedziane dość niepewnym tonem, co wzbudziło moje zaintrygowanie. 

— Tak? — zapytałam, chcąc dodać jej otuchy.

— Jaki on jest? 

Gdy zadała to pytanie, w jej niebieskich oczach ukazał się charakterystyczny, świadczący o fascynacji, błysk. 

Josephine od zawsze intrygowała miłość, jednak od niedawna związane z nią tematy, pochłaniały nieskalaną złem blondynkę znacznie intensywniej niż wcześniej. Josie chciała w końcu doznać upragnionego oświecenia. Dojście do prawdy i odnalezienie odpowiedzi na nurtujące jej romantyczne wnętrze pytanie, było jedynym grzechem, który popełniała. Czy kwitnąca miłość między dwójką bliskich sobie ludzi, choć trochę przypominała tę z romantycznych filmów?

Cóż... Przy odpowiednim mężczyźnie z pewnością. 

— Kto? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie, licząc, iż tym razem zdołam uniknąć nieprzyjemnej rozmowy. 

Niestety, nie wyszło. 

— Chłopak, dla którego robisz kawę.

Jej sherlockowskie zmysły tym razem nie zawiodły. Czujne oko dziewczyny z niesamowitą precyzją dostrzegło, iż przygotowywałam gorącą dawkę kofeiny nie tylko dla siebie, ale również i dla dodatkowej osoby, którą – w jej mniemaniu – był mój partner.

— Josie... 

— Leila... — przerwała moją wypowiedź, nie chcąc słuchać kolejnych, omijających temat, słów. — Skąd wiesz, że to miłość? 

Szczere pytania od zawsze wymagały od rozmówcy równie przepełnionej szczerością odpowiedzi. Zawsze. Szczególnie, gdy zadawała je bliska nam osoba, a jako, że miałam właśnie z taką styczność – nie mogłam zawieść. Musiałam w końcu zebrać myśli i wyznać trudną do zrozumienia prawdę, którą była właśnie miłość. 

— On... Daje mi szczęście, Josie — wyznałam z uśmiechem, nie mając zamiaru odbiegać od prawdy. Nie tym razem. — Jest mężczyzną, któremu bez chwili wahania podałabym dłoń w całkowitej ciemności, wierząc, iż jedynie złączeni, wspólnie odnajdziemy jasność. — Mówiłam dalej, dostrzegając, iż moja wypowiedź ją zainteresowała — Jego głos jest dla mnie modlitwą, a wypowiadane słowa ulubioną piosenką, której pragnę słuchać za życia i po nim. Zapach jego perfum... Odbiera mi tchnienie, a jego silne ramiona sprawiają, iż czuję się bezpieczna. On jest przeznaczoną mi wiecznością. Nie wyobrażam sobie innego mężczyzny u swojego boku, Josie. Nie, gdy w końcu w jednej osobie odnalazłam przyjaciela, partnera i kochanka. Jeśli to ten jedyny, będziesz to czuła, Josie. O tutaj. — Wskazałam palcem na jej serce. — W bezszelestnej ciszy słyszeć będziesz jego imię. W samotności czuć będziesz jego dotyk, a seks będzie...

— Cudowny — przerwała mi, zafascynowana wypowiedzią, którą otrzymała.

— Nie, Josie. Będzie najlepszy, jaki w życiu miałaś — poprawiłam ją.

— Zaciekawiłaś mnie. Wiesz, że to twój książę między innymi dlatego, bo gdy się kochacie, czujesz się spełniona?

— Nie. Jestem pewna, że to ten jedyny, bo rżnie mnie jak nikt inny, będąc przy tym jednocześnie czuły, namiętny i romantyczny. Dba o moje potrzeby i chce stworzyć ze mną jedność, której nigdy wcześniej z nikim nie planował — wyznałam. — Zrozumiesz to, Josie. Nadejdzie chwila, gdy zrozumiesz wszystko. 

— Co to znaczy? 

„To znaczy, iż kiedyś przyjdzie czas, że wszystkie skrywane sekrety, ujrzą światło dzienne, niczym długo chronione przed światem grobowce potężnych faraonów, co czynić je będzie jeszcze bardziej wartościowymi". — pomyślałam, zastanawiając się jak bez podejrzeń wyjść ze skomplikowanej sytuacji, którą sama stworzyłam.  

Na szczęście z pomocą przybył mi niczego nieświadomy Raees.

— Ciao, Mia Dea — rzekł do mnie z przesłodkim uśmiechem. — Ciao, Josie — dodał, gorzkim tonem, tym razem kierując słowa do blondynki. 

— Ciao, Mio Dio — odparłam pieszczotliwie, nie tylko nie chcąc ukrywać przed przyjaciółką, że między mną, a Raeesem iskrzyło, ale również mając zamiar skupić myśli Josie na mojej wypowiedzi, odrywając je tym samym od złośliwego zachowania Raeesa, by sposobem uniknąć kolejnej sprzeczki przyjaciół. Niestety mój plan – choć wydawał się dobry – zawiódł. 

— Co się stało, że zeszłeś do nas ubrany, nie pokazując swojej owłosionej klaty? — zaczęła ironicznie Josie. 

— Wybacz owłosioną klatę, Josie — odparł z pozoru niewinnie, lecz ja wiedziałam, że był to dopiero początek jego, nie zapowiadającej się dobrze, wypowiedzi. — Inne dziewczyny nie zwykły narzekać na widok mojego sześciopaku, ale cieszę się, że tym razem, nie jestem dla ciebie zbyt odrażający — stwierdził, nie kończąc uszczypliwych słów. — Przybywam z dziczy, by zjeść z wami wykwintne danie, zwane śniadaniem — kontynuował, przywołując ranną wypowiedź Josephine. — Skoro już jestem okryty, byś na widok mojej nagiej klaty nie dostała odruchów wymiotnych, liczę, że zjesz z nami śniadanie. Obiecuję, że na chwilę zdołam zapomnieć o dziczy, która mnie ukształtowała i będę zachowywać się jak na cywilizowanego człowieka przystało.  

— Naprawdę bardzo to śmieszne — skwitowała ironicznie. — Liczyłam na obecność kogoś innego... — dodała, oczywiście myśląc o człowieku, którym w rzeczywistości był właśnie Raees.

 — Ares zapewne szykuje się do wyjazdu — przerwał jej, sugerując, iż ta podświadomie marzyła o spędzeniu czasu z moim bratem.

— Nie mówię o... Chociaż mało to ważne — uznała po głębszych namysłach, obdarowując mnie zabójczym spojrzeniem, tak jakbym dopuściła się jednego z najbardziej haniebnych czynów – zdrady przyjaciela, do której nie doszło. — Idę do Aresa — dodała oschle, wkładając do ucha jedną z bezprzewodowych słuchawek.

— Adele — odezwał się Raees. 

Będąc tuż obok dziewczyny, rzeczywiście wyraźnie mógł słyszeć piosenkę, którą puściła. Szczególnie, że Josie nie zwykła słuchać muzyki w ciszy. 

— Znasz to? — zapytała nieco skołowana. Zupełnie tak, jakby wypowiedzieć Raeesa w jakimś stopniu ją zawstydziła. 

— I could make you happy, make your dreams come true,

Go to the ends of the Earth for You,

To make you feel my love — zaśpiewał fragment, obsesyjnie przyglądając się mojej osobie.

Barwa jego głosu była jednym z najwspanialszych bożych darów. Wyczuwalna chrypka mieszała się z aksamitną delikatnością i męską tonacją, tworząc, wprost przeznaczony do śpiewu, bas.  

 Jego oczy za to były tak piekielne kasztanowe. W tym ciemnym odcieniu skrywała się niegrzeczna, prowokująca natura ich właściciela. Mogłabym wręcz rzec, że były grzeszne.

Czarne jak u diabła tęczówki oprócz intensywnego mroku, skrywały w swych odmętach również światłość. To właśnie ona spoglądała na mnie utęskliwie, pragnąc posiąść, oddane już w ręce Szatana, ciało i podarowaną przez zapieczętowany pocałunkiem pakt, duszę.

Jego spojrzenie... Było wystarczające, by w cieleniu Lucyfera dostrzec bóstwo, któremu z dumą oddawałabym hołd. Wystarczyło, by stać się najjaśniejszą światłością boga, słynącego z panowania nad – do niedawna najmocniej lśniącym zjawiskiem – słońcem, którego blask przyćmiewałam, stając się w oczach Ra nie centrum wszechświata, lecz całym wszechświatem. 

— Leila przeżyła najlepszy seks życia.  

Romantyczną chwilę, zapewne specjalnie, przerwała nam Josie, uznając nastałą sytuację za zbyt dziwną, by pozwolić na bezkarne kontynuowanie jej.

— Doprawdy? — Raees uśmiechnął się cwaniacko pod nosem, gdy dotarły do niego nowe ploteczki Josie.

— Jak to było? — spytała, kierując słowa do mnie. Choć czułam, iż jej pytanie było z tych retorycznych, na które nie należało odpowiadać, ponieważ pytający bardzo dobrze znał odpowiedź. Nie myliłam się. — „Rżnie mnie jak nikt inny"? — zacytowała złośliwie, chcąc utrzeć Raeesowi nosa. Nie wiedząc, że to właśnie on był mężczyzną, który sprawiał mi tak ogromną cielesną przyjemność. 

— Dobrze wiedzieć — stwierdził. 

Cwaniacki uśmiech i wymalowana w tęczówkach fascynacją, nie znikały z jego twarzy. Wieści od Josie ewidentnie sprawiały mu satysfakcję, powodując, iż jego męskie ego rosło. 

— I tak wiesz za dużo — skwitowała Josie, ponownie obdarowując mnie spojrzeniem w stylu zabójcy, dokładnie tak, jakby miała mi coś za złe. — Smacznego śniadania — dodała, wkładając w ucho drugą słuchawkę, po czym udała się na górne piętro.

— Najlepszy seks w twoim życiu? — zagaił z cwaniacką miną, gdy pozostaliśmy sami. 

— Mój chłopak posiada duże umiejętności w dziedzinie seksu — odparłam dumnie. 

— Podejrzewam, że nie tylko w tej dziedzinie — rzekł, podchodząc na tyle blisko, by nasze ciała się stykały. 

— Doprawdy? — zapytałam kokieteryjnie, spoglądając w jego głębokie, intensywnie kasztanowe, oczy. 

— Owszem. Mogę zademonstrować ci kolejną, bardzo przydatną zresztą, umiejętność. 

— Skoro proponujesz, nie wypada mi odmawiać. — Zaśmiałam się, czekając, aż chłopak przejdzie do rzeczy, ukazując mi swój kolejny z wielu talentów. 

— Jadłaś już śniadanie? — zapytał z zaintrygowaną miną. 

— Nie. Zdążyłam jedynie zrobić Caffe Latte — odpowiedziałam. — Jedno dla mnie, a drugie dla ciebie — dodałam, podając mu porcelanę z kofeinową zawartością. 

— W takim razie na śniadanie proponuję prawdziwą włoską pizzę. Ser, świeża bazylia, oliwa z oliwek i przede wszystkim brak dodatkowego sosu na wierzchu. Trochę orientalnych smaków Włoch... 

— Raees... — przerwałam mu. 

— Cosa succede, Mi Amor? 

— Poznałam już orientalne smaki Włoch i Indii — rzekłam, oczywiście nawiązując tym zdaniem do jego osoby. — I z doświadczenia wiem, że najlepiej smakują połączone — wyznałam, sugerując, iż był on najpyszniejszym smakiem, jaki w życiu dane mi było kosztować.

 Moje słowa przywołały na twarz bruneta szczery uśmiech.

Uwielbiałam Raeesa właśnie w takim wydaniu. Beztroskiego, radosnego i uroczego. Jego osobowość w takiej postaci była najprawdziwszym z wielu wcieleń chłopaka. Najprawdziwszym i najlepszym – oczywiście zaraz po jego piekielnym, pełnym nieposkromionej rządy, wydaniu.

— W takim razie połączmy je. Pizza z kurczakiem curry? 

— Chętnie, ale... 

„Ale" bywało pewnego rodzaju kropką nad „i" w świecie pełnym wyborów. Było wiecznością, która w tym wypadku okazała się niczym innym jak czystym pragnieniem grzechu. 

— Ale? 

— Ale pierw wolę skosztować twojego orientalnego ciała — rzuciłam kokieteryjnie. 

— Przygotujemy ciasto i... 

— I weźmiesz mnie na kuchennym blacie — dokończyłam za niego. 

— Nie musisz powtarzać dwa razy — odparł cwaniacko uśmiechnięty.

Moja propozycja ewidentnie bardzo mu się spodobała.

— Jesteśmy już umówieni. Przejdźmy więc do przygotowań, bo nie mogę doczekać się deseru — wyznałam z zalotną miną. 

— Mało ci „najlepszego rżnięcia na świecie"? — Zaśmiał się, cytując Josie. 

— Przy tobie wiecznie mi mało. Musisz do tego przywyknąć. 

— Nie. Muszę cię rozkochać tak dobrze, byś miała dość — poprawił mnie. 

— Lepiej, niż to robisz, się nie da — stwierdziłam. — Mówiłam ci już kiedyś, że gdyby seks był sportem olimpijskim, byłbyś mistrzem. 

— Mówiłaś... 

— No i miałam rację — przerwałam mu. — Chodź, przygotujemy śniadanie — dodałam, obdarowując go namiętnym, lecz krótkim pocałunkiem w usta. — Co mam robić? 

Popędzałam go, fakt. Wszystko dlatego, iż sprawa była niecierpiąca zwłoki. Dosłownie. Dzień zdawał się coraz krótszy, a ja w planach miałam już zapełniony grafik na cały dzisiejszy dzień.

Wspólne śniadanie, zjedzenie pizzy przy ulubionym serialu, uprawianie seksu i w końcu praca – tyle atrakcji, by pod wieczór ponownie znaleźć swe miejsce w ramionach, które od niedawna były dla mnie nie tylko ostoją, lecz i odkrytym przez przypadek przeznaczeniem. 

— Możesz przygotować mieszankę przypraw. Ja zajmę się ciastem. 

Przytaknęłam, godząc się tym samym na podany przez niego podział obowiązków.

W pośpiechu wyjęłam jedną z wielu misek, by wsypać do niej wszystkie potrzebne składniki.

— Na ostro czy łagodnie? — zapytałam, przeglądając przyprawy. Nie wiedziałam, czy miał on większą ochotę na pikantną czy łagodną paprykę. 

— Osobiście wolę na ostro. — Zaśmiał się, obdarowując mą osobę niezwykle dwuznacznym spojrzeniem. 

 — Dobrze się składa, ponieważ ja również preferuję ostrzejsze klimaty – odpowiedziałam, równie wieloznacznie, chwytając pikantną przyprawę.

Ze wszystkich składników, na które mieliśmy aktualnie ochotę, zrobiłam pełen kolorów mix ostrego curry. Wszystko, by już niedługo wykorzystać go do kawałków soczystego kurczaka.

— Co dalej? — zapytałam, gdy przydzielone mi zadanie, zostało pomyślnie wykonane. 

— Usiądź, obserwuj, odpoczywaj i czekaj na pizzę — odparł, skupiony na przygotowaniach. 

— Nie chcesz mojej pomocy? — Zadałam pytanie, podejrzewając, iż chłopak knuł w swojej czarnej głowie jakiś niecny plan.  

— Zaproponowałem pizzę, więc zrobię ją na śniadanie. Sam — zaznaczył z uśmiechem. — Pokaże ci, że seksualny kunszt, o którym wspomniałaś Josie, to tylko jedna z moich licznych umiejętności — odparł, czym szczerze i pozytywnie mnie zaskoczył. Niesłusznie posądziłam go o nikczemne intrygi, gdy ten jedynie chciał własnoręcznie zrobić mi posiłek na powitanie dnia. — Usiądź i obserwuj, dotrzymując mi towarzystwa. 

— Dobrze — rzuciłam, pełna podziwu.

Uczyniłam co rozkazał. Usiadłam na kuchennym blacie i wnikliwie przyglądałam się mężczyźnie, który jako pierwszy – własnymi rękoma – postanowił przygotować mi śniadanie. Podziwiałam ten rzadko spotykany widok, licząc, iż od dzisiejszego ranka będzie mi on towarzyszył częściej. 

— Którą kulturę wolisz? — zapytałam, gdyż podczas obserwacji wróciłam pamięcią do przeszłości, zauważając pewien wiecznie powtarzający się schemat. 

Mianowicie – Raees częściej wybierał wszystko, co powiązane było z pochodzeniem jego matki. Być może w jakimś stopniu jego wybory związane były ze złymi stosunkami, które ten miał ze swym zaborczym ojcem, lub po prostu włoskie korzenie bardziej przemawiały do jego buntowniczej natury, która objawiała się w zachowaniu bruneta dosłownie od zawsze.

— To trudne pytanie — zaczął, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. — Z jednej strony bliższa jest mi kultura matki. — Tak właśnie sądziłam. — Z drugiej zaś miłość do jednej kobiety na następne siedem wcieleń bardziej mnie przekonuje.

Jego wyznanie... Było pięknym nawiązaniem do wspólnego życia i małżeństwa. 

Hindusi przez swą religię zwykli uważać, iż żona była zesłanym z nieba darem. Mężczyźni po ślubie łączyli się ze swymi kobietami nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Zarówno w życiu doczesnym, jak i kolejnych siedmiu wcieleniach. 

Wypowiedź chłopaka – choć z pozoru niewinna – dała mi odpowiedź na błądzące gdzieś z tyłu mojej głowy pytanie. 

Czy Raees rzeczywiście myślał o nas na poważnie? 

Wszelakie zwątpienia minęły, gdy jego usta przyznały, iż byłam jego miłością w każdym z ośmiu dostępnych wcieleń.  

— Siedem wcieleń to sporo — zaznaczyłam, kontynuując rozmowę o religii jego ojca. — Wytrzymasz tyle z jedną kobietą?

— Przy tobie nawet wieczność to za mało, Mi Amor. 

— Albo mi się wydaje, albo nagle stałeś się bardziej romantyczny. — Zauważyłam słusznie. 

Raees – gdy tylko chciał – zawsze potrafił być uroczy. Jednak dzisiejszego dnia dosłownie przebijał samego siebie. Oczywiście w jak najbardziej pozytywny sposób. 

— Ja zawsze byłem romantyczny, Mia Dea.

 — Doprawdy?

— Tak — odpowiedział, pewny swych słów. — Mój romantyzm kierowany był wcześniej jednak wyłącznie do Priyanki Chopry. — Zaśmiał się, wiedząc, iż zawsze podejrzewałam, że coś kręciło go w tej indyjskiej piękności.

— Twojej młodzieńczej miłości. — W mojej wypowiedzi również nie zabrakło śmiechu. 

— Czyżbyś była zazdrosna? — zapytał z cwaniackim, tak bardzo charakterystycznym dla jego osoby, uśmiechem. 

— W życiu — odparłam pewnie. — Priyanka nie ma tego, co mam ja.

— Mianowicie?

— Ciebie — rzekłam, zerkając na niego wzrokiem pełnym miłości. Spojrzeniem, które ukazywało szczere i niemijające uczucie. Pragnienie wspólnej wieczności za życia, podczas pozostałych wcieleń i po nich. 

— Jestem tylko twój, Mi Amor. — stwierdził, delikatnie gładząc swoją czułą dłonią, mój rozgrzany od emocji policzek. — A ty jesteś tylko moja. Na osiem wcieleń i całą wieczność. Pamiętaj o tym.  

— Nie mam zamiaru zapominać — odparłam, tuż przed ponownym złączeniem naszych ust.

„Tego co nas łączy, nie da się zapomnieć." — dodałam w myślach, całkowicie dając ponieść się rozkoszy, którą dostarczały mi ponętne wargi, przeznaczonego memu sercu, chłopaka. Mężczyzny, który swą szczerą miłością wypełniał nie tylko moje wnętrze, lecz i życiową pustkę, która dzięki niemu została napełniona i zniknęła. Rozpłynęła się niczym mydlana bańka – na szczęście – nie móc powrócić do swego pierwotnego kształtu.  

______________________________________________

Ciao Różyczki! ❤️‍🔥
Miłość z jedną osobą na osiem wcieleń... Brzmi pięknie, prawda? 🥰
Co Wy o tym sądzicie?
Chcielibyście przeżyć siedem kolejnych wcieleń z jedną osobą?
I najważniejsze - czy według Was Leila i Raees przeżyją razem chociaż siedem następnych tygodni?
Koniecznie dajcie znać co o tym sądzicie!
Widzimy się już niedługo w kolejnym rozdziale z perspektywy Leili 🌸
Arrivedercii! 💋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top